Zbrodnia, która miała zostać zapomniana. Kaszubski Katyń

Kaszubski Katyń

Dokonywana od końca października 1939 do początku kwietnia 1940 zbrodnia w Lasach Piaśnickich była zaplanowaną przez niemieckiego okupanta masową eksterminacją polskiej elity Pomorza Gdańskiego. Celem Niemców było zniszczenie polskiej elity, wskutek czego odrodzenie w przyszłości Polski miało być niemożliwe. W jej wyniku zamordowanych zostało 12-14 tys. Polaków. Zbrodnia ta bywa określana jako „Kaszubski Katyń”.

Kaszubski Katyń

.Znajdujący się na listach proskrypcyjnych Polacy byli eksterminowani przez niemieckich zbrodniarzy na liczącym około 250 km2 leśnym obszarze Piaśnicy – wsi znajdującej się 10 km od Wejherowa. Liczba ofiar tej zbrodni jest szacowana obecnie na 12-14 tys. Mordy w lasach piaśnickich były dokonywane przede wszystkim na przedstawicielach polskiej inteligencji z Pomorza Gdańskiego, ale jej ofiarami padały także osoby narodowości polskiej, czeskiej i niemieckiej przywiezione z głębi Rzeszy. Ofiary rozbierano do bielizny i mordowano, najczęściej strzałem w tył głowy. Zbrodnia ta, nazywana jest „Kaszubską Golgotą”, a niejednokrotnie też jako „Kaszubski Katyń”. Zdaniem niemieckiego historyka prof. Stephana Lehnstaedta była to największa niemieckie miejsce mordu na Polakach do przynajmniej roku 1941.

Niemiecka próba zatarcia śladów zbrodni

.W trakcie uroczystości przed Muzeum Piaśnickim minister kultury i dziedzictwa narodowego prof. Piotr Gliński podkreślił, że zbrodnia piaśnicka była zbrodnią systemowo zaplanowaną. „To była zbrodnia, która miała unicestwić polski naród, która miała unicestwić Polskę. To była zbrodnia sąsiedzka, bo to także sąsiedzi przygotowywali się do eksterminacji sąsiadów (…). To była także zbrodnia, która miała być zapomniana. Niemcy już w 1944 roku próbowali zatrzeć ślady tej zbrodni, a później zarówno w PRL-u, jak i po wstydzie III RP nie dbano dostatecznie dobrze o pamięć o niej. Nie instytucjonalizowano jej w taki sposób, jak wolna Rzeczpospolita powinna instytucjonalizować swoją pamięć” – mówił.

„To była zbrodnia, której pamięć jednak poprzez te lata została przeniesiona. Ta pamięć została zaopiekowana przez rodziny, przez działaczy społecznych, przez autentycznych, oddolnych społeczników, którzy tę pamięć tutaj nieśli, na przekór warunkom, na przekór systemowi PRL-owskiemu, a później systemowi III RP. I dopiero teraz, po tylu latach możemy tę zbrodnię upamiętnić instytucjonalnie” – dodał.

„Krwawa pomorska jesień”

.Na temat masowych egzekucji dokonywanych przez Niemców na polskiej elicie Pomorza w lasach Piaśnicy, na łamach „Wszystko Co Najważniejsze” pisze Monika TOMKIEWICZ w tekście „Dlaczego nie można zapomnieć o zbrodni pomorskiej z 1939 r.„. Autorka porusza w nim kwestię skali zbrodni oraz do jakich grup zawodowych przynależeli zamordowani.

Od pierwszych dni II wojny światowej Niemcy prowadzili eksterminacyjną politykę wobec cywilnej ludności polski zarówno na obszarach okupowanych, jak i wcielonych do Rzeszy. Jednakże skala zbrodni na Pomorzu w 1939 r. i w pierwszym kwartale roku 1940 była nieporównywalnie większa niż w każdym innym regionie kraju. Niezależnie od tego, czy wydarzenia te określimy stosunkowo nowym pojęciem „zbrodni pomorskiej 1939 roku”, czy funkcjonującymi od lat w polskiej historiografii nazwami „krwawa pomorska jesień” lub „niemiecki Katyń 1939 roku”, mówić będziemy o wymordowaniu przez Niemców według różnych szacunków od 20 do 40 tys. osób. Zbrodni tej dokonały oddziały Volksdeutscher Selbstschutz przy aktywnym wsparciu Wehrmachtu i SS. Była to akcja zaplanowana i masowa, przeprowadzona na terenie ponad 400 miejscowości położonych na terenie 23 powiatów przedwojennego województwa pomorskiego. Proceder ten polegał na ujęciu i osadzeniu wybranych osób w aresztach i punktach zbiorczych, a następnie wytypowaniu spośród tej grupy ludzi przeznaczonych do rozstrzelania.

„Ofiarami byli obywatele polscy narodowości polskiej i żydowskiej, przedstawiciele różnych warstw społecznych – inteligencji, duchowieństwa, robotników, właścicieli ziemskich – i osoby chore psychicznie. Skalę tej zbrodni, ze względu na zacieranie śladów oraz częściowe zniszczenie archiwum Selbstschutzu, trudno oszacować liczbowo. Mimo to dzięki mozolnej współpracy historyków i prokuratorów do dnia dzisiejszego udało się ustalić dane personalne blisko 10 tys. ofiar. Najwięcej osób w tym okresie zamordowano w Lasach Piaśnickich koło Wejherowa, Lasach Szpęgawskich koło Starogardu Gdańskiego, w Mniszku koło Świecia nad Wisłą, Paterku koło Nakła nad Notecią, jak też na terenie bydgoskiego Fordonu” – pisze Monika TOMKIEWICZ.

Niemiecka zbrodnia w Radzimiu

.Na temat niemieckiej eksterminacji Polaków osadzonych w obozie dla internowanych w Radzimiu w 1939 r. na łamach “Wszystko Co Najważniejsze” pisze Izabela MAZANOWSKA w tekście “Radzim 1939. Zbrodnie w obozie Selbschutz Westpreusen”.

“Zatrzymania na terenie powiatu sępoleńskiego rozpoczęły się w połowie września 1939 r. – przeprowadzano je według list z nazwiskami konkretnych osób. Zanim więźniowie trafili do Radzimia, niejednokrotnie umieszczano ich w więzieniach urządzonych naprędce w tym samym czasie. Miejscami przetrzymań były: budynek Starostwa Powiatowego w Sępólnie, więzienie śledcze w budynku Sądu Powiatowego w Sępólnie, więzienie śledcze w Więcborku (urządzone w budynku Sądu Grodzkiego) i Zakład św. Anny w Kamieniu (przedwojenny zakład wychowawczy dla dziewcząt). W poszczególnych wsiach ludzi przetrzymywano w aresztach gminnych, piwnicach gorzelni itp.”.

“Zgodnie z regulaminem obozowym codziennie rano odbywał się apel. W trakcie niedzielnych apeli komendant Sorgatz aktualizował listę osób przeznaczonych do rozstrzelania. Następnie więźniowie spożywali śniadanie składające się z chleba i kawy. Potem większa ich część pod nadzorem strażników udawała się do pracy w polu lub w obrębie obozowych zabudowań. Zbierali kartofle, buraki i brukiew lub angażowano ich do budowy okopów między Radzimiem a Drożdzienicą. Zdarzało się, że więźniowie byli rozstrzeliwani w trakcie pracy. Inaczej wyglądała sytuacja niezbędnych w obozie robotników. Ksawery Kłosowski naprawiał różne przedmioty, np. drzwi i okna. Dzięki temu mógł się poruszać po całym obozowym terenie. W czasie swojego uwięzienia nie został też ani razu pobity. Około godziny 17.00 rozdzielano obiad – wodnistą zupę” – pisze Izabela MAZANOWSKA.

PAP/Dariusz Sokolnik/Daria PoryckaWszystkoCoNajważniejsze/MJ

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 12 sierpnia 2023