
Zmiany w nauczaniu historii. Kanon bezwzględnych zobowiązań państwa
Spróbujmy zdefiniować to, co najważniejsze w programach nauczania historii, swoiste No pasaran! – pisze Marek KORNAT
.Nie może ulegać wątpliwości, że niezbędna – i to absolutnie – pozostaje szkoła w procesie edukacji społeczeństwa o przeszłości. W owej roli instytucji tej nic nie może zastąpić. Jest faktem, że występuje wyraźny kryzys nauki historycznej jako dyscypliny akademickiej. Towarzyszy temu jednak zjawisko, które sprowadza rozpoznanie przeszłości do pamięci. To bardzo źle. Ale tak jest. Oczywiście poszczególne narody odwołują się do przeszłości i trudno wyobrazić sobie współczesną świadomość zbiorową jakiejkolwiek grupy narodowej bez zakorzenienia w historii. Taki jest stan rzeczy mimo rozmaitych wysiłków, aby ograniczyć rolę przeszłości w wychowaniu pokoleń Europejczyków. Bez względu na ten stan rzeczy szkoła nie może abdykować ze swej roli, o ile oczywiście sprawuje swoje zadania z mandatu państwa narodowego, a więc takiego, którego władze zależą od wyboru dokonywanego w demokratyczny sposób.
Organizm ponadnarodowy – aspirujący do roli superpaństwa i zmierzający do przejęcia kompetencji państw narodowych niemal we wszystkich dziedzinach życia – będzie miał z pewnością aspiracje do kreowania własnej polityki historycznej czy też polityki pamięci. Musimy bronić tezy, że Unia Europejska jest związkiem państw narodowych, bo inną realizację polskiej racji stanu trudno sobie wyobrazić. (Oczywiście mam świadomość, że jej zapowiadana reforma może zmienić status państwa polskiego tak drastycznie, iż stanie się ono autonomiczną prowincją superpaństwa, a to już będzie zupełnie inna rzeczywistość). W każdym razie tylko wówczas, kiedy uznamy to za oczywiste, ma sens dyskusja o obowiązkach państwa polskiego w zakresie edukacji historycznej.
Z pozycji interesów państwa narodowego jest ponad wszelką wątpliwość oczywiste, że państwo takie przyjmuje zobowiązanie utrzymania obywateli na określonym poziomie świadomości historycznej – w myśl zasady, że najpierw poznajemy przeszłość, a potem formułujemy oceny, poszukujemy tego, co nam bliskie, i identyfikujemy to, co nam obce. Realizuje się te zobowiązania nie inaczej jak poprzez to, co Niemcy nazwali polityką historyczną, chociaż oczywiście terminu tego nie należy nadużywać. Kształtowanie szkolnych programów nauczania historii jest zadaniem, które spoczywa na państwie.
Nie wolno historii zostawić historykom. To jest oczywista prawda. Państwo musi tu pełnić aktywną rolę. Oczywiście nie przeciw historykom, ale korzystając z ich wiedzy i rady. Osłabienie nauczania historii w szkołach i w kształceniu uniwersyteckim jest drogą donikąd. W przypadku powodzenia tej operacji dojdzie do sprowadzenia historii do roli pamięci zbiorowej. Historia w życiu narodów musi być i nauką, i pamięcią, wykładem akademickim, który daje obywatelom szkoła powszechna, jak również dyskursem o pamięci przeszłości zbiorowej na użytek społeczeństwa „tu i teraz”. Równowaga między tymi dwoma postaciami historii jest niezbędna, chociaż oczywiście bardzo trudno osiągalna.
.Istnieją dwa rodzaje prawdy w historii, co nie oznacza relatywizmu ani sprowadzenia historii do propagandy. Jedna jest dla szerokiego ogółu, a druga to taka, która „oświeca i wyzwala” (jak powiedział Władysław Konopczyński), czyli akademicka. Ta pierwsza ma za zadanie ukazywać to wszystko, co wzniosłe i poruszające wyobraźnię. Ma też odpowiadać na pytanie, czy Polska reprezentowała jakieś wartości, które dla Europy i świata byłyby cenne i niezbywalne. Innymi słowy, musimy więcej uwagi poświęcać Konstytucji 3 maja niż atrofii sejmu I Rzeczypospolitej, chociaż jedno i drugie jest ważne, a to pierwsze bez tego drugiego niezrozumiałe w swym znaczeniu. Nie możemy II Rzeczypospolitej widzieć przez pryzmat takich wydarzeń, jak Brześć czy nędza wsi, bo musielibyśmy przyjąć tezę (głoszoną już przez komunistów), że była państwem bankrutem, ale raczej na polu oglądu jej dziejowego bilansu – dostrzegać najpierw reformy Grabskiego czy Centralny Okręg Przemysłowy. To tylko dwa przykłady myślenia, które do mnie przemawia.
Wydaje mi się, że konieczne jest pojmowanie dziejów Polski w związku ze sprawami Europy Środkowo-Wschodniej, o której Piotr Wandycz (zmarły przed siedmiu laty historyk dyplomacji) powiedział, że jest to region, którego tożsamość wyraża się w doświadczeniu wysokiej ceny wolności, jaką trzeba było płacić, aby pozostać sobą.
Poproszony przez wydawcę „Wszystko co Najważniejsze” o komentarz do problemu, jak widzieć kanon polskiej edukacji historycznej, odpowiadam z przekonaniem, że nie będzie to głos, który „zamknie” temat. Ale może stanie się zachętą do rozważań – i wśród historyków, i w opinii publicznej.
1. Musimy eksponować początki Polski. One zaś pozostają związane z chrztem władcy i tym samym narodu w roku 966. Dyskusję wokół tego, czym w istocie było to wydarzenie, trzeba zostawić historii akademickiej. Przekaz dla społeczeństwa nie może być inny, jak oparty na stwierdzeniu, że dokonał się cywilizacyjny wybór – na rzecz Zachodu. Pociągnął za sobą wielkie konsekwencje, które sięgają i naszych czasów, chociaż niestety proces dechrystianizacji Polski nie jest wytworem wyobraźni konserwatystów (do których się zaliczam), ale rzeczywistością. Dopełnieniem aktu chrztu stała się emancypacja Polski Bolesława Chrobrego, uwieńczona wiekopomną koronacją w roku 1025, której tysiącletnią rocznicę będziemy obchodzić w roku przyszłym, o ile na obchody takie zdobędzie się nasze dzisiejsze państwo.
2. Nie możemy zatracić pamięci o Polsce ponownie zjednoczonej, odzyskanej po rozbiciu na dzielnice, będącej królestwem Władysława Łokietka i Kazimierza Wielkiego. Było to państwo dobrze zorganizowane, ze wszech miar zachodnie, rozmiarami terytorialnymi dość skromne, ale będące podstawą późniejszej świetności. Panowie krakowscy – jak mówiono w historiografii – byli po śmierci Ludwika Węgierskiego twórcami wielkiej wizji, której wyraz dała unia polsko-litewska i misja Polski w imię rozszerzenia chrześcijaństwa na pogańską Litwę. Dało to narodowi polskiemu największy tytuł do zasług przed trybunałem historii. Misja chrystianizacji Litwy wyraziła się w pokojowej ekspansji – bez przemocy.
3. Przekonanie o tym, że Rzeczpospolita przedrozbiorowa pełniła „misję cywilizacyjną” na wschodzie, nie może nam przesłonić wielkiego znaczenia, jakie miało doświadczenie wolności rozumianej po republikańsku. Powstało państwo dające możliwość realizacji wolności obywatelskiej, chociaż doświadczenie to było oczywiście ograniczone tylko do stanu szlacheckiego. W Europie nowożytnej dzielono państwa na absolutne (rządzone przez jednostkę arbitralnie) i wolne, czyli mające ustrój mieszany, a przede wszystkim dysponujące instytucjami przedstawicielskimi. Były to w XVIII wieku: Zjednoczone Królestwo, Zjednoczone Prowincje Niderlandzkie, Republika Wenecka, Konfederacja Helwecka i polsko-litewska Rzeczpospolita. Pytania o to, jaka była wartość ustrojowych rozwiązań Rzeczypospolitej i jakie były przyczyny jej dekadencji i upadku – powtarzano wielokrotnie. Spory te toczyły się z niemałym natężeniem przez ostatnie dwa stulecia. Dylemat zasadniczy daje się wyrazić klarownie: albo absolutyzm, a następnie rewolucja, która go obala, albo „rządna wolność”. Polacy wybrali to drugie i stworzyli wspaniałą Konstytucję 3 maja 1791 r., która dawała szansę skutecznego rządzenia i zachowania rządnej wolności.
4. Los przedrozbiorowego państwa polskiego przypieczętowany rozbiorami pozostaje przedmiotem długotrwałych sporów historycznych – oczywiście nie od dzisiaj. Nie wolno zapominać o rozkładzie instytucji przedstawicielskich z Sejmem na czele. Nie sposób zapomnieć o liberum veto. Nie można pomijać tego, co wiąże się z doktryną praw kardynalnych, wśród których wolności szlacheckie były objęte szczególnymi gwarancjami, ale na czele z ochroną zasady głosowania jednomyślnie i wolną elekcją.
5. Rozbiory Rzeczypospolitej były rewolucją geopolityczną. Jako pierwszy wypowiedział ją prekursor europejskiego konserwatyzmu Edmund Burke, który uznał, że I rozbiór Polski to akt ze wszech miar rewolucyjny, bo niedający się w żaden sposób usprawiedliwić – upatrywał w nim przedsięwzięcie, które zrujnowało porządek polityczny „starej Europy” w stopniu porównywalnym tylko z nieco późniejszą Wielką Rewolucją Francuską. Tak nastąpił „pierwszy wielki wyłom w nowoczesnym systemie równowagi politycznej w Europie”.
6. Porozbiorowe dzieje narodu polskiego dowiodły, że ów naród jest narodem „historycznym”, a więc „państwowym”, bo posiadał własne państwo, zanim został jego przemocą pozbawiony. Dążenie do odzyskania państwowego bytu było więc naturalne i prekursorskie dla narodów Europy Środkowo-Wschodniej. Państwo polskie niezbędne jest do odbudowania równowagi politycznej w Europie – powtarzano w zasadniczym przekazie do zagranicy w kręgu polskiej Wielkiej Emigracji. Obecność sprawy polskiej w polityce europejskiej XIX wieku stanowiła rzadki fenomen z dziedziny polityki międzynarodowej i co do tego zgodni są historycy dyplomacji XIX wieku. Zgodni są również i w tym, że doświadczenie „dyplomacji bez listów uwierzytelniających” stworzyło ważną kartę historii, do której Polacy w wieku XX mogli się odwoływać.
7. „Półtora stulecia niewoli dowiodło, że nie ma takiej siły, która byłaby zdolna zabić Polskę” – pisał historyk i polityk Jan Kucharzewski. Dowiodła tego I wojna światowa. Dała ona koniunkturę geopolityczną, jakiej nie było od czasu rozbiorów. Ale Polacy ją wykorzystali. Właśnie ta Wielka Wojna dowiodła, że sprawa polska była europejska ex definitione. Od chwili wybuchu konfliktu, który podzielił świat i skłócił mocarstwa zaborcze – żadną siłą nie dało się go wygasić.
8. „Polska nie była widzem narodzin swej niepodległości” – mówił w Sejmie w lipcu 1919 r. poseł Maciej Rataj, późniejszy marszałek sejmu. Nie byłoby niepodległości, gdyby nie zwycięstwo w wojnie obronnej (podkreślmy to) przeciw Sowietom. Klęska nad Wisłą, na którą się zanosiło latem 1920 r., dałaby Polakom doświadczenie wolności na miarę trzech lat (1918–1920). Zwycięstwo zostało odniesione dla Polski, ale i dla Europy. Ale – jak powiedział historyk i dyplomata Michał Sokolnicki – nie zostało przez Europę uznane za swoje, lecz sprowadzone do rozmiarów konfliktu lokalnego na obrzeżach kontynentu i – co gorsza – w wojnie sprowokowanej rzekomo przez Polaków marszem na Kijów (wspólnie z Ukraińcami Petlury).
9. „Krótka niepodległość” 1918–1939 ma w historii Polski swoje wielkie znaczenie, chociaż bywa przedmiotem bardzo jednostronnych ocen. Dała unikalną, chociaż krótkotrwałą możliwość budowy własnego państwa i urządzania swojego losu według własnych pragnień i możliwości. Bez upiększeń i bez idealizacji, ale z umiarem należy prezentować młodym generacjom Polaków przeszłość dwudziestolecia Polski odrodzonej (nie nowej, ale właśnie odrodzonej).
10. Musi wybrzmiewać decyzja o odrzuceniu żądań niemieckich w roku 1939; będąca jej konsekwencją obrona niepodległości była warunkiem, aby „Polska pozostała sobą”, i historyk do tego stwierdzenia właściwie nie ma nic do dodania. Za sprawą tej decyzji – którą ze świadomością konsekwencji podjął rząd polski na wniosek Józefa Becka – uniknęliśmy kolaboracji z Niemcami Hitlera i nie mamy dzisiaj za sobą tej złej pamięci o przeszłości własnego państwa, którą dźwigać muszą np. Węgrzy czy Rumuni. (Skutkuje to tym, że postawienie dzisiaj pomnika admirałowi Horthy’emu czy marszałkowi Antonescu w tych krajach jest niemożliwe). My mamy prawo do dumy z własnego państwa, odzyskanego za wysoką cenę.
11. Polska – ulegając Niemcom i Sowietom (o czym nie wolno zapominać) – stała się pierwszą ofiarą dwóch totalitarnych mocarstw, które osiągnęły taktyczne przymierze. Dobrze wyrażał to pakt Ribbentrop-Mołotow z sierpnia 1939 r. A był on wyrokiem nie tylko na Polskę, lecz i Europę narodów. Usiłował odwrócić skutki tej rewolucji geopolitycznej, jaką przyniosła I wojna światowa, dając wielu narodom dotychczas zniewolonym samostanowienie państwowe. Wbrew eufemistycznym sformułowaniom tajnego protokołu przynosił on totalitarną niewolę, czyli eksterminację.
12. Unikalne w swym rodzaju pozostaje doświadczenie powstania warszawskiego. Dało ono przede wszystkim przykład bohaterstwa i ofiary, do których wychowała Polaków szkoła II Rzeczypospolitej. Ów rzadki przykład ofiarnego patriotyzmu wymaga zachowania w kanonie narodowej pamięci o przeszłości bez względu na wszelkie dyskusje, jakie będą Polakom zawsze towarzyszyć przy sposobności rozpatrywania dylematów związanych z decyzją o wywołaniu tego zbiorowego zrywu.
13. Wiadomo, że w europejskiej kulturze pamięci II wojna światowa ma szczególne miejsce. Wojna rozpoczęta 1 września 1939 r. pozostaje konfliktem, który zmienił oblicze świata, przyniósł największą zbrodnię przeciwko ludzkości – Holokaust Żydów (Shoah). Wojna ta naprawdę była „wojną totalną”. Niemcy kierowane przez Hitlera podjęły nowy rodzaj wojny – wojny ideologicznej, wojny na wyniszczenie (Eroberungskrieg). Terytoria okupowanej Polski były poligonem doświadczalnym tej wojny. Ważne jest, aby genezy II wojny światowej nie prezentować jako dramatu jednego aktora, czyli w postaci akcji Hitlera, który ją wywołuje. Ważna jest pamięć o drugim podmiocie sprawczym, którym był Związek Sowiecki jako państwo wspierające Niemcy ze wszystkich sił, aby zburzyć dotychczasowy ład i rozszerzyć swoje granice, bez względu na wszystko.
14. Dominacja sowiecka, trwająca prawie pół wieku, nie spowodowała sowietyzacji, która byłaby tak skuteczna, aby Polacy utracili swoją tożsamość. Trudno nie odwołać się do słów gen. Charles’a de Gaulle’a zawartych w jego liście do ambasadora Kajetana Morawskiego z 1 stycznia 1958 r., pisanych pod świeżym wrażeniem polskiego Października 1956 roku. Polska – pisał francuski mąż stanu – „w gruncie rzeczy rozegrała swoją partię zwycięsko, bo pozostała sobą”.
15. W polskim kanonie historycznym musi wybrzmiewać doświadczenie oporu przeciw narzuconemu ustrojowi typu komunistycznego. Nie oznacza to niczego innego, jak utrwalenie w naszym myśleniu o XX wieku zarówno takiej karty, jak żołnierze Państwa Podziemnego, którzy nie złożyli broni po zajęciu kraju przez Sowietów, jak i pokojowego oporu przed sowietyzacją, które realizowało Polskie Stronnictwo Ludowe pod kierownictwem Stanisława Mikołajczyka. Nie może zejść z pola naszej wyobraźni pamięć o Solidarności jako rewolucji pokojowej, która miała oblicze pokojowe i była rewolucją „samoograniczającą się” (jak ujęła to Jadwiga Staniszkis).
Tekst ukazał się w nr 62 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>]. Miesięcznik dostępny także w ebooku „Wszystko co Najważniejsze” [e-booki Wszystko co Najważniejsze w Legimi.pl LINK >>>].