Prof. Shlomo AWINERI: Mapa na nowo. Zrozumieć współczesny świat

Mapa na nowo. Zrozumieć współczesny świat

Photo of Prof. Shlomo AWINERI

Prof. Shlomo AWINERI

Politolog i filozof. Profesor Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie. Były dyrektor generalny izraelskiego MSZ.

W ostatnich latach na Bliskim Wschodzie po raz pierwszy rządy upadły nie wskutek zamachów wojskowych czy rzeczywistych wyborów (które zresztą przeprowadzano nader rzadko), lecz w następstwie demonstracji ludowych. Upadły reżimy i władcy w Tunezji, Libii, Egipcie i Jemenie. Zagrożony został autokratyczny reżim w Syrii. To były wydarzenia, jakich arabski Bliski Wschód nigdy wcześniej nie doświadczył.

.Upadały reżimy komunistyczne w Europie, dyktatury wojskowe były obalane w Ameryce Łacińskiej, odbierano władzę dyktatorom w Afryce subsaharyjskiej i w Azji południowo-wschodniej, ale nic takiego nie wydarzyło się dotychczas na Bliskim Wschodzie. Obiegowy sąd, może nieco etnocentryczny, nieco rasistowski, głosił, że świat arabski jest inny. Tam nic podobnego nie ma prawa się wydarzyć.

Ale się wydarzyło. Po raz pierwszy reżimy upadły pod naporem demonstracji ludowych. Wszyscy pamiętamy, jak mocno to przeżywaliśmy. Dzięki telewizjom CNN i Al Jazeera mieliśmy czasem uczucie, że w wydarzeniach na Placu Tahrir w Kairze uczestniczymy – choć nie była to prawda. Takie to było dramatyczne i żywe.

Tło władzy

.Gdzie doszło do tych wydarzeń, a gdzie nie? Liga Arabska liczy ponad 20 państw, lecz tylko w niektórych z nich ludzie wyszli na ulice, a despotyczni władcy upadli. Co łączy kraje, w których miało to miejsce? Otóż obaleni władcy sami (lub ich poprzednicy) doszli do władzy drogą wojskową. A potem zostawali cywilnymi prezydentami poprzez jakiś tam rodzaj wyborów. W istocie były to takie czy inne dyktatury wojskowe, tylko fasada była cywilna.

Gdy podczas Wiosny Arabskiej rzucone im zostało wyzwanie, dramatyczna była szybkość, z jaką tracili władzę. Dlaczego do tego doszło?

Moim zdaniem, jako naukowca od problematyki społecznej, wiązało się to z brakiem prawowitości.

Prawowitości nie da się zmierzyć. Nie można powiedzieć, że prezydent A cieszy się 52 procentami prawowitości, a prezydent B – 48 procentami. Prawowitość jest wyznaczana przez to, jak ludzie widzą swego władcę. Mogą go akceptować lub znosić przez wiele lat, ale gdy znaczna część społeczeństwa uzna, że władca nie ma prawowitości, reżim staje się kruchy i może upaść w ciągu kliku dni czy tygodni.

Przyjrzyjmy się krajom, gdzie nie było demonstracji (albo było ich niewiele) i władcy nie upadli. Nie były to państwa najmniej opresyjne. Tunezja i Egipt były przed Wiosną Arabską opresyjne, lecz mniej niż choćby Arabia Saudyjska. Państwa, w których nie było demonstracji albo były one słabe, to królestwa dynastyczne (jedynym burzliwym wyjątkiem był Bahrajn, ale tam chodziło o konflikt szyicko-sunnicki. W tym maleńkim kraju król sunnita nadal rządzi większością szyicką.

W monarchiach (Maroku, Jordanii, Arabii Saudyjskiej, Kuwejcie, Omanie, Katarze i Zjednoczonych Emiratach) prawowitość władców jest osadzona w tle historycznym. Królów Maroka i Jordanii uważa się za potomków Mahometa. Nie są oni całkowicie nietykalni dla krytyki, ale ich władza nosi znamiona prawowitości. Można protestować przeciwko polityce rządu, premierowi, budżetowi, ale nie przeciw dynastii.

Arabia Saudyjska to kraj nadzwyczaj bogaty, który może wykorzystywać fortunę dla umacniania w kraju pozycji dynastii Saudów, ale ta dynastia opiekuje się świątyniami w Mekce i Medynie. I z powodzeniem organizuje pielgrzymki, w których uczestniczą miliony wiernych z całego świata. I to przydaje jej pewien rodzaj prawowitości. Maroko i Jordania nie są bogate, ale byli pułkownicy lub generałowie rządzący jako prezydenci w innych krajach (Jemenie, Libii, Egipcie i Syrii) nie mieli tej prawowitości historycznej, co królowie.

Skala obywatelskości

.Kiedy demonstracje obaliły reżimy, zwłaszcza w Egipcie, gdzie wydarzenia na Placu Tahrir były wyjątkowo dramatyczne za przyczyną odwagi protestujących, w środkach przekazu i pośród polityków panowało przekonanie, że dzieje się coś podobnego do tego, co stało się w Europie Środkowej w 1989 roku. I że prędzej czy później Wiosna Arabska doprowadzi do powstania rządów demokratycznych, bowiem obalono dyktatorów. Sytuacja okazała się jednak bardziej złożona.

Upadek komunizmu nie przyniósł samoczynnie demokracji. Owszem, udało się to w Polsce, w krajach wyszehradzkich, w republikach bałtyckich, ale nie dotyczy to Rosji, Ukrainy i innych państw poradzieckich. Tam, gdzie nastała demokracja, wcześniej istniała jakaś forma społeczeństwa obywatelskiego, a po upadku rządów komunistycznych wprowadzono gospodarkę rynkową. W przeszłości funkcjonował tam ustrój wielopartyjny, były tradycje parlamentaryzmu. Nawet jeśli przyduszone za czasów komunistycznych, odrodziły się i nastała demokracja. W Polsce Sejm działał od końca średniowiecza. Uniwersytety cieszyły się pewną autonomią nawet za komunizmu.

Jedną ze słabości krajów arabskich jest słabość społeczeństwa obywatelskiego.

Spójrzmy na Egipt. Widzieliśmy setki tysięcy demonstrantów, młodych, posługujących się facebookiem i twitterem, wypowiadających się po angielsku dla telewizji CNN i Al Jazeera, w dżinsach i koszulkach. Ludzie na świecie myśleli, że to jest Egipt. Ale to była tylko mała część Egiptu. W Egipcie wielu ludzi nie ma nawet dostępu do prądu czy wody pitnej, nie mówiąc o smartfonie. A kiedy mogli głosować w wolnych wyborach, nie zagłosowali tak, jak chcieli ci z Placu Tahrir.

W Egipcie mamy od dawna do czynienia z dwiema znaczącymi siłami: wojskiem i Bractwem Muzułmańskim. Armia działa od czasów Mohameda Alego (1820–30) i była siłą przewodnią unowocześniania kraju oraz gospodarki. Od wojny Jom Kippur (wydanej Izraelowi w 1973 roku) i odzyskania Półwyspu Synaj władza wojska cieszyła się pewną prawowitością, była instytucją o określonej roli społecznej. Druga siła, Bractwo Muzułmańskie, miała co prawda zakaz działania jako partia polityczna, ale tworzyła sieć ośrodków pomocy społecznej, kształcenia, opieki nad biedakami. Walcząc z alkoholizmem i prostytucją, odnosiła czasem dużo większe sukcesy niż państwo, mając przy tym stały kontakt z ludźmi.

Islamska tożsamość

.Kolejna różnica to sekularyzacja. Na Zachodzie liberalizacja, demokratyzacja wiążą się z następstwami Oświecenia. Na Bliskim Wschodzie sprawa jest dalece bardziej złożona. W ostatnich stu latach podejmowano próby sekularyzacji w Iranie, Iraku, Turcji, Egipcie, Tunezji i Syrii. Ale nie były one – tak jak na Zachodzie – następstwem żądań oddolnych, powstań, jak Wiosna Ludów w 1848 roku.

Sekularyzację narzucali autokratyczni władcy. Byli zapatrzeni w Europę jako wzorzec, to zrozumiałe, ale próbowali narzucić ją społeczeństwu bardzo tradycyjnemu, religijnemu: szach Reza Pahlawi w Iranie, Habib Burgiba, a potem Ben Ali w Tunezji, Mustafa Kemal w Turcji, Gamal Abdel Naser oraz jego następcy, Sadat i Mubarak w Egipcie, Saddam Husajn w Iraku i z pewnością rodzina Asadów w Syrii.

Sekularyzm na Bliskim Wschodzie wiąże się z rządami autokratycznymi, a nie demokracją. Ludzie mogąc głosować w prawdziwych wyborach w Egipcie, podobnie w Tunezji, głosowali więc inaczej niż to było w Europie Środkowej – poparli Bractwo Muzułmańskie i Ennahdę. Republika Islamska w Iranie, rządy Partii Prawa i Rozwoju Erdogana w Turcji – to były odpowiedzi dominującej części społeczeństwa na sekularyzację narzuconą. Ten powrót do tradycji wiąże się z islamem. Jaskrawym tego świadectwem jest pojawienie się Państwa Islamskiego (PI).

Narzucone granice

.Ustrój państwowy na Bliskim Wschodzie, zwłaszcza na obszarze Lewantu, został zasadniczo stworzony i zorganizowany przez zachodnie mocarstwa imperialne. Kiedy spojrzy się na takie kraje, jak Irak, Syria, Jordania, Liban, widać, że jako osobne państwa powstały w granicach, które nie zostały wyznaczone przez miejscowy rozwój wydarzeń, przez miejscowych władców. Zostały narzucone, zwłaszcza przez imperializm francuski i brytyjski po I wojnie światowej oraz upadku Cesarstwa Osmańskiego. Najpierw powstały mandaty, protektoraty, a potem państwa niepodległe. Ministrowie spraw zagranicznych François George Picot i Mark Sykes siedli przy mapie i kreślili linie, całkowicie lekceważąc historię, geografię, przynależności etniczne, powiązania plemienne, tradycje religijne.

Tak powstały Irak, Syria, Jordania i Liban (granice Izraela to sprawa bardziej złożona z uwagi na konflikt żydowsko-arabski).

Nikt nie pytał miejscowych, w jakim państwie chcą żyć, jaki chcą mieć rząd. Krajom tym narzucono władzę w interesie mocarstw imperialnych. A dziś widzimy, jak te sztuczne kraje powoli się rozpadają.

Irak był państwem unitarnym przed najazdem amerykańskim. Dziś mamy tam de facto niepodległe państwo kurdyjskie na północy. Z własnym parlamentem, rządem i stosunkami z zagranicą. Obce kraje mają tam ambasady, które nazywane są konsulatami, przedstawicielstwa Kurdystanu działają w wielu państwach świata, zaś rząd panuje nad swym terytorium dzięki własnemu wojsku – Peszmergom, którzy rządowi w Bagdadzie w żaden sposób nie podlegają. Jeśli spojrzeć na wyłaniające się sunnickie Państwo Islamskie – jego obecność oznacza głęboki podział Iraku na część większości szyickiej oraz mniejszości sunnickiej, która była siłą dominującą w Iraku od czasu stworzenia tego państwa latach dwudziestych XX wieku przez Brytyjczyków.

W Libii imperializm włoski połączył Trypolitanię i Cyrenajkę – dwie byłe prowincje osmańskie, różniące się tradycjami i dialektem używanym przez ludność. W tym kraju funkcjonują teraz dwa rządy, dwa parlamenty, kto wie, ile armii i milicji.

Sudan powstał po zdobyciu Chartumu przez imperialistów brytyjskich i zduszeniu pierwszego przebudzenia islamskiego pod przywództwem Mahdiego. Ogromny kraj, większy niż Francja i Niemcy razem wzięte, rozpadł się na południowy (chrześcijański i pogański) oraz północny (muzułmański). To nie koniec, jest jeszcze na zachodzie zbuntowany Darfur.

A Syria? Kiedy przed czterema laty rzucono wyzwanie prezydentowi Asadowi, obowiązujący na Zachodzie (także w Izraelu) obiegowy sąd głosił, że Asad nie przetrwa. Przetrwał, ale jego alawici, rządzący w Syrii, panują tylko nad kawałkiem terytorium kraju. Reszta podlega kalifatowi i innym ugrupowaniom, mniej lub bardziej islamistycznym. Jest także enklawa kurdyjska, a w niektórych miejscach silni są Druzowie.

Reżimy reguł

.Obserwujemy zmiany na mapie Bliskiego Wschodu, jaką znaliśmy przez blisko sto lat. Nie chodzi już o to, kto będzie rządził Syrią czy Libią. Pytanie brzmi: czy Syria i Libia będą istnieć za pięć lat? Aba Eban, niegdyś minister spraw zagranicznych Izraela, powiedział, że trudno i niebezpiecznie jest przewidywać przyszłość. Ja też nie zamierzam przewidywać. Ale myślę, że powinniśmy przestawić myślenie, zdać sobie sprawę, że mapa Bliskiego Wschodu będzie inna. Nie wiem, czy kraje się rozpadną, czy będą długotrwałe wojny domowe. Ale prawdopodobnie nie będzie jednego Iraku, Jemenu, jednej Syrii czy Libii. Nie wiemy, co wyniknie z pojawienia się PI?

Żadne zagrożenie bezpieczeństwa i żadna przyczyna prowadząca do rozpadu państw arabskich nie ma nic wspólnego z konfliktem arabsko-izraelskim. Rozpad Iraku i niepodległość Kurdów w żaden sposób nie wiążą się z tym konfliktem. Tak samo konflikt między szyitami i sunnitami w Iraku. Rozpad Syrii to skutek wewnętrznego kształtu kraju stworzonego przez Picota i Sykesa. Państwo jako całość było utrzymywane przez reżim wojskowy, który tylko wykorzystywał konflikt arabsko-izraelski dla podtrzymania spójności wewnętrznej.

Jako bardzo świecki żyd izraelski mogę powiedzieć, że religia nie odnosi się do boga, religia odnosi się do tożsamości.

Kiedy jedności Syrii rzucono wyzwanie, ludzie wrócili do pierwotnej tożsamości sunnity, druza, jazyda, chrześcijanina – również dlatego, że tak ich postrzegali inni. I to jest istota trudności z utworzeniem na Bliskim Wschodzie postwesfalskiego nowoczesnego państwa, jeśli użyć pojęć europejskich. To, co dzieje się w Libii, ma związek z historią Libii. Podobnie w Jemenie. Kryzys w Egipcie, próba stworzenia struktury demokratycznej, dała większość głosów partii fundamentalistów islamskich. Wynika to ze słabości demokratycznych, świeckich, nowoczesnych i postępowych warstw w społeczeństwie egipskim, podobnie jak gdzie indziej.

Problemem, nad którym bardzo boleję jako Izraelczyk, jest podział między Palestyńczykami na Fatah, który sprawuje władzę autonomiczną na Zachodnim Brzegu i islamistyczny Hamas, który panuje nad Strefą Gazy. Zrzut ekranu 2015-08-24 (godz. 23.07.14)Arabskie społeczeństwo palestyńskie nie jest społeczeństwem obywatelskim i nie ma spójnej struktury politycznej. Nie takiej, wewnątrz której każdy zgadza się z każdym, ale takiej, gdzie wszyscy postępują według uzgodnionych reguł gry w sprawie powołania nowoczesnego państwa. Takiego, gdzie jasne byłyby reguły postępowania sił politycznych w sytuacji zwycięstwa wyborczego bądź wyborczej przegranej.

Shlomo Awinieri
Tekst pochodzi z wyd.2 Niezależnego Magazynu Strategicznego PARABELLUM. Promocyjne egzemplarze wyd. 1 i 2 dla Czytelników #KontoPREMIUM [LINK]. Zainteresowanych prosimy o zgłoszenie: redakcja@wszystkoconajwazniejsze.pl z podaniem identyfikatora/loginu #KontoPREMIUM.

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 10 października 2015
Fot.Shutterstock