Pełne nienawiści podziały nie służą przyszłości Polski
– Pierwszą granicą, której nie wolno przekroczyć, jest granica prawdy. Trzeba się zawsze opierać na prawdzie – mówi abp. Józef MICHALIK w rozmowie z ks. Henrykiem ZIELIŃSKIM
Ks. Henryk ZIELIŃSKI: – Jak Ksiądz Arcybiskup patrzy na podziały, które ujawniają się ostatnio w Polsce?
Abp. Józef MICHALIK: – Patrzę z niepokojem. Rozumiem, że mogą być różnorodność i bogactwo propozycji rozwiązań tego, co ważne, ale to wszystko nie może przekraczać pewnych granic. Na pewno nie powinny przekraczać prawdy, a dzisiaj często depcze się prawdę. Kiedy słyszę rzeczniczkę prasową, która wieczorem mówi co innego, niż mówiła rano i zaprzecza sama sobie, to myślę, że zatraciła poczucie wstydu. Taka postawa niestety udziela się innym, staje się stylem, który wychodzi w świat. Patrzę na to z niesmakiem i niepokojem, ponieważ cały wysiłek w polityce powinienem być konstruktywny, iść w stronę budowania. Tymczasem dzisiejsza opozycja stała się destruktywna. Zresztą nie tylko dzisiejsza, poprzednie były podobne. To się powtarza, pogłębia i utrwala.
– Jest coraz gorzej?
– Przykre jest, że te podziały często są pełne nienawiści. To zniechęca ludzi do angażowania się w sprawy publiczne. Myślę, że powinniśmy umieć na to właściwie patrzeć i mówić jasno, że nie jest to styl, który odpowiada naszym oczekiwaniom i nie służy przyszłości Polski. Przypomina raczej sytuację sprzed upadku I Rzeczpospolitej, kiedy kwitła prywata i stawianie własnych interesów ponad dobrem ojczyzny, czego wymownym symbolem była Targowica. Przed skutkami takich postaw przestrzegał ks. Piotr Skarga i wielu innych ówczesnych proroków. Dzisiaj jest trochę podobnie. I podobnie jak w tamtych czasach musimy wziąć pod uwagę także szerszą rzeczywistość, w której żyjemy, jak choćby politykę wobec naszych sąsiadów, bo także wszystko wokół nas staje się coraz bardziej pogmatwane.
Nie chodzi o to, żeby 98 proc. Polaków popierało jedną partię i jednego przywódcę, bo tak jest tylko w systemach totalitarnych, ale o jakąś odpowiedzialność za to, co najważniejsze, mimo różnicy poglądów i interesów partyjnych.
– Gdzie powinna być granica między zabieganiem o interesy swojej partii, a antagonizowaniem społeczeństwa w ramach cementowania własnego elektoratu?
– Pierwszą granicą, której nie wolno przekroczyć, jest granica prawdy. Trzeba się zawsze opierać na prawdzie. Następnie, niedopuszczalne jest wzbudzanie nienawiści do drugiego człowieka czy chęć skompromitowania go za wszelką cenę. Dotyczy to nie tylko polityków, ale także niektórych dziennikarzy, którzy sięgają po takie niedozwolone praktyki i jeszcze cieszą się w swoich środowiskach estymą.
Nie wolno przekraczać granic, które wynikają z dobrego wychowania. Jeśli bowiem odejdzie się od tych kryteriów, od poczucia przyzwoitości i wstydu, to co nam zostanie?
Prócz celów politycznych trzeba także pamiętać o poczuciu godności i o zaufaniu, które społeczeństwo okazało osobom publicznym. Z tego zaufania trzeba się wywiązać. Budujące jest, że na szczęście mamy i takich ludzi, również w obecnym rządzie i poza jego szeregami, którzy umieli poświęcić własną karierę finansową dla służby Rzeczypospolitej. Trzeba ich za to szanować, jak również za to, co prezentują w wymiarze moralnym, że nie przekraczają wspomnianych barier. Wokół tych ludzi tworzy się pozytywne środowisko.
– A jak Ksiądz Arcybiskup patrzy na podnoszoną ostatnio kwestię reparacji wojennych od Niemiec czy dekomunizacji przestrzeni publicznej, co Moskwa nazywa rusofobią?
– Jest pewna luka, która istnieje nie tylko w świadomości Polaków. Proszę zwrócić uwagę, jak próbuje się pomijać lub nawet wyśmiewać czarne księgi komunizmu, które przecież opisują fakty. Sądzę, że komunizm jeszcze w pełni nie umarł, skoro dotąd nie nazwano po imieniu komunistycznych zbrodni. Pewne komunistyczne instytucje tylko zmieniły nazwy. Oczyszczenie z komunizmu nie dokonało się także w świecie zachodnim, zwłaszcza wśród tzw. elit – ludzi, którzy często byli mocno uplątani w komunizm. Skutki tego trwają do dziś. Potępienie komunizmu nie jest tak oczywiste, jak potępienie nazizmu.
Z drugiej strony zauważam pewien brak pokory wśród rządzących Polską w ich podejściu do relacji z sąsiednimi narodami. W tej dziedzinie też nie wolno przekroczyć pewnych granic. Politycy mogą się spierać o koncepcje lansowane przez rządy i partie, ale trzeba postępować bardzo ostrożnie, żeby nie obrażać narodów.
Nie możemy też walczyć ze wszystkimi. Z sąsiadami trzeba dobrze żyć. Stare przysłowie mówi, że ważniejszy jest sąsiad za miedzą niż brat za górą. Dlatego trzeba budować i podtrzymywać dobre relacje z sąsiednimi narodami. To klasyka mądrości. Przecież nawet w czasach zaborów nie udało się zaszczepić w nas nienawiści do narodu rosyjskiego. Umieliśmy rozróżnić prostych Rosjan od carskich urzędników. I dzisiaj trzeba się strzec, żeby nie zacząć upokarzać żadnego narodu. A tak może być z likwidacją pomników żołnierzy radzieckich. To jest nieroztropne i tego nie powinno się robić.
Rosyjskie rodziny złożyły setki tysięcy ofiar także na naszych ziemiach. Te rodziny, które opłakują i upamiętniają swoich poległych, mają prawo do szacunku.
Na szczęście cmentarze z grobami żołnierzy radzieckich są u nas szanowane i to jest wielki plus. W ramach dekomunizacji powinniśmy usuwać pomniki komunistycznych ideologów, ale nie można usuwać pomników zwykłych żołnierzy. Kiedy przychodzili do Polski, wyzwalając z niewoli niemieckiej, myśmy na nich patrzyli z nadzieją. W planach niemieckich zaraz po zagładzie Żydów było przecież wyniszczenie narodu polskiego.
Nie godzi się stawiać pomników tym dowódcom rosyjskiej armii, którzy nie pozwolili swoim żołnierzom przyjść z pomocą powstaniu warszawskiemu, ale idea, żeby pozbywać się pomników upamiętniających w Polsce zwykłych żołnierzy radzieckich, jest dla mnie nie do przyjęcia.
– A co z popiersiem gen. Czerniachowskiego w Pieniężnie, który mordował żołnierzy AK na Wileńszczyźnie? Powinniśmy je zostawić, bo zginął na Mazurach w walce z Niemcami?
– To jest akurat przykład negatywny i nie o takie mi chodzi. Nie wolno promować bohaterów negatywnych, ale żołnierz rosyjski godzien jest szacunku, bo on walczył i ginął za nasze wyzwolenie. Warto też przekazać wyrazy szacunku do rosyjskich rodzin, które straciły bliskich w tej strasznej wojnie. Przypomnijmy, że Kościół modli się często za tych, którzy oddali życie w obronie wolności. Ofiara życia zawsze godna jest szacunku, nawet jeśli poniesiona byłaby przez wroga, ale dla dobrego celu, to też trzeba to uszanować.
– Czy podziały społeczne w Polsce przenoszą się na Kościół?
– Na razie tego nie widzę. Zauważam natomiast wiele zniechęcenia, a nawet zniesmaczenia, również wśród ludzi Kościoła. Ja sam nie mam już serca do oglądania telewizji, czytam niektóre gazety, ale też nie zawsze znajduję w nich rzetelne odbicie tego, co najważniejsze. Potrzeba było wizyty prezydenta USA Donalda Trumpa w Warszawie, żeby w mediach przebiła się idea miłości do Ojczyzny i ofiarności. Wcześniej choćby takie powstanie warszawskie było opluwane przez lewicę intelektualną jako akt nieodpowiedzialności, który nie przyniósł nic dobrego, tylko zniszczenie miasta i ofiary w ludziach. Tymczasem to powstanie kształtowało tożsamość Polski i samej Warszawy jako najbardziej patriotycznego miasta, bo chyba żadne inne miasto w świecie nie było w stanie zdobyć się na coś takiego.
Ofiara tych, którzy zginęli w powstaniu warszawskim i wcześniej w powstaniu w getcie warszawskim, wymaga szacunku. Nie może być tak, że tylko Amerykanie będą nam o tym przypominać.
Świętości narodowych nie wolno deptać ani o nich zapominać. Dobrze, że dzięki staraniom ówczesnego prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego zbudowano Muzeum Powstania Warszawskiego – to jest dzisiaj mądra i piękna wizytówka, której Polsce brakowało.
– Świętowanie rocznicy powstania warszawskiego rozszerzyło się na cały kraj, z Krakowem włącznie…
– Bo to jest nasze ogólnonarodowe dziedzictwo. Zawsze patrzę na to wydarzenie z wielkim szacunkiem. W moim domu rodzinnym w Zambrowie od dziecka słyszałem opowieści o tamtejszych mieszkańcach, którzy z narażeniem życia pomagali Warszawie, przemycając żywność. Nasze tereny od roku 1939 przechodziły z rąk do rąk. Raz okupowali nas Niemcy, raz Sowieci i znowu powtórka. Mimo tych pięciu lat niewoli duch solidarności w narodzie nie zginął. Powstania ratowały poczucie tożsamości narodowej na wiele lat. W tym duchu trzeba wychowywać dzieci i młodzież. Nie wolno zatruwać ich mentalności trucizną półprawdy, manipulacji czy nienawiści.
Rozmawiał ks.Henryk Zieliński
Rozmowa opublikowana w nr 626 Tygodnika „Idziemy” [POLECAMY].