Oby trzecie dziesięciolecie XXI wieku nie stało pod znakiem banalizacji terroryzmu
Wielkie zamachy ostatnich dwudziestu lat podniosły poziom przemocy tolerowalnej w życiu publicznym. Zmieniły nasz światopogląd i wstrząsnęły pewnikami w odniesieniu do wyzwań stojących przed społeczeństwami. „Efekt terroru” wciąż kształtuje nasz świat. I zmienia także politykę – pisze prof. Cyrille BRET
Po 11 września 2001 roku terroryści niemal wszędzie stali się znaczącą siłą polityczną, zarówno w poszczególnych krajach, jak i w skali międzynarodowej. Zmienili nie tylko swoje sposoby działania, ale zrewidowali również swoje ambicje. Dziś przemoc ukierunkowana na przypadkowe osoby jest już spowszedniałą, akceptowalną formą ich działania. Dzieje się tak dlatego, że terroryzm radzi sobie dobrze i na klasycznych polach bitew, i na arenach walk politycznych.
Nie pozostaje nam zatem nic innego, jak szykować się na kolejne ataki. Stwierdzenie to jest o tyle zaskakujące, że efekt zaskoczenia stanowi nieodłączny atrybut strategii terroru. Dowodzą tego wszystkie wielkie zamachy XXI wieku. Ich sprawcy potrafili bowiem obejść wszelkie środki bezpieczeństwa, zaskakując w ten sposób władze publiczne i potęgując strach wśród obywateli. Najbardziej niszczycielskimi zamachami okażą się bez wątpienia te, na które będziemy najmniej przygotowani.
Przez dwadzieścia lat, które upłynęły od 11 września 2001 roku, zmienił się oczywiście również sam terroryzm. Przybyło nowych graczy, którzy na dodatek toczą między sobą rywalizację. Dżihadyści opanowali Afrykę, rozpalili tlące się konflikty w Azji. Ewoluowały także taktyka i sposoby działania.
To już nie są tak spektakularne akcje, jak ta z 11 września. Dziś częściej mamy do czynienia z ostrzeliwaniem celów z broni maszynowej, jak miało to miejsce w Bombaju. W Europie mnożą się ataki z wykorzystaniem ciężarówek.
Nie ma wątpliwości, że kończy się epoka wielkich scentralizowanych sieci, takich jak na przykład Al-Kaida. Dobiega kresu czas organizacji parapaństwowych, dysponujących własnym terytorium i pełną strukturą instytucjonalną, takich jak Państwo Islamskie z okresu przed jego militarnymi klęskami. Dzisiaj nastał czas nowych, nieznanych dotąd sposobów działania. Tworzą się też nowe sieci terroru.
Terroryzm stał się już na dobre elementem stosunków międzynarodowych, zmieniając strategie planowania konfliktów (vide sytuacja w Iraku, Syrii, Afganistanie, Sahelu). Podobnie jak prawo przestało być zwyczajowym sposobem rozwiązywania sporów, tak wojna w rozumieniu klasycznym przestała być sposobem regulowania napięć między państwami. Dzisiejsze konflikty przybierają zaskakujące oblicze, bo często są mieszanką operacji zbrojnych, propagandy, korupcji, cyberataków, fake newsów oraz właśnie zamachów.
Terroryzm odciska też silne piętno na sposobach uprawiania polityki wewnętrznej w państwach, które padają jego ofiarą. Jawi się on bowiem coraz częściej jako „zwykłe” zagrożenie, stały element codzienności. Obywatele – główne ofiary terroryzmu – zmuszeni są godzić się na poważne ograniczenia swoich swobód (wszechobecny monitoring, podejmowanie nadzwyczajnych środków ostrożności przy każdym przemieszczaniu się w przestrzeni publicznej).
Pod wpływem zamachów mnożą się wezwania do przemocy politycznej wobec konkretnych grup narodowościowych, społecznych czy religijnych. Coraz mniej cywilizowany spór polityczny antagonizuje opinię publiczną, co dodatkowo podsycane jest przez media, epatujące tym, co szokuje.
Dzisiejsze ruchy społeczne, aby zaistnieć medialnie, muszą odchodzić od klasycznych sposobów postępowania. Pokojowy aktywizm (strajki, manifestacje, petycje, występowanie na drogę sądową, odwoływanie się do wrażliwości społeczeństwa) ustępuje miejsca rozwiązaniom bardziej radykalnym, a wzorem stają się metody niektórych organizacji ekologicznych, podejmujących bezpośrednie akcje przeciwko trucicielom.
Choć wszechobecność zamachów nie jest zapewne jedyną przyczyną brutalizacji życia politycznego w krajach demokratycznych, to znacznie się do niej przyczynia. Ludzie przywykli do postrzegania akcji terrorystycznych jako sposobu wyrażania opinii – niegodnego, ale skutecznego. Nie można więc wykluczyć, że konflikty społeczne, walka o stan środowiska naturalnego, wewnątrzpaństwowa rywalizacja polityczna przejmą od terrorystów ich drastyczne metody działania. Wielkim wyzwaniem w przestrzeni publicznej jest dziś rozpoznawalność. Dopóki jej poszukiwanie ogranicza się do brutalności słownej, dopóty przemoc fizyczna nie będzie musiała znajdować swojego realnego ujścia. Ale jeśli oczekiwania odnoszące się do kwestii społecznych, ekologicznych czy też ideologicznych nie będą znajdowały zainteresowania mediów, to być może zaczną być wyrażane w sposób bardziej radykalny, włącznie z uciekaniem się do „gramatyki terroru”, w pierwszej kolejności skierowanej wobec mienia, a potem wobec ludzi.
Po 11 września terroryzm się zinternacjonalizował. Należy zrobić wszystko, aby się nie zsocjalizował. Inaczej mówiąc, aby nie stał się narzędziem wyrażania poglądów. Wszystkie znaki na niebie i ziemi pokazują, że już tak się dzieje: skrajnie prawicowe zamachy w Oslo, na wyspie Utoya w 2011 oraz w Christchurch w 2019 roku nie są niestety wyjątkami. Pokazują pewną prawidłowość: otóż istnieją ludzie gotowi przyciągnąć zainteresowanie mediów swoimi ideologiami nawet za cenę masowych mordów. Należy przestrzegać przed bagatelizowaniem przemocy politycznej ruchów skrajnie prawicowych. Może to bowiem dawać pole do kolejnych zamachów. To bardzo realne zagrożenie, gdyż przemoc obliczona na efekt medialny jest wdrukowana w ich DNA.
Ostatnie dziesięć lat powinno być dla nas ostrzeżeniem – islam propagowany w internecie nie ma monopolu na zamachy, a islamofobia także może być przyczyną ataków w duchu przedziwnej rywalizacji o skupienie uwagi mediów. Cele terrorystów są bowiem zbieżne – chodzi o podsycanie antagonizmów.
Przewidział to już zresztą Kant w eseju O wiecznym pokoju – stosowanie niekonwencjonalnej i nieograniczonej przemocy przez państwo i grupy ludzi sprawia, że całe społeczeństwo zaczyna uznawać ją za coś akceptowalnego, a potem także za coś uzasadnionego. Oby trzecie dziesięciolecie XXI wieku nie stało pod znakiem banalizacji terroryzmu.
Pamiętajmy również, że akcje o charakterze terrorystycznym mogą być dziełem władzy politycznej. Znamy wiele przykładów państw, w których przemoc – nierzadko ekstremalna – służy podtrzymywaniu atmosfery strachu, ułatwiającej kontrolę obywateli. Istnieją również kraje, które z braku sukcesów militarnych skłonne są wykorzystywać spowszednienie terroryzmu jako „broń atomową słabego rażenia”, czyli niekonwencjonalny środek odstraszający. Pomyślmy o krajach, na które nałożono rozmaite sankcje. Nie dysponując dostatecznymi zasobami militarnymi, a także nie posiadając argumentów prawnych, zmuszone są one osiągać swoje cele w stosunkach międzynarodowych poprzez strategię wojny hybrydowej, której jednym z przejawów są właśnie działania o charakterze terrorystycznym.
Konsekwencje terroryzmu są dalekosiężne, wykraczają nawet poza nasz ogląd przyszłości. Wielkie zamachy ostatnich dwudziestu lat podniosły poziom przemocy tolerowalnej w życiu publicznym. Zmieniły nasz światopogląd i wstrząsnęły pewnikami w odniesieniu do wyzwań stojących przed społeczeństwami. Sprawiły, że między cywilizacje i kultury, między grupy społeczne i państwa wkradły się nowe antagonizmy.
.Wielkie zamachy doprowadziły nawet do czegoś więcej – jak wszystkie mity polityczne, zamachy nie należą do sfery przeszłości. Ich skutki bowiem są odczuwalne po dziś dzień. „Efekt terroru” wciąż kształtuje nasz świat. I zmienia także politykę.
Cyrille Bret
Fragment najnowszej książki Cyrille Breta „Dix attentats qui ont changé le monde. Comprendre le terrorisme au XXIe siècle”, Ed. Armand Colin. Przekład Andrzej Stańczyk.