Prof. François HARTOG: Rosja nie jest i nigdy nie była częścią Europy

Rosja nie jest i nigdy nie była częścią Europy

Photo of Prof. François HARTOG

Prof. François HARTOG

Historyk francuski, profesor École des hautes études en sciences sociales (EHESS) w Paryżu, gdzie kieruje katedrą starożytnej i nowoczesnej historiografii. Najnowsza książka: Chronos, L’Occident aux prises avec le temps.

Ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autora

Po rosyjskiej agresji nie zadajemy już pytania, czy Ukraina to Europa. Oczywiście, tak. Zmieniło się natomiast postrzeganie Rosji – pisze prof. François HARTOG

.We Francji zmienia się postrzeganie Wschodu przez Europę Zachodnią. Jeszcze kilka miesięcy temu obywatel któregoś z krajów Zachodu zapytany na temat państwowości Ukrainy i mający odpowiedzieć na podstawowe pytanie – czy to nadal Europa? – miałby problem z udzieleniem odpowiedzi. Na szczęście teraz już nie.

Dla mieszkańców Zachodu Ukraina zawsze znajdowała się gdzieś „pomiędzy”. Ze względu na historię tego kraju jego poczucie przynależności nie jest wcale oczywiste dla Francuza, Włocha, Niemca lub Anglika. Sama etymologia nazwy Ukraina nastręcza trudności. Najczęstszym tłumaczeniem słowa Ukraina jest „okraina” – „pogranicze”, chociaż nazwa Ukraina wywodzi się ze staroruskiego „kraj” („własna ziemia”), a dodanie „u” w tej kombinacji oznacza antonim słowa czużbina („cudza ziemia”, „obcy kraj”). Językowe uproszczenie utrudnia człowiekowi Zachodu postrzeganie tego kraju: kraju położonego gdzieś „pomiędzy”, kiedyś stanowiącego część terytorium Polski, potem Rosji, Związku Radzieckiego, o krótkiej historii państwowości, o którym tak naprawdę nic nie wiemy, a który istnieje dopiero od 30 lat. Większość Francuzów nawet nie zadaje sobie trudu, by poznać niuanse jego historii, w tym wyjątkowej sytuacji, w której Ukraina – podobnie jak Białoruś – miała własne miejsce w ONZ, a nie występowała tam w ramach ZSRR.

Od 30 lat Ukraina buduje swoją państwowość, wykuwając niezależność polityczną, kulturową i językową w sposób w pełni zorientowany na Zachód i walcząc o swoje miejsce w Europie. Unia Europejska stanowiła dla Kijowa realistyczną opcję, być może ze względu na raczej niewielkie szanse na członkostwo w NATO. Ta prozachodnia orientacja Ukrainy oraz dążenie społeczeństwa do demokracji najwyraźniej okazały się bezpośrednim zagrożeniem dla Władimira Putina oraz jego władzy w Rosji. Paradoksalnie jego dążenie do ukrócenia prozachodnich trendów społecznych na Ukrainie okazało się kontrproduktywne. Rosyjski prezydent nie docenił roli emocji.

Odłóżmy jednak na chwilę politykę na bok. Społeczeństwa zachodnie są wrażliwe, a ich obecne życie w stanie prezentyzmu – wiecznego „teraz” – zdominowanego przez obraz, informację oraz „tu i teraz” oznacza, że krzywda mająca miejsce tak blisko dotyka nas niewspółmiernie bardziej niż inne zdarzenia. Oznacza to również, że wola walki Ukraińców, ich potrzeba wsparcia i szacunku są absolutnie oczywiste i społeczeństwa zachodnie to dostrzegają. Po rosyjskiej agresji nie zadajemy już pytania, czy Ukraina to Europa. Oczywiście, tak. Zmieniło się natomiast postrzeganie Rosji.

Moskwa zawsze odgrywała ważną rolę w europejskiej architekturze bezpieczeństwa, chociaż mówienie o „bezpieczeństwie” w przypadku Rosji to być może niewłaściwe słowo. Jednak do dziś niektórzy politycy na Zachodzie są absolutnie przekonani, iż jest to państwo potrzebne do zapewnienia stabilności w Europie.

Owe tendencje i przekonania wywodzą się z historii. Częściowo bierze się to z koncepcji Ostpolitik Willy’ego Brandta oraz ogólnej tendencji krajów Europy Zachodniej do dostrajania się do sytuacji bipolarnego świata, pomiędzy Rosją a USA.

Historia przecież lubi się powtarzać. Zwłaszcza w odniesieniu do Francji, która zawsze starała się zmniejszać wpływy amerykańskie w Europie. Obserwujemy coś na kształt powrotu USA do polityki europejskiej oraz rywalizację z Rosją po przegranej Donalda Trumpa. Francja postrzega wzmocnienie pozycji anglo-amerykańskiej jako niebezpieczne, dlatego nadal stara się manewrować pomiędzy różnymi wpływami i dlatego nie jest gotowa na porażkę Rosji.

W przeciwieństwie do Ukrainy Rosja nie jest i nigdy nie była częścią Europy. Oczywiście możemy doszukać się powiązań kulturowo-historycznych, odnoszących się do religii, powiązań z Bizancjum, przy czym musimy pamiętać, że dyskusja ta jest nadal ożywiona w samej Rosji. Oczywiście też część historii Rosji jest związana z Europą, a część historii Europy jest powiązana z Rosją. Jednakże Rosja ma jednocześnie tę część historii własnej, w której nie doszukamy się europejskich wzorców tożsamościowych ani europejskich wzorców zachowań. Jednak kluczowe w trudności, jaką ma Zachód z wyobrażeniem sobie świata bez Rosji, jest inne rozumienie koncepcji czasu. Europa i cały świat zachodni żyje w warunkach głębokiego prezentyzmu. To teraźniejszość stanowi dla nas największą wartość, podobnie jak doczesność i tempo. Nie można tego powiedzieć o Rosji, a podejrzewam, że również o Chinach. Przegrywamy, gdyż żyjemy w innym czasie; żyjemy „tu i teraz”, a nie „wczoraj” i „jutro”.

Przywódcy Europy Zachodniej przez swoje zdominowane prezentyzmem zachowanie są zupełnie ślepi na to, co działo się w Rosji przez ostatnie 20 lat. Najlepszym przykładem tego zaślepienia jest import ropy naftowej i gazu. Europa i jej przywódcy od kilku dziesięcioleci systematycznie uzależniali się od rosyjskich zasobów energetycznych, a ich wyobraźnia nie wykraczała poza „tu i teraz”. Nie myśleli o konsekwencjach. Dlatego tak łatwo dali się uzależnić.

W ostatnich dekadach we współpracy Europy z Rosją nie chodziło przecież o przyszłość ani bezpieczeństwo, lecz o tanie surowce i dobry biznes. Podobnie i w ten sam sposób coraz bardziej uzależniamy się od Chin. Nie postrzegamy ich jako autorytarnego reżimu, widząc jedynie ogromny rynek dla europejskich producentów i sprzedawców. Tu i teraz.

Trudno zaakceptować świat takim, jaki jest. Najlepszym dowodem na to okazały się dni tuż po wybuchu wojny – jak długo trwało i jak trudne okazało się uzgodnienie wspólnego stanowiska Europy wobec rosyjskiej agresji.

Zamiast zareagować najmocniej jak się da, omawialiśmy didaskalia: system SWIFT, ograniczenia dla uzbrojenia Ukrainy… Łatwo wykazać, że przed 24 lutego byliśmy w posiadaniu doskonałych informacji wywiadowczych, które jednoznacznie wskazywały, że wojna wybuchnie. Przecież nie gromadzi się 200 000 wojsk przy granicy, by prowadzić ćwiczenia. Bardzo dużo czasu zabrało nam w Europie zrozumienie, co tak naprawdę zaszło.

Wszystkiemu winien jest prezentyzm. System czasowy, który zdominował świat zachodni, a który sprawia, że jesteśmy mniej przygotowani na wyzwania przyszłości. Po prostu o niej nie myślimy. Życie w iluzji i skupieniu na teraźniejszości doprowadziło nas do obecnej sytuacji. A przywódcy Zachodu nadal znajdują się w głębokim prezentyzmie. Czy z niego wyjdą?

.Musimy zadać sobie pytanie, czy nasi przywódcy i my sami przygotowani jesteśmy na wyzwania, jakie niesie przyszłość. Podobnie jak w przypadku agresji rosyjskiej, mamy dokładne i rzetelne informacje. Wiemy, w którym kierunku zmierzamy. Czy coś z tym zrobimy? Czy nadal myślimy o przyszłości? Nie mam odpowiedzi na te pytania. Być może szok agresji rosyjskiej okaże się pobudką, która dobitnie nam pokaże, że nie możemy dalej żyć wyłącznie „tu i teraz”, że czas zacząć myśleć o przyszłości.

François Hartog
Tekst ukazał się w nr 43 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [LINK].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 8 lipca 2022
Fot. Darrin ZAMMIT LUPI / Reuters / Forum