Opinie ponad faktami. Dialog przestał być możliwy
Im większy jest kryzys opinii, tym łatwiej przyjąć na wiarę podawane w atrakcyjny sposób „nowe prawdy” oraz zarządzać emocjami – pisze Mariola SERAFIN
Polska, podobnie jak wiele innych krajów, stawia czoła pandemii koronawirusa. To sytuacja skrajna i nowa. Towarzyszy jej wiele decyzji i obostrzeń, które znacząco wpływają na nasze funkcjonowanie. W Polsce dodatkowo odbywają się protesty po ogłoszeniu wyroku TK dotyczącego niezgodności aborcji eugenicznej z konstytucją.
W momentach trudnych wyraźnie wyostrzają się pewne cechy charakterystyczne dla danego społeczeństwa, które w innych sytuacjach niekoniecznie byłyby tak wyraźnie zauważalne. Przy okazji coraz wyraźniej wychodzi na jaw, że próba porozumienia się, wypracowania drogi do rozwiązania problemów jest sprowadzona na drugi plan.
Wybija się natomiast potrzeba zamanifestowania własnych opinii, potrzeb, wyładowania niezadowolenia, bez towarzyszącej temu konstruktywnej próby zmian. Można zauważyć, że w wypowiedziach o tym, że rozwijający się w ciele kobiety płód to jej własne ciało, zaburzone zostało pojęcie prawdy. Św. Tomasz z Akwinu definiuje prawdę, mówiąc, że prawda to zgodność faktów z intelektem oraz że wszystko, co wskazuje na prawdę, ukazuje ją, prowadzi do niej. Natomiast słownik języka polskiego podaje definicję, że prawdą jest „zgodna z rzeczywistością treść słów, interpretacja faktów, przedstawienie czegoś zgodnie z realiami”. W momencie więc, kiedy prawdy biologiczne, dotyczące ludzkiego rozwoju, zostają odrzucone, widać, że górę nad nimi wzięła potrzeba indywidualizmu wyrażająca się w haśle „moje ciało, moja sprawa”.
Widać, że opinia własna jest stawiana ponad faktami. W sposób szczególny dotyczy to prawd moralnych, których nie da się dowieść w sposób empiryczny, lecz jedynie na drodze intelektualnego dociekania. Składają się one na prawo naturalne, które Encyklopedia PWN tłumaczy jako „zespół obiektywnych norm moralnych, wynikających z natury człowieka i poznawalnych rozumowo” oraz jako „określenie reguł zachowania lub ocen, które mają wynikać z »istoty« lub »natury« zjawiska, zgodnie z którymi powinno się kształtować instytucje ekonomiczne, społeczno-polityczne i prawne”. Naturalne prawo moralne stoi wyżej od norm ustanowionych w religiach i jest wobec nich uprzednie. Prawo naturalne mówi: nie zabijaj. Zasada została usankcjonowana także w Dekalogu przez krótki zapis w Księdze Wyjścia: „Nie będziesz zabijał” (Wj 20,13). Zakaz ten można interpretować jako uszczuplenie wolności człowieka, ale również jako dający ochronę (ja nie mogę zabić, ale i mnie nie wolno zabić), a co za tym idzie, możliwość prawdziwego realizowania się wolności.
Nie jest możliwe prowadzenie konstruktywnego dialogu pomiędzy zwolennikami liberalizacji aborcji a jej przeciwnikami, i to nie tylko dlatego, że reprezentują różne podejścia do prawd moralnych, ale dlatego, że nie ma wspólnego przedmiotu rozmowy.
Dla pierwszej grupy punktem wyjścia jest potrzeba indywidualizmu, samostanowienia. Pozycja „ale ja uważam” może według mówiącego podważać stan faktyczny i nie odczuwa on potrzeby dążenia do znalezienia prawdy. Mówi o prawie wyboru, o tym, że każdy musi mieć prawo decydowania o sobie – inaczej odbiera mu się wolność. Prawdziwa wolność realizuje się nie tyle w poszanowaniu prawa, ile w oparciu o nieustanne dążenie do prawdy, a ta prowadzi w sposób naturalny do poznania i dążenia do dobra i piękna.
Oczekiwanie wolności oparte na opiniach, odczuciach i pragnieniach, które lekceważą prawdę, prowadzi do głębokich zaburzeń społecznych. Arcybiskup Filadelfii Charles J. Chaput w książce Obcy w obcej ziemi tłumaczy to w następujący sposób: „Tracąc niezmienną definicję prawdy, tracimy także poczucie dobra i piękna. Dlaczego? Dlatego że wiara w obiektywną prawdę i wynikający z niej w sposób naturalny system moralnego dobra i zła stanowi »szkielet« społeczeństwa. Podtrzymuje wszystkie cnoty i sensowne plany, pomagające ludziom budować przyzwoite życie wspólne. Na forum publicznym nie ma nic naprawdę »wspólnego«, co opierałoby się na własnych, stwarzanych naprędce zasadach – a raczej nic poza darwinowską walką o dominację”. Wynika stąd, że uznawanie obiektywnej prawdy i wynikający z niej naturalny system moralny stanowi fundament społeczeństwa.
Kolejną zauważalną cechą współczesnego społeczeństwa jest lęk przed byciem ocenianym. Z jednej strony widać silny indywidualizm, który łączy się z potrzebą zaznaczania swojej niezależności przy jednoczesnym braku otwartości na krytykę. Nawet konstruktywna krytyka zaczyna być określana hejtem (mową nienawiści). Może się to wiązać z brakiem umiejętności argumentowania swojego stanowiska, ale też z lękiem przed byciem wykluczonym. Coraz częściej mówi się o syndromie FOMO (ang. fear of missing out). Definiuje się go jako lęk przed byciem wykluczonym z życia towarzyskiego. Najczęściej odnosi się go do obawy, że inni bawią się lepiej niż my. Ale jest to coś więcej niż potrzeba samej zabawy. Jest to obawa, że nie uczestniczymy w niej, bo nie przynależymy do grupy. Jest to chęć stałej łączności z innymi, potrzeba przynależności. Ergo – mogę być niezależny, ale tylko jeśli moją opinię podziela wielu ludzi, akceptują mnie i dają mi poczucie przynależności. Jest to ciekawy mechanizm, który pokazuje, że im więcej osób coś akceptuje, tym bardziej zmniejsza się konieczność zastanawiania się nad prawdziwością danej rzeczy. „Wynika stąd, że kształtowanie opinii publicznej może zmienić kształt cywilizacji. Kreowanie i narzucanie nowej »prawdy« to jedynie sprawa zmobilizowania wystarczającej części opinii publicznej. Dzisiejsze media społecznościowe mają zdolność wywierania masowej i niemal natychmiastowej presji na dowolną grupę docelową, aby zmusić ją do podporządkowania. Jeśli cel jest postrzegany jako »dobry«, do usprawiedliwienia środków jego osiągnięcia wystarczy sprawny marketing. A to powoduje subtelne, chroniczne kłamstwo – redagowanie i naciąganie informacji – aby osiągnąć rzekomo pożądany cel”.
Prosty fakt, że opinia publiczna kształtuje świadomość, prowadzi do konkluzji, że normy społeczne ulegają zmianom. Widać to wyraźnie po wpływie, jaki mają media społecznościowe na swoich odbiorców, i to nie tylko tych najmłodszych.
Im większy jest kryzys opinii, tym łatwiej przyjąć na wiarę podawane w atrakcyjny sposób „nowe prawdy” oraz zarządzać emocjami. Naturalną postawą, nie tylko młodego człowieka, jest jednoczesne odrzucanie autorytetów i ich szukanie. Możemy się czuć pewnie na wielu polach, ale specjalistami od wszystkiego nie będziemy. Musimy polegać na innych, na ich wiedzy, doświadczeniu, umiejętnościach. Jeśli nie znajdziemy tych, którzy dobrze nas poprowadzą, to w ich miejsce mogą pojawić się ci, którzy nas zmanipulują i wykorzystają do osiągnięcia swoich celów. Obecnie jest odczuwalny brak autorytetów, a dodatkowo podejmuje się działania, by osoby uznane społecznie za autorytet odzierać z godności i odmawiać im wcześniej wypracowanej pozycji. Człowiek uznający dotychczas daną postać za autorytet może się poczuć zgorszony i odrzucić głoszone wcześniej tezy. Pojawia się też intencjonalne odrzucanie prawd obiektywnych głoszonych przez niemodne autorytety. Może to być wynikiem lęku przed wykluczeniem z grupy, uznaniem za wstecznika, „dziadersa”. A przecież bycie „postępowym” jest dążeniem wielu, nawet kosztem tego, co prawdziwe, ale jawi się jako zaściankowe.
Dużą rolę w kształtowaniu świadomości odgrywa też język. Ci zaściankowi, konserwatywni wstecznicy to dziś dziadersi. Słowo nowe, niby zabawne, ale pejoratywne. Wiele takich słów dawno już weszło do codziennego użytku. Tak się przyjęły, że uważamy je za normalne, a kryją w sobie drugie dno. Najlepiej, jeśli są obcego pochodzenia: eutanazja (gr. euthanasia – dobra śmierć), ale niekoniecznie: „wygaszanie fabryki”, „pacyfikacja”, „czystka”. Pochodną tego, jak bardzo manipulowany jest język, jest odsetek ludzi, którzy mają problem z poznaniem definicji danej rzeczy. Najmocniejszym przykładem jest trwający spór o aborcję, której zwolenniczki i zwolennicy często w pojęciu błędnie rozumianego dobra odrzucają prawdę już nie tylko moralną, ale i biologiczną.
.By umożliwić dialog, trzeba na nowo zacząć nazywać rzeczy wprost. Trzeba wyjść od precyzyjnego definiowania faktów, poprzez przekazywanie ich w mediach w klarowny sposób, bez interpretowania i rozbudzania emocji. Da to szansę ich prawdziwego poznania, a to umożliwi w sposób autonomiczny wnioskowanie, formułowanie opinii i szukanie dróg wyjścia z sytuacji spornych.
Mariola Serafin