
Nowy Jedwabny Szlak, czyli pieniądze zamiast czołgów
Unijnych flag na największych inwestycjach w Polsce nie zastąpią proporczyki z czerwonym sztandarem Państwa Środka. Chiny chcą na nas zarobić i jeśli się dobrze przygotujemy, nie zarobią naszym kosztem, ale z zyskiem dla Polski. Należy jednak uważać, aby Chiny nie wykorzystały państw Nowego Jedwabnego Szlaku do osłabienia obozu zachodniego – ostrzega Wojciech JAKÓBIK
.Aby ocenić perspektywy wykorzystania terminalu przeładunkowego w Łodzi przez Chiny, należy zacząć od początku, czyli od odpowiedzi, czego Polska chce od Państwa Środka, co może dać w zamian i w jaki sposób to zrobić. Odpowiedzi na te pytania pozostają nieustalone.
Przewodniczący Komunistycznej Partii Chin Xi Jinping przedstawił w 2013 roku koncepcję tzw. Nowego Jedwabnego Szlaku. Chodzi o budowę połączeń infrastrukturalnych między Chinami a Europą. To kilka potencjalnych szlaków transportowych na lądzie i morzu zebranych pod jednym szyldem, który pozwala promować ideę na Zachodzie. Za propozycjami ekonomicznymi może iść wpływ polityczny niekorzystny z punktu widzenia interesów Polski. Nie zmienia to faktu, że na współpracy z Chinami można zarabiać i należy to robić po odpowiednim przygotowaniu.
W przemowie z 7 września 2013 roku w Kazachstanie Xi Jinping przywoływał historyczne przykłady otwarcia się Państwa Środka na relacje z sąsiadami. Ponad 2100 lat temu cywilizacja chińska pod rządami dynastii Han wysłała pierwszą delegację do królestw środkowej Azji. Wtedy rozpoczął się dwutysiącletni okres wymiany handlowej między chińskim Wschodem a szeroko rozumianym Zachodem. Jego najbardziej rozpoznawalną emanacją z historii był Jedwabny Szlak, którym Cesarstwo Chińskie dostarczało do średniowiecznej Europy jedwab, ale także żelazo i papier. Warto przypomnieć, że Chińczycy importowali wtedy z Zachodu dobra luksusowe, owoce i warzywa. Szlak został porzucony w siedemnastym wieku ze względu na odkrycie morskiej drogi do Państwa Środka.
Xi Jinping zaproponował w Kazachstanie powrót do tej wizji. Według nowej koncepcji szlak miałby prowadzić przez terytorium kazachskie, rosyjskie, białoruskie i polskie. Za budową połączeń infrastrukturalnych, czyli głównie dróg, miałby rosnąć pas ekonomiczny Jedwabnego Szlaku. Kraje na drodze wymiany dóbr między Chinami a Zachodem miałyby kwitnąć poprzez integrację polityki regionalnej, tworzenie wspólnych narzędzi inwestycyjnych, promować ułatwienia w wymianie handlowej. Na tym fundamencie miałaby rozwijać się integracja między społeczeństwami krajów na szlaku. Atrakcyjnym elementem planu ma być budowa węzłów przeładunkowych, o których lokalizację już zaczęły się spierać kraje na trasie nowego przedsięwzięcia, w tym Polska.
Powodem zainteresowania Chin budową połączeń infrastrukturalnych na lądzie może być fakt, że chcą uniezależnić się od szlaku morskiego, nad którym kontrolę sprawuje amerykańska U.S. Navy. Inicjatywa Jednego Pasa i Jednej Drogi od początku uwzględnia również budowę Morskiego Jedwabnego Szlaku, o którym w Polsce słychać nieco mniej, bo nie pasuje do teorii bazującej na klasycznym realizmie w stosunkach międzynarodowych, że Chiny chcą uzyskać pełną kontrolę nad tak zwanym Heartlandem i uniezależnić się od Zachodu, czyli krajów tak zwanego Rimlandu. W te teorie można wierzyć lub nie wierzyć, ale trudno je zmierzyć. Tymczasem Chiny nie chcą rezygnować ze szlaku morskiego, a jedynie zbudować infrastrukturę do lepszego wykorzystania partnerstwa z Birmą, Indiami, Pakistanem, Sudanem i Tanzanią. Ma się ciągnąć od Morza Południowochińskiego, przez Zatokę Bengalską, Morze Arabskie, po wybrzeża tanzańskie.
Mniej widowiskowy, ale bardziej prawdopodobny od walki z Rimlandem powód zainteresowania Chin nowymi szlakami handlowymi na Zachód jest fakt, że chcą one zdjąć nadprodukcję ze swego rynku i lokować ją za granicą ze względu na potrzebę schłodzenia krajowej konsumpcji, dotąd sztucznie napędzanej zamówieniami publicznymi. Ten cel deklarował Xi Jinping 17 stycznia 2017 roku podczas Forum Ekonomicznego w Davos. Za inicjatywą mogą się kryć także inne cele. Prochińscy analitycy przekonują, że inicjatywa Jednego Pasa i Jednej Drogi może być nowym Planem Marshalla. Można oczywiście uznać, że byłoby to bezinteresowne działanie na rzecz uczynienia świata lepszym. Wielkie słowa padają z ust Xi Jinpinga w Davos. Zakończenie przemowy to wezwanie do wspólnej pracy na rzecz globu. Należy jednak wziąć pod uwagę bardziej przyziemną potrzebę stworzenia skutecznego narzędzia soft power Chin, które będzie służyło rozprzestrzenianiu wpływów w warunkach utrzymującej się dominacji militarnej obozu zachodniego, która wyklucza rychłą ekspansję przy użyciu sił zbrojnych.
.W tym świetle Nowy Jedwabny Szlak jawi się jako narzędzie polityki zagranicznej Państwa Środka, wykorzystywane w tym samym celu, w którym rosyjski Gazprom używa gazociągów i dostaw surowca. Zyski ze współpracy ekonomicznej z Rosją powodują, że politycy odpowiedzialni przed biznesem zarabiającym na niej mitygują swoje stanowisko wobec Kremla, co widać w trudnych rozmowach na temat sankcji na łonie Rady Europejskiej, czy stanowisko Niemiec wobec projektu Nord Stream 2, który jest forsowany wbrew wspólnej polityce energetycznej Unii Europejskiej i nawet pomimo zaangażowania Berlina w reintegrację Wspólnoty. Nowy Jedwabny Szlak może spowodować, że bloki mniejsze od Unii Europejskiej, jak Grupa Wyszehradzka, a w przyszłości Bałkany staną się porte parole Pekinu na posiedzeniach Rady Europejskiej. Ukute na naszym podwórku Trójmorze mogłoby się stać narzędziem chińskiego wpływu, jeżeli zostałoby zbudowane w oparciu o inwestycje Nowego Jedwabnego Szlaku zamiast, a nie oprócz inwestycji wspieranych przez Komisję Europejską.
Nie oznacza to, że z rosyjskim Gazpromem czy chińską firmą oferującą budowę infrastruktury nie należy współpracować ze względów pryncypialnych, chyba że będzie to kolejny COVEC. Ewentualnej współpracy powinny przyświecać rozsądek i umiarkowanie, a nie emocja działania na przekór liberalnemu porządkowi na arenie międzynarodowej. Jeżeli jakiekolwiek emocje można włączać do polityki zagranicznej wobec Państwa Środka, to warto pamiętać fakty dotyczące prześladowań chrześcijan i mniejszości etnicznych w Chinach, istnienia tam obozów koncentracyjnych i łamania praw człowieka, które powinny skłaniać Chińczyków do większych ustępstw w celu uspokojenia sumień zachodnich partnerów, którzy nie mogą sobie pozwolić na brak dialogu z reżimem w Pekinie.
Nadzieje na to, że chińskie pieniądze będą narzędziem reindustrializacji Europy, są płonne i studzą je sami Chińczycy. Wynikają z błędnego założenia, że Chiny koniecznie chcą wydać pieniądze i że z pewnością zrobią to w naszej części kontynentu. Tymczasem w Polsce nie widać rozstrzygnięć w sektorach energetyki i infrastruktury, ponieważ — jak chcą niektórzy — Chińczykom się nie spieszy albo — jak chcą inni — mają szeroki wybór partnerów i oferta polska nie jest na czele tej listy. Z powodów przedstawionych powyżej pociągi z Polski do Chin, które przecież już kursują, jadą puste. Powinno to skłonić hurraoptymistów do poważnej analizy możliwości nawiązania strategicznej współpracy polsko-chińskiej.
Jeżeli zależy nam na chińskich inwestycjach pomimo zastrzeżeń służb krajów zachodnich, należy ustalić, czym Polska mogłaby się wyróżnić w oczach pekińskich funkcjonariuszy partyjnych. Niestety, może się już teraz wyróżnić tym, że przewodniczący Xi Jinping podczas upragnionej przez naszą dyplomację wizyty w Polsce nie będzie wiedział, z kim rozmawiać — z prezydentem Andrzejem Dudą (protokół?), premier Beatą Szydło (kompetencje?), wicepremierem Mateuszem Morawieckim (plany?) czy prezesem partii rządzącej Jarosławem Kaczyńskim (fakty?).
Po ustaleniu reprezentanta do rozmów ze stroną chińską, który miałby mandat do rozstrzygania wielomiliardowych biznesów podczas jednego obiadu, teoretycznie moglibyśmy walczyć o urzędowe pozwolenie na przejęcie niszy ekonomicznej w chińskiej gospodarce. Nie zdefiniowaliśmy jednak, jaka nas interesuje. Nie zdefiniowaliśmy nadal, co damy w zamian. Już dziś możemy sprzedać jabłka, wieprzowinę i płyty disco polo, popularne w Państwie Środka. Chińczycy chcieliby wejść do polskiej infrastruktury, jak do portu w greckim Pireusie, który kupili. Chcą przejmować elektrownie węglowe i budować sieci elektroenergetyczne. Tutaj jednak z niepokojem patrzą na nich służby specjalne, bo Polska należy do NATO i Unii Europejskiej. Należy ustalić, w jakich sektorach możemy współpracować, a jeśli są to sektory strategiczne, jak energetyka i infrastruktura, to jak to zrobić w bezpieczny sposób.
Część polskich analityków uważa, że urzędowy sceptycyzm wobec Chin jest nieuzasadniony. Jako argument wskazują, że zaangażowanie Amerykanów w Polsce jest iluzoryczne i nie daje gwarancji bezpieczeństwa, więc musimy na wszelki wypadek rozmawiać z ich rywalem na arenie międzynarodowej. Pojawiają się twierdzenia, że zachodnie struktury polityczne, ekonomiczne i bezpieczeństwa są już iluzoryczne. Zamiast NATO proponują neutralność, za którą kupimy zaangażowanie Chin i nieagresję Rosji. Zamiast Unii Europejskiej i jej programów infrastrukturalnych oferują Nowy Jedwabny Szlak. W ich przekonaniu Polska może skakać między blokami i zarabiać na relacjach z obiema stronami, czego kosztem ma być zaledwie finlandyzacja naszego kraju, abdykacja z prawa głosu w sprawie wojny na Ukrainie, wycofanie z zaangażowania NATO w dawnej strefie wpływów Rosji, aby nie drażnić niedźwiedzia i ssać wymię smoka. Realistyczna wizja Polski jako żetonu w rękach mocarstw kłóci się jednak z postulatami tak elastycznej i ambitnej polityki zagranicznej. Przez tę wewnętrzną sprzeczność odradzam pokładanie nadziei w złotej recepcie w postaci Nowego Jedwabnego Szlaku.
.Polska przypuszczalnie mogłaby zarabiać na współpracy gospodarczej z Chinami, jak Niemcy i Wielka Brytania. Aby to robić efektywnie, musi być jednak bliższa tym krajom niż państwom afrykańskim, które ulegają neokolonializmowi Państwa Środka. Grając z nim, musimy wystawić wytrawnego negocjatora z pełnymi plenipotencjami, który będzie wiedział, czego chce i co może dać w zamian. I żadnych złudzeń, Panowie! Unijnych flag na największych inwestycjach w Polsce nie zastąpią proporczyki z czerwonym sztandarem Państwa Środka. Chiny chcą na nas zarobić i jeśli się dobrze przygotujemy, nie zarobią naszym kosztem, ale z zyskiem dla Polski. Należy jednak uważać, aby nie wykorzystały państw Nowego Jedwabnego Szlaku do osłabienia obozu zachodniego.
W tym świetle projekt połączenia kolejowego z Chin przez kraje Nowego Jedwabnego Szlaku do terminalu przeładunkowego w Łodzi jawi się jako źle przygotowany. Jest kolejnym postulatem rzuconym w przestrzeń. Skoro Chińczycy chcą wydać pieniądze i na pewno zrobią to w Polsce, to czemu nie w Łodzi? Szereg polityków będzie miało co wpisać do ulotki wyborczej. Trudno jednak zrozumieć, dlaczego Polska wysuwa do gry o chińskie zaangażowanie projekt konkurencyjny do wcześniej zaproponowanego, czyli wykorzystania przez Nowy Jedwabny Szlak terminalu w Małaszewiczach pod Białą Podlaską. Ponadto dla Chińczyków wyzwaniem będzie pewnie brak „bumagi”, czyli urzędowego namaszczenia Warszawy dla jednej, określonej propozycji włączenia Polski w Szlak. Takiego glejtu brakuje Łodzi i Białej Podlaskiej. To przedsięwzięcia forsowane przez sploty różnych interesów wykraczających poza barwy partyjne. Tymczasem Chińczycy oczekują konkretnych rozmów na poziomie centralnym. Znów, w przypadku terminala przeładunkowego w Łodzi, nikt nie został przygotowany do roli brokera układu.
Kto i o czym będzie rozmawiał z Xi Jinpingiem w Warszawie? Rozmowy 16+1 z udziałem państw Europy Środkowo-Wschodniej i Chin firmował prezydent RP Andrzej Duda. Za udziałem w Azjatyckim Banku Inwestycji Infrastrukturalnych polskiego przedstawiciela opowiedział się wicepremier Mateusz Morawiecki. O inwestycjach chińskich w centralne lotnisko mówił zaś minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski. Z kolei o dofinansowaniu na program kosmiczny mówił minister edukacji Jarosław Gowin. Terminal w Łodzi promuje część kręgów biznesowych i politycy związani z regionem.
.Spróbujmy sobie wyobrazić Xi Jinpinga jako sternika cywilizacji chińskiej, który odbiera sygnały z odległej barbarzyńskiej prowincji Bolan i słyszy kakofonię, z której trudno coś wysupłać. W zaciszu gabinetów politycznych Polacy muszą ustalić, czego chcą od Chin, co dadzą w zamian i kogo wyślą do rozmów na ten temat. Jeśli chcą włączyć Łódź w Nowy Jedwabny Szlak, powinni przedstawić konkretny plan i wyznaczyć polityków oraz przedsiębiorców do kontaktów niższego szczebla. Dyskusje powinny odbywać się pod szczelnym parasolem służb specjalnych i z uwzględnieniem ich rekomendacji w odniesieniu do zaangażowania chińskiego kapitału w Polsce. To oczywistości, których nie trzeba tłumaczyć we wspomnianych wyżej Niemczech i Zjednoczonym Królestwie. Warto brać przykład z sąsiadów, aby nie stać się niespełnioną kolonią zamorską nowego Wielkiego Brata, którego próbujemy do siebie przyszyć Nowym Jedwabnym Szlakiem, i nabrać nieco powagi w oczach tego potencjalnego partnera.
Wojciech Jakóbik