Wasil Bykau - kim był założyciel Białoruskiego Frontu Ludowego

Wasil Bykau - kim był założyciel Białoruskiego Frontu Ludowego

19 czerwca 1924 r. w Byczkach w województwie witebskim urodził się Wasil Bykau, pisarz, założyciel Białoruskiego Frontu Ludowego. Był zdecydowanym krytykiem Aleksandra Łukaszenki, którego oskarżał o niszczenie narodu jego świadomości, kultury i języka.

Życiorys wroga dyktatora

.”To był pisarz w pełni uzależniony od prawdy. W świadomości Białorusinów Bykau pozostanie przykładem człowieka najuczciwszego” – powiedział po jego śmierci, 22 czerwca 2003 roku, poeta Rychor Baradulin. „Bez niego zrobiło się w tym kraju pusto i nieprzyjemnie” – ocenił.

Wasil Bykau urodził się kilka lat po bolszewickim puczu zapisanym w historii jako rewolucja październikowa. Dorastał na sowieckiej wsi w kołchozie, tuż przy ówczesnej granicy z Polską. „Nasze domostwo przycupnęło na skraju wsi. Za podwórkiem rozciągały się pola, przecinał je zarośnięty olszyną i leszczynami jar” – napisał Bykau w autobiografii pt. „Długa droga do domu” przełożonej z języka białoruskiego przez Joannę Bernatowicz (Wydawnictwo Kolegium Europy Wschodniej, 2023). „O swoich przodkach wiem mało, wiem tylko, że jeden dziadek był zagorzałym rybakiem” – wspominał.

„Rodowód Bykaua i jego droga do wielkości są bez reszty chłopskie” – przypomniał Wojciech Stanisławski w artykule „Ciemne lustro Białorusi” („Sieci”, 2023). „Ale nie w formule, jaką znamy ze wspomnień polskich +Andrzejów Radków+ – Pigoniów czy Kasprowiczów: to los wychowanka wsi białoruskiej najpierw przemielonego niemal na śmierć przez sowiecką wojenną +maszynkę do mielenia mięsa+, a po cudem przeżytej wojnie – w równie bezwzględny sposób formatowanego przez maszynki do kształtowania karier” – napisał Stanisławski.

Niemcy zaatakowali Związek Sowiecki trzy dni po jego 17. urodzinach. Trafił do armii na całą wojnę, która stanie się głównym tematem jego twórczości. Noblistka Swietłana Aleksijewicz oceniła, że spośród pisarzy jedynie Bykauowi udało się „uczynić Wielką Wojnę Ojczyźnianą na zawsze współczesną”.

„Według znawców literatury Bykau był jednym z najwybitniejszych na świecie prozaików piszących o drugiej wojnie światowej” – przypomniał Janusz Drzewucki („Rzeczpospolita”, 2003). Książki białoruskiego pisarza przełożono na ponad 40 języków.

Po wojnie był dziennikarzem „Grodzieńskiej Prawdy”. Zadebiutował w 1960 r. tomem opowiadań pt. „Krzyk żurawi”. Napisał m.in. powieści: „Trzecia rakieta” (1961), „Ballada alpejska” (1964), „Sotnikow” (1970), „Obelisk” (1971), „Pójść i nie wrócić” (1978). Pisał w języku białoruskim – był świadomym swojej białoruskości białoruskojęzycznym Białorusinem.

„Bycie zaś Białorusinem jest decyzją polityczną – od blisko stu lat często zresztą niebezpieczną” – napisał Zbigniew Rokita w artykule „Inna Białoruś. Posłuchajcie Wasila Bykaua” („Tygodnik Powszechny”, 2023). „Bykau stara się wykonturować doświadczenie białoruskie z sowieckości i rosyjskości, opowiedzieć swój własny, białoruski XX wiek. Rozumie, że warunkiem przetrwania białoruskiego narodu jest ucieczka z ruskiego świata – akt, którego od 20 lat stara się dokonać Ukraina. Wie, że trwanie w zbyt bliskim zespoleniu z Moskwą skazuje Białorusinów na kulturową śmierć i zwieńczenie stalinowsko-nazistowskiego ludobójstwa” – wyjaśnił. „Główną cechą odróżniającą Białorusinów od ościennych narodów (nie tylko od Rosjan, ale też od Polaków i Litwinów, od których Białorusini także musieli się w XIX i XX w. uniezależnić), jest język, dziś wymierający. Bykau poświęca białoruszczyźnie wiele miejsca. Konsekwentnie całe życie pisze w prześladowanym białoruskim i stanie się największym wśród prozaików wirtuozem tego języka” – przypomniał Rokita. Podczas czystek stalinowskich w latach 1937-38 straciło życie – jak podał Eugeniusz Mironowicz w „Historii Białorusi XX-XXI wieku” – 90 proc. pracowników Białoruskiej Akademii Nauk, większość wykładowców Uniwersytetu Państwowego w Mińsku. „Zginęli niemal wszyscy organizatorzy białoruskiego życia politycznego, naukowego i kulturalnego z lat 20. Spośród 238 literatów białoruskich epokę Stalina przeżyło jedynie 20” – napisał Mironowicz. Natomiast Niemcy w latach 1941-43 „zniszczyli około 20 milionów egzemplarzy książek”. „Księgozbiory Białoruskiej Akademii Nauk oraz Państwowej Biblioteki BSRR liczące 1,5 miliona woluminów wywieźli do Niemiec, w tym najstarsze zabytki piśmiennictwa białoruskiego” – dodał.

„To ustawia Białorusinów w jednym szeregu z najbardziej okaleczonymi narodami w XX wieku” – przypomniał Rokita. „Proza Bykaua odpowiada na aktualne pytania. Na przykład: dlaczego Białorusini nie potrafią tak jak Ukraińcy obronić demokracji, a zamiast tego osunęli się w totalitaryzujący autorytaryzm? Bykau udziela jednej z możliwych odpowiedzi, opisując ludobójstwo popełnione na narodzie białoruskim – ludobójstwo, które nie ma swojego symbolu, jak ukraiński Wielki Głód czy tureckie mordy na Ormianach, a przez to jest rozproszone w wielości tragedii, trudno uchwytne” – wyjaśnił.

Podczas gorbaczowowskiej pierestrojki Wasil Bykau, jako najważniejszy żyjący białoruski pisarz, często nazywany „sumieniem narodu”, jest jednym z założycieli Białoruskiego Frontu Ludowego (zdelegalizowanego w 2023 r. przez reżim Łukaszenki). Wielokrotnie krytykuje Łukaszenkę za sprzedawanie niepodległości – dążenie do zjednoczenia z Rosją, przywrócenie sowieckiej symboliki i ustanowienie ruszczyzny językiem urzędowym. „Ideał polityki w Republice Białoruś to doprowadzić do tego, żeby sam naród nie chciał być białoruski” – wyjaśnił Wasil Bykau w rozmowie z Sokratem Janowiczem.

Wasil Bykau – sumienie Białorusi

.Książki Bykaua przestają się ukazywać w Białorusi. Państwowe wydawnictwo odmówiło publikacji opowiadania, którego bohater, pisarz, prowincjonalny polityk przejmuje władzę nad krajem i zmienia go w obóz koncentracyjny. Łukaszenka bywa jednak łaskawy i w 2002 r. w rosyjskiej telewizji oznajmia, że „wyrósł i uczył się na wierszach Wasilija Bykowa”. „Alaksandr Grigoriewicz, ale on pisze prozę?!” – dziwi się dziennikarz, a całe zdarzenie przypomina stary dowcip o Breżniewie zachwycającym się czerwonymi gaśnicami podczas zwiedzania Muzeum Narodowego w Warszawie.

Ostatnie lata życia, w efekcie prześladowań ze strony reżimowych władz, pisarz spędza na emigracji: w Finlandii, Niemczech i – na zaproszenie Vaclava Havla – w Czechach. W autobiografii napisał: „Nie jestem liderem ani sumieniem narodu, jestem prostym, zmęczonym życiem Białorusinem i mam jeden cel – pozostać uczciwym człowiekiem. Chciałem dożyć wolności, lecz to marzenie najwyraźniej się nie spełni” – napisał Bykau w „Długiej drodze do domu”.

Długa droga do domu to kolejny dowód na to, że Białoruś to wciąż nie Rosja i że nie powinniśmy zapominać o toczącej się wojnie rosyjsko-białoruskiej” – przypomniał Zbigniew Rokita.

„Ta droga przyniosła najwierniejszy opis koszmaru wojny na Białorusi, jaki istnieje. Stworzyła białoruską noblistkę, Swietłanę Aleksijewicz, która nie przez kurtuazję podkreśla, że wychowała się na prozie Bykaua. I stanowi oparcie dla dzisiejszych twórców białoruskiej kultury – tych, którzy jeszcze nie siedzą w Łukaszenkowskich łagrach” – napisał Wojciech Stanisławski.

Wasil Bykau zmarł 22 czerwca 2003 roku w Mińsku w wieku 79 lat.

Czy reżim Łukaszenki może upaść?

.Takie pytanie zadawał na łamach Wszystko co Najważniejsze Pascal BRUCKNER, który rozmawiał o tym z Agatonem KOZIŃSKIM.

gaton KOZIŃSKI: – „Lepiej być dyktatorem niż gejem” – powiedział kiedyś o sobie Aleksandr Łukaszenka. Myśli Pan, że długo jeszcze będzie ostatnim dyktatorem w Europie?

Pascal BRUCKNER: – Do tej pory Białoruś była ostatnim krajem w Europie, w którym panował właściwie sowiecki porządek. Widać, że Łukaszenka chce utrzymać się w nim u władzy, bez względu na koszt. Tym bardziej że wie, że to jest możliwe.

– Przecież ogromna część Białorusinów chce jego ustąpienia.

– Na tej samej zasadzie Baszszar al-Asad już dawno temu powinien przestać rządzić w Syrii – ale jednak utrzymał władzę, choć rzeczywiście Syryjczycy zapłacili za to bardzo wysoką cenę. Asada uratowało wsparcie Putina. Widać, że Łukaszenka liczy na to samo. Dlatego się nie poddaje, nie ustępuje przed żądaniami Białorusinów.

– Z drugiej strony widać bardzo umiarkowane zainteresowanie na Zachodzie sytuacją na Białorusi. Dla Francji ważniejsza wydaje się sytuacja w Bejrucie niż w Mińsku – choć przecież Liban leży poza Europą. Dlaczego?

– Nie wiem, czy Białoruś można uznać za kraj europejski. Ona jest w Europie pod względem geograficznym – ale chyba to jedyne kryterium, które spełnia. Ten kraj dawno temu postawił się poza wspólnotą europejską. Łukaszenka sprawił, że to państwo jest czymś pomiędzy autorytarną Rosją i demokratyczną Polską. Tego kraju w żaden sposób nie da się porównać z Libanem, który ma bardzo nietypową strukturę wewnętrzną, jest podzielony między cztery różne grupy religijne.

– Ja też nie zamierzam porównywać tych krajów. Uderza mnie natomiast coś innego. We francuskich gazetach poświęca się sytuacji w Libanie dużo więcej miejsca niż sytuacji na Białorusi. To wydaje mi się dziwne. Koszula bliższa ciału – a Mińsk bliżej Paryża niż Bejrut.

– To problem Europy, która nie ma narzędzi do tego, żeby móc wpływać na inne państwa. Poza tym to kwestia świadomości tego, co się dzieje w tym rejonie naszego kontynentu. Podejrzewam, że duża część Francuzów nawet nie wie, że Białoruś istnieje jako samodzielne państwo. Oni uważają, że to po prostu część rosyjskiego imperium. To dlatego protesty na Białorusi nie przebijają się na czołówki we francuskich mediach. Już więcej mówi się o napięciach w relacjach z Turcją, tym bardziej że Francja wysłała okręt i samoloty w rejon Cypru i Grecji. Nie sądzę, żeby Paryż był zainteresowany otwieraniem jeszcze jednego frontu.

– W swojej ostatniej książce Tyrania skruchy zwrócił Pan uwagę na to, że Europa ostatnio cały czas czuje się za coś winna. Może właśnie zainteresowanie Francji Libanem jest tego konsekwencją? Bo Paryż czuje się winny za lata kolonializmu. Jednocześnie Francja i inne kraje Zachodu nie czują żadnego związku z Białorusią, dlatego to państwo ich nie interesuje, nie widzą powodu, by mu pomagać.

– Na pewno bliskie związki Paryża z Bejrutem to konsekwencja wspólnej historii naszych państw. W oczywisty sposób tego typu więzi nie ma między Paryżem i Mińskiem. Białoruś zawsze znajdowała się w orbicie wpływów rosyjskiego imperium, później wchodziła w skład Związku Sowieckiego. To właśnie z tego powodu Europa Zachodnia tak niechętnie podchodzi do kwestii Białorusi, nie ma zapału do wspierania protestów w Mińsku i innych białoruskich miastach. Choć przecież ten zapał być powinien, bo widać szansę na upadek rządów ostatniego tyrana na naszym kontynencie.

– Teraz Pan mówi, że w Europie Zachodniej postrzega się Białoruś jako kraj należący do rosyjskiej strefy wpływów. Tak jest rzeczywiście postrzegany ten kraj?

Tak. Przecież nawet sama nazwa tego państwa to sugeruje. To jeden z powodów, dla którego duża część Europejczyków postrzega Białoruś jako część Rosji. To dlatego Francuzi czują dużo bliższy związek z krajami Bliskiego Wschodu niż z państwami Europy Środkowo-Wschodniej. Jasno wyartykułował to choćby lider skrajnej lewicy Jean-Luc Mélenchon, który mniej więcej 10 lat temu powiedział, że nie ma nic wspólnego z krajami bałtyckimi: Litwą, Łotwą, Estonią. Wyraźnie powiedział, że o nie kompletnie nie dba i że powinny wrócić do Rosji.

PAP/WszystkocoNajważniejsze/MB

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 19 czerwca 2024