Abp Marek JĘDRASZEWSKI, ks. Henryk ZIELIŃSKI: Słowa i życie

Słowa i życie

Photo of Abp Marek JĘDRASZEWSKI

Abp Marek JĘDRASZEWSKI

Arcybiskup metropolita krakowski. Profesor nauk teologicznych. Zastępca przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski.

Photo of Ks. Henryk ZIELIŃSKI

Ks. Henryk ZIELIŃSKI

Duchowny rzymskokatolicki, kanonik, prałat. Redaktor naczelny tygodnika katolickiego „Idziemy”.

zobacz inne teksty Autora

Jesteśmy członkami społeczeństwa postprawdy, w którym nie ma już żadnej prawdy, nawet tej socjologicznej. Liczą się tylko narracje, kwestią najistotniejszą zaś jest to, kto zdoła innym swoją narrację narzucić. Dochodzimy do sytuacji, w której środowiska liberalno-lewicowe, chcąc pójść ze swoją rewolucją przez instytucje – także przez instytucje Kościoła – głoszą, że nie ma prawdy i nie ma kłamstwa – mówi abp. Marek JĘDRASZEWSKI w rozmowie z ks. Henrykiem ZIELIŃSKIM

Henryk ZIELIŃSKI: – Często cytowany przez Księdza Arcybiskupa Antonio Gramsci, ideolog włoskich komunistów, mówił, że do zwycięstwa rewolucji konieczny jest długi marsz przez instytucje. Czy ten marsz dokonuje się także przez instytucje Kościoła?

Abp Marek JĘDRASZEWSKI: – Nie potrafię odpowiedzieć, co dokładnie byłoby tym lewicowym marszem w Kościołach lokalnych. Wiem, że we Francji w okresie posoborowym pojawiło się w Kościele nastawienie bardzo socjologizujące i niemalże syndykalistyczne. To się radykalnie zmieniło, kiedy znaczący głos w tamtejszym Kościele zyskał kard. Jean-Marie Lustiger. Uważał on, że Kościół jest od duchowości, a nie od związków zawodowych i polityki społecznej. Nie oznaczało to, oczywiście, dla niego, że sprawy społeczne miałyby być Kościołowi obojętne. Twierdził jednak, że trzeba radykalnie zmienić duszpasterskie priorytety. Z ogromną mocą ducha zaczął więc budować życie duszpasterskie w Paryżu, oparte na pewnych fundamentach, o których we Francji jakby zapomniano.

Przed Wielkim Jubileuszem Roku 2000 kard. Lustiger nakazał wszystkim parafiom, żeby w adwencie 1999 r. przed kościołami urządziły bożonarodzeniowe żłóbki. Chodziło o to, żeby ludziom przypomnieć, że nie jest to jakiś magiczny rok 2000, tylko rocznica narodzenia Pana Jezusa. Prowadziłem wtedy w Paryżu rekolekcje dla Polonii i było to dla mnie niezwykłe doświadczenie. Przed kościołem polskim przy ulicy Saint Honoré był wspaniały żłobek z Nowego Sącza, w którym były naturalnej wielkości postacie w strojach góralskich i cygańskich. Przyjeżdżała telewizja, żeby to filmować jako ewenement. Na ścianie kościoła Sainte Madelaine wyświetlano przeźrocza z obrazami przedstawiającymi narodziny Pana Jezusa. Kardynał Lustiger uważał, że wtedy, w adwencie 1999 r., konieczny był ów zwrot ku samemu fundamentowi, jakim jest wcielenie Jezusa Chrystusa i nasze odkupienie. Dopiero na tych prawdach Bożych i ewangelicznych można budować inne wymiary życia, także kościelnego i społecznego.

– Gramsci mówił, że z Kościołem nie ma co walczyć siłą, bo on sam zamieni się w muzeum, ponieważ wymagania Ewangelii są nie do zrealizowania. Czy dzisiaj wielu ludzi Kościoła w to nie uwierzyło?

– Z pewnością różne ataki na Kościół ze strony środowisk liberalnych i lewicowych idą w kierunku zmiękczenia doktryny Kościoła. Dotyczy to również jego dyscypliny wewnętrznej, bo na przykład celibat nie jest przedmiotem wiary, to rodzaj dyscypliny. Ale już wierność małżeńska jest treścią doktryny Kościoła wynikającą z Ewangelii. Otóż uderza się w Kościół, mówiąc m.in., że nauka o życiu małżeńskim wyrażona w encyklice bł. Pawła VI Humanae vitae jest niemożliwa do spełnienia przez tzw. zwykłego człowieka. Dlatego głosi się, że w nauce Kościoła trzeba przede wszystkim uwzględniać to, co ludzie są w stanie przyjąć, a nie trwać przy doktrynie, która w swej istocie pozostaje martwa. Tymczasem doktryna Kościoła jest żywa, w tym sensie, że staje się konkretnym wymaganiem dla coraz to nowych pokoleń chrześcijan.

Prawdą w Kościele nie jest to, co wynika z sondaży oczekiwań społecznych. Dotyczy to również życia małżeńskiego i rodzinnego.

Wpatrywanie się w słupki poparcia to droga donikąd. To, co zrobili protestanci, idąc na ustępstwa doktrynalne i chcąc „zrozumieć ducha czasu”, wcale nie przysporzyło im wyznawców. Przeciwnie, dzisiaj znaleźli się w totalnym kryzysie.

Prawdą o Kościele jest to, co zostało powiedziane już w czasie prześladowań w trzech pierwszych wiekach: Sanguis martyrum semen christianorum (Krew męczenników jest posiewem chrześcijan). Tym, co sprawia, że Kościół jest ciągle młody i przyciąga coraz to nowych wyznawców, jest świadectwo chrześcijan. W pierwszych wiekach też często się zdawało, że kolejna fala okrutnych prześladowań stanowi nieuchronny koniec Kościoła, że nikt z jego członków nie przeżyje. Tymczasem chrześcijanie trwali. Oddawali życie, nie wiedząc dokładnie, co będzie dalej, ale głęboko wierzyli, że Bóg jest z nimi i że to On ostatecznie zwycięży. Jeżeli Kościół dzisiaj będzie się trzymał tej postawy, to na pewno twierdzenie Gramsciego o przeobrażeniu się Kościoła w muzeum będzie tylko kolejną lewicową iluzją.

– Tylko że także część hierarchów w Kościele zdaje się być przekonana, iż wymagania Ewangelii są naprawdę nie do zrealizowania. Stąd bierze się choćby dyskusja o Komunii Świętej dla ludzi w związkach niesakramentalnych. Wyszło to nawet przy okazji ostatniego synodu o rodzinie…

– W adhortacji Amoris laetitia jest mowa przede wszystkim o konieczności pochylenia się nad sytuacją konkretnych ludzi. Chodzi o to, żeby im pomóc w ich zagubieniu, choćby przez zastanowienie się, czy ich pierwszy związek małżeński z punktu widzenia prawa kościelnego był ważny. Jeśli był nieważny, to nie ma problemu, aby zawarli nowy. Prawdą jest natomiast, że niektóre interpretacje teologów, a nawet biskupów, idą w tym kierunku, że można odnieść wrażenie, jakobyśmy wycofywali się z zasad doktrynalnych wynikających z Ewangelii. Oni sami, oczywiście, do tego się nie przyznają, mówiąc, że chodzi o nowe podejście duszpasterskie, bez zmieniania doktryny. Ale takie mówienie nie wytrzymuje krytyki.

– I to jest właśnie przyznanie, że Ewangelia jest nie do wypełnienia w życiu…

– Nie umiałbym wskazać konkretnego teologa, a tym bardziej biskupa, który by się dokładnie pod taką tezą podpisał. Można natomiast odnieść wrażenie, że rozumienie prawd zawartych w Ewangelii może być dzisiaj inne niż to, jakie wynika z tradycji Kościoła. Tradycyjne rozumienie jest bowiem takie, że jest jakaś prawda objawiona i uznana przez Kościół, niekiedy nawet w formie dogmatu, i że z tego wynikają pewne konsekwencje, zarówno doktrynalne, jak i duszpasterskie. Stosowano więc metodę dedukcyjną. Dzisiaj natomiast coraz częściej mamy do czynienia z metodą indukcyjną: punktem wyjścia staje się jakieś badanie socjologiczne, które wskazuje na pewne tendencje w życiu społecznym. I na podstawie tego obrazu próbuje się formułować wnioski ogólne, a nawet normatywne. Mamy tutaj do czynienia z odejściem od tradycyjnego rozumienia, czym jest teologia.

– Życie chyba poszło już dalej: jeden z prominentnych uczestników warszawskiego Dziedzińca Dialogu stwierdził, że wola większości też nie może być źródłem norm, wyznacznikiem prawdy…

– Rozumiem to jako krok dalej w kierunku rozmiękczania doktryny Kościoła. Interpretuję jako kolejny znak, że jesteśmy członkami społeczeństwa postprawdy, w którym nie ma już żadnej prawdy, nawet tej socjologicznej.

Liczą się tylko narracje, kwestią najistotniejszą zaś jest to, kto zdoła innym swoją narrację narzucić.

Dochodzimy do sytuacji, w której środowiska liberalno-lewicowe, chcąc pójść ze swoją rewolucją przez instytucje – także przez instytucje Kościoła – głoszą, że nie ma prawdy i nie ma kłamstwa. Dzisiaj nie ma dla nich prawdy, nawet tak słabej, jak prawda socjologiczna – i stąd owo twierdzenie, że wola większości, zarejestrowana przez te badania, nie może być źródłem norm. Ostatecznie zwycięstwo będzie zależało od tego, czy narracja liberalno-lewicowa będzie w stanie narzucić pewien sposób swego myślenia także Kościołowi. Czy uda się im to osiągnąć? Jestem przekonany, że nie, ponieważ ostatecznie zwyciężą świadkowie (martyri), czyli ci, którzy będą gotowi cierpieć i oddawać życie za prawdę.

– Można jeszcze mówić, że nasze społeczeństwo jest w większości katolickie?

– Na pewno możemy powiedzieć, że zdecydowana większość Polaków została ochrzczona w Kościele katolickim. Społeczeństwo jest jednak poddawane ogromnym próbom narzucania narracji, która z samych założeń jest antykatolicka i antykulturowa, także antypolska. Nasza kultura śródziemnomorska została zbudowana na tym fundamencie, jakim jest prawda. To prawda czasami poszukiwana i z trudem odkrywana, ale zawsze obiektywna. Odrzucając prawdę, odrzuca się filar kultury śródziemnomorskiej.

– Jak w takim świecie prowadzić nową ewangelizację? Próbować, jak św. Paweł, przekładać Ewangelię na język obcej i czasem wrogiej nam kultury?

– Rozwój mediów elektronicznych sprawia, że musimy szukać nowego języka i obiektywne prawdy Ewangelii musimy tłumaczyć językiem współczesnym, zrozumiałym dla dzisiejszego świata. Niedawno, na spotkaniu z księżmi w Nowym Targu rektor krakowskiego seminarium duchownego ks. prof. Janusz Mastalski mówił o problemach, z jakimi przychodzą do seminarium kandydaci do kapłaństwa. Było to dla mnie zaskoczeniem. Ci młodzi ludzie już są w jakiejś mierze ofiarami tego, co się dzieje w świecie kultury. Wraz z ekipą wychowawców próbujemy szukać adekwatnych odpowiedzi o sposób ich dalszej formacji – właśnie po to, by kiedyś mogli stać się świadkami ewangelijnej prawdy, a przez to dobrymi pasterzami, o których mówił Pan Jezus.

– Ale co robić, kiedy słowa zaczynają znaczyć co innego, niż w Ewangelii? Wolność, godność, miłość? Z prawa do życia próbuje się wyprowadzać prawo do aborcji?

– Trzeba podejść do tego z uwzględnieniem istniejącej sytuacji. Trzeba tłumaczyć, że to, o czym mówi Pan Jezus, jest czymś innym niż wolność absolutna, wyrażająca się w słowach: „Róbta, co chceta”. Rzeczywiście, przechwycono nasz język i pod nasze słowa podłożono zupełnie inne znaczenia, przez co osłabiono czujność niektórych z tych osób, które z racji swego powołania i urzędu powinny stać na straży jasności przekazu wiary chrześcijańskiej. Stąd tym bardziej pilna konieczność tłumaczenia wszystkiego na nowo. Musimy wracać do najbardziej podstawowych pojęć, którymi operuje nie tylko Kościół, ale i świat. Trzeba ukazywać, że Kościół, głosząc ewangeliczną koncepcję wolności, daje coś, co może człowieka podnieść i prawdziwie wyzwolić. Inne obietnice wolności, istniejące chociażby w narracji liberalno-lewicowej i neomarksistowskiej, prowadzą ostatecznie do unicestwienia zarówno samego człowieka, jak i całych społeczeństw. Stoi więc przed nami ogromne zadanie edukacyjne. Ten program musimy realizować nie tylko wtedy, kiedy my mamy kontakt z dziećmi i młodzieżą, ale przede wszystkim wtedy, kiedy spotykamy się z ich rodzicami. Często bowiem rodzice nie wiedzą i nie rozumieją, co przeżywają ich dzieci. Stąd bardzo często nie potrafią im pomóc ani nawet uchronić przed ewidentnym złem.

– Wśród katolików mamy i takich, którzy nie akceptują tak fundamentalnych prawd, jak choćby ta o zmartwychwstaniu. Może w naszym przekazie za dużo jest moralizowania, a za mało głoszenia prawd wiary?

– W dużej mierze jest to spostrzeżenie prawdziwe. W tej sytuacji musimy wrócić do tego, co było treścią orędzia św. Jana Pawła II dla całego świata, że „człowieka nie można zrozumieć bez Chrystusa”. Chrystus jest jedynym prawdziwym kluczem, dzięki któremu człowiek może zrozumieć samego siebie. Chrystus nie tylko głosił prawdę o Bogu i o człowieku swoim słowem, ale potwierdził ją także swoim życiem, swoją śmiercią i swoim zmartwychwstaniem. Idąc za Nim, musimy być gotowi nie tylko głosić słowo, ale także dawać codzienne świadectwo, bo tylko ono czyni nasze posłannictwo wiarygodnym.

Rozmawiał ks. Henryk Zieliński
Rozmowa opublikowana w nr 633 Tygodnika „Idziemy”. POLECAMY: [LINK]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 25 listopada 2017
Fot.Shutterstock