Grzegorz POLAKIEWICZ: Bardzo osobiste świadectwo  Pożegnanie kard. Franciszka Macharskiego

Bardzo osobiste świadectwo
Pożegnanie kard. Franciszka Macharskiego

Photo of Grzegorz POLAKIEWICZ

Grzegorz POLAKIEWICZ

Wędrowny ewangelizator, przyjaciel bezdomnych i ubogich, a także muzyków i ludzi kultury.

Jak zwykli mawiać moi przyjaciele: „mam lekkie pióro”, ale gdy przyszedł moment, w którym poproszono mnie o napisanie kilku zdań wspomnienia o Księdzu Kardynale Franciszku, stanąłem wobec ogromnej bezradności. Takiej samej jak wtedy, gdy w 2003 roku stanąłem bezradnie pod Pałacem Arcybiskupów Krakowskich. Tak jak wówczas, onieśmielony poprosiłem o spotkanie z Księdzem Kardynałem Franciszkiem, tak dziś, już z całkowitą śmiałością, klękam przy Jego trumnie w kaplicy Arcybiskupów, by prosić Go o pomoc w napisaniu tego tekstu.

O Kardynale Franciszku w ostatnich dniach dużo powiedziano, bardzo dużo. Był bez wątpienia Księciem Kościoła, którego zamiast purpury zdobiła czarna, prosta sutanna. Zamiast drogocennych klejnotów skromny krzyż pektoralny i skromny pierścień. Dla mnie jednak był kimś więcej aniżeli tylko Pasterzem. Był dla mnie ojcem, przyjacielem, przewodnikiem. Jako dziecko nie doświadczyłem miłości własnego ojca, a Kardynał Franciszek tą miłością właśnie mnie obdarzył, ale co więcej, wskazał mi drogę do tego, jak bezgranicznie przylgnąć do Serca Jezusa Miłosiernego, który cały jest Miłością.

Jego całe kapłańskie życie oparte było na kulcie Jezusa Miłosiernego. Jego biskupie zawołanie „Jezu, ufam Tobie”, towarzyszyło Mu aż do ostatnich chwil życia.

.Wiosną 2004 roku dostałem telefon od Księdza Kardynała, żebym przyjechał do Sanktuarium w Krakowskich Łagiewnikach. Po modlitwie stanęliśmy przed cudownym obrazem Pana Jezusa Miłosiernego. Wskazał wówczas na Niego i powiedział: „Synu! Całe twoje życie, każda chwila, każde twoje cierpienie, zanurzone jest w zdroju Jego miłosiernej miłości. Ukryte w Jego ranach. Gdy dojdziesz do momentu bezradności i nie będziesz wiedział, co dalej, módl się słowami »Jezu, ufam Tobie!«. On nigdy nie pozostawi Cię samego, ale do Ciebie należy tylko jedno! Tylko jedno! Nigdy nie puścić się Jego dłoni!”.

Mocno połączyło nas cierpienie. On był moim pierwszym nauczycielem w szkole cierpienia. Był moim duchowym Mistrzem. On nigdy sam nie prosił Boga o zdrowie dla siebie. Zawsze każdą chorobę i każde cierpienie przyjmował z ogromną ufnością wobec Tego, który był dla Niego wszystkim. Ofiarował je pokornie Bogu, modląc się za Kościół i za tymi, którzy tej modlitwy potrzebowali. Nigdy się nie skarżył. Nigdy nie narzekał. Cierpienie przyjmował jako dar, i taką lekcję przekazał także i mnie, by na wszystko spoglądać jak na dar, który wypełni me puste dłonie przed Panem. Wówczas nie wiedziałem, jak bardzo te lekcje będą mi potrzebne.

.Gdy przebywałem w jednym z krakowskich szpitali w poważnym stanie, po powrocie na oddział, na szafce przy łóżku leżała kartka, z charakterystycznym dla Księdza Kardynała Krzyżem św. Damiana, z odręczną adnotacją: „Mszę św. odprawiłem. Kard. Franciszek”. Była to odpowiedź na moją telefoniczną prośbę o modlitwę. Jak się później okazało, Ksiądz Kardynał przyjechał do szpitala, by mnie odwiedzić, ale niestety w tym czasie przebywałem na badaniach, a On musiał wracać do swoich obowiązków. Mimo że miał ich bardzo wiele, zawsze znajdował czas na to, by być blisko ludzi. W drugim człowieku zawsze dostrzegał oblicze Chrystusa. Szczególnie umiłował ubogich, samotnych, chorych, zepchniętych na margines. Był jak św. Franciszek z Asyżu. Jak Brat Albert. To oni byli bliscy Jego sercu. Był nimi przesiąknięty w sposób metafizyczny.

Rembrandt_Harmensz._van_Rijn_-_The_Return_of_the_Prodigal_SonGdy patrzyłem na Niego w spotkaniu z drugim człowiekiem, miałem przed oczyma obraz „Miłosiernego ojca” Rembrandta, na którym widać dwie dłonie: ojcowską i matczyną. Taki był i Kardynał Franciszek: potrafił podnieść głos i skarcić, ale zawsze czynił to z miłością, a przede wszystkim ogromną, właściwą sobie troską. Był niezwykle czujny, by nie odmówić nikomu miłości.

.Dwa lata temu odwiedziłem Go u Sióstr Albertynek, które z niezwykłą miłością i troską opiekowały się Nim do ostatnich chwil, wielką trudność sprawiało Mu pisanie. Mimo wszystko chciał podpisać kartkę z błogosławieństwem dla małego Franciszka (bratanka mojego przyjaciela) w dniu chrztu. Łzy płynęły mi po policzkach, gdy widziałem Jego trud, ale i miłość, z jaką stawiał każdą kolejną literę. Zawsze przedkładał radość innych nad własne dobro. Bardzo przypominał Jana Pawła II. Jak powiedział ks. bp Grzegorz Ryś w homilii u sióstr Albertynek: Kardynał Franciszek szedł śladami Jana Pawła II, ale na własny sposób.

Miałem z Ojcem Franciszkiem tylko jedną fotografię, która zaginęła w czasie przeprowadzki. Nie jest mi bardzo żal z tego powodu, ponieważ te, które noszę w sercu, tworzą niepowtarzalny pełnometrażowy film.

Siedząc z Księdzem Kardynałem przy Sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej, zaproponowałem nieśmiało: „Ojcze, może zrobimy sobie zdjęcie?”. Kardynał na to odrzekł: „Grzegorz, my to jedynie na rentgenowskich dobrze wychodzimy, więc może sobie darujmy!”.

.Miał doskonałe i jednocześnie niezwykle wyważone poczucie humoru. Nigdy nie był gadułą. Z niezwykłą wrażliwością ważył każde słowo.

Setki spotkań z Kardynałem Franciszkiem. Setki rozmów. To była relacja niezwykle intymna: relacja synowsko-ojcowska. Mimo wszystko ostatnie spotkanie było najważniejszym. To spotkanie z Księdzem Kardynałem, który przeżywał na swym szpitalnym łóżku niezwykłe misterium cierpienia. Był nieprzytomny, ale wiem, że wszystko słyszał. Każdą łzę. Każde uderzenie serca. Choć bez słów, to doskonale wiedziałem, że to spotkanie, w którym przyszło się nam pożegnać. W którym przyszło mi podziękować za to, że dzięki Niemu dziś w dużej mierze jestem tym, kim jestem. Jednego tylko dzisiaj żałuję, że dopiero w szpitalu, trzy dni po Jego upadku, zdołałem powiedzieć Mu, jak bardzo Go kocham i jak wiele dla mnie znaczył.

.Dziś jestem przekonany, że błogosławi nam już z Domu Ojca i jest jeszcze bliżej. Jest na wciąż. Niech Jego życie będzie dla nas przykładem: jak kochać, jak żyć, jak cierpieć i jak umierać! Do zobaczenia w Raju, Ojcze Franciszku!

Grzegorz Polakiewicz

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 4 sierpnia 2016