Wojna hybrydowa na Bałtyku. Przecięty kolejny podmorski kabel

U wybrzeży Gotlandii doszło do kolejnego przerwania podmorskiego kabla na Morzu Bałtyckim – poinformowały szwedzkie władze. Prokuratura w Sztokholmie wszczęła w tej sprawie śledztwo w związku z możliwym sabotażem. Uszkodzenie, którego doznał podmorski kabel nie jest poważne.

Kto odpowiada za sabotaż bałtyckiej infrastruktury?

.Według szwedzkiej Straży Przybrzeżnej incydent dotyczy kabla informatycznego C-Lion 1, łączącego Finlandię z Niemcami.

Premier Szwecji Ulf Kristersson napisał na platformie X, że „od pewnego czasu” zna informację o przerwaniu kabla. Zapewnił, że rząd jest na bieżąco informowany o sprawie. „Wszystkie doniesienia o uszkodzeniach infrastruktury na Morzu Bałtyckim traktujemy bardzo poważnie. (…) Należy je rozpatrywać w świetle poważnego (zagrożenia dla) bezpieczeństwa” – podkreślił Kristersson.

Nie jest jasne, kiedy doszło do przerwania kabla.

Operator połączenia, fińska spółka Cinia, przekazała agencji Reutera, że uszkodzenie „nie jest poważne” i nie spowodowało wstrzymania przesyłu danych. Według firmy ten sam kabel został przerwany w ostatnim czasie dwukrotnie, w listopadzie oraz grudniu 2024 r. Wówczas szkody określono jako „znaczne”.

Wojna w „szarej strefie” to nie tylko sabotaż, ale także zastraszanie, subwersja, przekupstwo

.Edward LUCAS opisuje w swoim artykule, że przypisanie wrogim państwom winy za te działania nie jest łatwe. Urzędnicy muszą wykluczyć chuligaństwo, działalność przestępczą, a nawet zrządzenie losu. Niebezpieczeństwo eskalacji jest oczywiste, do czego zachodni decydenci podchodzą z niepokojem. Każda reakcja wiąże się z wyzwaniami, ryzykiem lub kosztami. Jednak bezczynność stwarza fatalny precedens bezkarności napastników.

Trwający kilka tygodni impas w sprawie należącego do Chin statku towarowego Yi Peng 3 jest tego smutnym przykładem. Statek ten – jak uważają śledczy – celowo przeciągnął kotwicę po dnie Bałtyku, aby zniszczyć dwa kable danych na żądanie Rosji. Jednak polityczna nieśmiałość, chowająca się pod płaszczykiem prawa międzynarodowego, ograniczyła reakcję na to działanie. Konwencja Narodów Zjednoczonych o prawie morza (UNCLOS) zapewnia silną ochronę każdemu statkowi na wodach międzynarodowych. Prawo „nieszkodliwego przepływu” oznacza, że można płynąć tam, gdzie się chce i kiedy się chce, bez rejestrowania się na pokładzie, przeszukiwania czy zawracania. Stany Zjednoczone podkreśliły stanowczo, że jeśli kraje NATO złamią w Europie tę zasadę dla swojej wygody, Komunistyczna Partia Chin zacznie ingerować w żeglugę handlową wokół Tajwanu. Stany Zjednoczone ujawniły również informacje wywiadowcze, które pomniejszały (w sposób niebudzący przekonania) prawdopodobieństwo sabotażu.

Ponadto nikt nie chciał wdawać się w bójkę z mściwą Komunistyczną Partią Chin, której łatwo zajść za skórę. Kiedy w 2021 r. Litwa symbolicznie zacieśniła oficjalne więzi z Tajwanem, władze w Pekinie odpowiedziały bezlitosną mieszanką różnorakich sankcji, w tym również handlowych. Europejscy sojusznicy Litwy się pochowali, zapamiętując tę lekcję na przyszłość.

Podczas trwającego miesiąc impasu w cieśninie Kattegat Niemcy próbowały łagodnych negocjacji z Chińczykami. Skończyło się na tym, że fińscy, duńscy, niemieccy i szwedzcy urzędnicy złożyli symboliczną wizytę na Yi Peng 3. Nie pozwolono im jednak na przeprowadzenie właściwego dochodzenia. Mimo tego po wizycie pozwolono statkowi po prostu odpłynąć. Było to katastrofalne rozstrzygnięcie. Powstała w ten sposób „nowa norma”, zgodnie z którą Rosja może wykorzystywać chińskie okręty do niszczenia infrastruktury państw NATO bez żadnych poważnych konsekwencji dla żadnej z zaangażowanych stron. Uwydatniło to również braki w zakresie odstraszania: większość krajów zachodnich nie wie, jak reagować na tego rodzaju ataki.

Zniszczony podmorski kabel to tylko początek…

.Ostateczne rozstrzygnięcie każdego konfliktu dokonuje się na lądzie. To twierdzenie przewija się przez wszystkie praktycznie opracowania z dziedziny wojskowości. Powtarzane jest w opiniach ekspertów i poparte mnogimi przykładami z historii. Nie należy jednak zapominać, że w latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku z równą stanowczością twierdzono, że lotnictwo nie jest w stanie zatopić okrętu, a baza w Pearl Harbor jest zabezpieczona przed atakami każdego rodzaju. W dzisiejszym świecie, zdominowanym przez informacyjno-postindustrialny charakter nadciągającej trzeciej fali cywilizacyjnej, wszelkiego typu „prawdy niepodważalne” nie mogą być już postrzegane jako filary strategii państwa.

Już Napoleon zrozumiał, że aby odnieść sukces należy uderzyć we wroga w miejscu i czasie, w którym jego obrona jest najsłabsza, a przez to nasza szansa na odniesienie sukcesu, możliwie małym nakładem środków, największa. Analizując, nawet pobieżnie, polski potencjał obronny, oczywistym staje się, że najsłabiej zabezpieczona przed atakiem jest strefa morskiej granicy państwa.

Polska Marynarka Wojenna od lat znajduje się na równi pochyłej, prowadzącej w stronę całkowitej utraty możliwości operacyjnych, a niemrawe próby zmiany tego stanu rzeczy koncentrują się wokół prób zbudowania czegoś na kształt polskiej Linii Maginota. Co więcej elity polityczne i wojskowe zdają się nie zważać na tę słabość, o czym świadczy chociażby Strategia Bezpieczeństwa Narodowego z 2014 roku, w której Marynarka Wojenna nie występuje w żadnym kontekście. Jedynie, czytając miedzy wierszami, można doszukać się jakichkolwiek interesów morskich.

Podejście takie byłoby usprawiedliwione gdyby Bałtyk był dla Polski miejscem gdzie spędza się wakacje, a nie autostradą, przez którą płyną żywotne dla gospodarki narodowej surowce oraz odbywa się zarówno eksport, jak i import towarów. Należy przy tym zauważyć, ze morzem trafiają do Polski nie tylko surowce energetyczne. Większość transportu morskiego to „drobnica” czyli produkty, które Polacy kupują codziennie w pobliskim sklepie.

Do czasu aneksji Krymu przez Rosję, w lutym 2014 roku, termin „zielone ludziki” kojarzony był głównie z filmami SF trzeciej kategorii. Ostatnie wydarzenia spowodowały jednak konieczność całkowitego przedefiniowania tego, początkowo niewinnego, terminu. Dziś określenie to używane jest w odniesieniu do oddziałów zbrojnych bez jednoznacznie określonej przynależności państwowej czy organizacyjnej, które prowadzą operacje militarne na szkodę państwa na terenie którego „spontanicznie się pojawiły”.

Kluczową rolę w działalności „zielonych ludzików” odgrywa wola polityczna i sponsoring państwa trzeciego, które oficjalnie, na arenie międzynarodowej, odżegnuje się od jakichkolwiek związków z omawianą grupą. Ta definicja dość dokładnie opisuje działania „zielonych ludzików” na Ukrainie w 2014 roku. Została stworzona na potrzeby niniejszego artykułu w celu zilustrowania, jak kwestia „zielonych ludzików” jest postrzegana przez opinię publiczną i jak jest nadmiernie uproszczona. Pozornie „zielone ludziki” wydają się być związane wyłącznie z działaniami lądowymi, jednakże takie kampanie pośrednie można również prowadzić na morzu. Z nie mniejszą skutecznością.

W związku z pogarszającymi się stosunkami Polski z Rosją, na znaczeniu zyskał problem dywersyfikacji dostaw surowców energetycznych. Rośnie zatem także strategiczna rola portów w Gdańsku i Świnoujściu oraz szlaków żeglugowych, którymi ropa i gaz będą płynąć do tych portów.

Ewentualna blokada morska polskiego wybrzeża, zgodnie z prawem międzynarodowym, jest aktem wojny w stosunku do blokowanego państwa. Może to doprowadzić interwencji sił NATO na mocy artykułu 5 Traktatu Północnoatlantyckiego. Niebezpieczeństwa tego można jednak uniknąć, znajdując odpowiedniego pośrednika. Wyszukanie takiej organizacji nie jest wcale trudne. W dodatku cieszy się ona dużym poparciem opinii publicznej w państwach zachodnich.

PAP/WszystkocoNajważniejsze/MB

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 21 lutego 2025