Pandemia przyspieszyła zmiany świata. Europa Środkowa przed dziejową szansą
Im szybciej Unia Europejska zjednoczy się i zacznie odbudowywać gospodarkę, tym większe szanse na to, że będzie odgrywać ważną rolę geopolityczną na świecie – pisze Antonia COLIBASANU
.Dwa wydarzenia miały zdefiniować rok 2020 dla Unii Europejskiej: brexit i zbliżający się budżet na lata 2021–27, uwzględniający tak zwany Zielony Ład. Jak ogłosiło na początku roku nowe kierownictwo w Brukseli, wydarzenia te miały wyznaczyć kierunek dla nowej „geopolitycznej” Unii Europejskiej. Miały uczynić blok silniejszym, usuwając niepewność związaną z utratą jednego członka i przekształcając gospodarkę tak, by mogła stawić czoła wyzwaniom XXI wieku. Po dekadzie niestabilności wszyscy w Europie patrzyli na wizje nakreślone przez nową Komisję Europejską i Parlament Europejski jako na szansę na nowy początek.
Europa spokojna, Europa bezpieczna – do czasu?
Motywy skupienia się na tym, co Francuzi nazywają „strategiczną autonomią” (przywróceniem Europie niezależności jako podmiotowi gospodarczemu, militarnemu i politycznemu) były wielorakie. Stosunki między Stanami Zjednoczonymi a Europą Zachodnią stawały się coraz bardziej napięte od czasu, gdy Waszyngton zaczął wywierać większą presję na państwa członkowskie NATO, by te podwyższyły wydatki na obronę w 2009 r. w celu zniwelowania narastającego braku równowagi w Sojuszu. Operacje NATO w miejscach takich jak Libia uwypukliły, jak bardzo Europa jest zależna od USA w kwestii swojego bezpieczeństwa.
W 2014 r. na szczycie w Walii członkowie NATO zgodzili się zwiększyć swoje wydatki na obronę narodową do 2 proc. produkcji gospodarczej w ciągu dekady. Jednak w obliczu kryzysu gospodarczego, który przerodził się w kryzys egzystencjalny UE, oraz wobec braku poczucia realnych zagrożeń dla bezpieczeństwa narodowego rządom krajów zachodnioeuropejskich trudno było uzasadnić przedkładanie wydatków na obronę nad inne priorytety.
Ale o ile w drugiej dekadzie XXI wieku Europa nie wydawała się zagrożona militarnie, to teraz na horyzoncie zaczęły pojawiać się zagrożenia. Lata przejmowania przez Chiny strategicznych europejskich firm i infrastruktury, kradzież własności intelektualnej, zauważalny wzrost pewności siebie Pekinu doprowadziły do tego, że w 2019 r. UE zmieniła status Chin z „partnera gospodarczego” na „strategicznego konkurenta i rywala systemowego”. Uzależnienie UE od rosyjskiej energii dało Rosji niewygodny zakres wpływów. Przewlekła niestabilność w niektórych regionach Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej może spowodować rewizję kryzysu migracyjnego z lat 2015–16 w UE. Począwszy od administracji Trumpa, blok był coraz bardziej naciskany przez USA, a jednocześnie znalazł się w nasilającym się uścisku między Ameryką a Chinami.
Po wycofaniu się USA z irańskiego porozumienia nuklearnego w 2018 r. UE nie mogła utrzymać swoich stosunków handlowych z Iranem, mimo że interesy gospodarcze sprzyjały takim relacjom. Amerykańsko-chińska wojna handlowa podniosła koszty i ryzyko dla europejskich przedsiębiorstw międzynarodowych. W 2019 r. Chiny zagroziły Niemcom, największej europejskiej gospodarce, karnymi cłami na samochody, aby wywrzeć presję na Berlinie, by ten zezwolił chińskiemu telekomowi Huawei na budowę krajowej infrastruktury 5G. Waszyngton regularnie wymachiwał groźbą ceł na samochody, aby spróbować wywalczyć ustępstwa w handlu, w szczególności umowę handlową między UE a USA. Nawet Rosja zakazała importu szerokiego wachlarza produktów rolnych z Polski po tym, jak UE nałożyła na Rosję sankcje w 2014 r. w związku z rosyjską aneksją Krymu.
I nagle pojawiła się pandemia
.Pandemia przyspieszyła te tendencje. Chiny i Rosja wykorzystały podziały w Europie, wysyłając środki medyczne i lekarzy do regionów silnie dotkniętych pandemią. Za kulisami Chiny zagroziły nawet ograniczeniem dostaw medycznych do Holandii, aby zmusić ten kraj do ponownego rozważenia zmiany nazwy jego faktycznej ambasady na Tajwanie. Niemcy byli oburzeni po tym, jak pojawiły się doniesienia, że administracja Trumpa próbowała kupić wyłączne prawa do szczepionki przeciwko koronawirusowi opracowywanej przez niemiecką firmę (doniesieniom tym zaprzeczyły zarówno Waszyngton, jak i firma).
Co najgorsze dla UE – pandemia sprawiła, że znów zaczęły dochodzić do głosu nacjonalizmy. Choć UE szczyci się największym wspólnym rynkiem na świecie, brakuje jej wspólnych strategii i celów. Jeszcze przed pandemią początek negocjacji nad kolejnym długoterminowym budżetem, wieloletnimi ramami finansowymi (MFF), przypominał wszystkim o słabości Unii, uwypuklając różnice między zachodem a wschodem oraz między północą a południem. Północne państwa członkowskie (najbardziej rozwinięte państwa w UE) nie chciały płacić na rozwój państw południowych. Stare państwa członkowskie na zachodzie – takie jak Francja i Włochy, które same znajdują się w trudnej sytuacji gospodarczej – nie chciały zaakceptować faktu, że nowi członkowie na wschodzie potrzebują unijnych funduszy na rozwój bardziej niż one. Rozmowy na temat „regionalizacji” UE – czyli de facto rozpadu na bloki geograficzne i/lub ideologiczne; niegdyś temat podnoszony przez eurosceptyków – w ciągu ostatnich pięciu lat przeszły do głównego nurtu.
Kiedy koronawirus zaczął rozprzestrzeniać się w Europie, pierwszą reakcją państw członkowskich UE było zamknięcie granic, aby zapobiec napływowi ludzi i odpływowi środków medycznych. Ochrona zdrowia ludności była prerogatywą narodową, a Bruksela mogła jedynie odgrywać rolę kierowniczą, pomagając w tworzeniu struktur, w ramach których państwa członkowskie mogły dzielić się zasobami. Na początku system ten zawiódł.
Wołania o pomoc humanitarną z Włoch, kraju początkowo najbardziej dotkniętego epidemią, spotkały się z reakcją Chin i Rosji przed europejskimi partnerami Włoch. Sytuacja zmieniła się w ciągu kilku tygodni i państwa członkowskie UE zdołały skoordynować swoje działania, aby pomóc sobie nawzajem – w tym dzieląc się zapasami medycznymi – ale nauczono się, że protekcjonizm przeważa, gdy w grę wchodzi bezpieczeństwo narodowe.
Po zakończeniu pierwszej fali blokad narodowych w połowie 2020 r. państwa członkowskie UE zgodziły się przeznaczyć 750 miliardów euro (920 miliardów dolarów) na fundusz naprawczy nazwany Next Generation EU, aby zapewnić „przetrwanie projektu UE”. Celem funduszu w krótkim terminie jest pomoc słabszym gospodarkom europejskim w wyjściu z recesji po kryzysie zdrowotnym, a w dłuższym – zniwelowanie różnic między bogatszymi i biedniejszymi państwami członkowskimi. Może on nawet stanowić punkt zwrotny dla bloku, ponieważ po raz pierwszy państwa członkowskie wyemitują na rynku obligacje ogólnounijne (tzw. koronaobligacje). Fundusz naprawczy jest również przełomem dla wiarygodności kredytowej niektórych państw członkowskich i trwałości ich ratingów długu państwowego. W najbardziej optymistycznym scenariuszu porozumienie może nawet przybliżyć UE do stania się unią polityczną, ponieważ (udane) wprowadzenie wspólnych obligacji zbliżyłoby blok do unii fiskalnej bardziej niż kiedykolwiek. Euro mogłoby również stać się walutą rezerwową, a banki centralne uzyskałyby dostęp do nowego pakietu dużych, płynnych obligacji, które mogłyby kupować. Inne drastyczne zmiany obejmują tymczasowe zawieszenie przepisów unijnych dotyczących zadłużenia, deficytu i pomocy państwa, dostęp do kredytów o niższym oprocentowaniu w ramach europejskiego mechanizmu stabilności oraz dostęp do nowego funduszu na rzecz zmniejszenia zagrożeń związanych z bezrobociem w sytuacji nadzwyczajnej o nazwie SURE (Support to mitigate Unemployment Risks in an Emergency).
Ogólnie rzecz biorąc, proces decyzyjny UE w czasie pandemii okazał się elastyczny i uwzględniający zaistniałe okoliczności. Choć do pełnego sformalizowania funduszu naprawczego pozostało jeszcze kilka kroków – traktaty UE wymagają, by parlamenty państw członkowskich ratyfikowały porozumienie – Bruksela przeforsowała trudne decyzje. Ostatecznie jednak to społeczeństwo zdecyduje, co zadziała, a co nie i jak szybko gospodarka odbije się od dna. Im szybciej UE zjednoczy się i zacznie odbudowywać gospodarkę, tym większe szanse na to, że będzie odgrywać ważną rolę geopolityczną na świecie.
Szansa dla Europy Środkowej
.Nigdzie w UE rozbieżności w strategicznych perspektywach nie są tak duże, jak między zachodnimi i wschodnimi państwami członkowskimi. Państwa takie jak Francja i Włochy dopatrują się zagrożeń dla swojego bezpieczeństwa w basenie Morza Śródziemnego i nie dostrzegają wśród nich Rosji, ale dla państw takich jak Polska i Rumunia ucieczka przed Rosją jest niemożliwa. Zajmujące miejsce pośrodku Niemcy uważają Rosję za partnera gospodarczego, dostrzegając jednocześnie jej agresywność.
Dla Europy Wschodniej Unia Europejska była skutecznym motorem rozwoju gospodarczego. Jednak to Stany Zjednoczone są postrzegane w Europie Wschodniej jako główny sojusznik przeciwko Rosji, z którą większość członków UE ma odmienne interesy.
W związku z tym, że Europa Zachodnia i Stany Zjednoczone różnią się w kwestiach bezpieczeństwa, Europa Wschodnia musi utrzymywać równowagę pomiędzy stosunkami z Brukselą a Waszyngtonem. Zawieranie wspieranych przez USA sojuszy regionalnych, takich jak Trójmorze, stało się również ważną częścią strategii obronnej Europy Wschodniej.
Pandemia pogłębiła niestabilność w regionie. Wojna na Kaukazie i związane z wyborami niepokoje na Białorusi uwypukliły zarówno słabość Rosji, jak i jej agresywność. Jednocześnie pandemia potwierdziła tezę, że zachodnia – czy też amerykańska – linia powstrzymywania Rosji przesunęła się z Europy Środkowej do Europy Wschodniej, obejmując obecnie trójkąt strategicznych porozumień pomiędzy USA, Polską i Rumunią. W lipcu 2020 r. Waszyngton ogłosił plany wycofania 12 tys. żołnierzy z Niemiec, co określił jako strategiczną repozycję swoich sił w Europie. Stany Zjednoczone negocjują obecnie z Polską i Rumunią dalsze rozmieszczenie wojsk, jak również nowe kierunki współpracy.
Przy tak dużej zmienności w Europie Wschodniej wyzwania stojące przed tym regionem stają się jaśniejsze, jeśli przyjrzymy się ostatnim wydarzeniom w regionie Morza Bałtyckiego i Morza Czarnego.
Siła Trójmorza
.Dla Estonii, Łotwy, Litwy i Polski Rosja stanowi główne zagrożenie dla bezpieczeństwa. Rosja zaczęła prowadzić wojnę hybrydową w regionie jeszcze przed rokiem 2010, ale jej wysiłki zintensyfikowały się po 2014 r., kiedy rewolucja na Ukrainie zwiększyła w Moskwie poczucie zagrożenia ze strony Zachodu. Biorąc pod uwagę, że większość społeczności rusofońskiej w krajach bałtyckich polega na rosyjskich mediach, można stwierdzić, że scenariuszem, którego najbardziej obawiają się rządy państw bałtyckich, jest ukryte zaaranżowanie lub zaostrzenie przez Kreml incydentu w kraju, angażującego społeczność rusofońską, w celu wywołania kryzysu. Rosja mogłaby wówczas skorzystać z powstałego zamieszania i interweniować militarnie w obronie mniejszości rosyjskiej.
Polska podjęła działania na rzecz wzmocnienia swojego strategicznego partnerstwa ze Stanami Zjednoczonymi, podpisując w sierpniu umowę o wzmocnionej współpracy obronnej. W grudniu 2019 r. trzy kraje bałtyckie zgodziły się na utworzenie wspólnej brygady NATO z Polską jako krajem ramowym w celu wzmocnienia gotowości wschodniej flanki NATO. Wszystkie kraje w regionie włączyły do swoich narodowych strategii bezpieczeństwa nowe koncepcje, związane z przeciwdziałaniem atakom hybrydowym pochodzącym z Rosji lub z innych miejsc. Warszawa prowadzi również negocjacje z Waszyngtonem w sprawie dodatkowego tysiąca żołnierzy amerykańskich, którzy dołączą do 4,5 tysiąca stacjonujących już w kraju.
Między Rosją a Zachodem znajduje się jednak Białoruś, którą pandemia koronawirusa mocno dotknęła. Po latach stagnacji gospodarczej prezydent Aleksander Łukaszenko, który sprawuje władzę od uzyskania przez kraj niepodległości w 1994 r., odmówił podjęcia działań przeciwko COVID-19. Mimo że pod koniec września w ponad 9-milionowym kraju odnotowano ponad 70 tysięcy zachorowań i ponad 700 zgonów, Łukaszenko nie ustępował, zaprzeczając powadze zagrożenia i trzymając się kurczowo swojej władzy. W czasie tego kryzysu w sierpniu odbyły się wybory, które Łukaszenko wygrał w wątpliwych okolicznościach, co wywołało nieustające i zakrojone na szeroką skalę protesty. Łukaszenko, zainaugurowany na nową kadencję pod koniec września, nadal sprawuje władzę, ale Moskwa niewiele może zrobić dla poprawy sytuacji. Rosja musi przecież mieć pewność, że kontroluje Białoruś, utrzymując wrażenie, że nie narusza jej suwerenności.
Polska i inne kraje bałtyckie widzą w sytuacji na Białorusi szansę na wyrwanie tego kraju z rosyjskiej strefy wpływów na rzecz zachodniej. Jednak choć Polska i Litwa wspierają białoruską opozycję, niewiele więcej mogą zrobić – nie tylko ze względu na zagrożenie ze strony Rosji, ale także ze względu na własne trudności społeczno-gospodarcze i brak konkretnych narzędzi, by pomóc białoruskiej gospodarce. Białoruś od lat próbuje nawiązać bliższe stosunki z UE, ale wciąż jest zbyt silnie uzależniona od Rosji, zwłaszcza w kwestiach energetycznych. Głównym wyzwaniem dla Polski i krajów bałtyckich jest to, że niestabilne środowisko polityczne i gospodarcze Białorusi może rozszerzyć się na Ukrainę.
Region Morza Czarnego
.Region Morza Czarnego jest punktem zapalnym między Zachodem, Rosją i Bliskim Wschodem. To miejsce dwóch ostatnich rosyjskich operacji lądowych, w 2008 i 2014 roku, i strategiczny obszar tranzytowy dla rosyjskiego dostępu morskiego do Syrii. Od 2014 roku Rosja rozbudowała i zmodernizowała swoją Flotę Czarnomorską. Flota ta obejmuje obecnie nowe okręty podwodne i fregaty z silnikami Diesla zdolne do zwalczania pocisków manewrujących, a także rozmieszczone na Krymie środki obrony powietrznej i przybrzeżnej. Rosja rozmieściła również dodatkowe wojska lądowe w Południowym Okręgu Wojskowym, który rozciąga się między Morzem Czarnym a Kaspijskim oraz obejmuje Kaukaz Północny.
Z kolei Turcja aspiruje do roli ważnego mocarstwa na Bliskim Wschodzie i poza nim poprzez swoją politykę neoetniczną. Zaangażowała się w skromną współpracę z Rosją na Bliskim Wschodzie, gdy więzi Ankary z Waszyngtonem i głównymi stolicami europejskimi są coraz słabsze. Rosja zwiększyła również swoje wpływy w Turcji (i potencjalnie w Bułgarii) dzięki gazociągowi TurkStream. W tym samym czasie Stany Zjednoczone próbują opuścić Bliski Wschód, ale nie mogą ignorować rozwoju sytuacji wokół Morza Czarnego.
Pandemia osłabiła gospodarki zarówno Rosji, jak i Turcji, co sprawiło, że są one jeszcze bardziej wyczulone na potencjalne zagrożenia na swoich pograniczach. Kryzys w Górskim Karabachu jest jednym z przykładów.
Ze względu na chwiejne stosunki z Turcją USA kładą większy nacisk na relacje wojskowe z Rumunią. Baza lotnicza Mihail Kogălniceanu w pobliżu Konstancy, początkowo baza tranzytowa dla amerykańskich operacji wojskowych w Afganistanie, zyskała na znaczeniu w ostatnich latach, gdy USA zwiększyły swój udział w ćwiczeniach regionalnych. Port w Konstancy nad Morzem Czarnym był okresowo odwiedzany również przez okręty amerykańskie. Tendencję tę przyspieszyły niedawne wydarzenia na Kaukazie oraz możliwość pojawienia się nowych problemów w regionie (np. zmiana władzy w Mołdawii, gdzie prounijny kandydat pokonał prorosyjskiego przywódcę) lub w Azji Środkowej.
Na początku października USA i Rumunia podpisały 10-letnią mapę drogową współpracy obronnej oraz umowę o finansowaniu modernizacji elektrowni atomowej Cernavodă na kwotę 8 mld USD. USA ogłosiły również kolejne porozumienie o finansowaniu w wysokości 7 mld dolarów modernizacji i dokończenia infrastruktury drogowej i kolejowej łączącej Morze Czarne i Morze Bałtyckie. Pod koniec października USA i Bułgaria podpisały memorandum o współpracy w dziedzinie energetyki jądrowej, wskazując, że Bułgaria prawdopodobnie wykorzysta amerykańską technologię do rozwoju reaktora jądrowego w Kozłoduju. Oba kraje podpisały również porozumienie w sprawie bezpieczeństwa 5G.
Choć nie wspomniano o bułgarskim projekcie jądrowym Belene, rozwijanym obecnie wspólnie z Rosją, zapowiedzi te wskazują na kroki podejmowane przez USA w celu ograniczenia rosyjskich wpływów w regionie. W istocie jest to jedno z najważniejszych wyzwań dla państw regionu Morza Czarnego: dopilnować, aby wpływy rosyjskie pozostały ograniczone i aby Rosja, biorąc pod uwagę swoją słabość, nie podejmowała bardziej agresywnych prób projekcji siły w regionie.
Wciąż jest zbyt wcześnie, by przewidzieć, jak będzie wyglądała przyszłość Europy Wschodniej po pandemii. Jednak już teraz możemy zaobserwować trzy zmiany, które wpłyną na układ sił w regionie.
Po pierwsze, zwiększy się zaangażowanie USA w regionie. Biorąc pod uwagę rosnące więzi z Polską i Rumunią, Stany Zjednoczone prawdopodobnie przyjmą na siebie większą rolę w zarządzaniu regionem. Stworzy to nowe możliwości dla rozwoju gospodarczego i reform strukturalnych, które mogą doprowadzić do dalszej integracji w ramach większego regionu Europy Wschodniej, od Morza Bałtyckiego po Morze Czarne. Jednocześnie jednak zwiększy to również potencjał oporu w obszarach i sektorach, w których wpływy rosyjskie są silne.
Po drugie, zwiększy się suwerenność gospodarcza UE. Wspólny rynek jest fundamentem bloku, a w miarę wzrostu protekcjonizmu na całym świecie – zwłaszcza w USA i Chinach – państwa członkowskie będą prawdopodobnie oczekiwać od Brukseli wprowadzenia środków protekcjonistycznych, które dorównają tym wprowadzanym przez inne światowe potęgi. Biorąc pod uwagę, że kraje Europy Zachodniej i Wschodniej mają różne interesy gospodarcze, takie środki mogłyby podzielić blok. Jeśli jednak jego członkowie dojdą do porozumienia co do sposobu ich wprowadzenia, mogą one stać się pierwszym krokiem w kierunku większej jedności politycznej.
Po trzecie, sektor energetyczny pozostanie kluczowy dla integracji i stabilności UE. UE nie zrezygnowała z Zielonego Ładu. Wręcz przeciwnie, poparcie dla niego wydaje się rosnąć. Zielony Ład opowiada się za równym dostępem do nowoczesnej infrastruktury energetycznej dla wszystkich członków UE – co jest szczególnie ważne w czasie kryzysów, takich jak ten, z którym obecnie boryka się Europa. Zielony Ład uwzględnia jednak również podziały między Europą Wschodnią i Zachodnią w kwestii energetyki. Wydaje się, że niektóre kraje Europy Wschodniej – Polska, Rumunia i Bułgaria – wsparcia w modernizacji lub rozpoczęciu produkcji energii jądrowej szukają w Stanach Zjednoczonych, a nie u swoich zachodnich sąsiadów. Projekty takie jak Nord Stream 2 i TurkStream również podzieliły kontynent.
Największym wyzwaniem dla Europy pozostaje polaryzacja, szczególnie jej wschodnich narodów. Podział między wsią a miastem oraz między klasami będzie się pogłębiał w miarę postępu pandemii. Anarchizm będzie coraz większym zagrożeniem, całe obszary w tych państwach mogą stać się trudne do opanowania.
.Jednak w miarę jak wyzwania te stają się coraz bardziej widoczne, może również rosnąć otwartość na reformy. Przywódcy będą musieli dostosować się do nowych realiów i znaleźć kreatywne sposoby na wypełnienie luk, wykorzystując dostępny postęp technologiczny. Europa Wschodnia dysponuje zasobami ludzkimi niezbędnymi do utrzymania postępu technologicznego, ale dopiero okaże się, w jakim stopniu ta kreatywność i zdolności adaptacyjne przełożą się na restrukturyzację polityczną i czy ostatecznie doprowadzą do pozytywnych zmian w regionie.
Antonia Colibasanu
Przekład: Anna Popławska