Patriota nie szowinista
„Każde pokolenie obowiązane jest wysiłkiem własnym wzmóc siłę i powagę Państwa” – tak brzmiały słowa polskiej Konstytucji z 1935 roku. We współczesnej Polsce poczucie patriotyzmu jest znacznie słabsze niż w latach 1918–1939 – pisze prof. Mariusz WOŁOS
.Józef Piłsudski stawiał posiadane przez naród państwo na pierwszym miejscu. Roman Dmowski z kolei, marząc o silnej Polsce, na pierwszym miejscu zawsze stawiał naród. Ojców polskiej niepodległości różniło wiele, ale żaden z nich nie próbował odmawiać drugiemu patriotyzmu. Esencją patriotyzmu w II RP było poczucie wartości wynikające z posiadania własnego państwa. Zdecydowana większość społeczeństwa, a nawet pewna część mniejszości narodowych, była świadoma, że są obywatelami II RP, i chciała do niej przynależeć. Poczucie to było nieprawdopodobnie rozbudzone i sięgało znacznie głębiej niż we współczesnej Polsce.
Obecnie, w III RP, odniesienia patriotyczne są słabsze niż w latach 1918–1939. Czego to rezultat? Widać co najmniej trzy przyczyny.
Pierwsza to przyzwyczajenie. Niepodległa Polska jest dla współczesnych czymś oczywistym, jak powietrze, którym oddychają. Widoczne jest to szczególnie wśród pokolenia urodzonego po 1989 roku. Obywatele II RP, którzy w zdecydowanej większości urodzili się pod zaborami, a zatem w niewoli, sami Rzeczpospolitą wymarzyli, wyszarpali, wywalczyli, nie bez trudu i nie bez strat. Oczywiście, w obu przypadkach wskazać można wiele wyjątków, ale w gruncie rzeczy raczej potwierdzających tę regułę.
Druga różnica jest konsekwencją rozmycia poczucia niepodległości, wolności, podmiotowości i suwerenności w okresie PRL. Polska Ludowa dla wielu była krajem niepodległym. To się zgadza, jeśli patrzeć na tak podstawowe atrybuty państwa, jak granice, język, waluta, godło, flaga, miejsce w ONZ czy własna reprezentacja na Igrzyskach Olimpijskich. Jednocześnie jednak warto zadać pytanie, czy ówczesna Polska była krajem wolnym. Nie da się tego utożsamić. Słowa „niepodległość” i „wolność” w tym kontekście nie są synonimami. Rozmycie pojęcia i poczucia niepodległości powoduje, że mamy dziś znacznie większe problemy z poczuciem wartości posiadania własnego państwa niż poprzednie pokolenia.
Trzecią pokoleniową różnicę stanowi charakterystyczna dla początku XXI wieku globalizacja oraz idący z nią w parze daleko posunięty konsumpcjonizm. Globalizacja opiera się na otwieraniu granic dla handlu, wymiany usług, przepływu ludzi. Mimochodem sprawia, że poczucie przynależności do konkretnego miejsca na ziemi, do własnej ojczyzny schodzi na plan dalszy. Taka zmiana stoi w kontrze do postaw patriotycznych, często zresztą lekką ręką sprowadzanych do płytkiego nacjonalizmu i szowinizmu.
Niestety do dewaluacji znaczenia pojęcia patriotyzm przyczyniają się głównie politycy. Gdy tymczasem przed wojną to pojęcie było dla nich spoiwem.
Jeśli spojrzymy na ojców niepodległości – Józefa Piłsudskiego, Ignacego Jana Paderewskiego, Romana Dmowskiego, Wincentego Witosa, Wojciecha Korfantego, Ignacego Daszyńskiego, ale też choćby Henryka Sienkiewicza czy Stefana Żeromskiego – dostrzeżmy, że dzieliły ich różnice polityczne, ale łączyła odpowiedzialność za odzyskany kraj, dążenie do jego niepodległości i do wolności Polaków jako wartości nadrzędnej. Obecnie patriotyzm staje się instrumentem walki politycznej, a nie synonimem odpowiedzialności za wspólne dobro, jakim jest Ojczyzna. Widać wyraźnie, że przyzwyczailiśmy się do tego, że Polska była, jest i zawsze będzie. Tyle że niepodległość i własna państwowość – jak mawiał Piłsudski, a za nim powtarzali i wciąż powtarzają inni politycy oraz publicyści – nie są dane raz na zawsze. Trzeba je permanentnie pielęgnować, czynić wysiłek dla ich zachowania.
U wielu pojawia się pytanie, czy w czasach próby budowania europejskiego Demosu nie powinniśmy zacząć myśleć o patriotyzmie już nie w kategoriach Polski, lecz Europy, innymi słowy porzucić kategorie uznane jakoby za anachronizm z coraz bardziej odległej przeszłości. Nie zgadzam się z takim ujęciem. Warto przytoczyć w tym kontekście poglądy wybitnego francuskiego męża stanu, który przecież wniósł niemały wkład w proces jednoczenia Europy, a mianowicie generała Charlesa de Gaulle’a. Jakże trafnie powiedział on kiedyś, że to, co narodowe, zawsze weźmie górę nad tym, co międzynarodowe. Mimo że upłynęło kilkadziesiąt lat od wypowiedzenia tych słów, nie tracą one na aktualności, ale nawet znajdują coraz większe potwierdzenie w tym, co dzieje się we współczesnej Europie.
.Można się czuć Europejczykiem, ale wcale nie musi to iść w parze z odejściem od patriotyzmu, od przywiązania do własnego państwa, od jego wartości, od Ojczyzny właśnie. Można przecież pogodzić myślenie w kategoriach narodu, państwa i zjednoczonej Europy. Głos o potrzebie budowy europejskiego Demosu to nadal głos zdecydowanej mniejszości. Każdy z nas myśli i marzy o Polsce na swój sposób. Nie możemy dopuścić do tego, by to marzenie, które kilkadziesiąt lat temu łączyło Polaków, dziś zaczynało ich dzielić.
Mariusz Wołos
Tekst pierwotnie opublikowany na łamach portalu „DlaPolonii” [LINK].