"Bombardowanie ludzkim mięsem. Miasto 44 daje paliwo zarówno przeciwnikom jak i zwolennikom Powstania Warszawskiego"
#Miasto44 – morze okrucieństwa, krwi, ludzkich szczątków, ruin i ognia. Plus miłość, nienawiść i trochę seksu. Dyskusja zapewne rozgorzeje!
To pierwsza myśl – wrzucona na Twittera – która przyszła mi do głowy po pokazie specjalnym filmu „Miasto 44” na Stadionie Narodowym.
Myślę, że teraz się zacznie! Bo film Jana Komasy daje paliwo zarówno przeciwnikom jak i zwolennikom Powstania Warszawskiego.
Nie ma w tej produkcji nic z cokolwiek cukierkowych wizji powstania, w którym modnie – mimo wojennej biedy – ubrane dziewczęta i dzielni chłopcy, przypominający nieco hipsterów, poświęcają się ojczyźnie oraz jej stolicy. Owszem, są ofiary, bo czasem ktoś zginie, albo się ubrudzi w kanale. Ale generalnie obowiązuje hasło „trzymaj fason”.
Komasa jedzie po bandzie. Jak wśród powstańców wybucha czołg–pułapka to z nieba spada najpierw deszcz krwi, a potem jest bombardowanie ludzkim mięsem. Jak dzielna żołnierka dostaje z czołgowego działa, to z jej brzucha zieje potworna dziura. Kiedy powstańcy idą kanałem, utytłani w cuchnącym szlamie to z ekranu wręcz śmierdzi.
Jest też czarny charakter wśród Polaków, czyli kapitan, który chce zgwałcić młodą dziewczynę, oraz trafiają się dobrzy Niemcy.
I uwaga, w filmie pojawia się ludność cywilna, która wcale nie sprzyja powstańcom, wręcz jest wrogo do nich nastawiona, obarczając ich winą za bezsensowne zrujnowanie miasta. Cywile spacerują z pieskami, zamykają drzwi przed powstańczą armią, chcą jakoś „przetrzymać” hitlerowców, zwłaszcza, że już słyszą nadciągający ze wschodu front.
I taki obraz powstania tylko utwierdza w przekonaniu tych, którzy uważają ten zryw za niepotrzebny, wręcz szkodliwy, prowadzący do zamordowania Warszawy i jej mieszkańców.
Z ciekawością czekam na recenzje powstańców. Przecież oni to, co zaserwował nam Komasa, widzieli na własne oczy. A może młody reżyser przesadził? Może niepotrzebnie poszedł w taki hardcore?
Miałem zaszczyt porozmawiać dłuższą chwilę przed pokazem z prof. Witoldem Kieżunem. Ten wielki ekonomista, patriota i żołnierz w Powstaniu Warszawskim tłumaczył mi, że nie można było inaczej. Miasto było już tak zniewolone przez okupanta, a gniew ludzi tak potężny, że pozostało tylko jedno – złapać za broń. Prof. Kieżun odmalował ówczesny stan ducha takim znamiennym zdaniem:
– Lepiej było zginąć z bronią w ręku niż w Oświęcimiu.
Robert Feluś