Frédéric PETIT: Polska nie jest zagrożona atakiem ze Wschodu, ona już została zaatakowana

Polska nie jest zagrożona atakiem ze Wschodu, ona już została zaatakowana

Photo of Frédéric PETIT

Frédéric PETIT

Francuski parlamentarzysta. Członek komisji spraw zagranicznych w Zgromadzeniu Narodowym. Przewodniczący Grupy Międzyparlamentarnej Francja-Polska.

Unia Europejska jest wojowniczą ziemią. Zawsze byliśmy skłóceni. Najbardziej skuteczną odpowiedzią na tę wojowniczą naturę jest budowa Europy, w ramach której zachowaliśmy naszą różnorodność językową. Z drugiej strony mamy do czynienia z imperializmem, w którym mówi się tylko po rosyjsku – mówi Frédéric PETIT w rozmowie z Nathanielem GARSTECKA.

Nathaniel GARSTECKA: Czy Europa Środkowa, a w szczególności Polska jest zagrożona atakiem ze Wschodu?

Frédéric PETIT: Polska nie jest zagrożona atakiem ze Wschodu, ona już została zaatakowanaPolska nie jest zagrożona atakiem ze Wschodu, ona już została zaatakowana. Nie armatami, ale przy użyciu migrantów na granicy z Białorusią. Co więcej, zaatakowano nie tylko Polskę, ale całą Unię Europejską. To atak zorganizowany przez Kreml i przygotowany dawno temu.

Polacy przyjęli dwa miliony Ukraińców. Czy nie jest to dowód na to, że potrafią odłożyć na bok rany z przeszłości? Wszyscy zdajemy sobie sprawę, jak wyglądają spory historyczne między Ukraińcami i Polakami.

Tak, oczywiście. Polska ma wielką europejską tradycję solidarności; ma dokładnie takie samo pragnienie przyjmowania ludzi i podtrzymywania wartości humanistycznych, jak inne kraje europejskie. To tak jak z Francją i Niemcami, z traktatami o przyjaźni, z których najnowszym jest traktat z Akwizgranu. To oczywiste i to jest nasz model.

Jak opisałby Pan dzisiejszą mentalność Rosji?

Nie lubię mówić Rosja, wolę mówić Federacja Rosyjska. Tak jak nie mówię o rosyjskim imperializmie, tylko o moskiewskim imperializmie. Należy zrozumieć, że w tym kraju wciąż jest dużo sowietyzmu i nie jest to zaskakujące. Nie da się w ciągu kilku lat wyjść z 80 lat leninizmu i stalinizmu, biurokracji i nomenklatury. Potrzeba dwóch lub trzech pokoleń, aby naprawdę z tego się wydobyć. Takie pokolenia szybko pojawiły się w Polsce i krajach bałtyckich, ale jest to mniej oczywiste w Federacji Rosyjskiej.

Chciałbym przypomnieć o jeszcze jednym fakcie, który nie został wystarczająco opisany w zachodnich mediach: na oficjalnym spotkaniu w kwietniu lub maju 2022 r., aby uzasadnić inwazję na Ukrainę, Ławrow powiedział: „Gdyby Walonowie mieli problem z Flamandami, wszyscy zrozumieliby, gdyby Francja chwyciła za broń w obronie mniejszości francuskiej w Belgii!”. Dla niego język jest determinizmem politycznym. Nie chcę, by moje dzieci żyły w takim świecie.

Musi Pan być jednym z niewielu polityków we Francji, którzy naprawdę znają historię Federacji Rosyjskiej. Przez lata musiało być Panu bardzo trudno dojść do głosu.

W przeciwieństwie do Federacji Rosyjskiej mamy we Francji bardzo dobrych historyków. We Francji historia jest nauką, narzędziem i przedmiotem badań. Po stronie moskiewskiej historia jest bronią. Dwa tygodnie przed kontratakiem, dzięki któremu udało się odbić Chersoń, byłem na Ukrainie. Było to tydzień przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego. Rosjanie mieli problemy z dostarczeniem posiłków do Chersonia. Wszyscy wiedzą, że nie mają wystarczającej ilości broni i personelu, że mają problemy logistyczne. Czy wie Pan, co Rosjanie przynoszą do wszystkich szkół na tydzień przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego? Nowe podręczniki do historii, po rosyjsku! Dowiadujemy się z nich, że Donbas jest „sercem Rosji”! Na Kremlu zdecydowano, że wysyłanie nowych książek historycznych jest tak samo ważne jak wysyłanie armat.

To, co Pan mówi, słyszymy od bardzo niewielu ludzi.

Robimy postępy. Sam prezydent Emmanuel Macron poruszył tę kwestię. Podczas swojej podróży do Polski wysłuchał nas. Jeśli prezydent mówi „nie bójcie się” młodym Polakom w Krakowie…

To przypomina słowa Jana Pawła II…

… to dlatego, że ktoś mu powiedział, że to będzie dobrze brzmiało. Myślę, że jednym z wyzwań, przed którymi stoimy na Zachodzie, jest uznanie, że ta historia jest również naszą własną. „Od Bałtyku do Morza Czarnego”. To powinno przemawiać nawet do ludzi, którzy mieszkają w Portugalii.

Opinia publiczna we Francji wydaje się obecnie dość podzielona w kwestii rozwiązania konfliktu między Rosją a Ukrainą. Jakie byłoby najlepsze rozwiązanie dla Francji?

Prawdziwy konflikt dotyczy modelu społeczeństwa. Tego, jak będziemy zarządzać naszą przyszłością i co zostawimy naszym dzieciom i wnukom. Tutaj mówię jasno: Unia Europejska jest wojowniczą ziemią. Zawsze byliśmy skłóceni. Najbardziej skuteczną odpowiedzią na tę wojowniczą naturę jest budowa Europy, w ramach której zachowaliśmy naszą różnorodność językową. Z drugiej strony mamy do czynienia z imperializmem, w którym mówi się tylko po rosyjsku.

Jest jeszcze jedna kwestia: czym jest żołnierz? W krajach Unii Europejskiej żołnierz jest przede wszystkim obywatelem. Żaden z naszych krajów nie ma armii, która zatrudnia prywatne firmy, w przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych czy Federacji Rosyjskiej, z Grupą Wagnera robiącą objazdy przez kopalnie wokół Bachmutu lub w Republice Środkowoafrykańskiej. Legalność naszych sił zbrojnych leży przede wszystkim w ich obywatelstwie. Żołnierze znajdują się pod kontrolą krajowego parlamentu.

I to jest odpowiedź na pytanie, jakiego modelu chcę dla moich dzieci i wnuków: świata, w którym na ulicy mówi się kilkoma językami, w którym siła żołnierzy jest przede wszystkim obywatelska, w którym historia jest nauką… Dlatego nie wchodzi w rachubę negocjowanie tych elementów.

Czy potrzebujemy zmian politycznych w Moskwie, aby wyjść z kryzysu?

Mam nadzieję, że nie, ponieważ oznaczałoby to długie oczekiwanie. Myślę, że dziś co do zasady nie możemy ustępować w sprawach, które będą miały wpływ na nasze wnuki. Myślę, że „dekremlinizacja” zajmie jeszcze jedno pokolenie. Poza tym to nie do nas należy zmiana władzy w Federacji Rosyjskiej, to nie nasza rola. Możemy zaproponować nasz model, a jeśli Rosjanie go nie chcą, niech tak będzie.

Jest Pan bardzo zaangażowany we wspieranie białoruskiej opozycji, rządu na uchodźstwie, a w szczególności więźniów politycznych reżimu Aleksandra Łukaszenki. Czy ma Pan informacje na temat stanu ich zdrowia?

Tak, oczywiście. Dzieją się tam straszne rzeczy: przemoc, absurdalne procesy, tortury, są ofiary śmiertelne…

Martwi mnie to, że zaczynam odczuwać rozpacz. Ludzie czują, że muszą żyć przez kilka pokoleń w ukryciu i zamkniętej przestrzeni publicznej. Nawet jeśli uda nam się zmienić sytuację, to są rzeczy, które pozostają, które zostawiają w społeczeństwie ślad. W Polsce przezwyciężenie tej mentalności zajęło dużo czasu. Przez kilka pokoleń przestrzeń publiczna była przestrzenią wrogą. Potem trudno ją odzyskać, znów stać się społeczeństwem obywatelskim.

Mimo to w Polsce było łatwiej, ponieważ Polacy mają zachodnią tradycję.

Tak, i istniały solidne struktury podziemne. Niepokoi mnie sytuacja na Białorusi. Musimy stoczyć tę bitwę, która jest bitwą kulturową.

Łukaszenka pozwala rosyjskim wojskom stacjonować na swoim terytorium, a także umieszczać tam broń jądrową, z naruszeniem art. 18 białoruskiej konstytucji. W jakim stopniu Łukaszenka jest zależny od Moskwy?

Białoruś jest okupowana. Kiedy Swiatłana Cichanouska utworzyła białoruski rząd na uchodźstwie w Paryżu dzień po inwazji Federacji Rosyjskiej na Ukrainę, oświadczyła na konferencji prasowej w ambasadzie Litwy, że naród białoruski nie ponosi odpowiedzialności za to, co się dzieje, i że jej kraj jest okupowany.

Jeśli chodzi o niezależność Łukaszenki: został wybrany w 1994 r. na fali niezależności od Moskwy i był to wybór białoruskiego społeczeństwa, aby zachować niezależność bez akceptowania modelu kapitalistycznego. Myślę, że dziś Łukaszenka boi się i robi to, co mu się każe. W dniu, w którym sprzeciwi się rozkazowi z Moskwy, będzie musiał odejść.

Jego przewinienia są liczne: oczywiście w kwestii nuklearnej, ale także w sprawie „unii dwóch krajów”. Kiedy Rosja ogłasza, że do 2030 r. nie będzie już nawet republiki białoruskiej, że „będziemy tak dobrymi przyjaciółmi, że będziemy jednym krajem”, Łukaszenka nie reaguje.

Ukraina, która próbowała raz na zawsze wyemancypować się z wpływów Federacji Rosyjskiej, została zaatakowana, a Zachód próbuje w jakiś sposób jej bronić. Czy Białoruś może podążyć tą drogą?

To nie blok zachodni walczy, tylko Ukraińcy. Ukraina i Białoruś to dwa różne kraje pod względem sposobu, w jaki stawiają opór. Mają różne mentalności, ukształtowane przez różne historie w ramach unii lubelskiej oraz przez wpływy polskie i litewskie.

Pojawiają się głosy, że NATO to tylko sojusz, kawałek papieru. Jak wszystkie sojusze i unie, nie będzie trwać wiecznie. Czy Europa Środkowa może znów znaleźć się sama?

Nie, to całkowita nieprawda. Atmosfera we Francji i Niemczech nie przypomina już tej z Monachium. To prawda, że prace Unii Europejskiej były przez pewien czas zbyt skoncentrowane na gospodarce, ale tak już nie jest. Jeśli w 1990 roku wschodnia granica Unii Europejskiej nie upodobniła się do Bałkanów, to właśnie dzięki ruchowi „Kultury” zorganizowanemu w Paryżu przez polskich intelektualistów. Krzysztof Skubiszewski jest bohaterem Unii Europejskiej. Był kimś, kto bardzo wcześnie zrozumiał, że musimy zacząć przygotowywać europejskiego ducha na upadek bloku wschodniego. Tym sposobem w latach 90. polskiemu rządowi udało się uniknąć wciągnięcia w roszczenia terytorialne wobec sąsiadów.

Rozmawiał Nathaniel Garstecka

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 28 grudnia 2023
Fot. Michal KOŚĆ / Forum