Prof. Mariusz WOŁOS: Powrót polskich prezydentów

Powrót polskich prezydentów

Photo of Prof. Mariusz WOŁOS

Prof. Mariusz WOŁOS

Historyk, sowietolog, eseista. Kierownik Katedry Historii Najnowszej
Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Profesor w Instytucie Historii
PAN w Warszawie. Laureat nagrody Wacław Jędrzejewicz History Medal
przyznawanej przez Instytut Józefa Piłsudskiego w USA i Konkursu
Historycznego Ministra Spraw Zagranicznych na najlepszą publikację z
zakresu historii polskiej dyplomacji wydaną w roku 2020.

zobacz inne teksty Autora

12 listopada 2022 r. do Polski zostały uroczyście sprowadzone szczątki trzech polskich prezydentów na uchodźstwie. Władysław Raczkiewicz, August Zaleski i Stanisław Ostrowski, wcześniej pochowani na Cmentarzu Lotników Polskich w Newark w Wielkiej Brytanii, spoczęli w specjalnie przygotowanym Mauzoleum Prezydentów RP na Uchodźstwie, ulokowanym w Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie – pisze prof. Mariusz WOŁOS


Stanisław Ostrowski (1892–1982)

Dr Stanislaw Ostrowski 1892- 1982.
Trzeci Prezydent RP na Uchodzstwie.

Stanisław Ostrowski – prezydent Polski na wychodźstwie jest symbolem mądrego kompromisu, człowiekiem konsensusu, który skutecznie dokończył proces jednoczenia emigracji niepodległościowej w czasach, kiedy jej rola była już mocno ograniczona i jej realny wpływ na bieg wydarzeń był niewielki.

.Stanisław Ostrowski był lwowianinem – nie tylko z urodzenia, ale także z serca. Przywiązanie do Lwowa było jednym z najważniejszych elementów jego biografii jako żołnierza, polityka, lekarza i człowieka. Do końca życia wierzył, że jego rodzinne miasto wróci w granice Rzeczypospolitej. Ostrowski pozostaje postacią wciąż mało znaną i niemal nierozpoznawalną.

Dla tych, którzy wiedzą, kim był i jaką rolę przyszło mu odegrać na wychodźstwie, jest symbolem mądrego kompromisu, człowiekiem konsensusu, który skutecznie dokończył proces jednoczenia emigracji niepodległościowej w czasach, kiedy jej rola była już mocno ograniczona i jej realny wpływ na bieg wydarzeń był niewielki. Wcześniejsze spory i „potępieńcze swary” skutecznie się do tego przyczyniły. Ostrowski był człowiekiem o nieposzlakowanym życiorysie. Charakteryzowały go szlachetność, takt, koncyliacyjność i patriotyzm najwyższej próby. Niewątpliwie należy do panteonu zasłużonych Polaków, którzy poświęcili niemałą część życia ojczyźnie, walcząc o nią z bronią w ręku w okresie pierwszej wojny światowej i w trakcie kształtowania granic, służąc jej w dwudziestoleciu międzywojennym, wreszcie godnie reprezentując zniewoloną Rzeczpospolitą w trudnych warunkach emigracyjnych.

Stanisław Ostrowski urodził się 29 października 1892 roku. Jego ojciec Michał brał udział w powstaniu styczniowym, za co został zesłany na Sybir. Stanisława wychowywano w tradycji konspiracji i rycerskiej walki o niepodległość Polski. Jako młodzieniec był członkiem Organizacji Młodzieży Narodowej. Należał też do Związku Strzeleckiego we Lwowie, gdzie ukończył szkołę podoficerską i niższą szkołę oficerską. Używał pseudonimu „Korczak”. W ten sposób przygotowywał się do walki czynnej o Polskę. Nie zaniedbywał edukacji. Ukończył Cesarsko-Królewskie IV Gimnazjum w rodzinnym mieście, po czym rozpoczął studia medyczne na ówczesnym Uniwersytecie Franciszka I we Lwowie. Wybuch pierwszej wojny światowej przerwał jego naukę. Ostrowski na początku sierpnia 1914 roku zgłosił się do oddziałów strzeleckich. Trafił do 1. Pułku Piechoty I Brygady Legionów Polskich, innymi słowy, pod komendę Józefa Piłsudskiego. Stan zdrowia nie pozwolił mu uczestniczyć w całej epopei legionowej. W 1915 roku leczył się w Austrii, starając się kontynuować przerwane studia. Po rekonwalescencji został skierowany do Departamentu Wojskowego Naczelnego Komitetu Narodowego, stanowiącego polityczne i organizacyjne zaplecze Legionów Polskich. Jak wielu innych legionistów z Galicji, po kryzysie przysięgowym w lecie 1917 roku Ostrowskiego wcielono do Polskiego Korpusu Posiłkowego w ramach armii austriackiej. Wciąż był przecież poddanym Habsburgów.

W listopadzie 1918 roku przyszły prezydent na wychodźstwie brał aktywny udział w walkach z Ukraińcami o Lwów. Leczył też rannych żołnierzy. Niewątpliwie był to ważny etap jego życia. Za udział w walkach o rodzinne miasto otrzymał później order Virtuti Militari V klasy. W 1919 roku Ostrowski ukończył Wydział Lekarski Uniwersytetu we Lwowie, uzyskując doktorat z medycyny w zakresie dermatologii. W wojnie polsko-sowieckiej brał udział już jako lekarz wojskowy, między innymi służąc w Dywizji Litewsko-Białoruskiej. Wiosną 1922 roku został zdemobilizowany w stopniu kapitana-lekarza. Można by rzec, że był to życiorys raczej charakterystyczny dla młodego polskiego inteligenta z patriotycznej rodziny, ale zarazem jakże nieprzeciętny z dzisiejszej perspektywy.

Dobrze rozwijała się kariera zawodowa i naukowa Ostrowskiego. W latach 1922–1925 pracował jako asystent w klinice dermatologicznej Uniwersytetu Warszawskiego. Później powrócił do Lwowa na analogiczne stanowisko na Uniwersytecie Jana Kazimierza. W 1928 roku został ordynatorem Państwowego Szpitala Powszechnego. Habilitował się w 1930 roku, aby w następnym roku objąć stanowisko docenta dermatologii i wenerologii Uniwersytetu Lwowskiego. Awanse te zbiegły się w czasie z początkiem działalności politycznej. W 1930 roku został po raz pierwszy wybrany na posła ze Lwowa na Sejm z listy Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem. W 1934 roku został wiceprezydentem rodzinnego miasta, a 14 maja 1936 roku wybrano go na prezydenta (uzyskał 44 głosy na 67 oddanych). Funkcję tę pełnił do września 1939 roku, łącząc ją z mandatem poselskim. Bagaż zdobytych wówczas politycznych, samorządowych i zawodowych doświadczeń miał procentować wiele lat później w okresie emigracyjnej prezydentury.

Ostrowski nie opuścił Lwowa we wrześniu 1939 roku. Pozostał na stanowisku. Zajmował się aprowizacją mieszkańców i wspomaganiem obrońców miasta. Jego ówczesna postawa nasuwa skojarzenia z prezydentem Warszawy Stefanem Starzyńskim, który również był ze swoim miastem do końca. Po zajęciu miasta przez Sowietów Ostrowski został aresztowany przez funkcjonariuszy NKWD i jego droga przez mękę dopiero się zaczynała. Najpierw trzymano go przez 4 miesiące w więzieniu lwowskim. Później przewieziono Ostrowskiego do Moskwy, gdzie przetrzymywano go kolejno na Łubiance (14 miesięcy) oraz w więzieniu przejściowym i śledczym na Butyrkach (4 miesiące). W maju 1941 roku skazano go na 8 lat przymusowej pracy. Karę odbywał w obozie w Krasnojarsku, gdzie pracował fizycznie, a następnie w Buriackiej Autonomicznej Socjalistycznej Republice Sowieckiej, wypełniając obowiązki łagrowego lekarza. Imperium Stalina opuścił wraz z Armią Polską dowodzoną przez generała Władysława Andersa w 1942 roku. Dzielił losy jej żołnierzy najpierw w szeregach II Korpusu Polskiego we Włoszech jako naczelny lekarz szpitali korpuśnych, a po demobilizacji w ramach Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia w Wielkiej Brytanii.

Dzięki wykształceniu medycznemu i ogromnemu doświadczeniu w zawodzie lekarza Ostrowski nie miał problemu ze znalezieniem pracy. Pozwoliło mu to żyć na przyzwoitym poziomie materialnym w porównaniu z większością polskich emigrantów wojennych na Wyspach Brytyjskich. Do przejścia na emeryturę w 1955 roku pracował jako starszy ordynator polskiego szpitala nr 3 w Penley w północno-wschodniej Walii.

Trzeba przyznać, że była to bardzo aktywna emerytura. Ostrowski działał w organizacjach naukowych i zawodowych (m.in. Polskie Towarzystwo Naukowe na Obczyźnie, Związek Lekarzy Polskich). Był aktywnym członkiem Koła Lwowian. Politycznie pozostawał związany ze środowiskiem piłsudczykowskim (Liga Niepodległości Polski, Instytut Józefa Piłsudskiego w Londynie). Zbliżył się też do tzw. „Zamku”, czyli ośrodka władzy emigracyjnej skupionego wokół prezydenta na wychodźstwie Augusta Zaleskiego. Przyniosło to wymierny skutek w postaci mianowania Ostrowskiego na następcę prezydenta Rzeczypospolitej w lutym 1971 roku.

Po śmierci Zaleskiego zwaśnione odłamy polskiej emigracji niepodległościowej dążyły do zjednoczenia, które rozumiano jako wzmocnienie londyńskiego ośrodka władzy i przywrócenie jego autorytetu, bynajmniej nie tylko w oczach rodaków z kraju i zagranicy, ale również opinii międzynarodowej. Był to dobry prognostyk dla Ostrowskiego, który objął urząd prezydenta Rzeczypospolitej 9 kwietnia 1972 roku, mając wówczas 79 lat.

Jego głównym zadaniem było dokończenie procesu zjednoczenia emigracji polskiej rozpoczętego w schyłkowym okresie rządów Zaleskiego. Cel ten udało się osiągnąć. Zewnętrznym tego wyrazem było połączenie utworzonej przez Zaleskiego Rady Rzeczypospolitej Polskiej z Radą Jedności Narodowej oraz rozwiązanie Rady Trzech jako konkurencyjnego ośrodka władzy wobec „Zamku” i zakończenie działalności Egzekutywy Zjednoczenia Narodowego. Połączono też Skarb Narodowy, wcześniej rozdzielony między dwa ośrodki władzy. Kompromisowy charakter posiadał również powołany przez Ostrowskiego Rząd Zjednoczenia Narodowego, na czele którego stanął były członek Rady Trzech Alfred Urbański. Ważną sprawą było uregulowanie kwestii długości kadencji prezydenta Rzeczypospolitej, która miała trwać do odzyskania przez Polskę niepodległości, jednak nie dłużej niż 7 lat od dnia objęcia urzędu. Zasada ta była przestrzegana. Tym samym zakończono trwające co najmniej od 1954 roku rozbicie polityczne emigracji polskiej, które było wodą na młyn propagandy Polski Ludowej. Nie bez trudu wypracowanej współpracy nie zakłócił nawet samozwańczy prezydent Juliusz Nowina-Sokolnicki, który ogłosił się głową państwa po śmierci Zaleskiego.

Prezydentura Ostrowskiego przypadła na dekadę rządów Edwarda Gierka. Nie dał się omamić pozorną demokratyzacją życia w Polsce Ludowej. Nie wierzył też w poluzowanie sowieckiej kontroli. Negatywnie odniósł się do rzekomego podniesienia poziomu życia Polaków okrzykniętego przez komunistycznych propagandystów jako rezultat poprawy kondycji gospodarczej, a faktycznie będącego efektem zaciągniętych na Zachodzie kredytów, które wcześniej czy później trzeba było spłacić. O systemie komunistycznym prezydent na wychodźstwie miał wyrobioną i bardzo negatywną opinię. Poznał jego „dobrodziejstwa” podczas pobytu w sowieckich więzieniach i łagrach. Ostrowski doceniał i wspierał Komitet Obrony Robotników.

Ostrowski podkreślał pozytywną rolę Kościoła katolickiego w Polsce, nawet jeśli papież Paweł VI w 1972 roku uznał misję wiernego władzom w Londynie ambasadora przy Stolicy Apostolskiej Kazimierza Papée za zakończoną. Prymasa Polski kardynała Stefana Wyszyńskiego traktował nie tylko jako wybitnego arcypasterza, ale także męża stanu i nieprzeciętną osobowość. Z radością przyjął wybór Karola Wojtyły na papieża, rozumiejąc doskonale, iż będzie to miało kapitalny wpływ na zwiększenie zainteresowania sprawami polskimi w świecie.

Prezydent Ostrowski osobiście zaangażował się w sprawę odsłonięcia na Wyspach Brytyjskich pomnika katyńskiego. Realizacja tej idei wymagała przełamania oporów niemałej części brytyjskiego establishmentu. Pomysł torpedowała ambasada sowiecka i wspierające ją przedstawicielstwa Polski Ludowej. Pierwotnych zamierzeń, aby monument odsłonić na terenie reprezentacyjnej gminy Londynu Royal Borough of Kensington and Chelsea, a także napisać wprost, że zbrodni katyńskiej dokonali Sowieci, nie udało się osiągnąć. Pomnik odsłonięto we wrześniu 1976 roku na cmentarzu Gunnersbury. Zdobił go skromny napis „Katyń 1940”, przy czym podany tam rok jednoznacznie wskazywał, kto dokonał mordu na polskich oficerach, policjantach i urzędnikach. Do ataku na Ostrowskiego władze komunistyczne wykorzystywały każdą nadarzającą się okazję. Tak było w 1974 roku po przyjęciu przez prezydenta Rzeczypospolitej Herberta Czai, urodzonego w Cieszynie prezesa Związku Wypędzonych, posła do Bundestagu i wpływowego polityka Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej. Czaja – obok Herberta Hupki – był wówczas wykreowanym przez propagandę PRL symbolem rewizjonizmu niemieckiego. Tymczasem Ostrowski stanowczo opowiadał się za granicą zachodnią Polski na Odrze i Nysie Łużyckiej. Było to zresztą jak najbardziej zgodne z oficjalnym stanowiskiem władz polskich w Londynie.

Jeszcze w grudniu 1972 roku Ostrowski wyznaczył na następcę głowy państwa Edwarda Raczyńskiego, wyśmienitego dyplomatę, byłego ambasadora Rzeczypospolitej w Wielkiej Brytanii i kierownika resortu spraw zagranicznych. Zgodnie z zapowiedzią Stanisław Ostrowski ustąpił z urzędu prezydenta dokładnie po 7 latach – 8 kwietnia 1979 roku. Władzę przejął po nim Raczyński. Śmierć Ostrowskiego miała w jakimś sensie wymiar symboliczny. Zasłabł w samochodzie, wracając z zebrania poświęconego 64. rocznicy walk o Lwów w 1918 roku. Zmarł 22 listopada 1982 roku w Londynie. Został pochowany na Cmentarzu Lotników Polskich w Newark obok swoich poprzedników na urzędzie prezydenta Rzeczypospolitej Władysława Raczkiewicza i Augusta Zaleskiego.


August Zaleski (1883–1972)

August Zaleski, drugi prezydent Polski na wychodźstwie, był różnie oceniany przez historyków, przede wszystkim z uwagi na kontrowersje, które budziła jego prezydentura. Sam fakt, że polityczne fale niosły go przez ponad pół wieku niezależnie od zmian zachodzących w burzliwym XX stuleciu, pozostaje przecież wielce wymowny.

August Zaleski z malzonka u stop fontanny Berniniego w ogrodzie poselstwa Rzeczypospolitej w Rzymie. Marzec 1926 r.

.August Zaleski jest oceniany przez historyków jako dobry szef polskiej dyplomacji i jako bardzo kontrowersyjny prezydent Rzeczypospolitej na wychodźstwie. Do chwili obecnej nikt nie napisał jego kompletnej biografii, chociaż nieżyjący już profesor Piotr Wandycz poświęcił mu dwie książki jako ministrowi spraw zagranicznych. Całościowe przedstawienie życia Zaleskiego nie jest łatwe, bynajmniej nie tylko dlatego, iż działał on głównie na arenie międzynarodowej, a jego aktywność przypadła na kilka epok historycznych – czasy zaborcze, międzywojnie, okres drugiej wojny światowej, wreszcie niemal trzy powojenne dziesięciolecia.

Myślę, że najtrudniejszym elementem tej biografii są daleko posunięte kontrowersje wokół trwającej niemal ćwierć wieku prezydentury. Jedni – mniej liczni – oceniają prezydenta Zaleskiego jako stojącego na straży prawa legalistę. Inni – znacznie liczniejsi – odnoszą się doń surowo, by nie powiedzieć negatywnie, wskazując na antagonizowanie emigracji politycznej, skutkujące osłabieniem znaczenia i autorytetu polskiego ośrodka władzy na wychodźstwie. To z kolei ułatwiało ataki ze strony komunistów i było przyczyną lekceważącego stosunku wobec „polskiego Londynu” wielu wpływowych środowisk państw demokratycznych po obu stronach Atlantyku. Osoby znające bliżej Zaleskiego podkreślały, iż był sybarytą, nielubiącym się nadmiernie przepracowywać. Nie brakowało mu wszakże inteligencji. Potrafił współpracować zarówno z Józefem Piłsudskim, jak i Władysławem Sikorskim, stawiając nierzadko na swoim i nie będąc zaufanym człowiekiem ani jednego, ani drugiego. Jako dyplomata i polityk bywał skuteczny. Sam fakt, że polityczne fale niosły go przez ponad pół wieku niezależnie od zmian zachodzących w burzliwym XX stuleciu, pozostaje przecież wielce wymowny.

August Zaleski urodził się 13 września 1883 roku w Warszawie. Rodzina przynależała do ziemiaństwa kresowego. Ojciec przyszłego prezydenta Rzeczypospolitej Szczęsny posiadał majątek Stodulce nieopodal Baru na Podolu. Później zmuszony był przenieść się do Królestwa Polskiego. Sytuacja materialna Zaleskich uległa pogorszeniu. Jak to w tamtych czasach bywało, „wysadzeni z siodła” ziemianie zasilali szeregi inteligencji. Stało się to również udziałem Augusta, który kształcił się w Warszawie, gdzie ukończył gimnazjum. W 1897 roku był świadkiem podróży imperatora Mikołaja II do dawnej stolicy Polski. Po latach pisał: „Uczniom warszawskich gimnazjów kazano ustawić się wzdłuż trasy przejazdu cesarskiej pary do Pałacu Łazienkowskiego – letniej rezydencji królów polskich. Pilnowani przez nauczycieli, staliśmy w milczeniu, choć władze szkolne nakazały nam wznosić radosne okrzyki”.

Studia rozpoczął na Wydziale Prawa Cesarskiego Uniwersytetu Warszawskiego z rosyjskim językiem wykładowym. Przerwała je rewolucja 1905 roku. Zaleski postanowił kontynuować studia ekonomiczne w London School of Economics and Political Science. W owym czasie Wielka Brytania rzadko była kierunkiem naukowych peregrynacji polskiej młodzieży. W 1912 roku Zaleski powrócił do Królestwa Polskiego. Nie zaangażował się jednak w działalność polityczną. Interesowała go praca naukowa, którą dzisiaj zakwalifikowalibyśmy jako historia gospodarcza. Zaleski celował w katedrę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pracował jako bibliotekarz w Bibliotece Krasińskich. Był także sekretarzem Towarzystwa Miłośników Historii. Dobrze zapowiadająca się kariera badacza przeszłości nie stała się jednak jego udziałem, o czym przesądził wybuch pierwszej wojny światowej.

Na początku wojny Zaleski zgodził się na propozycję wyjazdu do Wielkiej Brytanii w charakterze emisariusza. Wyszła ona od członków działającego w Królestwie Zjednoczenia Organizacji Niepodległościowych. Dokonało się to nie bez wiedzy Józefa Piłsudskiego, aczkolwiek bohater tego tekstu nie był wysłannikiem przyszłego Naczelnika Państwa. Do Londynu ruszył na początku 1915 roku via Petersburg. Zaleski reprezentował nad Tamizą środowiska niepodległościowe, demokratyczne i liberalne, które miały nastawienie antyrosyjskie. Studia w Londynie i nawiązane tam kontakty otwierały przed nim niejedne drzwi.

Działał zasadniczo w dwóch kierunkach. Po pierwsze, zajmował się promowaniem sprawy polskiej na Wyspach Brytyjskich, gdzie była ona najczęściej traktowana jako wewnętrzny problem Rosji. W tym celu stanął na czele Polish Information Committee, który wydawał periodyk „Polish News”, organizował szereg odczytów, inspirował lub sam pisał artykuły do prasy brytyjskiej, wreszcie czynił starania o utworzenie katedry historii i literatury polskiej w Uniwersytecie Londyńskim. Tego ostatniego przedsięwzięcia nie udało się zrealizować. Skromnym ekwiwalentem było powołanie lektoratu języka polskiego i literatury polskiej (który sam prowadził) w King’s College przy Uniwersytecie Londyńskim. Po drugie, czynił wysiłki, aby przekonać brytyjskie kręgi polityczne i rządowe, iż Legiony Polskie walczą przeciwko Rosji, a nie przeciwko całej entencie. Udało mu się dotrzeć do wielu wpływowych polityków brytyjskich i nawiązać kontakty z Foreign Office, czyli brytyjskim resortem spraw zagranicznych.

Jego działalność była tolerowana przez gospodarzy, ale torpedowana przez środowisko Komitetu Narodowego Polskiego z Romanem Dmowskim na czele, które opowiadało się za opcją prorosyjską i proaliancką. Swary wśród Polaków były czymś niezrozumiałym dla Brytyjczyków, którzy jednak nie zdecydowali się ekspulsować Zaleskiego, który prowadził swoją działalność także w Szwajcarii i Skandynawii. Latem 1918 roku odmowa francuskiej wizy tranzytowej odcięła Zaleskiemu drogę powrotu ze Szwajcarii do Londynu. Już wówczas był urzędnikiem i oficjalnym reprezentantem Rady Regencyjnej powołanej do życia w Warszawie przez Niemców. W październiku 1918 roku został mianowany szefem misji polskiej w Bernie. Na tym stanowisku zastało go odzyskanie przez Polskę niepodległości.

W lutym 1919 roku Zaleski opuścił Berno i wyjechał do Paryża na wezwanie premiera Ignacego Jana Paderewskiego. Chciano wykorzystać jego stosunki z Brytyjczykami w celu wypracowania kompromisów w takich sprawach jak przynależność państwowa Gdańska. Zaleski zaangażował się w rozmowy z Litwinami na temat federacji z Polską czy z Ukraińcami w sprawie uregulowania przyszłych relacji. W ten oto sposób nie tylko gładko wszedł w struktury tworzącego się polskiego aparatu dyplomatycznego, ale także zdobywał doświadczenie daleko wykraczające poza kontakty polsko-brytyjskie. Latem 1919 roku Zaleski wrócił do Warszawy i rozpoczął pracę w centrali Ministerstwa Spraw Zagranicznych jako naczelnik wydziału zajmującego się wielkimi mocarstwami (późniejszy Wydział Zachodni). Na początku 1920 roku Zaleski został przedstawicielem dyplomatycznym Rzeczypospolitej w randze posła w Atenach, ale już po niespełna roku wrócił do Warszawy, aby stanąć na czele najważniejszego w resorcie spraw zagranicznych Departamentu Politycznego. Od kwietnia 1922 do lutego 1926 roku był posłem Rzeczypospolitej w Rzymie. Pobyt Zaleskiego we Włoszech przypadł na burzliwe czasy dojścia faszystów z Benitem Mussolinim do władzy, a następnie umacniania ich rządów. Z Rzymu został odwołany na skutek nacisków polityków Narodowej Demokracji, którzy żywo interesowali się włoskim faszyzmem. Przychylny stosunek Zaleskiego wobec Piłsudskiego również nie był im na rękę.

Zamach majowy zastał Zaleskiego w Warszawie na urlopie, który chciał spożytkować do załatwienia formalności przed wyjazdem na placówkę dyplomatyczną w Tokio. Sprawy potoczyły się inaczej. Po zwycięskim zamachu stanu Piłsudski powierzył formowanie gabinetu Kazimierzowi Bartlowi, a kierowanie dyplomacją zaproponowano Aleksandrowi Skrzyńskiemu, który miał być gwarantem ciągłości polskiej polityki zagranicznej. Ten jednak odmówił, ponieważ nie chciał wchodzić do rządu z ludźmi, którzy mieli krew na rękach. Wówczas zwrócono się do Zaleskiego, który propozycję kierowania Ministerstwem Spraw Zagranicznych przyjął. W ten oto sposób został kierownikiem resortu, a później ministrem spraw zagranicznych na ponad 6 lat (15 maja 1926 – 2 listopada 1932). Był to okres stabilizacji polskiej polityki zagranicznej.

Zaleski zasadnie uchodził za zwolennika współpracy z Ligą Narodów, na co pozwalał mu Piłsudski, już wówczas sceptycznie ustosunkowany do tej instytucji. Szef polskiej dyplomacji w niemałym stopniu przyczynił się do ustabilizowania relacji z sąsiadami, budując podstawy polityki równowagi między Niemcami a Związkiem Sowieckim. Najważniejsze decyzje w zakresie spraw zagranicznych należały do Piłsudskiego. To on był sternikiem, Zaleski zaś głównym wykonawcą. Minister miał jednak sporą dozę swobody w zakresie realizowania wytycznych Marszałka i umiejętnie z tego korzystał. Od grudnia 1930 roku coraz bardziej czuł na plecach oddech faworyzowanego przez Piłsudskiego Józefa Becka. Sytuacja taka w dłuższej perspektywie była dla niego nie do zniesienia, dlatego też podał się do dymisji. Piłsudski wychodził z założenia, że na nowe czasy trzeba nowych ludzi – takich jak Beck. W sercu Zaleskiego zadra wszakże pozostała, choć nie odmawiał on współpracy ze swoim następcą.

W latach 1928–1935 Zaleski był senatorem z ramienia Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem, jednak nie angażował się czynnie w życie polityczne. Był prezesem rady nadzorczej Banku Handlowego w Warszawie. Po śmierci Piłsudskiego utrzymywał kontakty zarówno z otoczeniem prezydenta Ignacego Mościckiego, jak i generalnego inspektora sił zbrojnych marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza. Z tym ostatnim był zresztą spowinowacony. Pełnił też funkcję jego nieoficjalnego doradcy.

Jako człowiek kompromisu, posiadający szerokie kompetencje w zakresie spraw międzynarodowych, a także – co może szczególnie ważne – nieobciążony zarzutami o spowodowanie klęski w 1939 roku był politykiem możliwym do zaakceptowania dla środowisk opozycyjnych, które przejęły władzę na wychodźstwie we Francji. Co prawda nie zgodzono się, aby Zaleski objął stanowisko premiera, które pierwotnie zaoferował mu prezydent Władysław Raczkiewicz, ale skromniejsza funkcja szefa dyplomacji nie napotkała większych sprzeciwów. Pozycja Zaleskiego w rządzie generała Władysława Sikorskiego nie była jednak silna. Premier chętnie brał na swoje barki prowadzenie polityki zagranicznej. Do ostrego konfliktu doszło w lipcu 1941 roku, kiedy to Sikorski odsunął Zaleskiego od negocjowania z sowietami paktu, który nie zabezpieczał granic wschodnich Rzeczypospolitej. Skończyło się dymisją kilku członków rządu, w tym Zaleskiego, który postawił Sikorskiemu zarzut o „przefrymarczeniu” granic Rzeczypospolitej za cenę popularności u Anglików.

Nie przeszedł jednak na polityczną emeryturę. Został jednym z najbliższych współpracowników prezydenta Raczkiewicza jako szef jego Kancelarii Cywilnej. W kwietniu 1947 roku prezydent mianował Zaleskiego następcą na urzędzie głowy państwa. Zrobił to jednak w tajemnicy przed premierem Tomaszem Arciszewskim, co musiało doprowadzić do kryzysu. Tym bardziej że szef rządu był przekonany, iż to on od 1944 roku wciąż pozostaje następcą Raczkiewicza. Byli tacy, którzy w nominacji dla Zaleskiego dopatrywali się wpływów masonerii.

8 czerwca 1947 roku Zaleski złożył przysięgę jako prezydent i rozpoczął urzędowanie. Niespełna miesiąc później doszło do zmiany na stanowisku premiera. Arciszewskiego zastąpił generał Tadeusz Bór-Komorowski. Przeciwko postępowaniu Zaleskiego protestowali wcale liczni przedstawiciele polskiego wychodźstwa, w tym politycy Polskiej Partii Socjalistycznej. Zerwanie z zasadą jedności narodowej stało się faktem, choć podziały miały się dopiero pogłębić. Nie przyniosła spodziewanych efektów misja mediacyjna cieszącego się powszechnym autorytetem wśród polskich emigrantów generała Kazimierza Sosnkowskiego, który w końcu 1952 roku przybył z Kanady do Wielkiej Brytanii. Nową kością niezgody stała się sprawa długości kadencji prezydenta Zaleskiego. Wedle konstytucji kwietniowej z 1935 roku miała ona trwać 7 lat, jednakże w artykule 24 znalazł się następujący zapis: „W razie wojny okres urzędowania Prezydenta Rzeczypospolitej przedłuża się do upływu trzech miesięcy od zawarcia pokoju…”. I w tym właśnie tkwił problem. Akt kapitulacji Trzeciej Rzeszy nie był traktatem pokojowym. Tego ostatniego nie podpisano do dziś.

Zaleski początkowo zamierzał ustąpić ze stanowiska po upływie siedmioletniej kadencji, ale zmienił zdanie. On i jego stronnicy motywowali trwanie na urzędzie koniecznością zachowania legalizmu na podstawie obowiązującej konstytucji, którą mógł zmienić tylko parlament w wolnej i niezależnej Polsce. Zaleski pozostał prezydentem do śmierci, a rok 1954 stał się kolejną cezurą rozbicia polskiego wychodźstwa. Do życia powołano alternatywne organy wobec prezydenta, rządu i namiastki parlamentu. Substytutem legislatywy była Tymczasowa Rada Jedności Narodowej (potem Rada Jedności Narodowej). Odpowiednikiem kolegialnej głowy państwa stała się Rada Trzech. Do tego niekonstytucyjnego organu w pierwszym składzie weszli generał Władysław Anders, Tomasz Arciszewski i Edward Raczyński. Później skład ulegał zmianom. Uprawnienia rządu otrzymała z kolei Egzekutywa Zjednoczenia Narodowego. Organy te istniały do 1972 roku, czyli do śmierci Zaleskiego i przejęcia władzy przez jego następcę Stanisława Ostrowskiego. Bardzo szkodliwy dualizm wychodźczego ośrodka władzy stał się faktem. Prestiż Zaleskiego osłabiały wyjazdy do kraju osób, którym powierzał on funkcję premiera – Hugona Hankego i Stanisława Cata-Mackiewicza. Działo się to nie bez inspiracji aparatu bezpieczeństwa Polski Ludowej.

Kierowany przez Zaleskiego ośrodek władzy nazywano „Zamkiem”, nawiązując do czasów Drugiej Rzeczypospolitej, kiedy to siedzibą głowy państwa był Zamek Królewski w Warszawie. Jego prezydentura przypadła na tragiczne czasy stalinizmu, a później okres tzw. odwilży postalinowskiej. W swoich wystąpieniach Zaleski stanowczo odnosił się do reżimu komunistycznego w Polsce, nie stronił od krytycyzmu wobec pomocy gospodarczej Zachodu dla PRL. Wiele mówił o jedności Polaków, co w kontekście kontrowersyjnego trwania na urzędzie prezydenckim brzmiało ironicznie. Ważną datą był rok 1966, tysiąclecie chrztu Polski. Przy udziale „Zamku” w Londynie zorganizowano z tej okazji wielkie uroczystości z udziałem około 40 tysięcy Polaków. Realny wpływ Zaleskiego na sprawy polskie w warunkach wychodźczych był jednak ograniczony. Chojnie przyznawane w latach sześćdziesiątych nominacje generalskie czy odznaczenia niekoniecznie podnosiły prestiż urzędu prezydenta Rzeczypospolitej, nawet jeśli jednały Zaleskiemu sympatyków.

Coraz bardziej schorowany August Zaleski przebywał na leczeniu w Szpitalu Maltańskim w Londynie, gdzie zmarł 7 kwietnia 1972 roku. Został pochowany na Cmentarzu Lotników Polskich w Newark obok generała Sikorskiego i prezydenta Raczkiewicza.


Władysław Raczkiewicz (1885–1947)

Jego prezydentura na wychodźtwie przypadła na okres najstraszniejszej jak na razie w dziejach ludzkości wojny, głębokich przeobrażeń i utraty przez Polskę niepodległości.

Wladyslaw Raczkiewicz w Wilnie.

.Władysław Raczkiewicz należał do całkiem licznej grupy wybitnych Polaków, którzy urodzili się w głębi Imperium Rosyjskiego i tam rozpoczęli swoją karierę polityczną. Nie był postacią szczególnie barwną. Należał do polityków raczej wpisujących się w schemat pracy organicznej. Uchodził za wyśmienitego administratora, sprawnego organizatora pracy kierowanych przez siebie instytucji, skutecznego budowniczego, bynajmniej nie tylko w dosłownym znaczeniu tego słowa.

Pozostawiał po sobie dobre wrażenie, nawet w tych częściach Polski, które znacznie różniły się społecznie, politycznie, gospodarczo i – co może najważniejsze – mentalnie od ziem dawnego zaboru rosyjskiego. Mam na myśli choćby Kraków czy Toruń, gdzie był wojewodą. A przy panujących wówczas podziałach porozbiorowych było to znacznie trudniejsze, niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Historycy zwracają uwagę na brak własnego zaplecza politycznego w przypadku Raczkiewicza. To wada, ale i niekiedy zaleta. W jego przypadku raczej to drugie, ponieważ mógł stosunkowo łatwo się wkomponować w struktury władzy zarówno przed, jak i po zamachu majowym. Uchodził za piłsudczyka, choć umiarkowanego.

Sam Piłsudski cenił Raczkiewicza jako państwowca, ale też zapewne jako polityka pochodzącego z Kresów. Bohater tego tekstu nie był promotorem koncepcji politycznych, idącym przeciw dominującym nurtom. Raczej potrafił tymi nurtami płynąć, co wcale nie było takie łatwe w warunkach Drugiej Rzeczypospolitej, a jeszcze trudniejsze na emigracji po wrześniu 1939 roku. Są i tacy, którzy twierdzą, że naturalnym zapleczem politycznym Raczkiewicza były kobiety z ich szerokimi wpływami i koneksjami sięgającymi najważniejszych gabinetów państwowych. Na zdjęciach nierzadko widać Raczkiewicza otoczonego wianuszkiem pań. Jest w tym jakaś doza prawdy, choć zapewne to dość daleko idące uproszczenie.

Faktem jest natomiast, że sami włodarze Drugiej Rzeczypospolitej traktowali go jako swoistego rodzaju ozdobę rozmaitych uroczystości w kraju i za granicą. Świetna prezencja, nienaganne maniery, dobrze skrojone garnitury pretendowały go do roli polityka „na eksport”. Jeden tylko przykład: we wrześniu 1935 roku prezydent Ignacy Mościcki mianował ad hoc Raczkiewicza ambasadorem nadzwyczajnym, a zarazem swoim przedstawicielem na pogrzeb tragicznie zmarłej królowej Belgów Astrydy Bernadotte. Obraz Raczkiewicza jako bezwolnego narzędzia w rękach innych, polityka bez inicjatywy, lawiranta wyczuwającego bezbłędnie koniunkturę chwili byłby dlań mocno krzywdzący. Trzeba bowiem pamiętać, że pełnił odpowiedzialne funkcje w czasach nadzwyczaj trudnych, a jego prezydentura przypadła na okres najstraszniejszej jak na razie w dziejach ludzkości wojny, głębokich przeobrażeń i utraty przez Polskę niepodległości. W krótkim czasie, będąc głową państwa, stał się politycznym wygnańcem bez prawa powrotu do ojczyzny, której służył całe dorosłe życie. Zadania, które przed nim postawiono, wypełniał wbrew przeciwnościom losu. To wystawia mu świadectwo ponadprzeciętności.

Władysław Raczkiewicz pochodził z patriotycznej rodziny o ziemiańskim rodowodzie związanej z Mińszczyzną. Jego dziadek za udział w powstaniu styczniowym został zesłany na Syberię. Rodzina zubożała, co skutkowało koniecznością porzucenia życia ziemian na rzecz zawodów inteligenckich. Ojciec przyszłego prezydenta Rzeczypospolitej Józef Raczkiewicz był prawnikiem i pracował jako sędzia w Kutaisi na Kaukazie. Tam właśnie urodził się Władysław (16/28 stycznia 1885 r.). Kolejnym ważnym przystankiem był Twer, gdzie młody Raczkiewicz uczęszczał do gimnazjum klasycznego. Dalsza droga wiodła przez stolicę Imperium Romanowów Petersburg i tamtejszy uniwersytet, gdzie studiował najpierw matematykę, a potem prawo. Miasto nad Newą tętniło życiem, także dla licznych tam Polaków. To właśnie w Petersburgu Raczkiewicz zaangażował się w działalność Związku Młodzieży Polskiej „Zet” i Organizacji Młodzieży Narodowej. Nie umknęło to bacznie przyglądającej się nie tylko Polakom policji politycznej, która po rewolucji 1905 roku była szczególnie wyczulona na jakiekolwiek przejawy niesubordynacji wobec Imperium Rosyjskiego. Z początkiem 1909 roku Raczkiewicz był zmuszony przenieść się na uniwersytet w Dorpacie, gdzie dwa lata później ukończył studia prawnicze. Na rok musiał wdziać rosyjski mundur, służąc w 1. Baterii Artylerii Konnej w Twerze. Jego życie zatoczyło swoistego rodzaju koło, ponieważ osiadł w Mińsku, czyli rodzinnych stronach ojca. We wrześniu 1912 roku zawarł związek małżeński z Jadwigą z Niesłuchowskich, której ojciec Henryk był wziętym mińskim adwokatem. Dzięki jego protekcji zięć został adwokatem przysięgłym w Sądzie Okręgowym w Mińsku. Tam zastał go wybuch pierwszej wojny światowej. Jako praporszczik zapasa (chorąży rezerwy) został powołany do wojska, ale Mińska nie opuścił, służąc w tym mieście w Sztabie Naczelnego Wodza. Niewykluczone, że i w tym przypadku zadziałały protekcje.

Polityczna gwiazda Raczkiewicza zabłysła w 1917 roku w czasach turbulencji wywołanych zmianami rewolucyjnymi w Rosji. Szybko zaangażował się w formowanie polskich oddziałów narodowych wśród żołnierzy armii rosyjskiej. W czerwcu 1917 roku wybrano go przewodniczącym I Ogólnego Zjazdu Wojskowych Polaków w Piotrogrodzie. Było to nie lada wyróżnienie dla wciąż młodego człowieka bez wyrobionej jeszcze politycznej marki, nadto niskiej szarży wojskowej.

Raczkiewicz był jednym z organizatorów i prezesem Naczelnego Polskiego Komitetu Wojskowego (Naczpol) i Polskiego Wojskowego Komitetu Wykonawczego. Bliżej było mu wówczas do ideałów narodowej demokracji niż idei reprezentowanych przez piłsudczyków. Przewrót bolszewicki w Piotrogrodzie i stopniowe rozlewanie się władzy bolszewików na ogromnych przestrzeniach byłego Imperium Rosyjskiego wpłynęły na dalsze losy bohatera tego tekstu. Raczkiewicz był zmuszony wyjechać do Kijowa, gdzie został prezesem Rady Naczelnej Polskiej Siły Zbrojnej. Rozwiązanie Korpusów Polskich na Wschodzie spowodowało, że na krótko powrócił do Mińska, gdzie działał w Komitecie Wykonawczym Rady Polskiej Ziemi Mińskiej. Jeszcze przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości nawiązał kontakty z Radą Regencyjną w Warszawie. Dalsza droga Raczkiewicza była dość typowa dla polskiego inteligenta z Kresów. Wiodła ona przez Wydział Wojskowy Komitetu Obrony Kresów Wschodnich, Zarząd Cywilny Ziem Wschodnich, w którym pełnił funkcję zastępcy przewodniczącego, wreszcie przez szeregi Dywizji Litewsko-Białoruskiej, której był współorganizatorem. Choć doświadczenie frontowe – w porównaniu z politycznym i organizacyjnym – miał niewielkie, dosłużył się stopnia majora, a za udział w walkach nadano mu order Virtuti Militari V klasy.

Już wówczas cieszył się opinią sprawnego organizatora. Po raz pierwszy powierzono mu resort spraw wewnętrznych w pierwszym gabinecie Wincentego Witosa (czerwiec – wrzesień 1921). Powrócił na to stanowisko w czerwcu 1925 roku do drugiego gabinetu Władysława Grabskiego, aby piastować je do maja 1926 roku także w rządzie kierowanym przez Aleksandra Skrzyńskiego. Po raz ostatni był szefem resortu spraw wewnętrznych w gabinecie Mariana Zyndrama-Kościałkowskiego (październik 1935 – maj 1936). Już tylko ten krótki przegląd prowadzi do wniosku, że był „strawny” zarówno dla przeciwników, jak i zwolenników Piłsudskiego. To przecież nie wszystko. Raczkiewicz zarówno przed zamachem majowym, jak i po nim był wielokrotnie wojewodą: w Nowogródku (październik 1921 – sierpień 1924), Wilnie (wrzesień 1924 – maj 1925, jako delegat rządu; maj 1926 – grudzień 1930, jako wojewoda), Krakowie (lipiec – październik 1935) i Toruniu (lipiec 1936 – wrzesień 1939). W latach 1930–1935 był marszałkiem Senatu, reprezentując ugrupowanie obozu władzy – Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem. Była to najważniejsza funkcja, jaką pełnił w Drugiej Rzeczypospolitej. Tym samym stał się jednym z najważniejszych polityków obozu piłsudczykowskiego. Zbliżył się wówczas do tzw. grupy zamkowej, która była skupiona wokół prezydenta Mościckiego, aczkolwiek określenie Raczkiewicza jako jednego z jej filarów byłoby przesadą. Dla wielu piłsudczyków był przedstawicielem tzw. IV Brygady, jak ironicznie określano osoby, które nie przeszły przez szeregi legionowe, a po zamachu majowym działały w strukturach władzy i deklarowały się jako zwolennicy Piłsudskiego.

Bliskie kontakty z Mościckim, ale przede wszystkim umiarkowanie Raczkiewicza zadecydowały o wskazaniu go jako następcy prezydenta po przegranej kampanii obronnej 1939 roku. Nie był jednak pierwszym kandydatem. Ta rola przypadła jednemu z najbliższych współpracowników Piłsudskiego, generałowi Bolesławowi Wieniawie-Długoszowskiemu, który był wówczas ambasadorem we Włoszech. Kandydaturę Wieniawy zablokowali jednak Francuzi przy nader aktywnym udziale dążącej do władzy opozycji z generałem Władysławem Sikorskim na czele. Na Raczkiewicza opozycja się zgodziła, choć bez entuzjazmu.

Szybko też zadbano o ograniczenie prerogatyw prezydenta określonych w konstytucji kwietniowej z 1935 roku. Raczkiewicz miał to odczuwać od początku do końca swojej kadencji. Ambitny Sikorski nie dawał mu o tym zapomnieć. Już we wrześniu 1939 roku Raczkiewicz musiał wycofać kandydaturę Augusta Zaleskiego, skądinąd także umiarkowanego piłsudczyka, na stanowisko premiera. Szefem rządu został Sikorski, który będąc też naczelnym wodzem, skupił w swoich rękach ogromną władzę.

Stosunki między prezydentem a premierem trudno określić mianem harmonijnych. Próba odsunięcia Sikorskiego po klęsce Francji w lipcu 1940 roku zakończyła się niepowodzeniem. Raczkiewicz musiał się liczyć z postawą Brytyjczyków oraz zwolenników generała. Rok później po zawarciu przez Sikorskiego układu ze Związkiem Sowieckim, który nie zabezpieczał przedwojennych granic Rzeczypospolitej, prezydent nosił się z zamiarem demonstracyjnego ustąpienia i przekazania najwyższego urzędu generałowi Kazimierzowi Sosnkowskiemu, ale i to okazało się niewykonalne. Raczkiewicz trwał na stanowisku, przyglądając się postępującemu procesowi obniżania notowań Rzeczypospolitej na arenie międzynarodowej. Czy mógł temu przeciwdziałać? Historycy są raczej zgodni, że w praktyce było to niemożliwe. Nawet śmierć Sikorskiego w katastrofie gibraltarskiej niewiele zmieniła w układzie władz polskich na wychodźstwie.

Władza wykonawcza znajdowała się w rękach rządu Stanisława Mikołajczyka, a nie prezydenta. Co więcej, rosnąca w siłę z każdym miesiącem strona sowiecka domagała się usunięcia Raczkiewicza. Na prezydencie wymuszono z kolei odwołanie generała Sosnkowskiego – piłsudczyka, nieprzejednanego wroga Związku Sowieckiego, ale i bezkompromisowego wobec aliantów zachodnich – ze stanowiska następcy głowy państwa. Funkcję tę zajął socjalista Tomasz Arciszewski, od listopada 1944 roku także szef rządu. Na krótko przed śmiercią Raczkiewicz mianował następcą prezydenta Zaleskiego, będącego od 1941 roku jednym z jego najbliższych współpracowników.

.Jako prezydent Rzeczypospolitej na wychodźstwie Raczkiewicz odczuł boleśnie decyzje jałtańskie, cofnięcie uznania aliantów zachodnich dla władz polskich w Wielkiej Brytanii, wejście Polski do obozu sowieckiego i rozmaite upokorzenia ze strony niedawnych sojuszników, kiedy to legalizm ustępował brutalnej sile i cynizmowi. Był też świadkiem niewyobrażalnych cierpień swojego narodu i swoich współobywateli. Aktywność Raczkiewicza ograniczała postępująca choroba – zdiagnozowana jeszcze w 1939 roku białaczka. Prezydent zmarł 6 czerwca 1947 roku w Ruthin, w północnej Walii. Został pochowany na Cmentarzu Lotników Polskich w Newark, w środkowej Anglii.

Mariusz Wołos
Tekst pierwotnie ukazał się w serwisie „Dla Polonii” [LINK].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 7 listopada 2022