Prof. Piotr TRYJANOWSKI: Drapieżniki, epidemie, tłum i systemy bankowe

Drapieżniki, epidemie, tłum i systemy bankowe

Photo of Prof. Piotr TRYJANOWSKI

Prof. Piotr TRYJANOWSKI

Profesor nauk biologicznych. Dyrektor Instytutu Zoologii Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu

Komfort życia, dobrostan i poczucie bezpieczeństwa zaczynają widocznie spadać. Podobnie jak zaufanie do elit, w tym również do nauki i naukowców. Myślenie krytyczne systematycznie wypierane jest przez trybalizm, połączony z kompletnym brakiem krytycyzmu i niebezpieczną huśtawką emocji – pisze prof. Piotr TRYJANOWSKI

Jutro będzie tylko nieco inne niż dzisiaj. Z taką myślą może nie tyle kładziemy się spać, bo liczymy, że jutro będzie lepsze, ale koniec końców akceptujemy podobieństwa kolejnych dni. Swoisty konserwatyzm mamy mocno zapisany w naszych głowach.

Przewidywań przyszłości, zwłaszcza tych dotyczących dłuższej perspektywy czasowej, dokonujemy w całkiem podobny sposób. Liniowo eksplorując aktualną sytuację na bliżej nieokreślone kolejne dni, lata, dekady. Dziwimy się jednak, gdy ponownie nie sprawdziła się prognoza pogody, wymarł kolejny gatunek, drapieżniki wraz z ofiarami wpadają w nieprzewidywalne cykle, wrażliwy ekosystem rafy koralowej znalazł się na skraju dewastacji, pojawił się nowy wirus, wybuchły zamieszki albo niebezpiecznie zazgrzytał system bankowy. Co łączy te sprawy? Problem złożoności i osoba jej badacza, zmarłego w końcu kwietniu tego roku prof. Roberta M. Maya.

May od ćwierćwiecza związany był z Oxfordem, choć jego życiowa wędrówka z rodzinnej Australii do Wielkiej Brytanii po drodze objęła także Stany Zjednoczone. Zmieniał nie tylko miejsce swojej pracy, ale i główne zainteresowania badawcze – od fizyki teoretycznej, poprzez ekologię, nauki społeczne, aż po ekonomię. Wszędzie pozostawił trwały ślad.

O samym R.M. Mayu można poczytać w dziesiątkach pośmiertnych komentarzy i wspomnień pojawiających się właśnie w brytyjskiej prasie. Całkiem ciekawy człowiek. Zamiast jednak zajmować się jego życiem, lepiej przyjrzeć się jego dziełom i dokonaniom. Za sprawą zawirowań bankowych, zamieszek społecznych, ale zwłaszcza na kanwie epidemii COVID-19 ponownie przypomniano sobie o wielu z nich; i to nie tylko w komentarzach naukowych, ale też w mediach głównego nurtu, a nawet popkulturze.

Różnorodność tworzy stabilność

.W skomplikowanym układzie wyciągnięcie jednego z wielu elementów nie jest w stanie go przewrócić czy zniszczyć. Możemy odkręcić jedną śrubkę w samochodzie, zbić szybę w oknie domu, a z kwiecistej łąki pozbyć się żółtego jaskra – może nie doskonale, ale system będzie działał. Przynajmniej do czasu. Stąd też niemal intuicyjnie czujemy, że właśnie różnorodność odpowiada za stabilność. Podejście takie bywa jednak krytykowane, na przykład z przyczyn praktycznych.

Mała rysa niszczy funkcjonalność szklanki, a zabicie jednego osobnika może wywołać spory chaos w populacji. Jednak i blokady teoretyczne bywają całkiem spore: pojawiają się argumenty, że zwyczajnie szkoda czasu na badania relacji, których nie jesteśmy w stanie nawet porządnie, w sensie Popperowskim, przetestować. W konsekwencji koncepcja stabilności w badaniach systemowych została niemalże zarzucona. Przyglądamy się ewoluującym jednostkom, takim jak geny, pojedyncze organizmy, ewentualnie ich bezpośrednim interakcjom, z celowym abstrahowaniem od funkcjonowania całości. Niejako patrzymy na drzewa, a nie chcemy widzieć lasu.

Czyżby nasz mózg w szukaniu wyjaśnień wolał to, co banalne, proste i oczywiste? A może – jak w przypadku badań naukowych – również to, co łatwo „grantodawalne” i „publikowalne”?

Zresztą nie ma co narzekać, bo podejście osobnicze w socjologii, ekologii i ekonomii przyniosło wiele sukcesów. Jednak z racji współczesnej wzrastającej komplikacji świata, wpływu człowieka na układy przyrodnicze takie proste podejście dzisiaj przestaje wystarczać.

Spójrzmy na coraz częstsze inwazje wielu niebezpiecznych gatunków obcych albo na kaskady troficzne w ekosystemach – gdzie jeden nowo pojawiający się element, np. drapieżnik szczytowy, zmienia setki kilometrów kwadratowych ekosystemu. Podobnie wypadnięcie jednego elementu, np. dużych ssaków kopytnych, w skali niemal całego globu zmieniło wygląd szaty roślinnej, zespołu motyli, a nawet poziom wilgotności powietrza. Czy w bardziej skomplikowanych układach te zmiany postępują szybciej, a skutki wyglądają mniej dotkliwie? Odpowiedzi na tak stawiane pytanie pojawiają się bardzo często, jednak precyzyjnych odpowiedzi mamy jak na lekarstwo.

Prostolinijna codzienność

.Biznes lubi spokój. Życie, przynajmniej na poziomie osobnika, to w sumie dość spokojny proces. Najlepiej, gdy nie dochodzi do spektakularnych zmian, a układ pozostaje w stanie dynamicznej równowagi. Czasami, gdy się jednak coś poważniejszego wydarzy, to dochodzi do przetasowań utrwalonych poglądów – naukowych, ekonomicznych, społecznych.

Nagle, z hukiem i przytupem, dowiadujemy się, że długoterminowe liniowe przybliżenia wcale nie są regułą. Przykłady pochodzą z tak różnych dziedzin, jak rynek metali szlachetnych, sieci relacji społecznych, projektowanie nowych technologii, funkcjonowanie ekosystemów i modelowanie zmian klimatycznych. Ludzkie umysły, ukształtowane przez lokalne, stabilne otoczenie, a także wspierane niewątpliwymi osiągnięciami liniowych przybliżeń rzeczywistości bardzo słabo to widzą. Pojawiają się jednak pierwsze zwiastuny zmian.

Co kilka lat, zwykle po niebezpiecznych epizodach, na łamy prasy akademickiej powraca dyskusja o doniosłości zdarzeń ekstremalnych, np. rewolucji, epidemii, wybuchów wulkanów, wielkich powodzi czy nawet uderzeń meteorytów. Burzy to zastany i znany, w miarę stabilny ogląd świata. Takich zaburzeń będzie coraz więcej. Już dzisiaj zaczyna doskwierać brak dostępnych, niemal darmowych zasobów: nie bardzo jest kogo napaść, okraść, nie ma skąd wziąć niewolników, złowić kolejnych ryb, wyciąć kolejnych drzew, upolować kolejnego mamuta. Człowiek wywiera coraz większą presję, zbliżając się do masy krytycznej, a więc do przejścia fazowego, w którym zaczynają dominować procesy nieliniowe.

Do dostrzeżenia tego faktu potrzebujemy jednak punktu odniesienia niczym mitycznego pacjenta „zero” w próbie zrozumienia dynamiki epidemii wirusa. Idealną pomocą bywają wyniki badań długoterminowych. Niestety w dzisiejszych przyśpieszających czasach ich prowadzenie nie cieszy się przesadnym powodzeniem i prestiżem. Pomimo raportowania interesujących zjawisk recenzenci grantów i najlepszych czasopism nader często przyklejają im łatkę lokalnej specyficzności i niskiej powtarzalności. Poniekąd słusznie. Ale jak bez nich sobie poradzić w przygotowywaniu eksperymentów i poznawaniu złożoności związanej z czasem i przestrzenią?

Holizm

.Jednak – wystarczy poczytać serwisy wiadomości – lokalne problemy dynamicznie zmieniają się w globalny chaos. Dlaczego?

U nas, w Europie, ale też w Amerykach, lubimy dzielić włos na czworo, poszukując mechanistycznych rozwiązań. Innym sposobem podejścia jest to znane z cywilizacji dalekowschodnich, azjatyckich. Myślenie w kategoriach całego systemu, holistyczne, relacyjne.

Nasze dzieci uczą się najpierw rzeczowników. Azjaci najpierw czasowników. To rodzi ciekawe konsekwencje.

Na przykład azjatyckie holistyczne myślenie słabo sprawdza się w powstawaniu innowacji. Brakuje szaleńców, a jak pokazuje historia, to właśnie oni czasami miewają rację.

Zalecam jednak ostrożność z przyjęciem tak prostej diagnozy. I to nie tylko dlatego, że w Azji wymyślono proch strzelniczy, a wielu wynalazców z Silicon Valley z dumą podkreśla swoje chińskie pochodzenie. Obserwowany dziś obraz może być pokłosiem kulturalnych, krwawych rewolucji, a nie rzeczywistym opisem cywilizacji Chin bądź Korei. Czyżby zatem najlepszym rozwiązaniem była współpraca różnych wizji?

Połączenie spojrzenia na całość z odrobiną indywidualnego szaleństwa? Wygląda na to, że tak, chociaż z jasną świadomością, że holizm – jak często piszą filozofowie – ma niebotycznie wysoką barierę wejścia. Oznacza to, że nim holistyczny umysł zobaczy i ogarnie całość, inne mózgi, te widzące wyłącznie proste odcinki i działające na zasadzie – tutaj uderz, a tam wypadną kredki – zdobywają szybką przewagę. Przynajmniej do czasowego załamania. Ono zawsze nadejdzie, jednak do zrozumienia takich procesów potrzeba statystyki, i to jednak dość zaawansowanej. Tymczasem nawet znajomość podstaw kuleje, a o podejściu bayesowskim słyszeli wyłącznie nieliczni.

W konsekwencji tworzymy układ jednostek mało odpornych na karmienie fałszywymi danymi i zwyczajne manipulacje. Niedouczeni decydenci przekonani o słuszności swoich założeń podejmują działania nieuwzględniające eskalacji zjawisk. Najgorsze są efekty kumulacji – nieszczęść chodzących nawet nie parami, lecz znacznie większymi grupami. To wtedy mamy kolejne kryzysy: epidemiologiczne, informatyczne, ekonomiczne, komunikacyjne, społeczne. Rozprzestrzenianie się patogenów, obrazów niszczenia dóbr kultury, dziwnych piosenek, memów i ekonomicznych fake newsów matematycznie bywa całkiem podobne. Niewinnie się zaczyna, a później działa siła funkcji wykładniczej.

Lepsze jutro było wczoraj

.Rysuje się czarny scenariusz: komfort życia, dobrostan i poczucie bezpieczeństwa zaczynają widocznie spadać. Podobnie jak zaufanie do elit, w tym również do nauki i naukowców.

Myślenie krytyczne i przestrzeń w naszych umysłach, w której może się ono odbywać, są systematycznie wypierane przez trybalizm, połączony z kompletnym brakiem krytycyzmu i niebezpieczną huśtawką emocji.

Szczególnie wtedy, choć wiadomo, że to niebywale trudne, należy zachować stoicki spokój, a na otaczającą złożoność spoglądać redukcjonistycznie. Najlepiej iteracyjnie, czyli badając klocek po klocku, fragment po fragmencie i ich wzajemne relacje. Metodą prób i błędów. Pozbywać się niepasujących elementów, korzystać z tych, co przeszły prosty sprawdzian w działaniu. Powoli, krok po kroku, wytrwale, bo to orka na ugorze. Trudno.

.Myślenie o świecie zakrawa na paradoks: wiedząc coraz więcej o złożoności, poszukujemy prostych, by nie rzec, wręcz prostackich rozwiązań. Polityka kija i marchewki ma się całkiem dobrze. Pozostaje zatem spokojnie przyglądać się sytuacji i takie podejście kontestować. Czekać na swoją kolej, a patrząc na dorobek Roberta Maya, możemy nawet zadeklarować: świat jest skomplikowany, ale spokojnie, staramy się to ogarnąć.

Piotr Tryjanowski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 21 czerwca 2020