Eryk MISTEWICZ: "Atak Barbarii"

"Atak Barbarii"

Photo of Eryk MISTEWICZ

Eryk MISTEWICZ

Prezes Instytutu Nowych Mediów, wydawcy "Wszystko co Najważniejsze".  www.erykmistewicz.pl

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

.To przecież nie od dzisiaj. To przynajmniej od kilkudziesięciu lat polityczna poprawność uznawała, że nic się nie dzieje. Wolność—Równość—Braterstwo rozumiano także jako konieczność przyjmowania wszystkich, którzy chcą się osiedlić, nawet jeśli nie podzielają do końca tych wartości, w pięknie różnorodności myślą i czują inaczej. I o ile chętnie skorzystają z tego, co Francja daje, o tyle nie do końca będą akceptować przyjęte reguły. Uznanie Republiki, respektowanie podstawowych zasad, wartości, idei konstytuujących Francję, nie było tak oczywiste. Nie było oczywistym ani prawo kobiet do równości i samostanowienia, ani to, że debata publiczna, rozmowa, dyskusja, obywa się bez przemocy fizycznej.

W ostatnich latach doszedł solidny, dający w kość, czynnik: kryzys. Przybysze już nie zwiększali potencjału rozpędzonej gospodarki, lecz zaczęli stanowić balast. Coraz mniej pieniędzy do podziału, coraz mniej miejsc pracy, coraz mniejsza siła nabywcza, rosnące koszty życia. I coraz więcej młodych ludzi bez żadnego zajęcia, z chęcią obarczających innych odpowiedzialnością za swoje niepowodzenia, z chęcią wskazujący innych. Eksplodujące przedmieścia Paryża, Marsylii, Lille. Kastety, noże, kije bejsbolowe, a coraz częściej po prostu pistolet. Miejsca, w które wieczorami się nie chodzi, niczym w kolumbijskiej Cartagenie.

Już latem na północy Paryża – o czym w Polsce nie mówiono, ponieważ w ostatnich dwóch-trzech latach zlikwidowano w stolicy Francji stanowiska korespondentów polskich mediów – dochodziło do starć młodych wyznawców religii proroka Mahometa, z tymi wyznającymi wiarę opartą na naukach Mojżesza. Płonęły synagogi i meczety. Problemy ekonomiczne, społeczne, polityczne, zaczęły przybierać formę starć pod sztandarami religijnymi. Dziś i jedna, i druga wspólnota, żydowska i muzułmańska, barykaduje się w swoich rewirach. Ktoś donosi o przyjacielu-Arabie, któremu odmówiono obsługi w braserii, ktoś inny o dojmującym strachu, mimo zmasowanych akcji policyjnych, mobilizacji żandarmerii i armii. Konglomerat problemów odkładanych na później, skrytych za płaszczem politycznej poprawności, dał się boleśnie w tych dniach we znaki. Ale jednocześnie chcę być dobrze zrozumiany: nie, nie ma żadnego, najmniejszego nawet usprawiedliwienia dla zabójstw i dobijania z zimną krwią wywoływanych po nazwiskach dziennikarzy. Żadnego.

Problemem jest nie islam, lecz fundamentalizm muzułmański.

Wczytałem się w list imamów do wiernych, odczytany we wszystkich francuskich meczetach. List potępiający terroryzm. List wzywający mieszkających we Francji muzułmanów do uczestnictwa w Marszu na rzecz Republiki. List, który powinien być przeczytany przez każdego, kto próbuje zrozumieć, co stało się we Francji w tych dniach.

.Najgorszym pomysłem jest dziś spychanie siedmiomilionowej wspólnoty muzułmanów zamieszkujących dziś Francję, jeszcze bardziej do gett. Dobrym pomysłem nie jest Karcher (nawiązanie do słów polityków francuskich o „wyczyszczeniu Karcherem gorących przedmieść” – red.). Rozwiązaniem nie są działania, które będą jeszcze bardziej antagonizowały, upokarzały, zamykały oddalające się od siebie światy. Zwiększając jedynie siłę kolejnych eksplozji.

Z perspektywy oddalenia od Francji, nie do końca łatwe jest zrozumienie konglomeratu tak wielu czynników, natomiast dosyć łatwo jest stawiać recepty (wychodzące z takiej czy innej ideologii, ale też uprzedzeń i wyobrażeń autorów). Mam wrażenie, że największym chyba błędem ekspertów, polityków, publicystów, uczestników debaty publicznej toczącej się poza Francją a dotyczącej ostatnich wydarzeń jest stygmatyzacja zarówno muzułmanów żyjących we Francji, jak i Frontu Narodowego i rodu Le Pen. Zamknięcie i jednych i drugich, odgrodzenie, wpierw niezauważanie a później wypchnięcie z przestrzeni publicznej, niczego nie daje. Nie tędy droga.

Pomysłem na uspokojenie sytuacji nie jest zawieszenie – choćby na okres przejściowy – tolerancji, empatii, wolności, równości, humanitaryzmu, szacunku do innego człowieka, ale właśnie wzmocnienie tych wartości. 

Zamknięcie przed Frontem Narodowym i Marine Le Pen Marszu na rzecz Republiki, wypchnięcie jej i jej zwolenników (w wyborach do Parlamentu Europejskiego na Front Narodowy głosowała jedna trzecia wyborców – przypomnę) jest moim zdaniem największym błędem Republiki. Efekt będzie przecież jakże łatwy do przewidzenia. Już kilka dni temu, jeszcze przed atakiem Barbarów, jeden z sondaży dawał Marine Le Pen szansę zwycięstwa w pierwszej turze wyborów prezydenckich. Po ataku na redakcję „Charlie Hebdo”, po strachu, który usadowił się pośród przeciętnych Francuzów, szanse na zajęcie przez Marine Le Pen Pałacu Elizejskiego znacząco rosną. Jeszcze jest kilka chwil do tych wyborów, choć ułożenie przedwyborczej sceny w rytm hasła: „Wszyscy przeciw Marine” jedynie ją i obóz „Francja dla Francuzów” będzie wzmacniało.

.Jak odpowiadać na atak Barbarii? Kilka tygodni temu Nicolas Sarkozy zaproponował wzmocnienie Republiki – tekst ten publikowało Wszystko Co Najważniejsze [LINK]. Były prezydent Francji bardzo dokładnie opisywał, co jest zachowaniem akceptowanym w Republice, a co nie; w jaki sposób warto modyfikować politykę imigracyjną; jakie reguły stanowią swoiste „non passaran” w sposobach ułożenia spraw Republiki. I bynajmniej nie jest to stanowisko twarde, kokietujące zwolenników  FN.

W ataku Barbarii nie ma — przynajmniej we Francji — przestrzeni na niuanse. Nie ma miejsca na dywagacje o ofiarach, które same sobie były winne. Takie podejście, obserwowane w tych dniach w Polsce, zupełnie obce jest podejściu Francuzów. Zasady Republiki, wartości, są proste, zrozumiałe. Pistolet jest pistoletem — nie służy do uzyskiwania przewagi w dyskusji. Zwierząt domowych, kóz i owiec, nie trzymamy w wieżowcach. Kobieta nie jest własnością mężczyzny. Wchodząc do autobusu mówimy kierowcy „dzień dobry” – po francusku. Tak liczne manifestacje w tych dniach we Francji, i to nie tylko w Paryżu, Nicei, Lyonie, ale też w wielu, bardzo wielu nawet najmniejszych miasteczkach, świadczą o zdecydowanej odpowiedzi Francuzów. Demonstrujących – co warto podkreślić – właśnie pod hasłami Republiki.

Atak Barbarii. Starcie cywilizacji. Gdzieś w tle najnowsza książka Michaela Houellebecqa. Gdzieś jeszcze, bo na Morzu Śródziemnym, wywracające się dżonki próbujące dotrzeć za wszelką cenę do małej wysepki. Zdezorientowana Europa, urzędnicy i politycy nie będący w stanie zbyt daleko wyjść poza sfotografowanie się z tabliczką „Je suis Charlie”.

Ten sam fundamentalizm muzułmański, który kazał wysadzać ściany ze starożytnymi płaskorzeźbami, dziś przypuszcza atak na Europę. Barbaria atakuje Cywilizację. Konglomerat przyczyn niełatwy do zrozumienia. Proste, czasami wręcz prostackie recepty, jak choćby ta mówiąca o prymacie siły i przekonaniu, że siedmiomilionową wspólnotę można upokorzyć, a następnie ekspulsować z Francji. Zamykające się dwie wspólnoty — muzułmańska i żydowska — we wzajemnej wrogości. Mohammed dobijający Ahmeda na oczach widowni świata.

.Ratunkiem – Republika. Powrót do wartości respektowanych przez wszystkich. Wartości i idei. Niestety, o optymizm i spokój we Francji długo jeszcze będzie trudno.

Eryk Mistewicz
9 stycznia 2015 r.

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 10 stycznia 2015
Fot. ErykMistewicz/Instagram