Model biznesowy Facebooka skupia się na oferowaniu przestrzeni służącej pielęgnowaniu frustracji i gniewu, emocji, które są zaraźliwe i często prowadzą do skrajnych reakcji. Coraz częściej ten model widać też w polityce – pisze prof. Marc SCHUILENBURG
.W latach 80. histeria przestała być traktowana jako zaburzenie psychiczne. W 1980 roku została usunięta z Diagnostycznego i statystycznego podręcznika zaburzeń psychicznych (DSM), od tej pory nie uznaje się jej za stan chorobowy. Wystarczy się jednak rozejrzeć, aby przekonać się, że histeria nigdy nie była tak żywa. Przykłady? Choćby sytuacje z wyczerpywaniem się zapasów papieru toaletowego na początku pandemii COVID-19. Albo histeria konsumencka w każdy czarny piątek. Albo zajadłe dyskusje toczące się codziennie na Facebooku i Twitterze.
Kiedy to widzimy, wszyscy rozpoznajemy histerię – przejaw nadmiernych emocji. W rzeczywistości, gdy tylko opuściła podręcznik DSM, histeria wydaje się migrować do każdej innej sfery naszego życia. Nie jest już zjawiskiem z obrębu medycyny, jest socjologicznym fenomenem naszych czasów. Czego histeria może nas nauczyć o społeczeństwach, w których dziś żyjemy?
Socjologiczny klucz do świata
.Naukowcy w dziedzinie medycyny, badacze historii, psychoanalitycy i filozofowie, badacze religii i gender studies, a także malarze i pisarze – wszyscy zmagali się z histerią i próbowali rozwikłać jej tajemnice. Od czasów starożytnego Egiptu aż do XVIII wieku histeria była diagnozowana jako zaburzenie konwulsyjne dotykające kobiety, spowodowane przez „wędrujące łono”, które (jak wierzono) przemieszczało się swobodnie przez ciało aż do głowy, wydzielając toksyczne opary prowadzące do histerii.
Prace Zygmunta Freuda spopularyzowały badania nad histerią z perspektywy psychoanalitycznej. Koncepcje takie jak kompleks Edypa stały się nieistotne. Jednak inna teoria Freuda, która wciąż pobrzmiewa, głosi, że histeria jest spowodowana traumatycznymi wydarzeniami, których nie można wyrazić słowami, a które wyrażane są poprzez dolegliwości cielesne.
W latach 70. i 80. feministyczne myślicielki, takie jak Hélène Cixous i Luce Irigaray, wywróciły do góry nogami seksistowskie poglądy na temat histerii, przemianowując ją na kobiecy system znaczeń poza oficjalnymi językami i konwencjami kulturowymi. Uznały one objawy histeryczne za bunt przeciwko społecznemu i instytucjonalnemu porządkowi, który ogranicza wolność kobiet.
Chociaż istnieje wiele możliwych wyjaśnień histerii, mamy tendencję do ignorowania socjologicznego związku między indywidualnymi historiami a szerszym obrazem. Tymczasem histeria ma tyle samo wspólnego z szerszymi zmianami politycznymi, ekonomicznymi i kulturowymi, co z jednostką. Analiza współczesnej histerii oraz tego, w jaki sposób jest ona podsycana przez społeczeństwa, które nie tylko jej sprzyjają, ale także jej nadużywają, może nam nieco wyjaśnić, dlaczego ludzie coraz częściej wydają się jej ofiarami.
Czarna plaga degeneracji i histerii
.W 1892 r. lekarz Max Nordau napisał w swojej książce Entartung („Zwyrodnienie”), że rosnąca liczba przypadków histerii wynika z wyczerpania spowodowanego szybkim rozwojem nowoczesnego społeczeństwa. Twierdził, że społeczeństwo zachodnie nawiedza „czarna plaga degeneracji i histerii”.
Nordau opisał niezdrową atmosferę fin de siècle’u, naznaczoną przyspieszeniem zmian technologicznych. Wiekowe tradycje i historia zostały wyparte przez nowe media, takie jak telefon i telegraf, które zbliżyły do siebie ludzi. Codzienne życie stało się jeszcze bardziej intensywne dzięki wynalezieniu kolei, gramofonu i filmu, a także spektakularnemu rozwojowi miast, co sprawiło, że ludzie zaczęli mieć kontakt z nowymi dźwiękami, obrazami i światopoglądami. Wszystko, co kiedyś było małe i znajome, stało się duże i przytłaczające, wywołując poczucie braku bezpieczeństwa i przynależności, przeciwko czemu ciało zbuntowało się poprzez histerię.
Ponownie obserwujemy gwałtowny spadek poczucia bezpieczeństwa. Globalizacja sprawiła, że tempo życia się zwiększyło. W wielu krajach od lat 70. anglosaski neoliberalizm zastąpił socjaldemokrację, co doprowadziło do utraty solidarności i nadmiernej indywidualizacji, rodząc pytania: kim jestem, jaka jest moja przynależność, jak ważna jest moja kultura.
Jednocześnie w naszych społeczeństwach jest coraz mniej miejsca na wspólnotę i wspólnotową tożsamość. Sieci korporacyjne zastąpiły miejsca kontaktów społecznych, od bibliotek publicznych po sklepy na rogu. Te „pałace dla ludu”, jak nazywa je socjolog Eric Klinenberg, wzmacniają społeczne więzi sąsiedzkie, pozwalając ludziom nawiązywać kontakty, pomagać sobie nawzajem i oferować schronienie tym, którzy gdzie indziej czują się wykluczeni.
Im bardziej histeryczny jest twój post, tym więcej generuje kliknięć
.Brak poczucia przynależności – któremu często towarzyszą strach, frustracja i gniew – to jeden z czynników w wybuchach histerii. Pod tym względem życie powróciło chyba do stanu, w jakim toczyło się w Europie końca XIX wieku. Nie znaczy to, że społeczeństwo jest takie samo jak w czasach Nordau, ale niewątpliwie istnieją pewne uderzające podobieństwa.
Histeria była stanem chorobowym. Teraz możemy myśleć o niej jak o modelu biznesowym naszej epoki. Opiera się on na graniu uczuciami braku i niepewności. Media społecznościowe są prawdopodobnie najbardziej oczywistym tego przykładem. Model biznesowy Facebooka skupia się na oferowaniu przestrzeni dla pielęgnowania frustracji i gniewu, emocji, które są zaraźliwe, a w połączeniu z niepewnością często prowadzą do skrajnych reakcji. Im bardziej histeryczny post, tym więcej kliknięć i wyświetleń generujesz i tym większe przychody z reklam dla Facebooka. Dotyczy to również innych mediów społecznościowych, w tym Twittera, który bez histerii z pewnością zbankrutowałby już jutro.
Facebook i Twitter są coraz częściej postrzegane jako uzależniające, i to nie bez powodu. Badania pokazują, że dopamina, znana również jako hormon szczęścia, jest uwalniana w naszych mózgach, gdy odnosimy sukcesy, w tym w mediach społecznościowych. Uzyskanie wielu polubień lub kliknięć aktywuje „obwód nagrody” w mózgu. Z kolei gdy w mediach społecznościowych nikt nas nie obserwuje, pojawia się w nas poczucie niepewności i pustki.
Wojna przeciwko wszystkiemu
.To samo odnosi się do polityki. Być może nie myślimy o polityce jak o „modelu biznesowym”, ale politycy nieustannie wykorzystują podatność społeczeństwa na reakcje histeryczne, „sprzedając” obywatelom zarówno samą histerię, jak i remedia na nią. Weźmy na przykład kwestię bezpieczeństwa publicznego. Obywatele są w stanie zaangażować się w kwestię bezpieczeństwa i gwałtownie reagować na to, co jest postrzegane jako obojętność wobec przestępczości. W związku z tym dyskusje polityczne na temat bezpieczeństwa publicznego kończą się zazwyczaj jednogłośnym stwierdzeniem, że aby na dobre rozwiązać wszystkie problemy, potrzebna jest większa stanowczość.
O takiej polityce mówi się w sposób histeryczny, często używa się słownictwa wojskowego: „wojna z koronawirusem”, „wojna z narkotykami”, „wojna z terroryzmem”. Były prezydent Donald Trump zagroził, że wyśle wojsko, aby stłumić niepokoje w amerykańskich miastach wywołane brutalnym zabiciem George’a Floyda przez policjantów 25 maja 2020 r.
Po postawieniu diagnozy, że jest „problem z prawem i porządkiem”, zalewa nas tsunami nowych środków karnych – tylko po to, by cykl się powtórzył. Każdy polityk sugerujący, że wskaźniki przestępczości w krajach zachodnich od lat spektakularnie spadają lub że niemożliwe jest stworzenie społeczeństwa wolnego od ryzyka, jest oskarżany o „odwracanie oczu”.
Gospodarka doświadczeń
.Możliwe, że pustka, poczucie braku są nieodłącznym elementem kondycji ludzkiej. W rzeczy samej, to właśnie poczucie braku stymulowało rozwój ludzkości, przynosząc nam bogactwo i postęp. Ale gospodarka rynkowa rozwija się i potęguje to poczucie pustki naszej egzystencji, a ono domaga się wypełnienia. Nic nigdy nie jest wystarczające – oto podsumowanie dzisiejszego neoliberalnego porządku gospodarczego.
Gospodarka, która opiera się na założeniu, że rzeczywistość jest taka, jak ludzie ją postrzegają, umiejętnie wykorzystuje reklamę, aby stymulować pragnienia konsumentów poprzez generowanie potrzeb. Premiera każdego nowego iPhone’a powoduje, że w szaleńczym obłędzie biegniemy do sklepów firmowych, mimo że wszyscy wiedzą, że różnica między starą a nową wersją w żaden sposób nie usprawiedliwia wydatków.
„Nic nie może mnie zaspokoić” – jak powiedział kiedyś pewien mądry człowiek. Nawet jeśli zdobędziemy to, czego pragniemy, zaspokoi nas to tylko tymczasowo, ponieważ żaden pojedynczy przedmiot, doświadczenie czy osoba nie są w stanie w pełni zaspokoić braku, który leży u podstaw naszego pragnienia. Tymczasem gospodarka konsumpcyjna nieustannie odtwarza owo poczucie pustki.
Histeria wykorzystywana jako model biznesowy przynosi nieszczęście. Ale histeria może też mieć moc wywracania świata do góry nogami, być wezwaniem do skończenia z szalejącym dziś neoliberalizmem, tak jak histeryczny, niekontrolowany śmiech Jokera – w oscarowym filmie Todda Phillipsa z 2019 r. – po tym, jak bohater traci leki i poradnictwo z powodu cięć budżetowych.
W XIX wieku kobiety zaczęły upolityczniać swoje ciała, by zbuntować się przeciwko duszącym konwencjom epoki wiktoriańskiej. Ta „histeria” doprowadziła do reform społecznych mających na celu przyznanie kobietom takich samych praw i możliwości, jakie mieli mężczyźni. Zniknął ciasno zasznurowany gorset, robiąc miejsce dla bardziej liberalnych poglądów na małżeństwo, seksualność i prawo do pracy.
To nie jest histeria w jej najbardziej destrukcyjnej, złowrogiej postaci, w której ludzie zrywają ubrania i wyrywają sobie włosy. Mówię o konstruktywnej histerii, która wprawia rzeczy w ruch. Konstruktywna histeria jest motorem zmian, sposobem wnoszenia wkładu w świat. Działa ona raczej dla wspólnego dobra niż dla jednostkowego interesu.
Dom w ogniu
.Wydaje mi się, że do pewnych spraw należy podchodzić z nieco mniejszą histerią, a do innych z większą. Nikt nie podnosi alarmu w związku z faktem, że 14,3 mln z 66,4 mln mieszkańców Wielkiej Brytanii żyje w nędzy, w tym 4,6 mln dzieci. Nikt też nie jest zbytnio zaniepokojony tym, że duża część tej grupy to bezdomni.
W tym samym czasie szaleje ekobarbarzyństwo. Milion z szacowanych ośmiu milionów gatunków roślin i zwierząt na Ziemi jest zagrożonych wyginięciem, w wielu przypadkach stanie się to w okresie od kilku do kilkudziesięciu lat. Jak ujął to dziennikarz David Wallace-Wells w swoim bestsellerze Ziemia nie do zamieszkania: „Tutaj fakty są histeryczne”.
Podczas gdy nasza planeta zmierza ku zagładzie, debata na temat globalnego ocieplenia kręci się wokół tego, ile będzie kosztowało dalsze życie w taki sposób, w jaki żyjemy obecnie, i obejmuje żmudne obliczenia, ile dokładnie pieniędzy należy wydać na środki mające na celu ochronę planety i naszego stylu życia. Redukuje to kwestię ekologiczną do problemu rachunkowego, który ma być rozwiązany przez podatek lotniczy tu, dotację energetyczną tam. Nie porusza się najistotniejszej kwestii, że musimy przyjąć zupełnie nową świadomość ekologiczną, jak również nowe i bardziej całościowe rozumienie takich spraw, jak „szkody”, „troska” i „odpowiedzialność”.
Można by argumentować, że sama skala i katastrofalne skutki obu tych problemów powinny usprawiedliwiać histeryczny gest – taki, który nie wynika z pogoni za zyskiem i władzą, ale z ludzkiej potrzeby przetrwania wspólnoty. Milczenie i bezczynność nie są już opcją. W końcu żyjemy w histerycznym świecie – i dobrze o tym wiemy.
Marc Schuilenburg
Tekst opublikowany w nr 33 miesięcznika opinii “Wszystko co Najważniejsze” [LINK]. Przekład: Anna Popławska