Roland MASZKA: "Nauczyciel jest nauczycielem dopóty, dopóki zostaje mistrzem"

"Nauczyciel jest nauczycielem dopóty, dopóki zostaje mistrzem"

Photo of Roland MASZKA

Roland MASZKA

Polonista. Absolwent gedanistyki. Współautor podręczników szkolnych. Pasjonat teatru i tradycyjnej książki, siebie zalicza do epoki Gutenberga. Inicjator dobrych praktyk w szkole.

zobacz inne teksty Autora

Niewielka szkoła na rubieżach miasta, dzielnica odcięta od wielkomiejskiego zgiełku moreną, fragmentem lasu i arterią obwodnicy – właściwie już wieś z typową zabudową gospodarską i polami wokół. Nieopodal rozległe przestrzenie lotniska, dalej granice miasta…

Jadę tu z pewną obawą, spoglądam na licznik kilometrów i z niepokojem myślę, jak daleką trasę będę musiał pokonywać samochodem kilka razy w tygodniu. Po drodze szukam przystanku komunikacji miejskiej, myśląc o kosztach dojazdu…

Mam tu pracować i nie mam wyboru. To miejsce jest koniecznością… i zaskoczeniem, bo o pracy w podmiejskiej szkole podstawowej dowiedziałem się dwa dni wcześniej, tuż przed powrotem z wakacji. Niewesołe myśli rekompensuje mi cisza i spokój urokliwej okolicy, czystej i zadbanej…

W szkole wszystko pomniejszone, jakby celowo zminiaturyzowane specjalnie na mój przyjazd. Niewielki budynek, niewielki przed nim dziedziniec, niewielki korytarz, mikroskopijny sekretariat. Czuję się trochę jak Guliwer wśród Liliputów… Dotąd pracowałem z dorosłymi, a moimi najmłodszymi uczniami byli gimnazjalni trzecioklasiści i licealiści…

Moja przygoda ze szkołą podstawową zakończyła się siedemnaście lat temu i… rozpoczęła się ponownie. Spóźniam się na pierwszą radę, witają mnie zaciekawione spojrzenia nauczycielek, prócz księdza nie ma innych mężczyzn…

Siadam na niewielkim krzesełku, jakby z domu dla lalek. To mój powrót do początku nauczycielskiej drogi. Mam uczyć czwarto- i piątoklasistów, zatem dzieci dziesięcio- i jedenastoletnie…

W zasadzie nauczyciel po trzydziestu latach pracy nie powinien mieć zawodowych obaw, ale mając duże doświadczenie, nie pozbawia się przecież refleksji. Toteż w moim przypadku refleksja pojawia się natychmiast. Przybiera kształt podania w wątpliwość możliwości zbudowania właściwych relacji z grupą tak małych dzieci. Po prostu – jestem za stary. Tak sądzę… Ale pierwsze lekcje są dla mnie zaskoczeniem. Dzieci słuchają mnie z uwagą i wcale się nie nudzą, z przyjemnością przysłuchuję się ich wypowiedziom, sprawia mi radość rozmowa z nimi. Dziwię się, bo pracują z ochotą, bystrością, są sumienne i zdyscyplinowane.

A może to ja zapomniałem, jak pracuje się z takimi dziećmi? Rozmawiam z nimi jak ze swoimi dorosłymi uczniami. Zauważam, jak wielkim potencjałem dysponują.

Sięgam po psychologię rozwojową dziesięcio- i jedenastolatka, czytam jego charakterystykę…

.Jest wrzesień, zabieram piątoklasistów na Westerplatte – to element mojej zawodowej tradycji. Zawsze we wrześniu kilka lekcji polskiego odbywa się na Westerplatte. Uczniowie to lubią. Odejście od szkolnej rutyny przyjmują życzliwie i rozumieją, że są miejsca, w które powraca się, bo tak trzeba. Westerplatte jest takim miejscem. Tylko raz usłyszałem: Przecież już tam byliście! – a były to słowa nauczycielki.

Rokrocznie rozszerzam opowieść o Westerplatte o nowe wątki – są coraz dojrzalsi, więcej wiedzą, widzą i rozumieją… Piątą klasę też zabieram. Uczę ich przecież. Lekcję postanawiam dostosować do możliwości jedenastolatka…

I tu kolejne zaskoczenie… Dwugodzinna opowieść o Westerplatte połączona ze spacerem jest inicjowana nie przeze mnie, a przez uczniów. Nie nadążam z odpowiedziami na pytania, z opowieścią. Nie chcę „zmarnować” żadnego z pytań. A dzieci pytają mądrze i trafnie. Jestem zdumiony ich ciekawością i wrażliwością…

.Jaka jest więc „starość” w nauczycielstwie? I czy w ogóle o starości możemy mówić? Przecież to życie weryfikuje nauczycieli, którzy nie nadążają albo odnaleźć się nie potrafią. Niemniej jednak kiedy czujemy gorący oddech tych, którzy już są za nami, będą wyprzedzać, by pozostawić nas w tyle… Zgrzybiali, robaczywi, pełni napoju i jadła, ustąpcie młodym, zgłodniałym i silnym. Może Krasiński miał rację…

Nie wiem, czy istnieje w nauczycielstwie strach przed młodością, wiem, że istnieje obawa przed konkurencją, przed rewolucyjnymi zmianami i kolejnymi pomysłami, które oświatę uleczyć mają. Nauczyciel jest dziś w Polsce zawodem pożądanym, wiele się od niego wymaga, jeszcze więcej oczekuje.

Myślę, że w pracy nauczycielskiej jest miejsce na zadumę nad kondycją zawodu, ale nie ma miejsca na udawanie, że czas można cofnąć. Tak jak starość jest nieuchronną koniecznością, której nie można przezwyciężyć, tak doświadczenia nauczycielskiego nie można zrównoważyć „nowinkami” i ludycznymi popisami… Stary nauczyciel pozostanie starym nauczycielem… Czy jest więc miejsce we współczesnej szkole dla tych, którzy pamiętają kredę i tablicę, woźnego, który rozlewał przed lekcjami atrament do kałamarzy?

Rozpoczynam swoją lekcję… Czytamy fragment Grzybobrania z Pana Tadeusza, dla lepszego zobrazowania kształtu grzybów i w ogóle metaforyki tekstu uruchamiam gadżet – tablicę multimedialną i pokazuję swoim piątoklasistom szampańskie kieliszki, filiżanki z saskiej porcelany i wytworne pieprzniczki z epoki.

Lekcja zmierza trochę w kierunku dawnych przedmiotów – takich co miały duszę, wytwornych i zaspokajających estetyczne potrzeby swoich użytkowników. Mickiewiczowski tekst czytają z zajęciem i co ciekawe, wcale nie rozmawiamy o zaletach zbierania grzybów, ale o tekście, który swą formą przybliża się do piękna…

Co zrobiłbym bez tablicy? Wyjąłbym z torby jak z magicznego cylindra szampański kielich i saską filiżankę…

A może wymyśliłbym jeszcze coś innego… Jeżeli korzystam z multimediów, to przede wszystkim po to, by nie czuć się wykluczonym z grona piewców nowoczesności w edukacji…

Ale myślę, że piękno edukacji wyraża się również w tym, że stare spotyka się z nowym, to co tradycyjne z tym co nowoczesne. I dopóki między tymi dwiema wartościami panować będzie równowaga, „stary” nauczyciel nie będzie musiał udowadniać sobie i innym nieustannymi szkoleniami i formami doskonalenia, że nadąża… Nie jestem przeciwnikiem technik multimedialnych czy nowatorskich metod w rodzaju sześciu myślowych kapeluszy Edwarda de Bono, jestem zwolennikiem równowagi i umiaru.

 Roland Maszka

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 8 października 2014