Europę Środkową łączą wspólna kultura i świadomość, że nie da się stworzyć raju na Ziemi
Trudno sobie wyobrazić, żeby nagle pojawiła się jedna, uniwersalna, pasująca każdemu państwu członkowskiemu Unia. Z prostej przyczyny: nie ma czegoś takiego jak europejski Demos – pisze Alexandr VONDRA
.Europa Środkowa jest centralną częścią kontynentu, gdzie od ponad tysiąca lat krzyżują się wpływy wschodnie (bizantyjskie) i zachodnie (karolińskie). Ten region tradycyjnie pełni rolę buforu między mocarstwami Zachodu i Wschodu. Raz – jak zauważył prof. Jaroslav Pánek, historyk z Uniwersytetu Karola – znalazł się w głównym punkcie zdarzeń europejskich, gdy doświadczył eksplozji przemocy z obu stron kontynentu i stał się centrum ludobójczych tendencji, które dotknęły Europę w XX wieku.
Na przełomie lat 80. i 90. poprzedniego stulecia centrum wydarzeń europejskich znowu na chwilę przesunęło się do naszego regionu. Upadek komunizmu, demokratyczne przemiany krajów Europy Środkowej, powstanie nowych państw w regionie w wyniku rozpadu Jugosławii i Czechosłowacji – te zdarzenia zmieniły region, ale też cały kontynent. Na plan pierwszy wysunęła się potrzeba zakotwiczenia Europy Środkowej w Europie Zachodniej. Udało się dołączyć do NATO, później do Unii Europejskiej. Jednak – mimo zasadniczych zmian politycznych i ustrojowych, które się dokonały w ciągu ostatnich 30 lat – z perspektywy geopolityki główne wyzwania regionu pozostały niezmienne. Najważniejsze dla państw naszego regionu jest niedopuszczenie do powstania próżni w tym miejscu kontynentu, bo stanowi ona zachętę dla ościennych mocarstw, aby poszerzać w tym kierunku swoją strefę wpływu. Z tym egzystencjalnym wyzwaniem Europa Środkowa zmaga się właściwie cały czas.
Inny element tożsamości Europy Środkowej stanowi dążenie do balansu na kontynencie. Tradycyjnie zasada zachowania równowagi w polityce w UE opierała się na trzech państwach: Francji, Niemczech i Wielkiej Brytanii. Ale po brexicie dynamika wewnątrz Unii uległa zmianie. Polityczna grawitacja przesunęła się w stronę Francji i Niemiec. Trójkąt zamienił się w oś. W dodatku istnieje ryzyko, że ta oś zostanie przedłużona – z Paryża, przez Berlin, sięgnie Moskwy. Historia Europy Środkowej wielokrotnie dowiodła, że taka sytuacja jest niezwykle groźna dla naszego regionu. Dlatego też państwa naszej części kontynentu muszą szukać sposobu, by zrównoważyć Francję i Niemcy; zająć miejsce w polityce wewnątrz UE, które wcześniej zajmowała Wielka Brytania. To istotne, bo tylko w ten sposób Europa Środkowa będzie mogła efektywniej zadbać o własne bezpieczeństwo, a także skuteczniej zabezpieczyć własną tożsamość w ramach UE.
Tym bardziej że zmienia się sama Unia Europejska. To już nie jest ta sama organizacja co w chwili rozszerzenia w 2004 r.
Coraz wyraźniej widać, że kraje „rdzenia Europy” (przede wszystkim Francja i Niemcy) chciałyby przekształcić UE w globalną potęgę; imperium dobra, które niczym latarnia wyznacza kierunek innym. Unia te cele próbuje osiągać, opierając się jedynie na swojej miękkiej sile przyciągania. I jest przekonana, że reszta świata pójdzie za nią, a źli (tylko pod wpływem przykładu Europy) sami z siebie zmienią się w dobrych.
Tyle że tak to nie działa. Europejska miękka siła nie sprawia, że cały świat nagle zaczyna się do niej upodabniać. Odwrotnie. Działania środowisk głoszących hasła zmiany i postępu prowadzą jedynie do dezintegracji społeczeństw w Europie. Pod ich wpływem kolejne obszary wolności – źródło naszej siły i pewności siebie – kurczą się w imię poprawności politycznej. Liberalna gospodarka – atut Europy w globalnej konkurencji – jest ograniczana kolejnymi regulacjami i subwencjami wprowadzanymi w imię ochrony naszej planety. W konsekwencji tych zmian Unia jest coraz słabsza.
Oddzielna sprawa, że nie ma też jednej odpowiedzi, czym właściwie UE ma być. Inaczej na Unię patrzą Francuzi, inaczej Hiszpanie, inaczej Włosi. Gdyby o UE zapytać Holendrów i Szwedów, to powiedzieliby, że według nich kosztuje ona za dużo. Litwini widzieliby w niej siłę zdolną powstrzymać imperialne zapędy Rosji. Z kolei dla Niemców jest ona organizacją zdolną powstrzymać Europę od koszmaru wojny. Widać wyraźnie, jak różne są oczekiwania wobec Unii. Nie ma na nią jednego pomysłu, tak jak nie ma uniwersalnej kurtki, która pasowałaby na każdego.
I trudno sobie wyobrazić, żeby jedna, uniwersalna, pasująca każdemu państwu członkowskiemu Unia nagle się pojawiła. Z prostej przyczyny: ma czegoś takiego jak europejski Demos. Choć przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen regularnie mówi o „europejskim duchu”, to w rzeczywistości nic takiego nie występuje. Nasz kontynent jest zbyt złożony, zbyt zdywersyfikowany, by można było tak go opisać. Można mówić o francuskim, włoskim, greckim czy niemieckim stylu życia, ale nie da się tego uogólnić na poziomie całego kontynentu. Można co najwyżej mówić o tym, że Europejczyków łączy pewien zestaw wartości i zasad, który został wspólnie ustalony. Reguły, których przestrzeganie jest w naszym wspólnym interesie, by utrzymać obecną hybrydową tożsamość UE. Ale to wszystko. W przewidywalnej przyszłości Europejczycy nie staną się jednym ludem, mimo że widać wiele działań w tej sprawie prowadzonych przez postępową lewicę. Ona wyraźnie chcę zmienić nasze społeczeństwa, doprowadzić do tego, żeby odrzuciły własne tradycje i przyjęły proponowany im sposób życia. To właśnie jest nazywane „europejskim duchem”. Tyle że to nie przyniesie efektu.
Występuje za to takie zjawisko jak styl życia Europy Środkowej czy kultura środkowoeuropejska. Wyraźnie widać naszą odrębność od Europy Zachodniej. Łączą nas doświadczenia historyczne, które sprawiają, że podchodzimy do życia bez iluzji, z pewną dozą sceptycyzmu. Mamy łatwość obracania niepowodzeń w żart. I pamiętamy, jak wygląda życie, gdy władza obiecuje budowę raju na ziemi. Tak było w czasach komunistycznych i cały czas dobrze pamiętamy, dokąd te iluzje nas doprowadziły. Obietnica pomyślności dla każdego stała się piekłem dla wszystkich.
.To doświadczenie bardzo silnie ukształtowało kraje Europy Środkowej. Pisał o tym w swoich esejach choćby Milan Kundera, który kraje środkowoeuropejskie określał jako „małe narody” ciągle zagrożone przez większych sąsiadów. „Mały naród podobny jest do wielkiej rodziny i tak właśnie lubi siebie określać. Jedność nie leżała w ich zamiarze. Były sobie bliskie nie z wyboru, nie z sympatii, nie ze względu na lingwistyczną wspólnotę, lecz z powodu zbliżonych doświadczeń, wspólnych sytuacji dziejowych, które je łączyły w różnych okresach” – pisał Kundera. To jest aktualne do dziś. Wiemy, że nie uda się stworzyć z UE jednego państwa federacyjnego. Skoro nie jest to możliwe w dużo mniejszym regionie Europy Środkowej, to tym bardziej nie uda się tego celu osiągnąć na poziomie całego kontynentu. Właśnie dlatego próbujemy równoważyć imperialne pokusy widoczne w Unii. Walczymy o wolność, która jest źródłem naszej siły i przeciwstawiamy się postępowym ideom społecznym, gdyż one nas wyraźnie osłabiają.
Alexandr Vondra
Tekst opublikowany w nr 35 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [LINK].