Jan ŚLIWA: Jak Rosja przenikała Amerykę

Jak Rosja przenikała Amerykę

Photo of Jan ŚLIWA

Jan ŚLIWA

Pasjonat języków i kultury. Informatyk. Publikuje na tematy związane z ochroną danych, badaniami medycznymi, etyką i społecznymi aspektami technologii. Mieszka i pracuje w Szwajcarii.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Sowieccy agenci brali udział w przygotowaniach do konferencji Bretton Woods oraz tworzeniu Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego. Jeden z nich przekazał Sowietom w 1944 r. informację, że prezydent Roosevelt – mimo werbalnych deklaracji – jest gotów zgodzić się na terytorialne żądania ZSRR wobec Polski – pisze Jan ŚLIWA

Dwa okresy w historii Ameryki określane są jako „Red Scare”, czyli czerwona panika. Pierwszy to czasy po rewolucji październikowej w Rosji, gdy obawiano się przeskoczenia rewolucyjnej iskry na Zachód, w tym Amerykę. Drugi to lata po II wojnie światowej, okres stalinizmu.

W typowym przekazie walka z (rzekomą) infiltracją komunistyczną przedstawiana jest jako zbiorowa paranoja, chorobliwy antykomunizm, niszczenie niewinnych (w tym elit intelektualnych narodu), wprowadzanie atmosfery powszechnego strachu, rządy terroru. Polowanie na czarownice, gdzie Wielkim Inkwizytorem jest senator Joe McCarthy, jaskiniowy prymityw z maczugą. Jak jednak było naprawdę? Kluczowe jest tu słowo „rzekoma” – czy infiltracja była rzekoma, czy autentyczna? I jak niebezpieczna? Dziś wiemy na ten temat o wiele więcej.

Dla ustalenia uwagi przedstawmy zwięzłą chronologię.

Prezydenci:
1933–45 Franklin D. Roosevelt (demokrata)
1945–53 Harry S. Truman (demokrata)
1953–61 Dwight D. Eisenhower (republikanin)

Fakty:
Wielki Głód na Ukrainie
1933, nawiązanie stosunków dyplomatycznych USA–ZSRR
1938, Komisja Izby Reprezentantów Badania Działalności Antyamerykańskiej (HUAC) – Martin Dies
1939, pakt Ribbentrop-Mołotow, wybuch II wojny światowej
1941, 11.3 ustawa Lend-Lease (pożyczka-dzierżawa) – pomoc wojskowa dla Wielkiej Brytanii
1941, 22.6 atak Niemiec na ZSRR, rozszerzenie programu Lend-Lease na ZSRR
1941, 7.12 japoński atak na Pearl Harbor, 11.12 Niemcy wypowiadają wojnę USA
1945, 8.5 kapitulacja Niemiec
1945, 6.8 amerykańska bomba atomowa zrzucona na Hiroszimę
1948, 24.6 – 1949, 12.5 sowiecka blokada Berlina, aliancki most powietrzny
1949, 29.8 sowiecka bomba atomowa
1950–53, wojna koreańska
1950, 9.2 mowa senatora McCarthy’ego w Wheeling, początek „krucjaty”
1954, 2.12 senat potępia senatora McCarthy’ego, upadek

I jeszcze uwaga porządkująca: „KGB” – ponieważ sowieckie organizacje wywiadowcze wielokrotnie zmieniały nazwy, będziemy tu zbiorczo używać skrótu KGB.

Ameryka i komunizm

Po I wojnie światowej stary świat się zawalił, wielu było otwartych na nowe, rewolucyjne opcje – Lenin, Mussolini, Hitler. Również w Ameryce rozwijał się kolektywizm, najpierw Wilsona, potem Roosevelta. Mamy przed oczami amerykański powojenny boom, nie doceniamy więc katastrofy Wielkiego Kryzysu, trzech lat nędzy, z bezrobociem przekraczającym 20 proc. Dlatego też Związek Sowiecki z pełnym zatrudnieniem, imponującą industrializacją i uśmiechniętymi pionierami mógł być magnesem. Dziś odrzuca nas od tych systemów przemoc. Jednak po hekatombie I wojny światowej ludzie byli z nią oswojeni. Do tego od jakobińskiej Francji, poprzez rewolucje XIX wieku i zamachy anarchistów użycie przemocy w polityce stało się normą, często było gloryfikowane. Powiedzenie „Nie można zrobić omletu bez rozbijania jajek” może być dewizą tej epoki. Co prawda ktoś złośliwy dodał, że może się skończyć na rozbiciu jajek, bez omletu. Ale wielkie przemiany mogły wzbudzać entuzjazm, zwłaszcza obserwowane z daleka. Dziesięć dni, które wstrząsnęły światem – to John Reed. Podobny entuzjazm przebija z Triumfu woli Leni Riefenstahl, przedstawiającego zjazd NSDAP.

Podczas gdy w Niemczech formalnie nie było przewrotu, Związek Sowiecki widział się jako zaczyn światowej rewolucji. Czy był normalnym państwem? Długo był izolowany. Stany Zjednoczone nawiązały z nim stosunki dyplomatyczne dopiero w 1933 r., w dość interesujących okolicznościach. W latach 30. ZSRR dokonywał forsownej industrializacji, przygotowując się do przyszłej wojny. Intensywnie współpracowano z Zachodem. Magnitogorsk, „góra magnetyczna”, sławne miasto hut, zbudowane było na wzór Gary w stanie Indiana. Fabrykę samochodów GAZ w Gorkim zbudował Ford.

Dociekliwi zastanawiali się, skąd Sowieci mają na to pieniądze, podczas gdy kapitalistyczny świat pogrążony był w kryzysie. Lewica widziała w tym triumf komunistycznej gospodarki, przyczyna jednak była inna.

Za produkty i technologię płacono „złotem Stalina” – ukraińskim zbożem. Niestety przymusowa kolektywizacja (od 1929 r.) spowodowała załamanie produkcji. Receptą było szukanie wrogów i wysyłanie aktywistów oraz NKWD na wieś w celu rekwirowania zboża. Ponieważ rekwizycje miały niemożliwy do zrealizowania plan, a aktywiści odpowiadali głową, zabierano chłopom wszystko, również ziarno na zasiew. Nie miało to sensu, ale lepiej spowodować cudzą katastrofę za rok niż samemu zostać rozstrzelanym jutro. Okrucieństwo było niewiarygodne. Regiony, które nie wyrabiały planu, były izolowane od otoczenia, skazywane na wymarcie. Uciekinierzy byli wywożeni z powrotem i wrzucani do rowów przydrożnych, żywi razem z martwymi. Dochodziło do kanibalizmu. A liczba więźniów Gułagu się podwoiła do pół miliona.

Walter Duranty (1884-1957). Fot: Granger History Collection / Forum

Czy Zachód wiedział? Mógł wiedzieć. Było tam sporo dziennikarzy, z Walterem Durantym z „New York Timesa” na czele. Przebywał w Rosji bolszewickiej od rewolucji, uchodził za czołowego eksperta. To dawało mu dominującą pozycję na rynku amerykańskim i miłe życie pośród rosyjskiej nędzy, sponsorowane przez komunistyczne władze. Główny tenor jego relacji brzmiał: jest jeszcze ciężko, ale takie są koszty dojścia do świetlanej przyszłości. „Rosjanie są głodni, ale nie przymierają głodem” (Hungry, but not starving) – tak brzmiał tytuł jego osławionego artykułu o Hołodomorze. Artykuł ten był odpowiedzią na zorganizowaną w przeddzień w Berlinie konferencję prasową młodego walijskiego dziennikarza Garetha Jonesa, który postanowił przedstawić prawdę. Pod pozorem wizyty w charkowskich fabrykach zbrojeniowych dostał się z Moskwy na Ukrainę. Wymknął się spod kontroli i, znając rosyjski, udał się w podróż na własną rękę. Nie mając zaplecza, musiał żyć wśród głodujących Ukraińców. Do tego każdy czekista mógł go zastrzelić jako szpiega. Udało mu się żywym wrócić do Moskwy, a potem na Zachód.

Zachodni dziennikarze w Moskwie oczywiście wiedzieli, co się dzieje, jednak praca w Moskwie była wygodną, długotrwałą przystanią, o ile się nie drażniło sowieckich władz. Do tego Duranty, główny apologeta systemu, był celebrytą, laureatem Nagrody Pulitzera za artykuły o planie pięcioletnim. Na spotkaniu z sowieckim szefem biura prasowego dziennikarze retorycznie zadowolili swoje sumienia, potępili jednak Jonesa jako kłamcę, po czym oddali się konsumpcji wódki i zakąsek aż do rana.

Sam Duranty, mając doskonałe kontakty w Ameryce i Związku Sowieckim, publikacjami i działalnością ułatwiał zbliżenie obu krajów. Gdy w listopadzie 1933 r. sowiecki ludowy komisarz spraw zagranicznych Litwinow udał się do USA w celu sfinalizowania nawiązania stosunków dyplomatycznych, jako korespondent „New York Timesa” towarzyszył mu w podróży przez Atlantyk, sprawiając wrażenie, że to on odegrał w tym procesie istotną rolę.

Wielu na Zachodzie chciało widzieć ZSRR w pozytywnym świetle. Należał do nich George Bernard Shaw, noblista, podejmowany wraz z lady Astor z królewskimi honorami – zdarzenie znane ze sztuki Herbatka u Stalina. Louis Aragon, poeta i komunista, subtelny piewca oczu swej żony Elsy, w 1931 r. napisał hymn na cześć sowieckiej policji politycznej GPU. Georges Simenon, autor powieści kryminalnych, zobaczył nieszczęśników żebrzących o jedzenie. Uznał ich za kułaków, nienadążających za zmianami – przeznaczeniem ich była śmierć, a zresztą i tak wkrótce miały zastąpić ich traktory. Można więc zdobywać zwolenników pochlebstwem, przepychem (również pośród nędzy), poczuciem uczestnictwa w czymś wielkim.

Nie zapominajmy, że rok 1933 był przełomowy. W Niemczech 30 stycznia przejął władzę Adolf Hitler, a Roosevelt (elekt od listopada 1932 r.) objął urząd 4 marca. New Deal Roosevelta był równoczesny z wprowadzaniem specyficznego porządku i nowego społeczeństwa przez Hitlera, jak również ze stalinowską industrializacją. Tyran Stalin miał więc konkurencję w tyranie Hitlerze. Zwalczać obu, postawić na jednego przeciw drugiemu? Fronty się zaostrzyły podczas wojny w Hiszpanii (1936–39), gdy Hitler poparł Franco, a Stalin republikę. Co prawda tak ją poparł, że mało by z niej zostało, co opisał Orwell w Hołdzie dla Katalonii, pokazał się jednak w lepszym świetle. Do tego Brygady Międzynarodowe atrakcyjniej zostały przedstawione w literaturze, jak w Komu bije dzwon Hemingwaya. Obrona starego porządku, naród i dyscyplina są dla twórców mniej atrakcyjne niż rewolucjoniści z rozpiętą koszulą i cygarem w ustach, wołający ¡Cojones! do swych towarzyszy.

Zimna wojna i Joe McCarthy

Podczas gdy latach 30. w Europie rosły w siłę totalitaryzmy o różnych barwach, zagrożenie to było odczuwalne również w Ameryce. W roku 1938 Martin Dies założył Komisję Izby Reprezentantów Badania Działalności Antyamerykańskiej (House Un-American Activities Committee – HUAC). Obserwowano nazistowskie organizacje, takie jak German-American Bund, a po drugiej stronie prokomunistyczną Amerykańską Ligę Przeciw Wojnie i Faszyzmowi. Rozpadła się ona po pakcie Ribbentrop-Mołotow, a jej komunistyczne pozostałości jako Amerykański Ruch Pokojowy lobbowały przeciwko amerykańskiej pomocy dla Wielkiej Brytanii. Dies, dziś zapomniany, a znienawidzony jak później McCarthy, przewodniczył Komisji HUAC do roku 1944. Dla wyjaśnienia: HUAC, komisja izby reprezentantów, często jest mylona z senackim Stałym Podkomitetem Śledczym (Permanent Subcommittee on Investigations – PSI), którego przewodniczącym w latach 1953–1954 był Joe McCarthy.

Ale od 1941 Stany i Związek Sowiecki były w sojuszu przeciw Hitlerowi, skończyło się więc szukanie komunistów. W ramach programu Lend-Lease Stany przekazywały ZSRR mnóstwo sprzętu wojennego, dlatego też w Stanach pojawiła się rzesza Rosjan w celu koordynacji transportów i szkoleń. Jako sojusznicy mogli się swobodnie poruszać po kraju. Wśród nich było sporo agentów NKWD, wysłanych do pilnowania swoich, by nie uciekli, oraz w celu szpiegostwa i organizacji siatki agenturalnej w Stanach.

Sojusz Stanów ze Stalinem był sojuszem taktycznym, jednak społeczeństwu trzeba było go przedstawić jako coś moralnego: ramię w ramię z Rosjanami walczymy ze złym Hitlerem, a Rosjan prowadzi Wujaszek Joe, sympatyczny, korpulentny gentleman z fajeczką. Po wojnie jednak drogi zaczęły się rozchodzić, a zwłaszcza po zdetonowaniu pierwszej sowieckiej bomby atomowej w 1949 r., gdy załamała się amerykańska hegemonia. Do tego doszło zwycięstwo komunistów w Chinach, wojna koreańska i kryzys berliński. Związek Sowiecki stał się wrogiem. Cała machina propagandowa musiała zostać przeorientowana. Nie tak łatwo było przestawić się mentalnie. Ukazał to Orwell w 1984, gdzie społeczeństwo w obliczu częstych zmian sojuszy na przeciwne traci orientację.

Gdy wczorajsi sojusznicy stają się dzisiaj wrogami, pojawia się pytanie, jakie są ich wpływy wewnątrz kraju. Zwłaszcza zadziwiająco szybko zbudowana bomba atomowa budziła podejrzenia. Czy naprawdę Sowieci doszli do tego sami, czy wykradli sekrety Amerykanom? Bomba amerykańska daje miłe poczucie bezpieczeństwa – nie mamy zamiaru jej zrzucać, ale jakby co, mamy sprawę pod kontrolą. Bomba sowiecka wszystko zmienia. Buduje się schrony, dzieci szkolne ćwiczą szybkie chowanie się pod stolikami – „duck and cover”.

Symbolem walki z komunizmem w początku lat 50. stał się senator Joe McCarthy. Jego nazwisko nadało nazwę epoce, makkartyzm jest postrachem takim samym jak inne „izmy”. Kim był? Urodził się w roku 1908 w rolniczej okolicy stanu Wisconsin w irlandzkiej rodzinie katolickiej. Przeczytać o nim można wszystko. Po jednej stronie jest obraz brutalnego prymitywa, przepełnionego nienawiścią. Przypomina to książki o Donaldzie Trumpie, którymi niedawno były wytapetowane regały księgarń, przedstawiające jego podły charakter i schorzenia psychiczne. Na drugim końcu są hagiografie, pokazujące jego odwagę i geniusz. W środku są biografie mniej więcej obiektywne. Spotykają się jednak one z atakiem recenzentów jako zbyt tolerancyjne dla wroga publicznego nr 1.

Senator Joe McCarthy. 24 lutego 1954 r.

.Faktem jest, że mimo prostego pochodzenia McCarthy ukończył studia prawnicze i został wybrany na sędziego stanowego. Chociaż nie musiał, zgłosił się do armii i walczył na Pacyfiku. Jego wersja służby była upiększona, niemniej tam był. Status weterana był wtedy dobrą przepustką do polityki i w wieku 38 lat został najmłodszym senatorem, pokonując członka trzęsącej stanem rodziny La Follette. Czy pił? Miał marskość wątroby, co sugeruje, że tak, ale można zapytać, czy była to naturalna skłonność, czy wynik stresu związanego z działalnością polityczną (1950–54), czy depresji po upadku kariery. Zmarł w roku 1957, w wieku zaledwie 48 lat. W młodości był bokserem amatorem, nauczył się zadawać ciosy i je przyjmować. Był impulsywny, wdawał się w ostre potyczki słowne, a pewnego razu zaczął okładać reportera, tak że rozdzielić ich musiał młody senator z Kalifornii, późniejszy prezydent Richard Nixon. Reporterem tym był nie byle kto: Drew Pearson z „Washington Post”, znacząca postać w świecie dziennikarskim, wieloletni zdecydowany stronnik komunistów, formalny lub nieformalny agent Moskwy, notorycznie uprzykrzający życie McCarthy’emu. Być może jednak ten bokserski charakter McCarthy’ego był niezbędny do wykonania jego zadania, miał przeciw sobie potężne siły.

Entuzjastycznie wspierał McCarthy’ego Joseph Kennedy, lokalny magnat stanu Massachusetts, ojciec Johna i Roberta – tak, tych Kennedych. W wyborach do senatu w 1952 r. popularny wtedy McCarthy nie wsparł republikańskiego kandydata, otwierając Johnowi F. Kennedy’emu drogę do senatu, a po dwóch kadencjach do prezydentury. Z kolei Robert Kennedy, późniejszy prokurator generalny w ekipie swojego brata, pracował dla McCarthy’ego, a ten nawet został ojcem chrzestnym jego córki. Kennedy energicznie starał się o stanowisko jego głównego doradcy, na drodze stanął mu jednak inny błyskotliwy młody prawnik, Roy Cohn. Dziś w powszechnej opinii McCarthy jest potworem, a John i Robert Kennedy są bohaterami. Niewiele brakowało, by stworzyli zgrany team. Gdyby do tego doszło, ich własna historia, a i historia Ameryki, potoczyłaby się innym torem.

W tym czasie narastająca zimna wojna, na granicy gorącej, była dominującym tematem. Niemniej trudno było przyjąć, że ta wojna się też toczy w Ameryce. Wielu widziało w działalności McCarthy’ego niepohamowaną ambicję i zagrożenie dla swobód obywatelskich. Trzeba przyznać, że McCarthy mierzył jednak zbyt wysoko, establishment poczuł się zagrożony. Błędem był atak na armię i generała George’a Marshalla. Marshall był ikoną zwycięskiej armii, szefem sztabu, sekretarzem stanu i sekretarzem obrony. To prawda, że spektakularnymi porażkami Departamentu Stanu były konferencje w Teheranie i Jałcie, dopuszczenie do komunizacji połowy Europy i upadek niekomunistycznych Chin. Jednak udowodnienie, że to nie niedociągnięcia, lecz działalność agenturalna, nie było łatwe. Skądinąd później ujawnione dokumenty pokazały, że jak najbardziej Departament Stanu pełny był komunistycznych agentów i sympatyków. Dla wielu Amerykanów McCarthy był bohaterem, w popularności ustępował jedynie prezydentowi Eisenhowerowi. Ten mógł go widzieć jako niebezpiecznego konkurenta. Również atak na porażki w polityce zagranicznej mógł uderzyć w prezydenta. Nie jest dobrze mieć potężnych wrogów.

Owszem, McCarthy był agresywny i demagogiczny, ale jego przeciwnicy mu nie ustępowali. Przykładem może być przesłuchanie dotyczące armii (9 czerwca 1954), w którym reprezentujący armię prawnik Joe Welch najpierw powtarzanymi kilkakrotnie pytaniami wyprowadzał z równowagi Roya Cohna, po czym sam McCarthy powiedział parę słów za dużo. Welch teatralnym głosem zapytał: „Senatorze, czy nie ma pan resztek przyzwoitości?” – przywołał jeszcze Boga w niebiosach, po czym zalał się łzami. Przesłuchanie było transmitowane przez telewizję, oczywiście tylko ta scena została zapamiętana. Było to Waterloo McCarthy’ego, przypieczętowało jego upadek.

Pokazuje to występującą już wtedy tabloidyzację polityki. Podobnie w debacie prezydenckiej Kennedy-Nixon w 1960 r., pierwszej w historii pokazanej w telewizji, Richard Nixon, świeżo po wyjściu ze szpitala, bez makijażu, pocił się i często przecierał czoło. Był przez 8 lat wiceprezydentem, miał doświadczenie. Według słuchaczy radia wygrał. Ale w telewizji, w porównaniu z dynamicznym i opalonym Kennedym, wyglądał marnie i ostatecznie przegrał. Tak decydują się losy świata.

Venona, spóźnione dowody

Projekt Venona (nigdzie nie znalazłem pochodzenia tej nazwy) rozpoczął się w roku 1943, gdy amerykański wywiad zaczął się obawiać, że Stalin potajemnie spiskuje z Hitlerem, by ponownie zmienić front. Złamanie sowieckich kodów, opartych na jednorazowych kluczach (one-time pad), było jednak trudne. Udało się to dopiero w 1946 r., gdy wojna się już skończyła. Ale po gorącej zaczęła się zimna, gdzie ZSRR był nie tyle niepewnym sojusznikiem, ile przeciwnikiem. Odczytywanie informacji było dość pracochłonne. Choć ukrywanie postaci pod pseudonimami wydaje się trywialne, było jednak dodatkową przeszkodą. Rozkodowanie pseudonimów byłoby prostsze przez porównywanie informacji z innych źródeł.

Cały projekt był jednak maksymalnie utajniony. Jest to zrozumiałe, bo gdy mamy supertajną informację, nie chcemy, aby przeciwnik wiedział, co wiemy. Ale konsekwencją jest to, że tej wiedzy nigdy nie wykorzystujemy. Również – o dziwo – centralna administracja nie była zainteresowana. Nawet nie tyle blokowany był dostęp do prezydenta Trumana, ile sam prezydent chciał te sprawy odsunąć od siebie. Być może ze względu na skalę ujawnionej infiltracji obawiał się o miejsce prezydenta Roosevelta w historii i o kompromitację całej partii Demokratycznej. Ostatecznie dokumenty o podstawowym znaczeniu dla zrozumienia historii przeleżały w archiwach przez kilka dekad. Były tak tajne i zapomniane, że amerykańscy badacze dowiedzieli się o ich istnieniu w 1991 r., przeszukując rosyjskie archiwa w Moskwie, podczas krótkiego okienka dostępu za rządów Borysa Jelcyna. Rosjanie byli uczynni, bo z początku myśleli, że amerykańscy goście to komuniści badający przeszłość swojej partii.

Ethel i Julius Rosenberg, marzec 1951 r. Fot. Bridgeman Images – RDA / Forum

.W dokumentach Venony występuje około 350 kryptonimów, z których mniej niż połowa została przyporządkowana do realnych osób. To znaczy, że około 200 kontynuowało swoją karierę, być może przejmując coraz odpowiedzialniejsze zadania, ciągle współpracując z wywiadem obcego państwa. Informacje z projektu Venona pozwoliły np. na zidentyfikowanie szpiegów atomowych. Występował tam agent „Liberal” i jego żona Ethel (z datą urodzenia), co wskazywało na Juliusa i Ethel Rosenbergów. Dało to trop, ale ze względu na tajność nie zostało wykorzystane w procesie. Dałoby to może inne wyroki. McCarthy nie miał dostępu do tych informacji, dlatego też jego ataki często nie były precyzyjne. Powodowało to wrażenie, że cała kampania to „polowanie na czarownice”, histeria i paranoja. Tak było zwłaszcza w kręgach liberalnych, medialnych i artystycznych. W 1953 r. Arthur Miller wystawił sztukę Czarownice z Salem, z jednoznacznym przesłaniem. Niemniej jednak dokumenty projektu Venona potwierdzają działalność agenturalną wielu przedstawicieli administracji. Ale bez nich dużo oskarżeń oparto zapewne na niejasnych poszlakach. Problem w tym, że projekt Venona nie przebił się do świadomości publicznej, a filmy o ofiarach „rządów terroru” powstają ciągle.

Komuniści w Białym Domu

W bezpośrednim otoczeniu Roosevelta znajdowało się sporo sympatyków komunizmu i sowieckich agentów. Przyjrzyjmy się niektórym.

Gregory Silvermaster – organizator siatki szpiegowskiej w administracji, pracował w Departamencie Skarbu i innych agendach finansowych. Gdy pojawiły się pogłoski o jego komunistycznych kontaktach, jego lojalność potwierdzili dwaj inni komunistyczni agenci – Lauchlin Currie i Harry Dexter White. Otworzyło mu to drogę do dalszej kariery.

Harry Dexter White i Lauchlin Currie – brali udział w przygotowaniach do konferencji Bretton Woods oraz tworzeniu Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego. White był architektem planu Morgenthaua, „zaorania” Niemiec po wojnie. Currie był ekonomicznym doradcą prezydenta Roosevelta. On też przekazał Sowietom w 1944 r. informację, że Roosevelt – mimo werbalnych deklaracji – jest gotów zgodzić się na terytorialne żądania ZSRR wobec Polski.

Konferencja Bretton Woods, 1944. John Maynard Keynes i Harry Dexter White – założyciele Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego. Fot. World History Archive / Forum

.Do rozbicia siatki przyczyniła się Elizabeth Bentley, kryptonim „Umnica” („mądra dziewczyna”). Była łączniczką i kurierem, wszystkich znała. Obawiając się likwidacji przez komunistów, w 1945 r. skontaktowała się z FBI. Jej przejście na drugą stronę było kolosalnym ciosem dla siatki, podała wiele nazwisk i faktów. Miała momenty depresji i alkoholizmu, próbowano to wykorzystać, by ją zdyskredytować.

Drugim ważnym świadkiem był Whittaker Chambers – komunista, szpieg. W reakcji na pakt Ribbentrop-Mołotow zmienił front, bał się również czystek i egzekucji przez swoich mocodawców. Odegrał ważną rolę w procesie naszego kolejnego bohatera.

Alger Hiss – brał udział w planowaniu powojennego porządku, uczestniczył w konferencji w Jałcie, był postacią z najwyższej półki. W 1948 r. Chambers oskarżył go, że podczas gdy obaj działali w KP USA, systematycznie otrzymywał od niego tajne materiały, które sam przekazywał Sowietom. Hiss wszystkiemu zaprzeczył. Jego strategia obrony opierała się na argumencie „Patrzcie, kim ja jestem, a w ogóle nie znam tego pana”. Ta metoda często była skuteczna – w Wielkiej Brytanii długo bezkarnie działała Piątka z Cambridge – Kim Philby, Guy Burgess i inni. Niewyobrażalne było, żeby ci dżentelmeni mogli być szpiegami. A byli. Sprawa Hissa została skierowana do podkomisji, której przewodniczącym został Richard Nixon, a potem do sądu. W procesie doszło do pojedynku słownego między Hissem a Chambersem. Jeden z nich kłamał – który? Elegancki Hiss, absolwent Harwardu, doradca prezydenta, a naprzeciw niego komunista o zawiłym życiorysie, szpieg i zdrajca Chambers. Jasne było, że to Chambers kręci. Jednak w krytycznym momencie Chambers przedstawił dokumenty, które zachował sobie na czarną godzinę, potwierdzające jego zeznania. To Hiss kłamał w żywe oczy. Oskarżenie o dawne szpiegostwo się przedawniło, skazany został jedynie za krzywoprzysięstwo, czego jego obrońcy używają do argumentacji: Ha, ha, ha, niczego mu nie udowodnili!

Dwa tygodnie po tym wyroku senator McCarthy rozpoczął swoją krucjatę, a dla Nixona sprawa stała się odskocznią do politycznej kariery, aż po wiceprezydenturę za Eisenhowera i prezydenturę od 1969 r. Zdarzenia te wpisują się w historię konserwatywnej Ameryki, aż po Reagana, który nazwał ZSRR imperium zła i dla którego Whittaker Chambers był bohaterem.

W kręgu waszyngtońskich sympatyków komunizmu przewija się też Harry Hopkins, najbliższy doradca prezydenta Roosevelta. Niektórzy uważają, że był tylko naiwny, jednak dowody i świadectwa go przygważdżają. Jego prosowieckie poglądy były jednoznaczne i publicznie znane. Przez lata praktycznie mieszkał z Rooseveltem, był szarą eminencją. Uczestniczył w najważniejszych spotkaniach z Churchillem i Stalinem. Sam Roosevelt stwierdził, że „Harry i Wujaszek Joe stali się kumplami”. Hopkins kontaktował się z rezydentem KGB Ischakiem Achmierowem.

Nie zawsze łatwo ustalić, od którego dokładnie agenta wypłynęła dana informacja. Siatka była na tyle gęsta, że kandydatów było wielu. W każdym razie Sowieci byli dokładnie poinformowani o aktualnych działaniach i dalekosiężnych planach Amerykanów, mogli też wpływać na ich decyzje. Jeżeli chodzi o planowanie wojny, Sowietom zależało na jak najszybszym otworzeniu drugiego frontu na Zachodzie i to od strony Francji, również na prowadzeniu wojny do końca, aż do bezwarunkowej kapitulacji. Wypuszczony w obieg (choć potem wycofany) plan Morgenthaua, który zakładał przekształcenie Niemiec w kraj rolniczy, który miał nigdy więcej nie stanowić zagrożenia dla sąsiadów, był intensywnie wykorzystywany w Niemczech do przekonania ludności o konieczności walki do ostatka. Próby kontaktu z Amerykanami niemieckich przeciwników Hitlera były odrzucane. Przewrót w Niemczech i jakiś rozejm skróciłby dla Zachodu wojnę o dobry rok, oszczędziłby wielu ofiar. Jednak na wschodzie prawdopodobnie piekło by się tylko zintensyfikowało, więc nie wszyscy by na tym skorzystali. Jednak nie było normalne, że strategia Ameryki była dyktowana z Moskwy. Dotyczy to też zgody na zdobycie Berlina przez Sowietów oraz cofnięcie armii Pattona, która już wyzwoliła Pilzno i szła na Pragę. Układów się dotrzymuje, pacta sunt servanda, jednak my, Polacy, przekonaliśmy się boleśnie, że nie dotyczy to wszystkich.

Do amerykańskiej gry należało też drażnienie Churchilla i podgryzanie imperium brytyjskiego, które Ameryka chciała zastąpić swoim. Można było odnieść wrażenie, że Roosevelt jest w lepszej komitywie ze Stalinem niż ze swoim formalnym sojusznikiem. W efekcie Stalin, który od Hitlera dostał pół Polski, od Roosevelta dostał pół Europy.

Otwartość Amerykanów była tak daleko posunięta, że doszło do współpracy między amerykańskim wywiadem OSS i KGB, najpierw okazyjnej, a od początku 1944 r. sformalizowanej. Patronował temu generał William J. Donovan. Organizując siatkę do walki z Niemcami, rekrutował europejskich emigrantów, w tym wielu lewicowców i komunistów. Wielu z nich pracowało dla ZSRR, swojej duchowej ojczyzny. W wyniku porozumienia Sowieci mogli uzyskiwać informacje zarówno legalnie, jak i nielegalnie – i je porównywać. Wspólna walka z Niemcami miała sens, ale Amerykanie ujawnili swoich agentów w Europie, przez co rozbroili się na przyszłość, a swoich ludzi skazali na prześladowania i śmierć. Spektakularnym przykładem współpracy było przekazanie Sowietom w 1943 r. kilkuset funtów związków uranu.

Ci ludzie nie byli zbłąkanymi sympatykami. Przekazywali państwowe dokumenty sowieckim agentom, przyjmowali od nich polecenia, doskonale wiedzieli, co robili. Niektórzy tylko autorzy używają słowa „zdrajcy”, ale określenie to wydaje się trafne.

Winston Churchill, Franklin D. Roosevelt, Józef Stalin. Konferencja w Jałcie, luty 1945 r.

Sowiecka agentura a sprawa polska

Dostępne obecnie dokumenty pokazują, jak Moskwa ingerowała w sprawy polskie. Również dla Amerykanów sprawy polskie były coraz bardziej męczące, a do zobowiązań, obietnic i sojuszy mieli stosunek swobodny.

Dotyczyło to zbrodni katyńskiej, która nie tylko była bolesna dla Polaków, ale miała potencjał zdyskredytowania ZSRR jako sojusznika. Może koalicja nie zostałaby zerwana, ale teza o moralnej wyższości byłaby bardzo naruszona. Współpraca sojuszników była jednak ważniejsza. Do tego sprawa została nagłośniona w roku 1943, gdy Sowieci już się przygotowywali do formowania nowej władzy ludowej w Polsce. Amerykanie, z Hopkinsem na czele, brali za dobrą monetę wszystkie negatywne opinie na temat rządu londyńskiego. Gdy Polacy zwrócili się do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża o zbadanie sprawy, zostało to określone jako głupi błąd. Polacy zostali zmuszeni do wycofania swojej prośby. I tak to prawda o zbrodni czasem bardziej zaszkodzi ofierze niż sprawcy. A Amerykanie mogli ją w końcu poznać – na miejscu zbrodni obecny był jako niemiecki jeniec wojenny amerykański pułkownik John Van Vliet, który po uwolnieniu w roku 1945 sporządził raport stwierdzający winę Sowietów. Raport ten jednak dziwnym trafem zaginął.

W historii katyńskiej pojawia się jeszcze jedna ważna postać: Wasilij Zarubin alias Zubilin, człowiek wielu talentów. W obozie w Kozielsku grał „dobrego policjanta”. Inteligentną rozmową i poczęstunkiem próbował skłaniać aresztowanych oficerów do współpracy. Podobna akcja była prowadzona w Starobielsku, gdzie z okazji skorzystał Zygmunt Berling, późniejszy dowódca I Dywizji przy Armii Czerwonej. Sam Zarubin (już jako Zubilin) został oddelegowany do innych zadań. Został głównym oficerem legalnej rezydentury KGB w Ameryce, odpowiedzialnym za kontakty ze szpiegami atomowymi – zadanie o znaczeniu strategicznym.

W ten sposób, gdy rosyjski niedźwiedź wkroczył do akcji, otrzymał wszystko, czego żądał, a Polakom nawet nie został honor, bo alianci swoją zdradę musieli przykryć czarną propagandą.

McCarthy – potwór czy bohater?

Jak ocenić McCarthy’ego? Stał się symbolem, memem. W takich przypadkach merytoryczna, zniuansowana dyskusja jest trudna. Do dziś wielu nie wierzy w siatkę szpiegów atomowych. Ta niewiara wynika też z poglądów politycznych. Dla wielu partia komunistyczna to partia jak każda, przynależność nie jest stygmatyzująca. Tymczasem niepodważalne są dowody, że była to sterowana poprzez Komintern agentura, wykonująca polecenia z Moskwy, w tym w najgorszych, stalinowskich czasach. Dobrze było to widać po układzie Ribbentrop-Mołotow, gdy światowe partie komunistyczne znalazły się w silnym dysonansie poznawczym. Dopiero instruktaż z centrali wyjaśnił, że połowa tego, co wbijano im do głów jest nieprawdziwa. Wymagało to solidnej dawki dwójmyślenia i wejścia na wyżyny dialektyki marksistowskiej, zwłaszcza że po dwóch latach znowu trzeba było wszystko odkręcać, z poprawką, że przyjacielem stał się kapitalistyczny Zachód.

Czy te dokumenty obalają czarną legendę McCarthy’ego? Nawet wielu antykomunistów uważa, że często oskarżał bez wystarczających dowodów, był agresywny. Ale główna teza, że administracja amerykańska była naszpikowana agenturą, jest prawdziwa. Pod wpływem tych śledztw wprowadzono ostrzejsze procedury badania lojalności i kontroli dostępu do materiałów tajnych – również poprzez sprawdzanie haków w życiorysie, możliwych do wykorzystania w szantażu. Z kolei liczne jest grono, które każde potwierdzenie istnienia agentury, a zwłaszcza dalsze grzebanie w tych sprawach, uważa za powrót do makkartyzmu.

Wiele z tego, co się o McCarthym opowiada, to zmanipulowane faktoidy. Charakterystyczna jest sprawa Annie Lee Moss, przedstawianej jako męczenniczka terroru. Pracowała w wojskowej kafeterii, potem jakoś przeniesiona została do biura kodów, gdzie miała do czynienia z tajnymi meldunkami. Należała do partii komunistycznej, co zainteresowało władze. Poinformowała o tym agentka FBI, zainstalowana w biurze partii. Przed komisją (bez obecności McCarthy’ego) doszło do konfrontacji obu pań. Demokratyczny senator Symington zapytał Annie Lee Moss, czy są inne osoby w mieście o tym nazwisku, czy sprawdzała to w książce telefonicznej. Moss odpowiedziała, że są trzy takie osoby. Była przygotowana na to pytanie, wyraźnie wyglądało to na ustawkę. Prokurator Roy Cohn próbował przywołać innych świadków, ale został zablokowany. Tymczasem uprzednio zostało sprawdzone, że nie ma pomyłki w identyfikacji i pytający to wiedzieli. Niemniej informacja o niechlujstwie McCarthy’ego poszła w świat i jest powtarzana do dziś jako fakt. Ostatnim tego przykładem jest film George’a Clooneya Good night and good luck. To pamiętna fraza dziennikarza radiowego Edwarda R. Murrowa, który przedstawiony jest jako dzielny rycerz walczący z potworem McCarthym. Jest tam wspomniana sprawa Annie Lee Moss, choć w tak krótkiej migawce, że bez uprzedniej lektury źródeł i tak nikt jej nie zauważy. Na widza mają działać miny i ton głosu. Film poświęca wiele uwagi marginalnej sprawie usuniętego ze służby oficera. Można odnieść wrażenie, że McCarthy się czepia Bogu ducha winnych ludzi, którzy 10 lat temu poszli na zebranie obrońców praw obywatelskich. Nie dowiemy się, czym właściwie jest ten komunizm i dlaczego niby jest tak niebezpieczny.

Stanton Evans w swojej biografii przedstawia wiele przypadków manipulacji, solidnie je dokumentując. Oczywiście nie jestem w stanie tego sprawdzić, ale jego przekaz budzi zaufanie. Tu dochodzimy do punktu znikających dokumentów. Mowa w Wheeling, w której McCarthy zainicjował swoją kampanię, była krytykowana za brak precyzji i rzucanie bezpodstawnych oskarżeń, nie została zarejestrowana. To zrozumiałe – prowincjonalna impreza, nieznany senator. Ale czemu w mikrofilmowym archiwum lokalnej gazety brakuje stycznia i lutego 1950 r.? Raportu Samuela Klausa z listą podejrzanych o szpiegostwo, na którym została ta mowa oparta, nie ma tam, gdzie powinien być. Po wielu dokumentach Departamentu Stanu pozostały tylko kartonowe okładki, zawartość została wyrwana. Dokumenty usuwa ten, kto ma coś do ukrycia.

Od Stalina do Putina

Od stalinizmu i makkartyzmu minęło wiele lat. Skończyła się zimna wojna, którą podobno wygrał Zachód, rozpadł się ZSRR. Trwało jednak KGB, o korzeniach w Ochranie, o korzeniach w opryczninie. Okazało się kręgosłupem, na którym się trzyma mocarstwo na Wschodzie, niezależnie od aktualnej nazwy tej służby.

Nie zmieniła się też idea infiltracji Zachodu, choć metody mogą być inne. Silniejsza jest integracja gospodarcza, również poprzez interesy oligarchów, wykupywanie nieruchomości, jak w Londongradzie. Wszyscy znamy przypadek Gerharda Schrödera, który przecież przed objęciem stanowiska w Gazpromie już jako kanclerz musiał wykazać przydatność i lojalność wobec swego nowego pracodawcy. W międzyczasie kupowanie polityków przestało nas szokować. Przyjaciół Putina znajdujemy co chwilę. Manuela Schwesig, premier landu Meklemburgia-Pomorze Przednie, wspierała budowę Nord Stream 2 i zamieszana jest (z wieloma innymi) w sprzedaż niemieckiej strategicznej infrastruktury gazowej Gazpromowi. Obecnie jej rząd chce zapobiec budowie portu kontenerowego w Świnoujściu.

Ale to sprawy aktualne, gra interesu toczy się nadal, trzeba więc uważać na źródła. Zwłaszcza opis ostatnich lat często skażony jest trumpofobią. Chwalona jest nowa książka Catherine Belton Putin’s People. Ale jeżeli Angela Merkel określona jest tam (w kontraście do Trumpa) jako bastion globalnego liberalnego porządku, to coś jest z oceną sytuacji nie tak.

Istotna w działaniach Rosji jest propaganda, zmierzająca do antagonizowania społeczeństw. Weźmy sprawę wojny na Ukrainie. W wersji dla Ukraińców „polskie pany”, napuszczane przez złych Amerykanów, chcą odebrać Lwów. Obronić bratnią Ukrainę mogą dobrzy Rosjanie. W wersji dla Polaków ukraińscy banderowcy chcą odebrać Przemyśl. Banderowców chcą zdenazyfikować dobrzy Rosjanie, w cudzą wojnę wciągają Polaków źli Amerykanie. To co, że to wersje sprzeczne – są adresowane do innych odbiorców. Chodzi o skłócenie. Dlatego Rosja równocześnie popiera ekstremalną prawicę i lewicę, antyszczepionkowców i zbuntowanych rolników, Black Lives Matter. Jeżeli żądania tych grup mają sens, to nie szkodzi, nawet lepiej. W Polsce było w czasie epidemii 200 tysięcy nadmiarowych zgonów i to jest ważny temat. Można by go omówić rzeczowo. Ale jeżeli krytycy nazywają prezydenta Dudę ludobójcą, to można się domyślić, kto się cieszy. To nie unieważnia protestu, mógł on mieć sens, ale z punktu widzenia Rosji ważne jest zaognienie sytuacji i utrata zaufania do władzy, zwłaszcza jeżeli ta władza stoi na drodze planów Rosji.

Działanie Rosji nie kończy się na propagandzie, co widzimy na Ukrainie. Rosjanie też dokonują zamachów na swoich byłych szpiegów, jak na Litwinienkę i Skripala, gdzie całe miasto Salisbury było w stanie alarmu, bo agenci nonszalancko posmarowali nowiczokiem klamkę domu. Obecnie tu i ówdzie wybuchają magazyny amunicji lub terminale skroplonego gazu, również w Ameryce. Prawdopodobnie nie za wszystkim stoją Rosjanie, ale korelacja jest zastanawiająca. Pokazuje to, że strategiczna infrastruktura musi być maksymalnie zabezpieczona – to nie są żarty.

Wnioski i nauki

Jeżeli historia miałaby być nauczycielką życia, musiałaby być najpierw znana. Spiski i agentury to ważne motory historii, są jednak najsłabiej znane. Podstawowe źródła leżą przez dekady, nikomu nieznane. Gdy zostają odkryte, wydawane z nich dokumenty miewają zaczernione obszerne fragmenty, zwłaszcza nazwiska. Istnieją dobre źródła w dyktaturach. Zwłaszcza Rosja, mimo rewolucji i przesileń, wykazuje się wielką ciągłością. Oznacza to, że dokumenty, które ktoś skrzętnie chce ukryć przed lustracją, są tam dostępne i mogą zostać wyciągnięte przez Rosjan w razie potrzeby. Ale z zewnątrz dostępne są takie dokumenty tylko w krótkich okresach chwilowej liberalizacji, trzeba szybko korzystać z okazji. W międzyczasie wiedza o zdarzeniach – zwłaszcza wśród szerokiej publiczności – budowana jest na półprawdach, emocjach i memach. Zwalczenie ich po czasie jest prawie niemożliwe.

Co do samego tematu agentury pojawia się wiele pytań etycznych, dotyczących zwłaszcza problemu lojalności. Oczywiste wydaje się, którzy są dobrzy, którzy źli. Ale brytyjska zasada „my country, right or wrong” nie jest uniwersalna, ponieważ mój kraj może stać po złej stronie lub w aktualnej formie może nie być moim krajem. Rzućmy kilka takich pytań: Czy lojalność wobec światowej idei postępu społecznego (lub innego wyższego dobra) jest alternatywną lojalnością czy zdradą? Kto jest moim współrodakiem w państwie wielonarodowym? Co z państwem opresyjnym – wobec swoich mieszkańców / wobec ludów podbitych? Ryszard Kukliński – bohater czy zdrajca? Dyscyplina społeczna czy wolność? Co wobec zagrożeń? Jak rozpoznać autentyczne? Kiedy troska o bezpieczeństwo przeradza się w dyktaturę? Jakie poglądy są dopuszczalne w dyskusji, jakie powinny być blokowane z urzędu? Te pytania nie są trywialne, na Zachodzie dzielą one społeczeństwa na wrogie obozy.

Istotna część działalności komunistycznej agentury przypada na okres wojny. Wrogiem były nazistowskie Niemcy, sojusznikiem był komunistyczny ZSRR – dwa totalitarne systemy. ZSRR przyjął na siebie najcięższe niemieckie uderzenie, jego udział w wojnie po stronie Zachodu był niezbędny. Ceną tego sojuszu była propaganda, że Sowieci to przyjaciele, a Stalin to równy gość. Obniżyło to uwagę na niebezpieczeństwo z tej strony, mimo że długoterminowo ZSRR nigdy nie zrezygnował z planów dominacji nad światem. Dalszą ceną było spełnianie sowieckich żądań, zwłaszcza dotyczących Polski. Nie wiem, czy w Ameryce to kogoś bolało, ale zwycięstwo Dobra nad Złem stało się w swej istocie zakłamane.

Obecnie Polska znowu znajduje się w wirze wydarzeń. Ukraina broni się przed rosyjską inwazją, jest też buforem chroniącym Polskę i inne kraje wschodniej flanki NATO. Polska jest całkowicie zaangażowana po stronie Ukrainy; bez transportu broni przez Polskę Ukraina by nie miała szans. Wspiera to mocny sojusznik, Stany Zjednoczone. Zdecydowana postawa Ukrainy się trzyma na jedności wokół prezydenta Zełenskiego. Gdy jeden element z tej konstrukcji wypadnie, budowla się zawali. W Stanach zbliżają się wybory do Kongresu, nie wiadomo, czy czegoś nie zmienią. Wytrzymałość Ukrainy została wystawiona na wielką próbę. Nie wiemy, czy wytrzyma, czy ktoś nie będzie próbował zmieniać frontu. Wszyscy są bardzo zmęczeni. Do tego między Polską a Ukrainą są stare problemy – Rzeź Wołyńska. Temat został przypomniany podczas obchodów w tym roku, ale zostawiamy jego załatwienie na potem. Dla wielu Polaków jest to sprawa osobista, bardzo bolesna, i należy to uszanować. Zamiatanie pod dywan bez końca jest niemożliwe. Do tego nie oszukujmy się – kult Bandery i Szuchewycza nie umarł. Jestem bardzo dumny z postawy naszego narodu i władz. Decyzja o przyjęciu uchodźców nie byłaby tym samym, gdyby była poprzedzona miesięcznym targowaniem. Ale otwartość – tak, naiwność – nie. Granica jest subtelna. Trudno porównywać wysiłek ekonomiczny do narażania się na rakiety wroga. Ale nawet przy hojności trzeba mieć świadomość, co się robi. Na ideę, że wkładamy „kapitał krwi”, a potem się zobaczy, Polacy mają mocną alergię. Dziś jest to nie krew, lecz ekonomia, ale również otwarcie naszego kraju i naszych domów. Nieprzemyślane działania mogą wzbudzić negatywne reakcje. Problem w tym, że w przedłużającym się konflikcie zaczyna decydować wytrzymałość.

.Podsumowując, można powiedzieć, że obecna sytuacja wykazuje wiele różnorakich analogii z historią. Elementem stałym jest rosyjski ekspansjonizm, dziś w formie brutalnej. Równocześnie, dopóki Iskandery nie będą spadać na Monachium, Zachód nie zrozumie, że sprawa dotyczy też jego. Przykręcenie kurka z gazem nie wystarczy – odpowiedzialnością za to obciążani są nierozsądni Ukraińcy, mącący wszędzie Amerykanie i ich koń trojański – Polska. Realiści boją się nowej zimnej wojny, nie zauważając, że już trwa gorąca. Przyjaciele Rosji odnajdują się co chwilę. Równocześnie w globalnych szachach lub raczej w grze go stawiane są kamienie na odległych polach – przez Chiny i innych graczy. Znaczenia tych kombinacji na razie nie rozumiemy, ale niedługo je poznamy. Jaki będzie ten nowy świat? Czy będzie się nam podobał?

Jan Śliwa

M. Stanton Evans „Blacklisted by History: The Untold Story of Senator Joe McCarthy”, 2007
Arthur Herman „Joseph McCarthy: Reexamining the Life and Legacy of America’s Most Hated Senator”, 1999
Larry Tye „Demagogue: The Life and Long Shadow of Senator Joe McCarthy”, 2020
John Earl Hines, Harvey Klehr „Venona: Decoding Soviet Espionage in America”, 1999
Jerrold i Leona Schecter „Sacred Secrets: How Soviet Intelligence Operations Changed American History”, 2002
Fridrikh I. Firsov, John Earl Hines, Harvey Klehr „Secret Cables of the Comintern. 1933–1943”, 2014
Allen Weinstein. Alexander Vassiliev „The Haunted Wood: Soviet Espionage in America – the Stalin Era”, 1999
Herbert Romerstein, Eric Breindel „The Venona Secrets: Exposing Soviet Espionage and America’s Traitors”, 2001
Diana West „American Betrayal: The Secret Assault on Our National Character”, 2013
Martin Sixsmith „The War of Nerves: Inside the Cold War Mind”, 2021
Catherine Belton „Putin’s People: How the KGB Took Back Russia and then Took on the West”, 2020

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 7 sierpnia 2022