Prof. Bogdan SZLACHTA: Nowa Europa to także nowa gra o wpływy

Nowa Europa to także nowa gra o wpływy

Photo of Prof. Bogdan SZLACHTA

Prof. Bogdan SZLACHTA

Profesor zwyczajny UJ oraz Akademii Ignatianum w Krakowie, kierownik Katedry Filozofii Polityki w Instytucie Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych UJ. Jest autorem m.in. monografii "Z dziejów polskiego konserwatyzmu" i "Monarchia prawa? Angielska myśl polityczna doby Tudorów".

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Kształtowanie się nowego układu sił w Europie odbędzie się na poziomie, który dziś ze względu na bardzo intensywną pomoc udzielaną Ukrainie przez Polskę umyka analitykom. Po zakończeniu wojny będzie się też bowiem toczyć gra o przywództwo w regionie – pisze prof. Bogdan SZLACHTA

.Skala pomocy udzielanej przez Polskę Ukrainie, tak uciekającym z niej uchodźcom, jak i prowadzącemu walkę z najeźdźcą państwu, musi zwyczajnie budzić podziw. Zatrzymajmy się jednak na chwilę i pomyślmy, czy działania Polaków i polskich władz prowokują świat zachodni do zrewidowania podejścia do Europy Środkowej.

Część polityków i publicystów zachodnich zwraca uwagę na zmagania Ukraińców jako „przedstawicieli Zachodu”, honorujących „wartości” Zachodowi bliskie. Ukraińcy często są pokazywani nawet jako obrońcy tych „zachodnich” wartości. To sprawia, że Zachód skłonny jest traktować państwa Europy Wschodniej wspomagające Ukraińców jako wspierające również te wartości, mocniej z Europą zintegrowane niż wcześniej. Narracja ta, paradoksalnie, czyni państwa należące już do Unii Europejskiej mocniej z nią związanymi z uwagi na wspieranie państwa, które nie jest jeszcze jej państwem członkowskim.

Polska, postrzegana jako „aktor” zaangażowany w zmagania prowadzone przez Ukrainę z Federacją Rosyjską, znajdowana jest w tej narracji na styku tego, co zachodnie, i tego, co zachodnim nie jest, a zarazem tego, co dobre, i tego, co dobrym nie jest, tego, co bezwinne, i tego, co narusza ład. Rodzi się jednak pytanie, czy z „manichejskiego” obrazu zmagań dobrego Zachodu ze złym światem niezachodnim wyłoni się po zakończeniu wojny stan, w którym racje państw sąsiadujących z Federacją Rosyjską będą brane częściej pod uwagę niż wcześniej, czy będą one postrzegane jako warte większego zainteresowania niż wówczas, gdy przyzwalano na umacnianie zależności Europy od dostaw gazu, ropy czy węgla z Rosji, czy będą postrzegane jako broniące nie tyle własnego interesu bądź partykularnych racji, ile „wartości” odróżniających Zachód od agresora brutalnie atakującego sąsiada wbrew deklaracjom wiążącym go i gwarantowanym przez niektóre państwa Zachodu.

Zagadnienie to dotyczy nie tyle teraźniejszości, ile przyszłości. Wiąże się z przetrwaniem Ukrainy jako państwa niepodległego, choć być może okrojonego terytorialnie. Federacja Rosyjska bez względu na to, jaki będzie wynik tej wojny, pozostanie przecież potężnym sąsiadem i jej, i krajów Europy Środkowej. Wzmaganie się poczucia jedności kulturowej Zachodu, jedności budowanej wokół takich „wartości”, jak szacunek dla ludzkiego życia i odrębności politycznej narodu mającego własną tożsamość, na którą przyzwalano po rozpadzie Związku Sowieckiego, może sprawić, że pozycja państw Europy Wschodniej będzie się umacniać w ramach Unii Europejskiej. Kluczowe znaczenie mieć jednak będzie wola państw w Unii dominujących, wola określana nie przez pryncypialny sprzeciw wobec zła moralnego, lecz przez „pragmatyzm polityczny”. Można się spodziewać, że pragmatyzm ten, kojarzony niekiedy z realizmem uwalniającym od ocen moralnych, nastawiać będzie krytycznie państwa dominujące w Europie do tych państw, które odwoływać się będą do wspomnianych „wartości” i żądać zajęcia twardego stanowiska wobec agresora przegrywającego militarnie, tracącego gospodarczo, a jednak realizującego część swoich celów, unaoczniającego także swoje racje uzasadniające jego postrzeganie warunków bezpieczeństwa.

Z jednej strony sprzeciw Rosji wobec ekspansji NATO, wzmocnionej zapowiedziami akcesu Szwecji i Finlandii do jego struktur, wiązanej z udziałem w szkoleniu, a zwłaszcza dozbrajaniu ukraińskiej armii w ostatnich latach, począwszy od aneksji Krymu i części wschodniej Ukrainy, z drugiej trudności z wprowadzaniem sankcji głównie gospodarczych na agresora – to znaki złożoności zagadnień, o których mówimy, i niepewności w zakresie spełnienia się wspomnianych nadziei na postrzeganie się Zachodu jako całości nade wszystko kulturowej, a w drugiej kolejności politycznej. Nie bez znaczenia są tu też tak potężni „aktorzy”, jak Chiny, choć istotne zdają się być wymagania podmiotów gospodarczych na Zachodzie, uwzględniane przez polityków dominujących.

Rzeczpospolita Polska może być bowiem oglądana w przyszłości jako państwo dążące do eskalacji napięcia z potężnym sąsiadem, z którym Zachód stara się wypracować warunki pokoju. Może być jednak także traktowana jako rozsądny, z punktu widzenia Zachodu, „gracz”, który potrafi ustąpić, by wprowadzić choćby niepewny pokój.

Problem związany z postrzeganiem Europy Środkowej będzie rozgrywać się właśnie na tym poziomie, ponieważ zarówno Polska, jak i państwa, z którymi stara się ona współpracować w związku z rosyjską agresją na Ukrainę, są postrzegane jako nastawione antyrosyjsko. Państwa takie, w odczuciu Europy Zachodniej, nie są zdolne stać się istotnymi czynnikami w rozgrywce prowadzącej do ustanowienia względnego pokoju na wschodnich rubieżach kontynentu europejskiego. Są one często postrzegane, zresztą podobnie jak Ukraina, nie tyle jako realizujące „interes europejski”, ile jako wspomagające dążenie do dominacji Stanów Zjednoczonych Ameryki, mających Pakt Północnoatlantycki za narzędzie realizacji własnych, partykularnych celów. Bywa, że są one też postrzegane jako dążące do zbudowania mocnej koalicji, zdolnej ewentualnie konkurować o dominację w Unii Europejskiej. Ich w niej pozycja może ulec wzmocnieniu w następstwie zbliżenia do UE Ukrainy, która mimo możliwej defragmentacji wciąż będzie przecież rozległym terytorialnie państwem, a przy tym zapewne posiadać będzie także po zakończeniu wojny istotny arsenał militarny. To racja, która uzasadnia pytanie, czy państwa należące do „starej Unii” zdołają poróżnić Ukrainę i wspierające ją intensywnie, obok szczególnie USA, Kanady i Wielkiej Brytanii, państwa Europy Wschodniej. Czy zdołają osłabić ich możliwy alians? Czy wzmacniać będą choćby pretensje Ukrainy kosztem pozycji Polski?

Na udzielenie odpowiedzi na pytanie, czy państwa Europy Środkowej umocnią swą pozycję, jest za wcześnie, gdyż bardzo wiele może się wydarzyć. I nie chodzi tylko o sytuację na Ukrainie, ale także o wybory odbywające się w poszczególnych państwach członkowskich Unii i o kwestie energetyczne. Nie wiemy, czy Ukraina zechce współpracować z Polską i z innymi krajami Europy Środkowej, czy raczej ponad ich głowami zwiąże się z państwami „starej Unii”. Choć zachowania tych państw nie są dziś dobrze odbierane przez Ukraińców, to oceny te mogą ulec zmianie choćby w związku z próbami zakończenia konfliktu. Mogą one wpływać na grę o przywództwo w regionie. W związku z nimi też polityczny tandem ukraińsko-polski, o którym dziś tak wiele się mówi, może się z czasem okazać wątpliwy i na dłuższą metę trudny do utrzymania.

W dążeniu do umocnienia Europy Środkowej i Wschodniej w Unii istotne będzie nie tyle znalezienie odpowiedniej formuły instytucjonalizującej współpracę państw do niej należących, ile zidentyfikowanie wspólnych interesów. Wyzwaniem jest zarówno zdefiniowanie wymagań bezpieczeństwa militarnego i energetycznego, jak i przekonanie elit brukselskich, iż egzystencja państw tej części Unii może być lub jest zagrożona. W obliczu rosyjskiej agresji na Ukrainę próba identyfikacji wspólnych interesów militarnych i energetycznych państw naszego regionu zaczęła się wreszcie klarować. Teraz dużo będzie zależeć od tego, na ile jasno i jednomyślnie ten interes będzie artykułowany zachodnioeuropejskim elitom. Wydaje się, że większe szanse porozumienia istnieją z częścią elit kładącą nacisk nie tyle na zielony ład, ile na kwestie kulturowego podobieństwa narodów zagrożonych przez kulturę kojarzoną z reżimem kremlowskim; że dostrzegają one nie tylko zagrożenia klimatyczne, ale także kulturowe oraz – je uwzględniające – polityczne.

Należy zachować powściągliwość w formułowaniu stwierdzeń typu: „Polska będzie silna tylko wtedy, gdy Rosja osłabnie”, bo umacnianie państw leżących we wschodniej części Europy jest istotne z uwagi na zagrożenie uzasadniane potrzebą uchylenia niebezpieczeństw niesionych dla Rosji przez NATO lub w inny sposób, choćby przez forsowanie koncepcji „ruskiego miru” lub Słowiańszczyzny i jej tożsamości zagrożonej przez wpływy kulturowe Zachodu.

Oczywiście można twierdzić, że Rosja słabnie w związku z nieudaną agresją na Ukrainę. Zapewne jednak osiągnie ona niektóre swoje cele. Odwoływanie się do ustalonych ongiś reguł, wpisanych choćby do memorandum budapesztańskiego, nie jest dostatecznie skuteczne, o czym świadczą wydarzenia lat 2014 i 2022, konieczne jest zatem podjęcie działań, które wzmocnią szczególnie państwa leżące we wschodniej części Unii Europejskiej. Przemieszczanie na terytorium Polski i innych państw NATO sił m.in. amerykańskich jest ważne, ponieważ wzmacnia ich potencjał obronny. Ważne wydaje się jednak także zahamowanie procesu rozbrajania państw Unii, należących jednocześnie do NATO, który postępował przez ostatnie kilkadziesiąt lat. Wszak zagrożenie ze strony Rosji, mającej ogromny potencjał nuklearny (4,5 tys. głowic), trwa, a ufność, że nie podejmie ona działań zbrojnych, słabnie w obliczu wydarzeń na Ukrainie.

Państwa Europy Środkowej mają bogatą myśl polityczną, w której stosunkowo niewielkie znaczenie miały ujęcia naśladujące skrajnie indywidualistyczne rozwiązania wskazywane przez liberalizm. Ujęcia te jednak, po doświadczeniach z kolektywizmem „komunistycznym”, zostały wydobyte także w nich, przesłaniając własne, oryginalne doświadczenia i własne, oryginalne podejścia. Choć niekiedy były one uznawane za nacjonalistyczne i w swym kolektywizmie podobne „komunistycznym”, warto do nich sięgać, zastanawiając się nad tym, na ile prawa podmiotowe obywatela winny być sprzęgane z jego powinnościami wobec państwa wciąż przecież odrębnego, choć należącego do organizacji międzynarodowej, jaką pozostaje Unia Europejska.

W obliczu pandemii i agresji na Ukrainę wzmacnia się przecież świadomość istnienia państw odpowiedzialnych i za trwanie ciał obywateli, i za ich zdrowie, wzmacnia się jednak także poczucie wskazujące na potrzebę istnienia państw i sprawność działań ich rządów. Myślenie wspólnotowe, tak ważne dla tradycji zwanej ogólnie republikańską, wydaje się co najmniej równie istotne, jak myślenie „skrajnie indywidualistyczne”, sprowadzające państwo do roli strażnika swobodnej realizacji własnych projektów życia poszczególnych jednostek. Takie myślenie bywa już niekiedy wzmacniane gwoli uzasadnienia odrębności interesów poszczególnych państw, które winny być dostrzegane i rozpatrywane w procesach decyzyjnych toczących się w strukturach UE.

Nadzwyczajna sytuacja, w której się znaleźliśmy, sprzyja nawrotowi do myśli politycznej kładącej akcent na istnienie poszczególnych państw, starających się realizować interesy nie tyle centrali brukselskiej, ile poszczególnych państw. Ich partykularne interesy są wyraźniej identyfikowane, co sprawia, że odmienności np. pomiędzy Węgrami czy Polską stają się bardziej widoczne. Jest to świadectwo narastania myślenia politycznego, które odchodzi od ściśle indywidualistyczno-liberalnego podejścia i nawraca do refleksji republikańskiej, a zarazem wymaga krytycznego spojrzenia na dążenia do budowania „superpaństwa” i uwzględnienia interesów poszczególnych narodów.

Po raz kolejny zwierają się bowiem dwa podejścia widoczne najpóźniej od schyłku XVII w.: pierwsze kładzie akcent na uprzedniość jednostek względem całości określanej mianem państwa, traktowanego jako służebne względem tego, co bezpośrednio związane z interesem poszczególnych jednostek; drugie podejście, krytykowane przez liberałów, a przypisywane społeczeństwom Europy Środkowej, mocnej akcentuje pojmowanie państwa jako wyraziciela interesów etnosu, który zyskał samoświadomość i pragnie się rozwijać. W drugim podejściu państwo ma realizować interesy wspólnoty, a nie jednostek, choćby do danego etnosu nienależące. Jeżeli zdamy sobie z istnienia tych dwóch podejść, które można określić ogólnie jako liberalne i republikańskie, to dostrzeżemy, że pierwsze z nich jest w pewnym stopniu narzucane, żeby nie powiedzieć – wymuszane przez państwa „starej Unii”.

.Pandemia uświadamiała poszczególnym społeczeństwom znajdującym się w Europie Środkowej, że ich państwa muszą się z nią zmagać, że same regulować muszą sposoby walki z zagrożeniami przez nią niesionymi, że stanowią odrębne całości samodzielnie broniące się i realizujące własne interesy. Wojna na Ukrainie także uświadamia znaczenie myślenia republikańskiego o wspólnocie, do której każdy z nas należy, ponieważ w przypadku, kiedy Federacja Rosyjska zdecyduje się na zaatakowanie kolejnych krajów, czy to Polski, czy to państw nadbałtyckich, nie będą zagrożone tylko interesy poszczególnych obywateli, będzie natomiast zagrożony ogólny interes wspólnoty.Świadomość odrębności na poziomie społeczeństw, reprezentowanych przez poszczególne państwa, narasta, a ściśle liberalny sposób myślenia słabnie. W jego miejsce coraz wyraźniej brzmi namysł republikański, wymagający dostrzeżenia, że każdy z nas należy do jakiejś całości politycznej, która pragnie zachować swoje istnienie. Wojna na Ukrainie wzmaga jednak również poczucie wspólnoty zagrożonych narodów, rodzi – mimo wszelkich zastrzeżeń wcześniej wyrażonych – swoistą więź republikańską między ich członkami. Pytania, czy będzie ona wzmacniana i czy zostanie dostrzeżona przez obywateli państw położonych za Odrą, znajdą odpowiedzi w najbliższych latach.

Bogdan Szlachta

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 14 maja 2022