Prof. Aleksander SURDEJ: Deglobalizacja kontrolowana?

Deglobalizacja kontrolowana?

Photo of Prof. Aleksander SURDEJ

Prof. Aleksander SURDEJ

Ambasador Polski przy Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), Dziekan Rady Ambasadorów OECD. Profesor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Rządy powinny stworzyć mapy ryzyk i popatrzeć na działalność gospodarczą pod kątem minimalnego bezpieczeństwa, które zapewnić może jedynie produkcja w obrębie własnych granic – pisze prof. Aleksander SURDEJ

Słyszymy to dzisiaj wszyscy: w szpitalach państw europejskich brakuje maseczek, wentylatorów i żelu dezynfekującego. Ciekawi dowiadują się również, że w ich kraju (np. we Francji) nie produkuje się już paracetamolu, a 97 proc. antybiotyków (przypadek USA) importowanych jest z Chin.

Jeszcze dwa miesiące temu wielu osobom taka sytuacja wydawała się naturalna. U podstaw głębokiej globalizacji gospodarczej, na którą państwa Zachodu wybrały się trzy dekady temu, było przeświadczenie, że zyskają na niej wszyscy. Przedsiębiorcy i przedsiębiorstwa staną się właścicielami zagranicznych aktywów, dostarczając kapitału i technologii, uzyskają długookresowe renty: po ustanowieniu gospodarczych przyczółków rentierskie dochody będą płynąć obficie i stale.

Jeśli kiedyś byli jacyś krytycy takiego sposobu myślenia, to wyłącznie tacy, którzy nie odrzucając takiego podejścia, wołali o spełnienie warunków dopełniających. Postulowali, że beneficjenci delokalizacji powinni zostać opodatkowani, aby zrekompensować straty tracących pracę i dochody.

Jeśli są jakieś kraje, które udanie zastosowały takie rozwiązanie i zbudowały gospodarkę silnie włączoną w światową wymianę, utrzymując przy tym kontrolę nierówności ekonomicznych, to są to państwa skandynawskie – państwa małe, w których łatwiej jest zastosować społecznie akceptowany mechanizm: zyski dla właścicieli globalizujących się przedsiębiorstw, ale zarazem hojniejsze wydatki na programy socjalne i szkolenia zawodowe.

W wielu innych państwach korzyści i koszty okresu „euforycznej globalizacji” podlegają obecnie silnej weryfikacji. Okazało się bowiem, że przewagi technologiczne i kapitałowe szybko zanikają, że wraz z ich utratą tracone są podstawowe źródła przewag gospodarczych: przedsiębiorstwa, kwalifikacje i szerzej – know-how.

Tylko księżycowi ekonomiści odrywają stronę finansową od realnej strony działalności gospodarczej. Jeśli w latach 90. naiwni lub dogmatyczni politycy gospodarczy łatwo likwidowali przedsiębiorstwa i całe gałęzie gospodarki, patrząc jedynie w tabelki arkusza kalkulacyjnego, to obecnie, gdy zastosowane środki sanitarne wymuszają przestoje i zamknięcie przedsiębiorstw na nieznany jeszcze okres, imperatywem powinno być ratowanie tych przedsiębiorstw, które są nośnikami technologii i kwalifikacji.

Pandemia nie jest jednak wystarczającym powodem dla całkowitej deglobalizacji gospodarczej. Pełną gospodarczą izolację wymusić mogłaby cała seria pandemii – zdarzenie mało prawdopodobne.

Rządy powinny jednak stworzyć mapy ryzyk i popatrzeć na działalność gospodarczą pod kątem minimalnego bezpieczeństwa, które zapewnić może jedynie produkcja w obrębie własnych granic. Dokument taki powinien powstać w otwartej debacie publicznej, aby mógł zyskać szeroką aprobatę społeczną.

Niektóre kwestie są już dość dawno rozstrzygnięte. W obszarze energii państwa członkowskie Międzynarodowej Agencji Energii (MAE) muszą utrzymywać rezerwy paliw płynnych równe co najmniej 90-dniowej konsumpcji. Inne wymagają starannej analizy i weryfikacji. Tak jest w przypadku żywności. Polska jest dużym producentem żywności, wiele eksportujemy, sporo importujemy. Nadmierne wychylenie w kierunku lokalnej samowystarczalności żywnościowej, pod hasłem krótkich łańcuchów dostaw od gospodarstwa rolnego do stołu, mogłoby być nieuzasadnione i kosztowne. Nie jest również łatwo o osiągnięcie równowagi w obszarze leków. Leki lekom nie są równe. Produkcja nowatorskich leków jest skupiona w kilku państwach świata. Polska powinna starać się do tej grupy dołączyć. Tymczasem trwa wyścig o skuteczną szczepionkę antykoronawirusową. Wcześniej o szerszym problemie szczepionek pisano wiele, nie tylko w Polsce, wskazując, że prace nad nimi nie są opłacalne dla koncernów farmaceutycznych: badania są czasochłonne i kosztowne, a wyniki niepewne. Co więcej, pacjenci mogą nie chcieć się szczepić. W tym obszarze oczekiwanie interwencji państw jest uzasadnione. Może wspólne finansowanie badań nad szczepionkami? Może przymus szczepień tworzący stałą bazę nabywców szczepionek?

Rządy powinny zbudować mapę szeroko rozumianego bezpieczeństwa ekonomicznego w oparciu o szczegółową informację o stanie realnej strony gospodarki swojego kraju. Tylko wtedy będą w stanie uniknąć kosztownego błędu nadmiernej asekuracji (utrzymywanie nadmiernych zapasów, chronienie nieefektywnej produkcji w obrębie własnych granic) i równie kosztownego, chociaż o konsekwencjach odłożonych w czasie, błędu niewystarczającego zabezpieczenia (nadmierne oparcie na globalnych łańcuchach dostaw).

.Medialny efekt wirusa może prowadzić do błędnych decyzji. Poszukiwanie trwałego punktu deglobalizacyjnej równowagi należy odłożyć na powirusowe czasy.

Aleksander Surdej
Paryż, 26 marca 2020

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 26 marca 2020