
"Piękno muzyki (53). Antonio Vivaldi"
Twórczość Antonia Vivaldiego, jednego z najpopularniejszych dziś kompozytorów doby baroku, kojarzona bywa przede wszystkim – i słusznie zresztą – z jego koncertami instrumentalnymi, głownie skrzypcowymi, bo tych – jako znakomity skrzypek – napisał najwięcej. Niektóre z nich – choćby sławne Pory Roku – trafiły całkiem dosłownie pod strzechy, stając się nie tylko codzienną strawą rzesz melomanów na całym świecie, ale wchodząc w obszar tradycyjnie z wielką sztuką raczej mało kojarzony, w obszar kultury masowej. Ta ostatnia z kolei bardzo często spycha na margines to wszystko, czego sama nie przyjmie i nie wchłonie. Tak do niedawna było również z muzyką Rudego księdza z Wenecji. Niemal każdy wiedział, że był taki kompozytor i niemal każdy wiedział, że napisał Pory Roku, te same, o których prawie codziennie mówi nam piosenka w nagłówku jednego z najbardziej popularnych polskich seriali. Tymczasem słynne cztery skrzypcowe koncerty to zaledwie skromny ułamek tego, co Vivaldi napisał.
Od kilkunastu już lat zespoły muzyki dawnej, zwłaszcza włoskie, przypominają nam, że jego twórczość to nie tylko „Pory Roku”, to także setki innych równie wspaniałych koncertów, to muzyka religijna, to kantaty, oratoria, opery, których niektóre fragmenty brzmią dziwnie swojsko i znajomo, jak choćby aria „Dell’aura al sussurrar” z I aktu opery „Dorilla in Tempe”, w której rozpoznać można dźwięki vivaldiowskiej „Wiosny”.
.O tym, że Antonio Vivaldi był wirtuozem skrzypiec i pierwszym wielkim mistrzem gatunku koncertu solowego, wiedzą wszyscy, o tym, że miał wyjątkowo bogatą wyobraźnię muzyczną, też wielu z nas wie, powszechnie znana jest zawrotna liczba kilkuset jego dzieł. Mniej znany jest natomiast inny aspekt twórczości weneckiego mistrza: jego niezwykłe eksperymenty brzmieniowe, wrażliwość na barwę barokowej orkiestry, umiejętność wydobywania z niej brzmień niezwykłych, bardzo oryginalnych, niespotykanych w twórczości innych mistrzów włoskich tamtej epoki.
Vivaldi pisał koncerty na niemal wszystkie dostępne w jego epoce instrumenty. Oprócz typowych skrzypiec, wiolonczeli, fletu prostego i poprzecznego, oboju czy fagotu, znajdujemy w jego twórczości koncertowej tak niezwykłe instrumenty, jak mandolina, lutnia, szałamaja czy teorba. Niektóre z nich były typowymi instrumentami basso continuo, jak teorba, inne wychodziły z użycia, jak lutnia, jeszcze inne były instrumentami plebejskimi, jak mandolina czy szałamaja.
Dźwiękowa wyobraźnia Vivaldiego nie znała granic. Nawet wtedy, kiedy sięgał po typowe w jego epoce instrumenty, wydobywał z nich brzmienia niecodzienne i niekonwencjonalne. Wrażliwość na barwę i nadzwyczajny zmysł instrumentacji to jego największe osiągnięcia. Nikt przed nim nie miał takiej wyobraźni instrumentalnej, nikt nie potrafił wydobyć takiego bogactwa brzmień, stosując typowe w swojej epoce instrumentarium. Vivaldi odwoływał się często do muzyki ilustracyjnej czy nawet programowej, aczkolwiek nie w znaczeniu romantycznym. W swojej muzyce portretował nie tylko zjawiska natury, jak w sławnym cyklu „Pory Roku”, ale również ludzkie namiętności, co było typowe dla zmysłowej muzyki jego czasów.
Ilustracyjność stanowiła doskonały pretekst dla niezwykłych eksperymentów brzmieniowych Vivaldiego. Odkrywał dzięki temu nowe barwy, tworzył podstawy nowożytnego rozumienia orkiestry, był zdecydowanie pierwszym sonorystą w dziejach nowożytnej sztuki dźwięku.
Te aspekty jego twórczości mogą jednak objawić się w całym swoim bogactwie i w całej pełni dopiero przy zastosowaniu oryginalnego barokowego instrumentarium i dawnych technik gry, przede wszystkim artykulacji. Nie można bowiem na współczesnych instrumentach uzyskać tych wszystkich brzmieniowych niuansów, które znajdują się w utworach weneckiego mistrza.
Jego muzyka zrodziła się z bezpośrednich zmysłowych doświadczeń, ze znakomitej znajomości ówczesnych instrumentów i ich brzmieniowych możliwości, a także wzajemnych kombinacji różnych instrumentalnych zestawów. Dokonane w ostatnich kilkunastu latach nagrania dzieł Vivaldiego przez młode włoskie zespoły muzyki dawnej dla wielu były ponownym odkryciem tej muzyki. Niektóre interpretacje są bardzo śmiałe, to prawda, ale do takich interpretacji skłaniał przecież sam Vivaldi, który wielu swoim utworom nadał ilustracyjne czy programowe tytuły.
Skoro zatem pierwszy z koncertów fletowych op. 10 zatytułowany jest „La Tempesta di mare”, czyli „Burza morska”, to chciałoby się w muzyce tę burzę usłyszeć. W wielu dawnych interpretacjach było to trudne. Jeden z moich znajomych powiedział mi kiedyś, że właściwie wszystkie koncerty Vivaldiego brzmią podobnie. Byłem skłonny przyznać mu wtedy rację. Dziś zupełnie się z tym nie zgadzam. Nagrania włoskich zespołów barokowych udowodniły, jak bogata i różnorodna jest muzyka weneckiego mistrza, trzeba tylko umieć bogactwo to wydobyć.
W Koncercie g-moll na flet prosty, dwoje skrzypiec, fagot i b.c., drugim z opusu dziesiątego, Vivaldi w sposób niezwykle sugestywny namalował dźwiękami muzyczny portret nocy: ciszę, którą tak trudno wyrazić muzyką, spokój snu, a także niepokojącą fantasmagorię nocnych zwidów, majaków i sennych koszmarów. Koncert rozpoczyna niepokojące, mroczne, pełne pauz i skontrastowanych brzmień Largo, które mistrzowsko buduje napięcie. Kolejne ogniwo – Presto-Largo-Presto – to gwałtowny, ostry brzmieniowo obraz nocnych majaków, zwidów, fantasmagorii, sennych koszmarów. Zdumiewająca feeria orkiestrowych barw i kolorów. Część trzecia – Largo – to muzyczny obraz snu: długie statyczne dysonujące brzmienia, które z jednej strony wyrażają kompletny bezruch, z drugiej strony niepokoją swoim pozornym tylko spokojem. Koncert wieńczy brawurowe gwałtowne Allegro, w którym raz jeszcze powracają nastroje ogniw poprzednich.
.Najbardziej jednak zadziwiają te utwory Vivaldiego, które w ramach nowego gatunku koncertu instrumentalnego tworzą zdumiewające wizje nowożytnego brzmienia orkiestry. W Koncercie C-dur na dwa flety proste, dwoje skrzypiec, dwie mandoliny, dwie teorby, dwie szałamaje, wiolonczelę, smyczki i b.c. rozpiętość brzmień jest zadziwiająca. Orkiestrowe tutti prezentuje je wszystkie, solowe epizody wprowadzają kolejno poszczególne instrumenty. Nigdy przedtem orkiestra barokowa nie brzmiała tak bogato, nikt nie pokazał tak frapująco jak różnorodne mogą być jej barwy. Doświadczenia i eksperymenty Vivaldiego rozwiną inni kompozytorzy, m.in. wychowany w zupełnie innej tradycji muzycznej Francuz Jean Philippe Rameau.
Na zakończenie warto jeszcze wspomnieć o oryginalnego brzmieniowo Koncercie C-dur na mandolinę, smyczki i b.c. Wszystkie instrumenty orkiestry, z wyjątkiem niektórych odcinków partii continua, upodobniają swe brzmienie do dźwięków mandoliny, stosując artykulację pizzicato, czyli szarpiąc struny palcami. To bardzo śmiały i nowoczesny w epoce Vivaldiego pomysł brzmieniowy. Pizzicato było często stosowanym środkiem artykulacji w epoce baroku, ale nikt nie ośmielił się zastosować go konsekwentnie w całym koncercie.
Piotr Orawski