Prof. Tadeusz PANECKI: Kulisy wyzwolenia KL Auschwitz

Kulisy wyzwolenia KL Auschwitz

Photo of Prof. Tadeusz PANECKI

Prof. Tadeusz PANECKI

Historyk, profesor nauk humanistycznych. Kierownik Katedry Europeistyki w Instytucie Profilaktyki Społecznej i Pracy Socjalnej Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie, sekretarz Komisji Historii Wojskowej Komitetu Nauk Historycznych Polskiej Akademii Nauk, wiceprezes Stowarzyszenia Historyków Wojskowości.

Można założyć, że miasto Oświęcim wraz z obozem zostały zajęte niejako po drodze, po której przetaczał się walec sowieckiej ofensywy w styczniu 1945 roku – pisze prof. Tadeusz PANECKI

.Jednym z kluczowych problemów nurtujących powojenne pokolenia i drążących świadomość historyczną obejmującą lata 1939–1945 jest problem ludobójstwa, którego sprawcą były hitlerowskie Niemcy. Często zadajemy sobie pytanie: jak to możliwe, że w środku Europy pod koniec pierwszej połowy XX w. potomkowie Heinego i Goethego zgotowali innym narodom tak straszliwy los? Dlaczego – pytamy dalej – cywilizowany świat nie reagował skutecznie, nie przeciwstawił się zbrodniom popełnianym na niespotykaną dotąd skalę? Pytania te stawiamy często ówczesnym przywódcom demokracji zachodnich, szefom rządów wielkich mocarstw anglosaskich, dysponującym środkami militarnymi, które pozwoliłyby jeśli nie powstrzymać dopełniającą się zagładę narodów okupowanej Europy – a w szczególności Żydów, Romów, Polaków i Rosjan – to chociaż zminimalizować jej tragiczne skutki. Ludobójstwo, które było dziełem Niemców, realizowano głównie w obozach zagłady, swego rodzaju fabrykach śmierci zbudowanych na okupowanych ziemiach polskich. Dokonywało się ono praktycznie bez przeszkód aż do ostatnich dni II wojny światowej. Największym niemieckim nazistowskim obozem zagłady był założony w kwietniu 1940 r. obóz Auschwitz-Birkenau, który pochłonął  1,5 miliona istnień ludzkich.

O tym, że w Auschwitz-Birkenau Niemcy przeprowadzają masową eksterminację Żydów, Polaków, Rosjan i przedstawicieli innych narodów, byli informowani przywódcy Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Wiadomości o tym, co dzieje się w obozie, dostarczali przedstawiciele rządu RP na emigracji w Londynie, którzy otrzymywali aktualne informacje od Delegatury Rządu na Kraj i Komendy Głównej Armii Krajowej. Prezydent Franklin D. Roosevelt i premier Winston S. Churchill, świadomi sytuacji, nie uczynili nic, aby przeciwdziałać masowym zbrodniom niemieckim popełnianym w Auschwitz-Birkenau. A przecież zachodni alianci, szczególnie Amerykanie, mieli techniczne możliwości zbombardowania komór gazowych w obozie. Ich zburzenie zapewne zahamowałoby, przynajmniej czasowo, realizację zbrodniczych planów niemieckich. To amerykańskie superfortece stacjonujące na Wyspach Brytyjskich i w południowych Włoszech wykonywały loty wahadłowe, podczas których bombardowano na przykład instalacje naftowe w Rumunii, po czym lądowano na lotniskach na Ukrainie. Po zatankowaniu i uzbrojeniu samoloty wracały osłaniane przez myśliwce sowieckie. Jeden z lotów wahadłowych odbył się 18 września 1944 r. – 107 ciężkich bombowców B-17 należących do amerykańskiej 8. Armii Powietrznej zrzuciło wówczas zaopatrzenie dla walczącej Warszawy. Możliwości zatem były, a mimo to przywódcy zachodnich mocarstw nie zdecydowali się na zbombardowanie niemieckich instalacji w Auschwitz-Birkenau, tłumacząc to obawą przed stratami, jakie mogliby ponieść także więźniowie.

Bez jednoznacznej odpowiedzi pozostaje również niezwykle istotne pytanie, czy wiedzę, jaką mieli Roosevelt i Churchill, posiadał też Józef Stalin. W dostępnej badaczom dokumentacji trudno znaleźć wyraźne potwierdzenie lub zaprzeczenie tezy, że sowiecki przywódca miał świadomość, czym w istocie był niemiecki nazistowski obóz Auschwitz-Birkenau. Trudno jednocześnie zakładać, aby Stalin, dysponując rozległą siecią agentury w całej Europie, nie orientował się co do charakteru zbudowanego przez Niemców w pobliżu włączonego do III Rzeszy polskiego miasta Oświęcim obozu, w którym byli więzieni i mordowani również obywatele jego kraju. Ponadto władca Kremla utrzymywał przecież stały kontakt z przywódcami Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, z którymi omawiał listownie i podczas bezpośrednich spotkań (konferencja Wielkiej Trójki w Teheranie w dniach 28 listopada – 1 grudnia 1943 r.) strategię wojenną i sytuację na terenach okupowanych przez III Rzeszę, zanim doszło do oswobodzenia Auschwitz-Birkenau. Zbrodnie niemieckie były jednym z zagadnień w relacjach przywódców trzech mocarstw. Można zatem z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że przywódca Związku Sowieckiego zdawał sobie sprawę z charakteru obozu i rozmiaru popełnianych tam zbrodni. O ile Roosevelt i Churchill mieli moc sprawczą, aby w nalocie powietrznym zburzyć krematoria obozowe – czego, jak wiemy, nie uczyniono – o tyle Stalin mógł wyzwolić obóz, przynajmniej począwszy od lata 1944 r., kiedy to obszar, na którym znajdowała się ta największa niemiecka maszyna śmierci, znalazł się w zasięgu operacji lądowych Armii Czerwonej.

Latem 1944 r. sowiecki walec wojenny dotarł nad środkową Wisłę. W rezultacie operacji „Bagration”, przeprowadzonej w dniach od 23 czerwca do 31 sierpnia, wojska sowieckie, nacierając w pasie o szerokości blisko 1000 km, przesunęły się o ponad 600 km na zachód z terenów dzisiejszej Białorusi nad środkową Wisłę. Tym samym zostały stworzone warunki do przygotowania i przeprowadzenia nowych operacji zaczepnych na kierunkach berlińskim i wrocławskim. Po zakończeniu walk z końcem sierpnia wojska przeszły do obrony i nastąpiła kilkumiesięczna przerwa w działaniach operacyjnych. Front zatrzymał się w sierpniu 1944 r. w odległości około 200 km od miasta Oświęcim. Dopiero pod koniec listopada 1944 r. zapadły w Moskwie decyzje o przeprowadzeniu wielkiej operacji zimowej na centralnym odcinku frontu sowiecko-niemieckiego, między Bałtykiem i Karpatami. Działania wojenne wznowiono 12 stycznia 1945 r. Myślą przewodnią ofensywy zimowej było rozbicie wojsk niemieckich na centralnym odcinku frontu, zdobycie Berlina i zwycięskie zakończenie wojny. Zgodnie z wytycznymi główne uderzenie miało nastąpić znad środkowej Wisły siłami 1. Frontu Białoruskiego dowodzonego przez marsz. Gieorgija K. Żukowa (kierunek Berlin) i 1. Frontu Ukraińskiego dowodzonego przez marsz. Iwana S. Koniewa (kierunek Wrocław). Jako że Oświęcim znajdował się w obszarze operacyjnym 1. Frontu Ukraińskiego, w dalszej analizie skupimy się na działaniach wojsk Koniewa.

 

Armia Czerwona była gotowa do podjęcia kolejnej ofensywy na ziemiach polskich już w grudniu 1944 r. Jej początek przewidziano pierwotnie na 19 grudnia, jednak z przyczyn politycznych został przesunięty. Do zmiany decyzji mogła się przyczynić kontrofensywa niemiecka na froncie zachodnim, w Ardenach, rozpoczęta 16 grudnia. Możliwe, że Stalin i jego doradcy uznali tę okoliczność za bardzo korzystną dla planowanej ofensywy na Wschodzie. Otóż niemieckie działania przeciwko wojskom anglo-amerykańskim musiały prowadzić do angażowania na froncie zachodnim coraz większych sił Wehrmachtu, ściąganych głównie z frontu wschodniego. Ważny był również aspekt polityczny – sukces ofensywy niemieckiej na Zachodzie mógł opóźnić realizację planów aliantów zachodnich przeniesienia działań bojowych w głąb Niemiec, które zamierzano rozpocząć 19 grudnia 1944 r. siłami amerykańskiej 3. Armii gen. George’a Pattona[1]. A to, wobec narastającej rywalizacji między sojusznikami zachodnimi a Stalinem, w wyścigu do Berlina miało bardzo duże znaczenie.

W dostępnych dzisiaj opracowaniach sowieckich historyków i pamiętnikach sowieckich dowódców z czasów II wojny światowej planowany termin ofensywy zimowej znad Wisły określany jest na 20 stycznia 1945 r. Również w publikacjach zachodnich historyków, którzy z reguły powołują się na wspomnienia sowieckich marszałków, podawana jest ta data. Jest charakterystyczne, że we wszystkich publikacjach pojawia się ona w kontekście rzekomego przyspieszenia ofensywy razem z nową datą – 12 stycznia. Miało ono nastąpić na prośbę premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla, wyrażoną w liście do Stalina z 6 stycznia 1945 r. Brytyjski premier, zatroskany o przebieg działań wojennych na froncie zachodnim i świadom komplikacji dla aliantów wynikających z niemieckiej kontrofensywy w Ardenach trwającej od 16 grudnia 1944 r., pisał: „Będę wdzięczny, gdyby zechciał Pan podać mi, czy możemy liczyć na wielką ofensywę rosyjską na froncie Wisły lub gdziekolwiek indziej w ciągu stycznia […] Uważam sprawę za pilną”. Stalin odpowiedział następnego dnia w następujących słowach: „Uwzględniając sytuację naszych aliantów na froncie zachodnim Kwatera Główna Naczelnego Dowództwa postanowiła w przyspieszonym tempie zakończyć przygotowania i, nie zważając na warunki atmosferyczne, rozpocząć szerokie działania zaczepne przeciwko Niemcom na całym froncie centralnym nie później niż w drugiej połowie stycznia”[2].

A co wynika z dokumentów 1. Frontu Ukraińskiego? Otóż według najnowszych ustaleń prof. Henryka Stańczyka, który przeprowadził kwerendę archiwalną w Archiwum Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej w Podolsku, rozkaz marsz. Koniewa skierowany 6 stycznia do dowódców podległych armii brzmiał: „Działania bojowe batalionów szturmowych na całej szerokości frontu rozpocząć jednocześnie w dniu 9.1.45 r. o godz. 5.00”[3].

W świetle powyższego nie ulega wątpliwości, iż termin ofensywy zimowej, pierwotnie wyznaczony na 9 stycznia 1945 r., po liście Churchilla do Stalina nie tylko nie został przyspieszony, ale wręcz o trzy dni opóźniony. Skutek prośby brytyjskiego premiera był więc odwrotny do zamierzonego. Co więcej, można postawić tezę, że niemiecka ofensywa w Ardenach dwukrotnie spowodowała, w sposób niezamierzony, opóźnienie wielkiej ofensywy na froncie wschodnim.

Z operacyjnego punktu widzenia przesunięcie terminu rozpoczęcia działań bojowych wpłynęło negatywnie na ich przebieg. W planach operacji ważną rolę miało odegrać lotnictwo. Z meldunków służb meteorologicznych wynikało, że pogoda miała sprzyjać wykorzystaniu lotnictwa w pierwszej dekadzie stycznia. Po 11 stycznia warunki zmieniły się diametralnie. Nastąpił gwałtowny wzrost temperatury, grunt zaczął rozmarzać i lotniska polowe stawały się grząskie. Widoczność ograniczał niski pułap chmur i pogoda stawała się nielotna. Dodatkowo pojawiła się mgła i wystąpiły duże opady śniegu. W tych warunkach użycie lotnictwa do masowych bombardowań stawało się właściwie niemożliwe.

8 stycznia 1945 r. do wojsk dotarły rozkazy o nowych terminach rozpoczęcia styczniowej ofensywy. Jako pierwszy ruszył do natarcia 12 stycznia 1. Front Ukraiński. Jego działania przejdą do historii pod nazwą operacji sandomiersko-śląskiej. Jej celem było opanowanie Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego i dalej uderzenie na Wrocław. Według relacji marsz. Koniewa obszar Górnego Śląska był dla Stalina terenem szczególnej troski. „Nawet na mapie obszar Śląska i jego potęga wyglądały imponująco. Stalin, jak zrozumiałem, uwypuklił ten fakt, gdy powiedział, wskazując na mapę i zakreślając granice rejonu: Złoto. Zostało to tak powiedziane, że w gruncie rzeczy nie wymagało dalszych komentarzy. Dla mnie jako dla dowódcy Frontu już i bez tego było jasne, że sprawę wyzwolenia Zagłębia Śląsko-Dąbrowskiego trzeba potraktować w sposób szczególny. Należało zastosować wszystkie środki dla możliwie pełnego zachowania jego potencjału przemysłowego, tym bardziej że po wyzwoleniu te rdzenne ziemie polskie miały wrócić do Polski”[4]. Tylko że na trasie natarcia wojsk Koniewa zmierzających po owo złoto znajdował się obóz zagłady, w którym każdego dnia mordowano setki więźniów, a o którym Stalin nie wspomniał ani słowem. Niewiedza czy zimna kalkulacja w wyborze celów do osiągnięcia w strategicznym marszu na Berlin?

Do zrealizowania zadań w operacji sandomiersko-śląskiej marsz. Koniew dysponował potężnymi siłami, które per analogiam przewyższały Wojsko Polskie wystawione do obrony Rzeczypospolitej 1 września 1939 r.! Wojska 1. Frontu Ukraińskiego liczyły łącznie ponad milion żołnierzy wyposażonych w 9 tysięcy dział i 3 tysiące czołgów. Siły niemieckie rozmieszczone na trasie natarcia składały się z 250 tysięcy żołnierzy uzbrojonych w 1500 dział i 540 czołgów. Przewaga Rosjan była zatem kilkukrotna, a na pierwszej linii wzrastała do kilkunastu razy.

Na interesującym nas w tych rozważaniach kierunku (Oświęcim) nacierać miała 60. Armia gen. Pawła Kuroczkina, rozlokowana na lewym skrzydle 1. Frontu Ukraińskiego, stanowiąca jedną z ośmiu armii ogólnowojskowych wspieranych przez dwie armie pancerne i jedną armię lotniczą. Ponadto w składzie Frontu znajdowały się jeszcze: korpus zmechanizowany, korpus kawalerii, trzy korpusy pancerne, dwa korpusy artylerii i dywizja artylerii rakietowej. 60. Armię tworzyły trzy korpusy po trzy dywizje piechoty w każdym: 15. Korpus Armijny (dowódca: gen. mjr Piotr Tiertysznyj) w składzie: 246. Dywizja Piechoty (płk Dmitrij Kazarinow), 322. Dywizja Piechoty (gen. mjr Piotr Zubow), 336. Dywizja Piechoty (płk Łazar Grinwald-Mucho); 28. Korpus Armijny (gen. mjr Michaił Ozimin) w składzie: 9. Dywizja Piechoty (gen. mjr Piotr Mietalnikow), 107. Dywizja Piechoty (płk Wasilij Pietrenko), 302. Dywizja Piechoty (płk Nikołaj Kuczerenko) oraz 106. Korpus Armijny (gen. mjr Paweł Ilinych) w składzie: 100. Dywizja Piechoty (gen. mjr Fiodor Krasawin), 148. Dywizja Piechoty (płk Michaił Golcow), 304. Dywizja Piechoty (płk Aleksandr Galcew)[5]. W okresie od września 1944 r. do stycznia 1945 r. 60. Armia otrzymała ponad 40 tysięcy uzupełnień[6], co pozwoliło podnieść stany osobowe w dywizjach średnio z 3–4 tysięcy do przeszło 6 tysięcy żołnierzy[7]. Ogólny stan Armii 10 stycznia 1945 r. wzrósł do 70 649 żołnierzy. Pas jej działania był szeroki i wynosił około 100 km, ponadto operacja miała być prowadzona po obu stronach Wisły, która płynąc w tym rejonie równoleżnikowo, dzieliła ugrupowanie Armii na dwie części.

W pierwszym etapie operacji sandomiersko-śląskiej 1. Frontu Ukraińskiego 60. Armia wykonała postawione jej zadania wcześniej, niż zakładał plan operacji. W ciągu sześciu dni (od 12 do 17 stycznia) przełamała głęboko urzutowaną obronę niemiecką na północnym brzegu Wisły i rozwijając natarcie w kierunku południowo-zachodnim, jej czołowe oddziały wyszły przed zewnętrzny pierścień obrony Krakowa.

17 stycznia Stalin rozkazał Koniewowi zdobyć Kraków, a następnie rozwijać natarcie na Górny Śląsk. W ataku miały wziąć udział dwie armie: wspomniana wyżej 60. oraz 59. dowodzona przez gen. lejtn. Iwana Korownikowa. Uwzględniając polecenie Stalina, Koniew wydał następnego dnia dyrektywę operacyjną, która nakazywała dowódcy 59. Armii po obejściu Krakowa z północnego wschodu opanować miasto i następnie nacierać dalej na Sosnowiec, Gliwice. Dowódca 60. Armii miał uderzeniem z północnego wschodu – we współdziałaniu z 59. Armią – opanować Kraków i następnie nacierać w kierunku Oświęcimia, Chrzanowa, Rybnika, Raciborza. Walki o Kraków rozpoczęły się 18 stycznia i trwały cały następny dzień. 19 stycznia miasto zostało zajęte przez żołnierzy generałów Korownikowa i Kuroczkina.

Po opanowaniu Krakowa 60. Armia, której zadaniem było obejście Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego od południa, wyszła na linię Tyniec–Wieliczka–Bochnia. Kontynuując uderzenie, pod koniec 22 stycznia zajęła Wieliczkę, następnego dnia Skawinę, a 24 stycznia Chrzanów. 25 stycznia żołnierze gen. Kuroczkina wyszli nad Przemszę i opanowali Libiąż, położony 10 km od Oświęcimia. Były to wojska 15. Korpusu Armijnego, natomiast siły pozostałych dwóch korpusów armii (28. i 106.) były rozciągnięte wzdłuż Wisły i Skawy, wyraźnie odstając w tyle. Koniew tymczasem oczekiwał od 60. Armii działań wyprzedzających, by zrealizować swój plan okrążenia Niemców na Śląsku. Po dokonaniu niezbędnych przegrupowań i wzmocnieniu sił 15. Korpusu czołgami i artylerią przeciwpancerną 26 stycznia 60. Armia sforsowała Przemszę i wznowiła natarcie. Broniły się przed nim różne pododdziały z rozbitych wcześniej niemieckich dywizji piechoty: 344., 371., 359., 78. i 544. W rejonie Oświęcimia była ześrodkowana 545. Dywizja Grenadierów Ludowych. Do wieczora 26 stycznia Rosjanie zdołali wyjść na linię Imielin–Bieruń Nowy–Oświęcim.

Bezpośredni udział w operacji oświęcimskiej wzięły cztery dywizje piechoty 60. Armii: 100., 107., 148. i 322. W sobotę 27 stycznia w godzinach porannych pierwsi zwiadowcy z 454. Pułku Piechoty 100. Dywizji gen. Krasawina weszli na teren podobozu Monowitz, w południe oswobodzone zostało centrum Oświęcimia, a około godziny 15.00, po krótkiej walce z wycofującymi się Niemcami, Rosjanie wkroczyli do Auschwitz-Birkenau. W walkach o oswobodzenie obozu i miasta zginęło 231 żołnierzy Armii Czerwonej, wśród nich dowódca 472. Pułku Piechoty ppłk Semen Biesprozwannyj[8], przy czym 66 czerwonoarmistów zginęło podczas walk bezpośrednio w strefie obozowej, wśród nich lejtn. Gildumin Baszirow. Większość poległych pochowano na cmentarzu miejskim w Oświęcimiu. Paradoks historii sprawił, że żołnierze będący przedstawicielami totalitaryzmu sowieckiego przynieśli wolność więźniom totalitaryzmu hitlerowskiego.

.Moment wyzwolenia obozu tak opisuje jedna z byłych więźniarek: „Usłyszeliśmy detonację granatu w pobliżu bramy obozowej. Natychmiast wyglądnęliśmy z bloków i ujrzałyśmy idących od strony bramy w naszym kierunku, z karabinami gotowymi do strzału, kilku zwiadowców radzieckich. Zaraz wywiesiłyśmy na drągach prześcieradła z przyszytymi na nich czerwonymi pasami w formie czerwonego krzyża. Na nasz widok zwiadowcy opuścili broń. Doszło do spontanicznego powitania. Znając język rosyjski, zwróciłam się do zwiadowcy ze słowami: «Zdrastwujtie pobieditieli i oswoboditieli!». W odpowiedzi usłyszeliśmy: «Uże wy swobodnyje»”[9].

Niemcy zaczęli się przygotowywać do likwidacji obozu i zacierania dowodów ludobójstwa zaraz po rozpoczęciu styczniowej ofensywy Armii Czerwonej. Rozkaz ostatecznej ewakuacji więźniów wydał wyższy dowódca SS i policji we Wrocławiu SS-Obergruppenführer Ernst Schmauser w połowie stycznia. 17 stycznia odbył się w obozie ostatni apel generalny 67 012 więźniarek i więźniów, po czym wyprowadzono ponad 58 tysięcy osób i w kolumnach pieszo pognano w kierunku Wodzisławia Śląskiego i Gliwic. W tych „marszach śmierci”, po drodze, zostało zamordowanych przez Niemców lub zmarło z wycieńczenia około 15 tysięcy więźniów. Ci, którzy przeżyli, zostali wywiezieni węglarkami do obozów w głąb III Rzeszy. W Auchwitz-Birkenau pozostało ponad 9 tysięcy więźniów niezdolnych do ewakuacji, w tym około 500 dzieci, część z nich jeszcze w ostatniej chwili przed oswobodzeniem hitlerowcy zamordowali. Likwidując dowody zbrodni, załoga SS 20 i 26 stycznia wysadziła krematoria nr II, III i V. 26 stycznia większość SS-manów opuściła obóz. Niemcy w pośpiechu nie zdążyli zabrać ze sobą obozowego archiwum, które wpadło w ręce Rosjan. Wyzwolenia doczekało około 7 tysięcy więźniów.

Obóz zagłady wywarł wstrząsające wrażenie na żołnierzach 100. Dywizji gen. Krasawina. W miarę możliwości udzielali pomocy ocalałym, a służby medyczne organizowały prowizoryczne punkty sanitarne do czasu pojawienia się sowieckich i polskich lekarzy. Dywizja nosiła miano „lwowskiej”, które zyskała po zdobyciu Lwowa; wtedy też dywizja otrzymała uzupełnienie ludzi, jej szeregi zasilili rekruci narodowości ukraińskiej. Dywizja miała już swoją dość długą wojenną historię. Sformowana na terenie Uralskiego Okręgu Wojskowego jako dywizja strzelecka, brała udział w agresji na Polskę 17 września 1939 r., następnie uczestniczyła w wojnie zimowej na froncie fińskim na przełomie 1939 i 1940 r. Po walkach z Niemcami od 22 czerwca 1941 do lutego 1942 r. została rozbita. Ponownie sformowana 18 marca 1942 r. w Wołogdzie w Archangielskim Okręgu Wojskowym dotarła w swym szlaku bojowym do Auschwitz-Birkenau.

A jak zrelacjonował zajęcie obozu zagłady przez swoje wojska dowódca 1. Frontu Ukraińskiego? „Nazajutrz znalazłem się stosunkowo niedaleko tego strasznego obozu – napisał w swoim dzienniku marsz. Koniew. – Pierwsze wiadomości o tym, czym był ten obóz, już do mnie dotarły. Nie obejrzałem go jednak – nie dlatego, że nie chciałem, lecz po prostu świadomie sobie na to nie pozwoliłem. Działania bojowe były w pełnym toku i kierowanie nimi wymagało takiego napięcia, że uważałem, iż nie mam prawa trwonić sił psychicznych i czasu na osobiste przeżycia. Tam, na wojnie, nie należałem do siebie”[10]. Natomiast w drugiej pracy o charakterze wspomnieniowym (Czterdziesty piąty, Warszawa 1968) wyzwolenie Auschwitz-Birkenau w ogóle nie zostało przez Koniewa odnotowane. Na podstawie powyższego należałoby wnioskować, że dowódca 1. Frontu Ukraińskiego dowiedział się, czym w istocie był obóz Auschwitz-Birkenau dopiero po zajęciu rejonu Oświęcimia przez jego żołnierzy! Znaczyłoby to, że ta hitlerowska fabryka śmierci nie znajdowała się na liście priorytetowych celów wyznaczonych do zdobycia w dyrektywach i rozkazach najwyższego dowództwa sowieckiego w czasie II wojny światowej. Można zatem założyć, że miasto Oświęcim wraz z obozem zostały zajęte niejako po drodze, po której przetaczał się walec sowieckiej ofensywy w styczniu 1945 roku.

Tadeusz Panecki
Artykuł opublikowany pierwotnie na na stronie Instytutu Pileckiego [LINK].

[1] G. Patton, Wojna. Jak ją poznałem, Warszawa 1989, s. 207. [2] Korespondencja przewodniczącego Rady Ministrów ZSRR z prezydentem Stanów Zjednoczonych i premierem Wielkiej Brytanii w okresie Wielkiej Wojny Narodowej Związku Radzieckiego 1941–1945, t. 1, Warszawa 1960, s. 294–295.[3] H. Stańczyk, Operacja sandomiersko-śląska 1 Frontu Ukraińskiego. Bitwa o Górny Śląsk, Warszawa 1996, s. 159.[4] I. Koniew, Notatki dowódcy Frontu 1943–1945, Warszawa 1986, s. 387–388.[5] Obsada armii na podstawie: H. Stańczyk, Operacja sandomiersko-śląska, s. 284.[6] Kierowane do 60. Armii uzupełnienia na ogół nie składały się z Rosjan. Dominowali Ukraińcy, ale wielu nowo wcielonych do szeregów pochodziło z południowych azjatyckich republik Związku Sowieckiego i Mołdawii. Mołdawianie nie znali języka rosyjskiego, nie byli też z reguły przeszkoleni wojskowo. Z tego względu wszyscy ci żołnierze przechodzili dwumiesięczne przeszkolenie, podczas którego uczono ich podstawowych komend rosyjskich i rzemiosła wojskowego. Bariera językowa i trudne warunki frontowe prowadziły do konfliktów i dezercji. W omawianym okresie zdezerterowało 357 żołnierzy, z których 57 z bronią w ręku przeszło na stronę niemiecką.[7] Dla porównania: liczebność polskiej dywizji piechoty we wrześniu 1939 r. wynosiła około 16,5 tys. żołnierzy, dywizja piechoty Wehrmachtu w czasie II wojny światowej liczyła ich około 12,5 tys., a w armii Stanów Zjednoczonych – średnio 14 tys.[8] Podpułkownik Semen Biesprozwannyj w 2000 r. został pośmiertnie odznaczony przez Prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Zasługi RP.[9] A. Strzelecki, „Ewakuacja, likwidacja i wyzwolenie obozu”, w: Auschwitz. Nazistowski obóz śmierci, red. F. Piper, T. Świebodzka, Oświęcim 1998, s. 270.[10] I. Koniew, Notatki dowódcy Frontu, s. 417.

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 27 stycznia 2020