Witold SPIRYDOWICZ: „Khalil” – współczesny ptak ababil. O terroryzmie oczyma algierskiego pisarza

„Khalil” – współczesny ptak ababil.
O terroryzmie oczyma algierskiego pisarza

Photo of Witold SPIRYDOWICZ

Witold SPIRYDOWICZ

Ambasador RP w Algierii. Członek Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP.

zobacz inne teksty Autora

W jednym Khadra ma rację. Zachód w obliczu wielkiego wyzwania, jakie stanowi wciąż pogłębiająca się dysproporcja Północ-Południe, znajduje się jakby w stanie letargu – pisze Witold SPIRYDOWICZ

Yasmina Khadra to najpopularniejszy obecnie algierski storyteller. Jego metoda na powieściowy sukces jest dość prosta. Bierze na warsztat to, o czym właśnie w świecie się mówi. Wojna Zachodu z Kadafim – pisze powieść o ostatnich dniach libijskiego dyktatora (La dernière nuit du raïs). Oznaki liberalizacji na Kubie – powstaje książka osadzona w realiach karaibskiej wyspy (Dieu n’habite pas La Havane). Swoje historie, niewolne od stereotypów i powierzchownych obserwacji, konstruuje w miarę zręcznie, co mu zapewnia wielu czytelników nie tylko w Algierii, ale też za granicą, zwłaszcza wśród francuskojęzycznej diaspory z Maghrebu. Jak przekonująco dowiódł jakiś czas temu na łamach „Rzeczypospolitej” Jerzy Haszczyński, Khadra potrafił „zarazić” swoją metodą narracji i schematami fabularnymi również niektórych polskich literatów.

Khalil to tytuł jednej z ostatnich powieści algierskiego pisarza. Tym razem zajął się on w zbeletryzowanej formie problemem zamachów terrorystycznych dokonywanych przez „samotnych wilków” w zachodnich metropoliach. Tytułowy bohater jest urodzonym w brukselskiej Molenbeek typowym przedstawicielem drugiego pokolenia wyalienowanych emigrantów z Afryki Północnej. Matka analfabetka wyrwana, nie z własnej woli, z bledu, tj. z marokańskiej prowincji, i zapracowany w piekarni ojciec, niekomunikujący się ani z żoną, ani z dziećmi.

Khalil, zasłuchany w nauki charyzmatycznych imamów, bez przeszkód głoszących swoje „prawdy” w stolicach Europy, widzi siebie w roli współczesnego ptaka ababil. Ptaki te, opisane w 105 surze Koranu, potrafiły za pomocą kamieni powstrzymać najazd na Medynę jeźdźców na słoniach potężnej armii etiopskiego wasala Abrahy rządzącego Jemenem. Khalil, wyposażony w swój pas szahida, potrafi zwalczyć wszechmocny, zdawałoby się, Zachód, walczący z prawdziwym Bogiem.

Khadra oczywiście potępia terroryzm motywowany fanatyzmem religijnym, ale w usta Khalila, przy okazji konfrontowania jego postawy z innymi bohaterami powieści, próbującymi normalnie żyć w europejskim społeczeństwie, wkłada argumentację zgodną z lewicowo-poprawnościową narracją obowiązującą w „postępowych” środowiskach na Zachodzie; zamachy są, bo imigranci czują się stale dyskryminowani, nie mają tych samych praw co rdzenni mieszkańcy, traktuje się ich nieufnie. W Belgii, gdzie Khalil się urodził i mieszka, nie ma dostatecznej liczby boisk, klubów czy innych atrakcji dla mieszkańców „gorszych dzielnic”, w większości przybyszów. A przecież społeczeństwa winno budować się na bazie postawy obywatelskiej partycypacji, a nie etnicznej, narodowej tożsamości.

W powieści, typowanej we Francji do kilku nagród literackich, nie pojawia się natomiast nigdzie refleksja, dlaczego przeszło pół wieku po upadku systemu kolonialnego nowo powstałe państwa afrykańskie w większości nie potrafiły stworzyć nie tyle atrakcyjnego, ile w miarę znośnego miejsca do życia dla swoich obywateli; dlaczego nowe elity władzy są często bardziej opresyjne i bardziej skorumpowane od znienawidzonych kolonizatorów; dlaczego ulice afrykańskich czy arabskich miast pełne są młodych ludzi bez zajęcia, myślących tylko o sposobie dostania się do Europy, najchętniej do dawnych kolonialnych metropolii. Khadra nie stawia też pytania, z którym zmierzył się na łamach „Le Quotidien d’Oran” algierski akademik Chems-Eddine Chitour. Pyta on wprost, dlaczego islamscy migranci szukający lepszego życia nie kierują się do bogatych monarchii Zatoki Perskiej? I udziela jasnej odpowiedzi na podstawie zebranych doświadczeń kilku potencjalnych imigrantów.

Otóż już na wstępie kandydat do pobytu musi się jednoznacznie zobowiązać do tego, że będzie przestrzegał wszystkich reguł i praw obowiązujących w konserwatywnych społeczeństwach. Jeśli prawa te będzie łamać, może go spotkać surowa kara, z karą śmierci włącznie. A wszelka pomoc finansowa, jaką imigrant otrzyma od państwa, musi być w ustalonym czasie co do grosza spłacona. Wniosek azylowy złożony w państwie trzecim skutkuje natychmiastową deportacją.

Tymczasem w krajach europejskich przez lata nikt nie wymagał integracji, respektowania miejscowych tradycji, zwyczajów, zachowań. Przeciwnie, władze centralne i samorządowe starają się dostosowywać do obyczajów religijnych i kulturowych imigrantów. Zanikają w przestrzeni publicznej święta chrześcijańskie; w miejscach zbiorowego żywienia, w stołówkach, kantynach, próżno szukać dań z „nieczystej” wieprzowiny; choć poligamia jest oficjalnie zakazana, w praktyce jest tolerowana. I nieśmiało tylko próbuje się gdzieniegdzie utrudnić noszenie burki czy usiłuje doprowadzić do deportacji fanatycznego imama.

Próby te są z góry skazane na niepowodzenie. W obronie burki zaraz wystąpią walczące o godność kobiet lewicowe feministki. A gorliwy sąd nakaże sprowadzenie z powrotem, na koszt państwa, deportowanego dżihadysty, bo w rodzinnym kraju groziłyby mu przecież tortury.

Powieściowy Khalil pod wpływem osobistej tragedii przechodzi pewną duchową przemianę, ostatecznie wyrzeka się przemocy. Ale algierski pisarz konsekwentnie unika stawiania jednoznacznych ocen. Próbuje niuansować rzeczywiste winy dżihadystów, szuka dla nich usprawiedliwienia i przy każdej sposobności oskarża Zachód – nie wspominając jednak o współodpowiedzialności krajów pochodzenia „Khalilów”.

.W jednym Khadra ma rację. Zachód w obliczu wielkiego wyzwania, jakie stanowi wciąż pogłębiająca się dysproporcja Północ-Południe, znajduje się jakby w stanie letargu. Europejskie lewicowe elity wolą zajmować się fundamentalnym dla nich pytaniem, co zrobić z doczesnymi szczątkami generała Franco – po 80 latach od zakończenia wojny domowej – albo absorbować umysły pytaniem, czy „molestowana” inicjatorka akcji „Me too” czasem też nie molestowała, lub też zastanawiać się, którą z napisanych przed wiekiem książek wykreślić z kanonu lektur.

Witold Spirydowicz

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 21 czerwca 2021
Fot. Grzegorz KOZAKIEWICZ / Forum