Agaton KOZIŃSKI: Idea Polski Władysława Grabskiego odczytana w 2024 roku

Idea Polski Władysława Grabskiego odczytana w 2024 roku

Photo of Agaton KOZIŃSKI

Agaton KOZIŃSKI

Publicysta. Wcześniej pracował we "Wszystko co Najważniejsze", "Polska The Times", redakcji zagranicznej PAP oraz tygodniku "Wprost". Absolwent dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Płocczanin.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

„Nie staniemy się nigdy społeczeństwem równym Zachodowi, jeżeli ograniczymy się do krzewienia u nas kultu Zachodu” – pisał Władysław Grabski. Ciągle aktualne – pisze Agaton KOZIŃSKI

.W 2008 r. Cullen Murphy, ówczesny redaktor naczelny zasłużonego amerykańskiego miesięcznika „The Atlantic” (rok założenia 1857), wydał książkę Are We Rome? The Fall of an Empire and the Fate of America, w której snuł analogie między upadkiem starożytnego Imperium Rzymskiego i ówczesną sytuacją Stanów Zjednoczonych, które zmagały się z traumą wojny w Iraku. Autor do tego stopnia wczuł się w rekonstrukcję zdarzeń prowadzących do upadku starożytnej potęgi, że nawet w jego własnym miesięczniku kpiono z niego w recenzji, że mu się wszystko z Rzymem kojarzy. Sarkastyczne – choć też w czasach, gdy królem jest nie ten, kto posiada gruntowną wiedzę o antyku, tylko ten, kto szybciej montuje rolki na TikToku, tego typu zwrot należy uznać za komplement.

A gdyby napisać analogiczną książkę dotyczącą współczesnej Polski? Oczywiście, porównań z Rzymem snuć nie ma sensu. Ale jest jeden kraj z przeszłości, którego dzieje powinniśmy studiować równie starannie, jak Murphy historię Rzymu. To II Rzeczpospolita. Trudno w historii znaleźć inne państwo, bardziej podobne do współczesnej Polski i jej obecnych wyzwań. Pod tym względem jedziemy tymi samymi koleinami – a każdy następny rok tylko to potwierdza.

Był moment, gdy wydawało się, że II RP można odłożyć na półkę w dziale „Historia”, że epoka studiowania lat 1918–1939 już u nas minęła – na tej samej zasadzie, jak po maturze mija czas liceum i nadchodzi moment studiów. W przypadku współczesnej Polski ten egzamin dojrzałości (jak się nam zdawało) przypadł w 2010 r. Wtedy minęło 21 lat od odzyskania suwerenności przez III RP po latach komunizmu, a dokładnie tyle lat funkcjonowała Polska w okresie międzywojennym. Mimo dramatycznych zdarzeń tamtego roku wydawało się, że jako państwo jesteśmy już na tyle okrzepli, że będziemy w stanie osiągnąć dużo więcej niż II RP. Paradoksalnie katastrofa smoleńska zdawała się to potwierdzać – przecież zginęły w niej najważniejsze osoby w państwie, ale ośrodki władzy nie załamały się, udało się zachować ciągłość w poszczególnych instytucjach państwa zgodnie z demokratycznymi, opisanymi w konstytucji procedurami. Wszystko działało dokładnie tak, jak powinno działać w dojrzałym kraju na początku XXI wieku. Tak to przynajmniej wtedy wyglądało.

Dziś widać, jak życzeniowe było to myślenie, jak bardzo własne pragnienia myliliśmy z rzeczywistością. Bo obecnie, 14 lat później, już nie da się zaryzykować tezy, że przekroczenie symbolicznego progu 21 lat ciągłości III RP okazało się gwarancją czegokolwiek. Owszem, prof. Marcin Piątkowski lansuje tezę o tym, że Polska przeżywa swój drugi złoty wiek – ale jego argumentacja oparta jest wyłącznie na danych ekonomicznych. W innych obszarach ta teza obronić się nie da. Odwrotnie. Mamy rok 2024 i mnóstwo dowodów na to, że III RP wcale nie zerwała z klątwą swojej poprzedniczki. Współczesna Polska zmaga się z bardzo podobnymi wyzwaniami do tych, z którymi nie poradziła sobie ostatecznie II RP. Przede wszystkim z dwoma: potężnym, paraliżującym konfliktem politycznym w kraju oraz narastającym zagrożeniem ze strony sąsiada. Każdy z tych kryzysów z osobna ma potencjał zdewastowania całego państwa. Ich suma może doprowadzić do tego, że książka prof. Piątkowskiego okaże się tylko i wyłącznie zalążkiem mitu o III RP, który legnie u podstaw Polski odbudowującej po raz kolejny fundamenty państwowości – tak jak historie o budowie Gdyni, COP-u i Luxtorpedy stały się mitem założycielskim po 1989 r.

Dlatego zamiast uczyć się na błędach własnych, lepiej robić to na błędach poprzedniczki. Świetnym przewodnikiem po błędach II RP, których kumulację stanowił rok 1939, jest Władysław Grabski. Dziś pamiętany głównie z powodu reformy monetarnej z 1924 r. (28 kwietnia przypada jej setna rocznica) – ale ten ekonomista i były (dwukrotny) premier był również świetnym publicystą. Jego pisarskie opus magnum stanowi długi esej Idea Polski, napisany w 1935 r. Lektura – choć język przedwojenny, momentami archaiczny – wręcz uderza aktualnością, a błyskotliwość myśli, przenikliwość wielu uwag wywołują niezwykłe wrażenie. I dlatego, że wiemy, co się wydarzyło po 1935 r., i dlatego, że wiele z dylematów przez niego opisywanych jest we współczesnej Polsce nierozwikłanych. Tym bardziej warto się nad nimi pochylić.

.„Współczesne pokolenie nie może się pogrążyć w kwietyzmie, wypływającym z tego faktu, że Polska jest, że jej więcej nie potrzeba wywalczać, że świat cały zainteresowany jest, by ona została” – zauważa Grabski w 1935 r. Cztery lata później czarno na białym można było się przekonać, jak prorocze były jego ostrzeżenia przed „kwietyzmem”. Ale czy dziś możemy się czuć spokojnie? Możemy uznać, że „świat cały zainteresowany jest”, by Polska dalej istniała? Pod tym względem jesteśmy w nieporównywalnie lepszej sytuacji niż II RP, w tym sensie, że Polska jest członkiem dwóch najefektywniejszych sojuszy międzynarodowych w historii świata: NATO i Unii Europejskiej. Silne zakotwiczenie w zachodnich strukturach dawało nam to poczucie stabilności, przewidywalności, dojrzałości w 2010 r.

Ale to prysło. Najpierw aneksja Krymu w 2014 r., a później rosyjska agresja na Ukrainę wyraźnie pokazały, jak wszystko jest płynne, względne. A reakcje UE i NATO na imperialną politykę Rosji wcale nie dają poczucia stuprocentowego bezpieczeństwa. Na poziomie retorycznym niczego sojusznikom zarzucić nie można – ale już na poziomie faktów i działań sporo rys się ujawniło. I przypomniało odwieczną zasadę, że każdy kraj chcący czuć się naprawdę bezpiecznie, musi to bezpieczeństwo zapewnić sobie sam – bo nigdzie nie jest zapisane, że w politycznych kalkulacjach innych krajów bardziej opłacalny nie okaże się jego brak niż jego istnienie. „Gdy mamy wizję Polski w przyszłości, musimy widzieć, że czeka nas nowa o Polskę wojna” – pisał Grabski, wskazując na Niemcy. Cztery lata później jego przewidywania potwierdziły się w pełni. Pełnej analogii między Rosją Putina a Niemcami Hitlera poprowadzić się nie da, ale rosyjska agresja na Ukrainę o jednym przypomina niezbicie: że wizja przyszłości Polski musi zakładać scenariusz, że nasza suwerenność może zostać zagrożona militarnie. I bez właściwego przygotowania się na to przyszłość III RP może okazać się dokładnie taka sama jak II RP.

Sama diagnoza sytuacji geopolitycznej w 1935 r. to jedno. Ale Grabski idzie dalej – wskazuje, jak do zbliżającej się wojny należy się przygotować. Według niego nie jest to kwestia tylko i wyłącznie techniczna. Dla niego równie ważne, co właściwe uzbrojenie, jest przygotowanie „duchowe”. Dziś brzmi to archaicznie, ale on traktuje to wyjątkowo poważnie. „Musimy mieć armię silną technicznie i duchem swoim, musimy mieć społeczeństwo mocne i naród spójny” – pisze. Przekładając to na język współczesnej Polski, można powiedzieć, że im ostrzejsze, rysowane grubą kreską podziały, tym państwu trudniej zachować wewnętrzną spoistość i koncentrację na celu. A pod tym względem współczesność od Polski przedwojennej różni się w coraz mniejszym stopniu.

.Ideę Polski Grabski zaczął pisać pod wpływem śmierci Józefa Piłsudskiego, który, jak zaznaczał autor, odcisnął największe piętno na II Rzeczypospolitej. Grabski – politycznie bliższy poglądom endecji, choć wobec obozu narodowego też bardzo krytyczny – nigdy nie był związany z naczelnikiem. Odwrotnie, jego najważniejsze polityczne lata przypadły na okres, w którym Piłsudski przebywał na odosobnieniu w Sulejówku – a koniec jego czynnej kariery politycznej zbiegł się z zamachem majowym. Osobiście więc Grabski nie zawdzięczał Piłsudskiemu właściwie niczego, mógł w nim wręcz widzieć własnego rywala. Mimo to bardzo mocno podkreślał jego historyczne znaczenie. „Rola państwowotwórcza Józefa Piłsudskiego wypływała z wyjątkowego autorytetu, jaki sobie zdobył na gruncie ideowo-politycznym” – pisał o nim, wprost nazywając go „Wielkim Człowiekiem” (wielkimi literami). „Zdobyczą dla Polski o wiekowej doniosłości, którą zawdzięczamy marszałkowi Piłsudskiemu, jest wyrobienie w nas wiary i zdolności radzenia sobie samym w sprawach gospodarczych i finansowych o własnych siłach” – wymieniał Grabski zalety marszałka, wskazując, że świetnie się odnajdował nie tylko na polu wojskowym, ale też zarządzania krajem.

Jego książka nie była kolejnym panegirykiem wpisującym się w sanacyjny kult Piłsudskiego („Ach, po co go zamykać w kunsztowne obrazy? / Jedno dźwięczne posiada słowo język ludzki. / Gdy trzeba, wszystkich uczuć zadrżą w nim wyrazy. / Powiedz tylko dzwoniącą-tętniąco: Piłsudski” – rymował Jerzy Wyszomirski w latach 30.; dzisiejszej propagandzie politycznej bardzo daleko do tego poziomu). Grabski pisał przede wszystkim o Polsce, jaką marszałek po sobie pozostawił. I tak jak akcentował liczne zasługi wodza, tak nie zostawiał suchej nitki na sanacji, obozie władzy, który on stworzył i który zachował pełnię władzy w kraju po jego śmierci. „Obóz rządzący nie potrafił zrealizować jednego z najgłębszych dążeń marszałka, by w społeczeństwie wzmóc stronę moralną. Społeczeństwo nierozpolitykowane widzi to doskonale i ubolewa nad tym, że sanacji moralnej w społeczeństwie nie widać, prędzej upadek” – pisał wprost, podkreślając, że sanacja popełniła jeden fundamentalny błąd, polegający na utożsamieniu losów kraju z losem własnym. Według jego diagnozy zadziałał tu dokładnie ten sam mechanizm, który wystąpił w latach I Rzeczypospolitej. Przed rozbiorami za „właścicieli” kraju uważały się szlachta i ziemiaństwo, wszystkie inne warstwy społeczne zostały zepchnięte na daleki margines. Grabski przez analogię wskazywał, że dokładnie to samo stało się w II RP, która została zamieniona w „Polskę legionową”. „Dawna szlachta miała jednak dla swej wyłączności więcej danych rzeczowych od dzisiejszych legionistów. Była ona bardzo liczna, bo stanowiła około 10 proc. narodu, legioniści zaś nie wynoszą więcej jak 0,1 proc., czyli sto razy mniej” – wyliczał, zaznaczając kolejne obszary (sądy, gospodarka) zawłaszczone przez sanację i jej popleczników w kontrze do reszty społeczeństwa.

Jednak nie to zawłaszczenie Grabski uważa za największą przewinę sanacji. „Główne zło, które widzę w rządach tego obozu, jest to nieumiejętność ustosunkowania się do całego ogółu społeczeństwa i ostre dzielenie tego ogółu na ludzi swoich i nieswoich” – pisał. I w tej części swej analizy szedł bardzo daleko, a w jego słowach czuć było wiele goryczy. Bo w jego ocenie (przypomnijmy – słowa pisane w 1935 r.) Polska legionowa długo nie przetrwa bez przywództwa Piłsudskiego, a jedynym jej dziedzictwem będą głębokie podziały wewnątrz kraju. Skąd ta diagnoza? Z dwóch przyczyn. Po pierwsze, słabego przygotowania ideowego sanacji. Po drugie, z braku umiejętności samoodnawiania się elit. Decyzje i stanowiska ciągle zajmowali ci sami, coraz starsi ludzie, pozbawieni umiejętności przyciągania do siebie nowych umysłów, innych grup społecznych. Z groźnymi konsekwencjami. „Idea Polski legionowej naraża na szwank ideę państwową Polski” – konkludował.

Przejdźmy do współczesności. II RP była epoką zdominowaną przez jednego człowieka. Po jego śmierci nastała polityczna pustka, której nie udało się zapełnić, a w konsekwencji znaleźć sposobów na zneutralizowanie skutków narastających kryzysów. Polska w 2024 r. jest w innej sytuacji; ma dwóch silnych liderów będących na zmianę u władzy, w dodatku obaj żyją, więc taka polityczna pustka, jaka wystąpiła w 1935 r., jest niemożliwa. Ale ta różnica jest pozorna. Ci dwaj współcześni liderzy mają radykalnie odmienne wizje Polski. Łączy ich za to próba odbudowy Polski stanowej – tak jak II RP zamieniła się w „Polskę legionową”, tak w III RP mamy próby stworzenia „Polski platformianej” lub „Polski pisowskiej”, a budowa jednej z nich jest łączona z próbami pełnej anihilacji rywali. Ta zaciekła rywalizacja skutkuje postępującym paraliżem państwa, coraz bardziej widocznym w kolejnych jego obszarach, przekładającym się na poszczególne instytucje. Sanacja po śmierci Piłsudskiego nie była w stanie efektywnie zarządzać krajem z powodu własnej słabości. Współcześnie żaden obóz władzy nie przejmuje efektywnej kontroli nad krajem, jego rozwojem, bo na pierwszym planie jest cały czas zaciekły konflikt polityczny. W konsekwencji jesteśmy coraz dalej od tego, co Grabski opisał jako „społeczeństwo mocne i naród spójny”.

Recepta? Grabski, jak na rasowego intelektualistę przystało, swój esej kończy konstruktywnymi propozycjami. Wskazuje dwie. Pierwsza – synteza wszystkich myśli państwowych, pozwalająca stworzyć tytułową ideę Polski. W swojej książce starannie opisuje poszczególne nurty polityczne, nie tylko sanację, ale też ludowców, narodowców, ziemian itp. Według nich tylko próba znalezienia wspólnego mianownika do tych wszystkich koncepcji pozwoliłaby wyrwać się z chocholego tańca polityków, w jakim znalazła się Polska w 1935 r. „Potrzebą obecną naszej chwili dziejowej jest stworzenie własnej ideologii państwowej i narodowej w jednakowej mierze, ale unikającej krańcowości, stojącej na gruncie obecnej władzy, ale nietamującej dalszego demokratyzowania społeczeństwa” – zaznaczał.

.Ta jego koncepcja brzmi bardzo koncyliacyjnie, ale też zwodniczo – bo sugeruje, że Polska jest krajem, który można ulepić ideowo jak plastelinę. Grabski jest od tego jak najdalszy i stawia jasne ograniczenie tej koncyliacyjności. „Nie staniemy się nigdy społeczeństwem równym Zachodowi, jeżeli ograniczymy się do krzewienia u nas kultu Zachodu. Dążenie do tego, by być typem społeczeństwa zachodniego, musimy oprzeć jedynie na pierwiastku miłości własnej Ojczyzny i pragnieniu, by stanęła ona wyżej” – podkreślał. Innymi słowy, Polacy muszą sami szukać rozwiązań własnych problemów, bez powielania schematów wypracowanych przez innych. Trudne, bo wymaga samodzielności intelektualnej i odwagi potrzebnej do brania odpowiedzialności za wynikające z samodzielności decyzje. Ale wydaje się to jedynym właściwym rozwiązaniem. Także dzisiaj – póki jeszcze obecne kryzysy nie pozbawiły nas całkowicie możliwości swobodnego kształtowania idei Polski.

Agaton Koziński

Tekst ukazał się w nr 62 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>]. Miesięcznik dostępny także w ebooku „Wszystko co Najważniejsze” [e-booki Wszystko co Najważniejsze w Legimi.pl LINK >>>].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 5 maja 2024