Świat na rozdrożu
O rozdrożach duchowej sytuacji czasu, ostrej fazie walki kulturowej ze starą cywilizacją, zmianie paradygmatów w gospodarce i geopolityce, programie „wielkich Chin” i amerykańskiej odpowiedzi, a także rozdrożach europejskich i co z tego wynika dla Polski pisze Wojciech MYŚLECKI
.Do rozważań o świecie przydatne jest wprowadzone przez Karla Jaspersa pojęcie duchowej sytuacji czasu, którą definiował jako syntezę wiedzy o człowieku i świecie zarówno naukowej, jak i wynikającej z doświadczenia jednostkowego oraz zbiorowego.
Rozdroża duchowej sytuacji czasu
.Problem duchowej sytuacji czasu współczesnego został sformułowany przez jednego z najwybitniejszych polskich filozofów, ojca Józefa Marię Bocheńskiego. Zawarł go w swoim słynnym eseju Duchowa sytuacja czasu, w którym stwierdził, że obecnie odrzucamy wszystkie podstawowe wizje świata, ale z trudnością przychodzi nam sformułowanie nowych odpowiedzi na fundamentalne pytania wynikające z tej wizji.
Żyjemy więc na rozdrożu dwóch różnych, całkowicie ze sobą sprzecznych duchowych wizji naszych czasów.
Ojciec Bocheński uważał, że każdy powinien odpowiedzieć sobie na kilka fundamentalnych pytań, które wynikają z rozważań nad wizją świata:
1) Jakie jest miejsce człowieka we wszechświecie?
2) Czy postęp istnieje realnie, jest faktem czy tylko koncepcją?
3) Co może nam dać szeroko rozumiana nauka?
4) Jaka jest moc albo raczej niemoc człowieka wobec świata?
Bocheński odpowiedział na nie pośrednio, ale precyzyjnie. Przede wszystkim odrzucił wszystkie główne oświeceniowe kierunki myślenia o filozofii i ontologii:
Scjentyzm, czyli uznanie nauk przyrodniczych za jedyny fundament prawdziwej wiedzy, jest według Bocheńskiego zabobonem.
Antropocentryzm,czyli przeświadczenieo szczególnej pozycji człowieka we wszechświecie, jest również zabobonem.
Progresywizm, czyli postępowość, jest zabobonem o nieograniczonym postępie historycznym i społecznym. Nieprawdą jest bowiem, że następuje ciągły rozwój, choć jest to przyjmowane jako pewnik w niektórych poważnych rozważaniach nad rzeczywistością.
Prometeizm, czyli przekonanie o wszechmocy człowieka możliwej do osiągnięcia dzięki nauce i technice, to także zabobon.
Przeciwwagą dla tych zabobonów według ojca Bocheńskiego jest konsekwentne trzymanie się wielkiego dorobku cywilizacji europejskiej. Uważał on bowiem, że nasza cywilizacja jest szczytowym osiągnięciem ludzkości, syntezą greckiego stosunku do czystej formy, rzymskiego stosunku do społeczeństwa, przede wszystkim do państwa i prawa, oraz judeochrześcijańskiego podejścia do spraw egzystencjalnych. Stopienie się tych trzech fundamentów w jednej cywilizacji było wielkim osiągnięciem, którą obecnie pracowicie rozkładamy i niszczymy.
Czy sterują nami algorytmy?
.Współczesne – oparte na „zabobonach” – myślenie o duchowej sytuacji czasu ilustrują dwa popularne dzieła. Jednym z nich jest Homo deus. Krótka historia jutra Yuvala Noaha Harariego, izraelskiego historyka, autora kilku światowych bestsellerów. Harari stawia trzy fundamentalne tezy. Uważa, po pierwsze, że nauka skupia swoje problemy w jednym wszechogarniającym dogmacie, który głosi, iż organizmy to algorytmy, a życie jest przetwarzaniem danych. Po drugie, że inteligencja oddziela się od świadomości (dotyczy to sztucznej inteligencji AI). Po trzecie, pozbawione świadomości niezwykle inteligentne algorytmy mogą wkrótce znać nas lepiej niż my sami.
Algorytmy AI stosowane są od dawna. Na przykład w bankach badają i zapamiętują zachowanie klienta po to, by zaoferować mu odpowiednie usługi lub wychwycić nietypowe operacje.
Na szczęście Harari miał wątpliwości co do stawianych przez siebie tez, książkę bowiem kończy pytaniem, czy naprawdę organizmy to tylko algorytmy, a życie to jedynie przetwarzanie danych. Pyta ponadto, co jest więcej warte, inteligencja czy świadomość. Co stanie się z polityką i życiem codziennym, kiedy pozbawione świadomości, ale niezwykle inteligentne algorytmy będą znały nas lepiej niż my sami? Współczesne algorytmy są dziś w niektórych sprawach wręcz doskonałe, wygrywają partie szachów z arcymistrzami, pokonują arcymistrzów starochińskiej gry planszowej o nazwie „go”, ale daleko im do rzeczywistej kondycji i możliwości intelektualnych człowieka. Rozważania Yuvala Harari są przykładem, jak ślepe są zaułki takiego scjentystycznego rozumowania.
Czy wielkie religie przetrwają?
.Autorem drugiego dzieła, ilustrującego współczesne myślenie o duchowej sytuacji czasu, jest czołowy irańsko-amerykański religioznawca Reza Aslan. W swojej najnowszej książce Bóg. Ludzka historia religii postawił tezę, że kluczowe jest, by uznać każdą istniejącą religię za zwykłą ideologię. Według Aslana niesłusznie umieszczamy religię w innej kategorii niż nacjonalizm, komunizm czy humanizm.
Według niego najnowsze teorie wskazują, że impuls religijny nie niesie ze sobą żadnych korzyści adaptacyjnych. Przeciwnie, powoduje poważne wady w funkcjonowaniu naszego gatunku. Jedynym powodem istnienia impulsu religijnego byłoby to, że stanowi on część „czegoś innego”, część jakiejś tajemniczej dla współczesnego człowieka funkcji kognitywnej, którą mózg wytworzył bardzo dawno temu – tłumaczy Aslan i dodaje, iż wielu ludziom wydaje się, że skoro ich Bóg jest niezmienny, to taka też powinna być religia. A jednak dopóki religia będzie ewoluowała wraz z potrzebami społeczeństwa, dopóty będzie znajdować swoje miejsce w świecie – przekonuje religioznawca. Według niego problem pojawia się wtedy, gdy religia stanowi siłę regresywną. Wtedy pojawia się konflikt, i to bardzo destrukcyjny.
Jak widać, wkraczamy obecnie w ostrą fazę walki kulturowej z dotychczasową cywilizacją. Jesteśmy na rozdrożu. Albo jedni pójdą w jedną, a drudzy w drugą stronę i nie będzie już możliwości porozumienia, albo nastąpi rozstrzygnięcie, którą drogą podążymy wszyscy. Destrukcja klasycznego europejskiego świata jest daleko posunięta. Najgorsze jest to, że Kościół, czyli instytucja, która stała na straży ciągłości wartości religijnych i objawionych, jest dziś też bezradna i rozchwiana i sama również stoi na rozdrożu. Jeszcze nie tak dawno Kościół był ostoją, miał jasno określony kierunek. W Polsce wytyczył go prymas Stefan Wyszyński, który w Kazaniach świętokrzyskich powiedział, że Kościół polski nie ma zwyczaju opuszczać narodu w potrzebie. Teraz polski episkopat całkiem się pogubił.
Nowe paradygmaty gospodarki
.Następuje dojrzała integracja wielkich wynalazków, połączenie internetu z realnymi strukturami sieciowymi, takimi jak sieć drogowa czy energetyczna, scalenie w jednolitą całość gospodarki realnej z cyfrową. Technologie gromadzenia, przetwarzania i wydobywania informacji z ogromnej liczby danych, czyli technologie big data, wspomagane algorytmami AI i nałożone na integrujące się sieci, tworzą zupełnie nową jakość w przekształcającej się gospodarce. Guru w analizie tych rewolucyjnych zmian w gospodarce Kevin Kelly prześledził, co jest fundamentem i spoiwem tej nowej gospodarki. Stwierdził, że w niematerialnej rzeczywistości cyfrowej nic nie będzie niezmienne ani ustalone raz na zawsze, wszystko będzie w procesie stawania się. Siły kształtujące współczesny świat i zmiany, które one wywołują, podzielił na dwanaście procesów, takich jak: uzyskiwanie dostępu, śledzenie, filtrowanie, interakcje… Mają one charakter w miarę obiektywny i polityka czy ideologia nie będą miały na nie wpływu. Każdy z tych dwunastu rozgrywających się na naszych oczach procesów jest trwałą tendencją, przynajmniej na najbliższe trzydzieści lat, ponieważ ich korzenie tkwią nie w naturze społeczeństwa, ale w naturze technologii.
Zmiana paradygmatu wzrostu
.Uwzględniając słusznie postponowaną przez ojca Bocheńskiego tezę o nieustającym postępie, musielibyśmy przyjąć, że dochód narodowy (PKB) będzie stale wzrastał. Teraz widać już wyraźnie, że nie da się utrzymać stałego wzrostu gospodarczego i dochodzimy do granicy zdolności świata w utrzymaniu trendu wzrostowego, choćby z powodu wyczerpywania się zasobów naturalnych czy kwestii ekologicznych. Stoimy wobec perspektywy zahamowania tego procesu, gdyż szkody spowodowane dalszym wzrostem PKB będą znacznie większe niż korzyści. Jest to dość dobrze rozpoznane w świecie rozwiniętym, natomiast ci, którzy dopiero się rozwijają, ostro przeciw temu protestują. To kolejne rozdroże między światem rozwiniętym a rozwijającym się. Stoimy na tym rozdrożu wobec konieczności zmiany definicji granic funkcjonowania systemu gospodarczego. Scenariusze Klubu Rzymskiego, opublikowane w słynnym raporcie z 1972 roku, i różnorodne dane, szczególnie te po kryzysie z 2008 roku, pokazują, że dotychczasowy porządek jest nie do utrzymania.
Nowy paradygmat organizacji gospodarki – wspólnota współpracy
.Sytuacja, w której się znajdujemy, to z jednej strony wyczerpujące się zasoby, a z drugiej pojawienie się nowej gospodarki, czyli zlewanie się gospodarki cyfrowej z gospodarką realną, co powoduje, że obecny świat jest nieprawdopodobnie złożony. Nowoczesność ma wpisaną w siebie ciągłą zmianę i burzenie dotychczasowego porządku, a efektem tego jest nieustanny wzrost złożoności. Powstaje coraz więcej przestrzeni do realizacji pomysłów, powstają nowe style życia, nowe zawody. Społeczeństwo ulega coraz większej fragmentaryzacji.
Niektóre państwa lepiej sobie z tą złożonością radzą, inne, tak jak Polska, nie potrafią w niej skutecznie funkcjonować. Nieprzygotowanie naszych struktur państwowych, politycznych, a nawet naukowych do zarządzania tak złożonymi strukturami generuje liczne problemy. Czyli następne rozdroże jest między państwami, które odnajdują się w rosnącej złożoności współczesnego świata, a tymi, które nie są w stanie w niej funkcjonować.
Jeremy Rifkin – amerykański ekonomista, politolog i publicysta, uznawany za jednego z najlepszych prognostyków, stwierdził, że nie jest możliwe rozwiązanie problemów współczesnego świata w ramach istniejącego systemu kapitalistycznego. Ta epoka kończy się i to jest proces nieunikniony, choć nie postępuje szybko. Rifkin uważa, że stoimy dziś u progu nowego systemu ekonomiczno-politycznego z nowymi układami generowania władzy i nowym układem interesów. Zarówno styl życia, jak i sposoby rozwiązywania problemów, przed którymi stoimy, oparte będą na całkowicie nowym paradygmacie gospodarczym – wspólnocie współpracy. Dotychczasowe hierarchiczne, sektorowe czy branżowe ułożenie gospodarki zastąpi sieć współpracy.
Zmiana paradygmatów geopolityki
.Tak szybkie zmiany musiały doprowadzić do zmiany układu sił na świecie. Pierwszym czynnikiem był rozpad Związku Radzieckiego, którego żaden poważny polityk wcześniej nie rozważał. Podobnie dzisiaj zbyt wielu nie daje wiary, że świat się błyskawicznie zmienia i musi nastąpić radykalna, wręcz tektoniczna zmiana układu sił na świecie.
Drugim czynnikiem jest podważanie legitymizacji cywilizacji zachodniochrześcijańskiej jako podstawy ładu światowego. Obecnie kwestionowany jest cały demokratyczny i liberalny porządek zachodni, a istotnym czynnikiem tego procesu jest fundamentalizm muzułmański, który podważa większość zasad zachodniego świata chrześcijańskiego. Załamał się też światowy system równowagi militarnej, oparty w czasach zimnej wojny na równowadze strachu przed wzajemnym atomowym zniszczeniem.
Trzecim czynnikiem jest powrót Chin jako mocarstwa światowego. Obecnie gospodarka chińska przeskoczyła już amerykańską. Wszystkie te procesy nastąpiły w ciągu ostatnich trzydziestu kilku lat.
Wielka Brytania, po nieudanym mariażu z państwami kontynentalnymi, opuściła Unię Europejską. Jest to dużo poważniejszy problem, niż sobie w tej chwili wyobrażamy. Niemcy jako potęga gospodarcza stały się najsilniejszym państwem Unii. Problem z Niemcami jest trudny, szczególnie dla nas, ale jest też nierozumiany (szczególnie w Polsce). W publicystyce, nawet poważnej, nie ujmuje się prawidłowo, czym obecnie są Niemcy. Jest to państwo inne od wszystkich pozostałych dlatego, że po wojnie odbudowywano je jednowymiarowo – jako gospodarkę. Aspekty polityczne, ideowe i militarne były w dużej mierze poza kontrolą rządu niemieckiego. Pamiętamy wielkie zmagania o utworzenie Europy bez wojny, przez stworzenie najpierw Wspólnoty Węgla i Stali, aż po dzisiejszą Unię Europejską. Wszystko to robiono, aby trzymać Niemcy pod kontrolą.
Pierwszy powojenny kanclerz, Konrad Adenauer, który uczestniczył w tym procesie, starał się nawiązać do Niemiec przed bismarckowskim zjednoczeniem, bo pamiętajmy, że nastąpiło ono na warunkach pruskich. A Prusy były słusznie nazywane armią, która ma państwo. Analogicznie można powiedzieć, że Adenauer zbudował razem z Ludwigiem Erhardem gospodarkę, która ma państwo. Na kanwie gospodarki zbudowano struktury, które są w nią wtopione. Rząd niemiecki nie jest rządem państwa i prawa, tylko częścią gospodarki, a decyzje rządu niemieckiego są syntezą interesów gospodarczych Niemiec. Bo Niemcy, szczególnie ci zachodni, sami się bali Niemiec zjednoczonych i bali się niemieckiej armii.
Dodatkowo nałożyła się na to polityka sformułowana przez generała Pattona, który precyzując, jaki ma być porządek w Niemczech, wypowiedział trzy równoważniki zdań: „United States in, the Soviets out, Germany down” (Stany Zjednoczone wewnątrz, Sowieci na zewnątrz, Niemcy przy ziemi). Ten porządek już się skończył. Niemcy wiedzą, że są silne, nakładają wprawdzie sobie pewne ograniczenia, ale gdy ktoś ich interesom przeszkadza, potrafią skutecznie się przeciwstawić. Nie są to jednak Niemcy, które znaliśmy z II wojny światowej.
Niemcy i stosunek do Niemiec zbudowały nam nowe rozdroże. Dotyczy to przede wszystkim Polski, gdzie wiele małych i średnich przedsiębiorstw funkcjonuje w oparciu o gospodarkę niemiecką, a 30 proc. naszego eksportu kierowane jest do Niemiec. Niemcy są naszą bramą na Zachód, a linie kooperacyjne i łańcuchy logistyczne między nami są krótkie. Położenie geograficzne i wspólna przynależność do zachodnich organizacji gospodarczych, politycznych i militarnych stanowi o silnej zbieżności prawie wszystkich podstawowych interesów. Tymczasem nasze stosunki z Niemcami są na nieakceptowalnie złym poziomie, a ich poprawa jest wielkim zadaniem obydwu stron do szybkiego odrobienia.
Unia Europejska jest w głębokim kryzysie, zarówno instytucjonalnym, jak i duchowym. Nastąpiło zwarcie między scjentyzmem a normalnością i to jest realna walka ideologiczna. Ataki na Polskę – na przykład w Parlamencie Unijnym – wynikają stąd, że zostaliśmy zaklasyfikowani do obozu antyscjentyzmu i antyprogresywizmu. Sprawa „zielonej energii” jest bardzo ważna dla świata, ale jest podszyta tak mocnym podglebiem ideologicznym, że nie można oddzielić racjonalności od ideologii. Dlatego jeśli ktoś przeciwstawia się ideologicznym aspektom „zielonej energii” i przedstawia racjonalne argumenty, to i tak traktowany jest jak szkodnik gospodarczy. Tam, gdzie wkracza ideologia, nie ma ani racjonalności, ani pobłażania.
Czego chcą Chiny?
.„Niebo jest u góry, Ziemia w dole, a to, co między Niebem a Ziemią, nazywa się Chinami. Ci na obrzeżach są obcy. Obcy należą do tego, co zewnętrzne, a Chiny do tego, co wewnętrzne” – mówił o Królestwie Środka Shi Jie, jedenastowieczny chiński poeta. Państwo Środka nie wzięło się z przekonania o centralnym położeniu Chin. Chińczycy doskonale wiedzieli, jak wygląda Ziemia – Vasco da Gama, który jako pierwszy dotarł drogą morską z Europy do Indii, opływając Afrykę, podróżował według mapy, którą kupiono w chińskim Makao za duże pieniądze. Chińczycy uważali się za Państwo Środka, czyli leżące między Niebem a Ziemią, państwo nadzwyczajne, nieporównywalne z jakimkolwiek innym, państwo wybrane, nie tylko na Ziemi, ale także w wymiarze transcendentnym. Dlatego wszelkie analizy i działania na tej linii należy podejmować z najwyższą rozwagą i rozeznaniem.
Dwa lata temu opublikowany został dokument Niech Chiny znów będą wielkie, w którym napisano wprost, o co Chińczykom chodzi.
Po pierwsze, Chiny mają wrócić na dominującą pozycję w Azji, przynajmniej tę, którą zajmowały przed „najazdem” z Zachodu.
Po drugie, należy przywrócić kontrolę nad terytorium „Wielkich Chin”, co oznacza przyszłe konflikty, chodzi bowiem o poszerzenie terytorium o Hongkong, Tajwan i kilka wysp (na razie). Proces włączania Hongkongu do Chin już się rozpoczął, a jeśli ten trend się utrzyma i obejmie Tajwan, oznacza to przegrupowanie całego układu sił i ukształtowanie nowych sojuszy.
Po trzecie, Chiny powinny odzyskać historyczną strefę wpływów wzdłuż granic i mórz ościennych oraz handlową dominację nad przestrzenią euroazjatycką, co pozwoli przywrócić im należne miejsce na świecie.
Po czwarte wreszcie, Chiny domagać się będą szacunku od innych wielkich mocarstw na światowych salonach. Chińczycy są bardzo wrażliwi na tym punkcie. Dla Chin szacunek jest sprawą fundamentalną.
Na nasze i innych szczęście Chińczycy stosują w polityce maksymę: „Należy iść po dnie kamienistym, macając palcami kamienie”, co oznacza, że trzeba cierpliwie i ostrożnie posuwać się do przodu, osiągając swoje cele. I tak postępują, realizując program „Wielkich Chin”.
Reakcja Ameryki
.Ameryka obudziła się i sformułowała nową doktrynę polityczną w stosunku do Chin, odmienną od polityki Kissingera. Generał Robert Spalding, doradca Donalda Trumpa ds. Chin, sformułował to następująco:
„Tu nie chodzi o wojnę handlową, tylko o coś znacznie większego – powrót do demokratycznych zasad, które Ameryka starała się narzucić światu po II wojnie światowej. Gdy rozpadł się Związek Radziecki, uwierzyliśmy, że otwarty rynek wystarczy, aby demokracja i rządy prawa same stopniowo objęły cały glob. Komunistyczna Partia Chin pokazała, że nigdy na to nie pozwoli. Stopniowo będzie osłabiać system oparty na zachodnich wartościach poza swoimi granicami. Mówimy więc o starciu wręcz tytanicznym”.
Czyli Ameryka zakłada, że nie da się w żaden sposób, ani dyplomacją, ani na drodze militarnej, politycznie czy gospodarczo, narzucić Chinom demokratycznych i liberalnych zasad, dlatego trzeba w równowadze światowej ułożyć się z nimi na nowo, według innych niż dotychczas reguł gry.
Rozdroża europejskie. Co dalej z Rosją?
.W dniu 17 grudnia 2021 roku Ministerstwo Spraw Zagranicznych Rosji przekazało dwa dokumenty wszystkim krajom NATO i odrębnie Stanom Zjednoczonym: Traktat między Stanami Zjednoczonymi a Federacją Rosyjską o gwarancjach bezpieczeństwa oraz Porozumienie w sprawie środków zapewniających bezpieczeństwo Federacji Rosyjskiej i państw członkowskich Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego [NATO], wychodząc z założenia, że to Zachód generuje zagrożenia. Rosjanie zaproponowali dwa traktaty, jeden z USA, drugi z państwami NATO, ponieważ zgodnie z ich sugestiami same Stany Zjednoczone są za mało wiarygodne. Deklarowanym celem Moskwy jest uzyskanie „gwarancji bezpieczeństwa prawnego od Stanów Zjednoczonych i NATO”. Przekazując te dokumenty, rosyjskie MSZ oświadczyło, że można je przyjąć bez zmian albo odrzucić. „Oba teksty nie są napisane zgodnie z zasadą menu, w którym można wybrać jedno lub drugie, uzupełniają się nawzajem i powinny być traktowane jako całość” – oświadczył wiceminister spraw zagranicznych Siergiej Riabkow.
Jest to zatem szantaż skierowany zarówno do Amerykanów, jak i Europejczyków. Jeżeli Zachód nie zaakceptuje rosyjskiego ultimatum, będzie musiał zmierzyć się z „militarną i techniczną alternatywą”. Według słów wiceministra spraw zagranicznych Aleksandra Gruszki: „Europejczycy muszą też zastanowić się, czy chcą uniknąć uczynienia ze swojego kontynentu sceny konfrontacji militarnej. Mają wybór. Albo poważnie traktują to, co kładzie się na stole, albo stoją przed alternatywą wojskowo-techniczną”.
Po co Rosja to zrobiła? W naszej publicystyce rozważa się: „Wejdą, nie wejdą?”, „Uderzą, nie uderzą?”, ale po co mieliby to robić i o co w tym chodzi? Odpowiedzi można poszukać, analizując dochód narodowy (PKB) według parytetu siły nabywczej (dane z końca 2018 roku):
1. Chiny – 23,4 bln USD
2. USA – 21,4 bln USD
3. UE – 20,7 bln USD
4. Niemcy – 4,7 bln USD
5. Rosja – 3,1 bln USD
6. Polska – 1,3 bln USD
Świat – 134,5 bln USD
Czyli Rosja rzuca wyzwanie dwóm potęgom, mającym ponad 20 bln dolarów PKB każda. W tym zestawieniu widać, że PKB Niemiec wynosi 4,7 bln dolarów, czyli więcej niż Rosji, której PKB to zaledwie 4,1 bln. Dla porównania PKB Polski to 1,3 bln dolarów, zatem Rosja ma tylko dwa i pół razy większy dochód narodowy niż Polska. Nie jest to więc potęga, która pozwala rzucać wszystkim wyzwania. Po co więc to robi?
Warto zwrócić uwagę na fakt, że Rosja stale osłabia i anarchizuje Zachód, robiąc wszystko, żeby wszelkie scjentyzmy i progresywizmy wzmocnić – wspiera organizacje ekologiczne, ruchy LGBT i różne formacje prawicowe, prowadząc z jednej strony ich infiltrację, z drugiej korumpując elity, i to zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w Europie Zachodniej. Rosja to państwo cywilizacyjnie całkowicie odmienne od Zachodu, ma inne zasady oceny sytuacji, inną organizację społeczeństwa, inne podstawowe paradygmaty, od moralnych po polityczne. Jest to typowa cywilizacja turańska w ujęciu Feliksa Konecznego.
Rosja uważa, że Ameryka skompromitowała się, wycofując wojska z Afganistanu, że Joe Biden, ze względu na wiek, nie funkcjonuje tak, jak przystałoby na prezydenta mocarstwa, że Europa jest uwikłana w spory wewnętrzne i jest niespójna w polityce i wojskowości itp. Z punktu widzenia Rosji jest to najlepszy moment, aby w takim rozgardiaszu uderzyć. To jest także test na to, co zrobi Zachód.
Jeden z najwybitniejszych analityków spraw Rosji, prof. Françoise Thom z Sorbony uważa, że najlepszą polityką wobec rosyjskiego szantażu jest milczenie i dystans, w myśl zasady „nic nie rób, nic nie mów i stój na swoim miejscu”. A dokumenty przekazane przez rosyjskie MSZ niech sobie leżą na stole, nie należy na nie reagować. Trzymanie się dialogu za wszelką cenę, zwłaszcza gdy Moskwa trzyma nas na muszce jak szaleniec zakładnika, tylko pokazuje naszą słabość i zachęca Kreml do eskalacji żądań. Ponadto musimy przestać nadawać zimnej wojnie pejoratywne konotacje, na które strategia NATO nie zasługuje.
Należy pamiętać, że zimna wojna rozpoczęła się w 1946 roku, kiedy Zachód przestał ulegać Stalinowi po tym, jak porzucił na jego rzecz kraje Europy Środkowej i Wschodniej. To dzięki zimnej wojnie kraje Europy Zachodniej zachowały wolność. Zimna wojna zakończyła się sukcesem, czyli rozbiciem imperium sowieckiego. Ale to jest wańka-wstańka, znowu się podnosi, jest jak Hydra, której można uciąć łeb, a on po jakimś czasie odrasta i wszystko wraca do punktu wyjścia. Rosja jest w tym bardzo przewidywalna, to Zachód jest nieprzewidywalny.
Co z tego wynika dla Polski?
.Po pierwsze, wobec niestabilnej sytuacji na Wschodzie musimy uporządkować nasze relacje na Zachodzie, nie możemy walczyć na dwa fronty. Musimy lepiej lub gorzej, czasem ujmując własnego dobrego mniemania o sobie, zacząć od uregulowania stosunków z Niemcami w ramach Unii Europejskiej. To otworzy drogę do zracjonalizowania naszych relacji w Unii. To, co teraz robimy, jest bardzo kosztowne i stawia nas wobec alternatywy: albo nas przymuszą, albo wyrzucą. Każde z tych rozwiązań będzie gorsze od racjonalnego poukładania się i powrotu do stołu, gdzie nas obecnie nie ma. Nieobecni nie mają racji. Jeśli wszystko będziemy negować – nie będziemy mieli żadnego wpływu na cokolwiek. I znowu utkniemy między Rosją a Niemcami.
Drugą ważną okolicznością, która zmusza do zasadniczej rewizji naszej polityki na linii unijnej, jest zmiana generacyjna w Polsce. Pokolenie wielkiego wyżu powojennego „dzieci socjalizmu” przeszło lub już przechodzi już na emeryturę. Punktem odniesienia jest potężny i prawdopodobnie historycznie ostatni wyż demograficzny, czyli pokolenie Y albo milenialsi urodzeni w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych poprzedniego wieku, gdy były już komputery osobiste, a następnie komórki i internet. Wielką zagadką jest pokolenie Z – ludzi urodzonych już w XXI wieku, ale oni są jeszcze bardzo młodzi. Co ciekawe, ponad 50 proc. osób w wieku produkcyjnym jest już z pokolenia Y i Z. Za trzy lata stanowić będą 75 proc.
Pokolenia Y i Z
.Badania nad tymi pokoleniami przeprowadzone zostały przez firmę doradczą Deloitte, można więc uważać, że są rzetelne. Raport z tych badań, zatytułowany The Deloitte Global Milenial Survey 2019, objął 42 kraje, w tym Polskę.
Okazuje się, że dla pokoleń Y i Z zmiany klimatu i ochrona środowiska są bardzo ważne, stawiają je na pierwszym miejscu, i to przede wszystkim z uwagi na oddziaływanie na człowieka. Wśród ludzi tych pokoleń ważny jest też wolontariat i wsparcie dobroczynne. Nie mają oni psychologicznych obciążeń okresu agresywnego liberalizmu, zwanego też turbokapitalizmem, który wytyczył ścieżki transformacji w Polsce.
Tylko 13 proc. młodych Polaków uważa, że system polityczny w ich kraju funkcjonuje poprawnie, aż 47 proc. domaga się zmian, a 28 proc. chce, by były to zmiany radykalne.
Co pokoleniu Y i Z zostawiło pokolenie „dzieci socjalizmu”? Przede wszystkim zostawiamy im wolną i niepodległą Rzeczpospolitą – członka NATO i Unii Europejskiej.
Gdy spojrzymy na wykres PKB na głowę Polski w latach od roku 1800 do 2017, zauważymy gwałtowny spadek po pierwszej wojnie światowej i podobny, przypadający na lata osiemdziesiąte XX wieku. Spadek PKB po II wojnie światowej nie był aż tak głęboki i gwałtowny. Obecnie Polska jest najbogatsza w całej swojej historii. Mimo że zostawiamy pokoleniu Y i Z wiele problemów, liczne rozdroża, ale wzrost PKB jest obecnie najwyższy w historii od czasów, kiedy zaczęto go liczyć.
Prognoza wskaźników gospodarczych na rok 2022
Wzrost PKB w Polsce wyniesie 4,5 proc., co jest wartością uśrednioną, bo na początku roku ten wskaźnik wyniesie 6 proc., a pod koniec – 3,5. Prognozuje się inflację w wysokości 8 proc., tak wysoki jej poziom notowany był ostatnio pod koniec XX wieku. Przewidywany nominalny wzrost wynagrodzeń osiągnie 9,2 proc., czyli przewyższy nieco poziom inflacji. Bezrobocie utrzyma się na niskim poziomie 4,9 proc. Inwestycje wzrosną o 7,6 proc., a przy założeniu, że otrzymamy środki z Krajowego Planu Odbudowy – 9 proc. Konsumpcja zwiększy się o 4 proc., a eksport wzrośnie o 8 proc. Na podstawie prognozowanych wskaźników można ocenić, że gospodarka Polski trzyma się mocno. Jeżeli jednak nie będzie zasadniczego zwrotu, należy spodziewać się pod koniec roku silnego tąpnięcia, gospodarka dostanie „zadyszki” i problemy utrzymają się też w roku następnym.
Co dalej?
.„Tragedia państwa PiS polega na tym, że w odpowiedzi na rosnącą złożoność podejmuje ono działania, które prowadzą do radykalnej redukcji owej złożoności – alienacji państwa i jego ucieczki z rzeczywistości w sferę mitów i fantazji. Czyli polityka obecnego rządu nie rozwiązuje żadnych kluczowych realnych problemów państwa o strategicznym znaczeniu?” – pisze publicysta i pisarz Edwin Bendyk. Dodałbym, że państwu temu i demokratycznie wybranemu rządowi dzielnie w tym oderwaniu od rzeczywistości pomaga opozycja, która nie przedstawia żadnych alternatywnych propozycji, nie proponuje nic konstruktywnego, lecz tylko atakuje formację polityczną, jaką jest Zjednoczona Prawica.
Żeby ocenić, co w takiej sytuacji robić, trzeba sobie odpowiedzieć na dwa pytania:
– Czy będzie wojna na terenie Ukrainy, a jeżeli tak, jakie będą przewidywane jej skutki?
– Czy rząd będzie kontynuował dotychczasową politykę?
Moim zdaniem prawdopodobieństwo wojny na terenie Ukrainy jest znikome, choć rozmieszczenie wojsk wskazywać może na przygotowania do konfliktu zbrojnego. Ale jest ono w takiej fazie, że jest mało prawdopodobne, by nastąpiło rozwinięcie frontu. Jedyne, co może się wydarzyć, to bombardowanie na przykład Kijowa i zniszczenie miasta. Zapadnie wówczas decyzja „zaduszenia” ekonomicznego Rosji i wtedy znajdzie się ona w takiej sytuacji, w jakiej był w końcowej fazie Związek Radziecki. Dlatego z gospodarczego punktu widzenia prawdopodobieństwo realizacji takiego scenariusza jest znikome.
Jeśli chodzi o drugie pytanie, są dwie możliwości: podążanie w dalszym ciągu w obecnym kierunku polityki gospodarczo-państwowej albo przeprowadzenie reorganizacji rządu, nawet za cenę utraty większości parlamentarnej, i dokonanie zwrotu w kierunku świata, w którym chce żyć pokolenie Y-Z. Dlaczego może to zrobić tylko rząd? Z opozycją starałem się rozmawiać, podpowiadałem, sugerowałem tworzenie think tanków. Nie dało to wielkiego efektu. Opozycja nie jest obecnie gotowa do przejęcia władzy. Według opozycji za całe zło winny jest PiS, według PiS-u najbardziej winni są Tusk, Unia Europejska i Rosja, a więc tym układzie niewiele da się zrobić. A na dodatek rząd ma jeszcze opozycję wewnętrzną, która jest groźniejsza i bardziej zjadliwa niż opozycja zewnętrzna. Mamy więc sytuację patową.
Na początku rządów Prawa i Sprawiedliwości było więcej optymizmu, zwłaszcza gdy obok ważnego i nośnego programu wyrównania różnic społecznych pojawiły się plan i strategia odpowiedzialnego rozwoju wicepremiera Mateusza Morawieckiego, pełnego werwy i świeżych pomysłów. Od czasu, kiedy Mateusz Morawiecki został premierem, dużą część jego aktywności stanowi walka z przeciwnościami nadzwyczajnymi, jak pandemia COVID-19 czy obecnie sytuacja na wschodzie, oraz z blokadą reform prokurowaną głównie przez koalicjantów i kolegów z rządu.
.Pozostaje pocieszyć się faktem, że rzeczywistą siłą państwa nie jest koalicja rządząca czy rezerwowa armia pretendentów do władzy, jaką jest opozycja, tylko obywatele. Jestem przekonany, że los Polski przesądzą obywatele, którzy na razie nie zabierają głosu. Moje przesłanie dla nich jest następujące: słowem, czynem, przykładem należy próbować wymusić istotne zmiany w naszej polityce, bo nie stać nas na utrzymanie obecnego stanu rzeczy.
Wojciech Myślecki
Tekst ukazał się w nr 38 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [LINK]. Jest to tekst wykładu wygłoszonego 5 stycznia 2022 roku we wrocławskim Klubie „Spotkanie i Dialog”. Opracowanie Małgorzata Wanke-Jakubowska i Maria Wanke-Jerie.