

Patriotyzm a racja stanu. Sztafeta pokoleń
Jeśli chcemy mieć państwo silne, musimy nauczyć się przekazywać zdolności i elementy wykonawcze polityk, które budują realną wartość – pisze Paweł KURTYKA
.Czym jest racja stanu? Nie można tego rozstrzygnąć bez wskazania, jakie przyświecają dziś Polsce cele strategiczne, niezależne od poglądów politycznych, ideologii i innych determinantów powodowanych ludzkimi sympatiami. Takie, które mogłaby wskazać na przykład odpowiednio wyposażona w dane sztuczna inteligencja. Piszę tu o pojęciu makro, o skali geopolitycznej, oderwanej od sporów, których istotność jest liczona w latach czy miesiącach.
Niezależnie od tego, która opcja ideologiczna znajduje się przy władzy, w podobny sposób powinna postrzegać obiektywny interes państwa polskiego. Jednym z przykładów z przeszłości takiego właśnie interesu była chociażby kwestia akcesji do NATO i UE, walnie wspierana przez wszystkie siły polityczne w Polsce oraz przeważający ogół społeczeństwa. Obecnie jest nim chociażby kwestia wojny na Ukrainie i stanowiska, jakie Polska powinna zająć wobec tego konfliktu.
W mojej opinii nie ulega najmniejszej wątpliwości to, iż w aspekcie polityki wewnętrznej należy wzmacniać Polskę tak, by uczynić z niej siłę zdatną do prowadzenia działań wojennych, skutecznego oporu i eksportera stabilności w regionie – zarówno tej militarnej, jak i gospodarczej. „Wzmacniać Polskę” oznacza nie tylko kupować i inwestować. Wzmacniać to również doceniać ludzi kompetentnych, siłę i sprawność tworzonych przez nich instytucji. To inwestować w nich, budować kapitał ludzki osób, które prowadzą polskie sprawy. Czy taka polityka obecnie jest prowadzona? Z drugiej strony w aspekcie polityki międzynarodowej Polska nigdy wcześniej od 1993 r. (tj. roku, w którym ostatni rosyjski żołnierz opuścił nasze terytorium) nie miała większych wyzwań. Wspieranie Ukrainy po to, by ona pokonała Rosję, jest tylko przyczynkiem do szerszego tła. Rosja jest głównym przeciwnikiem i wrogiem Polski, który od połowy XVII w., a w szczególności od 1667 r., ogranicza naszą przestrzeń w tej części świata – doprowadził do rozbiorów i upadku I Rzeczypospolitej. Rosja zaczęła wówczas dominować w Europie Środkowo-Wschodniej, w najdalej idący sposób pod koniec II wojny światowej, gdy przesunęła granice swych wpływów aż do połowy dzisiejszych Niemiec. Ponowne odtworzenie w przestrzeni między Morzem Czarnym a Morzem Bałtyckim silnego pasa buforowego, oddzielającego Rosję od serca Europy, jest obiektywnym geopolitycznym interesem państwa polskiego i realną stawką w grze, która toczy się na naszych oczach. Dlatego powinniśmy z całych sił wspierać Ukrainę, dążyć do tego, by była silnym państwem współtworzącym ów pas.
Cieszy to, że nie ma w powyższych punktach zasadniczego sporu w Polsce. Paradoksalnie możemy mówić tutaj o pewnym konsensusie, może nie do końca w ten sam sposób definiowanym i wypowiadanym czy przejawiającym się w tych samych działaniach, lecz kierunkowo tożsamym. Obserwujemy przykład słusznego działania polityków, ale też, co najważniejsze, postrzegania tego tematu przez obywateli. Obie powyższe kwestie to dowód na to, że Polacy potrafią odczytać rację stanu – przynajmniej w ujęciu makro. Można spekulować, czy odczytanie to jest powodowane strachem (przed Rosją), czy chęcią konstruktywnego prowadzenia świadomej polityki wzmacniania Rzeczypospolitej. Przecież w przeszłości wielokrotnie tego rodzaju inicjatywy były sekowane w debacie publicznej, przedstawiane jako „machanie szabelką”, a część opinii publicznej zgadzała się z takim postawieniem sprawy. Niezależnie jednak od przyczyn liczy się efekt. I jest on ogólnie pozytywny.
Obecnie w maksymalnym, najbardziej optymistycznym scenariuszu geopolitycznym mamy szansę na powrót do pozycji, jaką zajmowaliśmy w tej części świata w XVII wieku. Jest to więc dziejowa szansa, która przytrafia się nam po raz pierwszy od 300 lat. Nigdy wcześniej w chwili przełomu nie dysponowaliśmy bowiem w miarę stabilnym ekonomicznie państwem, teoretycznie zdolnym do realnego wzmocnienia. Brak właściwego zdefiniowania tej szansy byłby dla nas wyjątkowo niebezpieczny.
Jak zatem poprawnie zdefiniowana racja stanu, nasze myślenie o naszym otoczeniu, przestrzeni czy państwie przekłada się na patriotyzm? Czy oba te pojęcia mają związek? Czy jeśli niepoprawnie definiujemy rację stanu, to nie jesteśmy patriotami? Definicja podręcznikowa mówi, że patriotyzm to postawa szacunku, umiłowania własnej ojczyzny i gotowości do ponoszenia za nią ofiar. Oznacza to przedkładanie celów ojczyzny nad prywatne, pracę dla jej dobra. Jednak w świetle tej definicji niemieccy żołnierze i dowódcy w szeregach Wehrmachtu też byli patriotami. Podobnie jak Rosjanie wspierający dziś agresję na Ukrainę. Ich wysiłek nie jest jednak powiązany z obiektywną racją stanu tych krajów. Nie była nią też intencja opanowania całej Europy przez Niemcy, a rozpętana wojna doprowadziła w konsekwencji do klęski i podziału Niemiec. Podobnie wojna na Ukrainie prowadzi do osłabienia Rosji. Co więcej, obie te kwestie były do przewidzenia. Czy więc ci, którzy wspierali Hitlera i wspierają Putina, są patriotami? Według mnie nie. Działają bowiem na szkodę swych ojczyzn – ideologiczne ociemnienie sprawia, iż tego nie widzą, spacza zarys właściwych kierunków racji stanu.
Powyższy sposób rozumowania ma jedną zasadniczą wadę. Kto ma bowiem określić, co jest racją stanu, a co nią nie jest? Kto posiada tę mądrość? Nikt… To po skutkach piszemy definicje, co było właściwym ruchem. Na co dzień możemy przewidywać skutki naszych działań, posiłkując się analizą logiczną. I tego należy wymagać od patriotów – by w codziennych wyborach kierowali się logiczną, realistyczną analizą skutków decyzji i poglądów, nie zaś emocjami.
Prawidła powyższe dotyczą, rzecz jasna, również patriotyzmu polskiego. Miłość do ojczyzny jest emocją. Emocja jest złym doradcą. Polacy są społeczeństwem emocjonalnym, z indywidualistycznym patrzeniem na wszystkie aspekty życia łącznie z racją stanu. Czy więc są społeczeństwem patriotów? Odpowiedź zależy zapewne od kryterium, jakie przyjmiemy dla kwalifikowalności danej osoby do tej grupy. Zwykle w badaniach opinii publicznej na kryteria kwalifikowania składają się powierzchowne aktywności, takie jak np. udział w wyborach, okazywanie szacunku fladze itd. Dla mnie jednak to forma, nie treść. Rdzenia patriotyzmu upatruję w myśleniu i działaniu w kierunku pozytywnego rozwoju sytuacji w Polsce. Celem jest realizacja jej racji stanu. Innymi słowy, bez zrozumienia racji stanu trudno mówić o patriotyzmie.
Pewna statystyka ogólna poglądów i wyborów Polaków co do imponderabiliów skłania do optymizmu. Podany przykład ukraiński wskazuje, że polskie społeczeństwo dobrze odczytuje sytuację geopolityczną – masowo okazało wsparcie ukraińskim uchodźcom i rozumie konieczność prowadzenia polityki proukraińskiej. W tej konstrukcji tkwi jednak pewna słabość. Nawet jeśli diagnoza i decyzja na poziomie strategicznym są słuszne, nie zawsze przekładają się na odpowiednie wykonanie na niższym poziomie. Mamy również problem z przestrzeganiem zasad, procesów, jasnym definiowaniem celów – taktycznych i operacyjnych – wymyślaniem sposobów dojścia do sukcesu. Najczęściej wiemy, co jest dla nas dobre. Problem polega na tym, że nie wiemy, jak do tego doprowadzić. Oczywiście posiadamy wielu „szamanów” i „wodzów” plemion, którzy twierdzą, że wiedzą, „jak” i co jest dla nas najlepsze. To jednak tylko ich twierdzenia.
Te sposoby, gdy są opanowane i sprawdzone, czynią państwo silnym. Ich brak to problem, który wiąże się ze sztafetą pokoleń. Sztafetę tę zdefiniowałbym jako przestrzeń między generalnym przekazywaniem myśli i kierunków działań w zakresie prowadzenia spraw rangi państwowej a przekazywaniem wskazań co do sposobów realizacji. Sztafeta ta funkcjonuje dlatego, że znajdują się kontynuatorzy, czyli grupa osób, którym można przekazać wartości. System sztafety nie działa jednak poprawnie z uwagi na to, że często nie ma konkretnego urobku wykonawczego do przekazania. To znaczy, że przekazywane są postawy (np. „bądź patriotą”), ale nie do końca jest przekazywany zestaw instrumentów, który odpowiada na pytanie, jak to zrobić. Tu każdy musi sobie wymyślić, w jaki sposób będzie to robił. Pojawiają się formy powierzchowne (np. patriotyzm to sprzątanie po psie, wywieszanie flagi), które są na poważnie przyjmowane w społeczeństwie. Utrudnia to przekazywanie myśli co do kierunków działań, które wymagają długofalowego horyzontu czasowego i przewidywania konsekwencji. Przykładem może być polityka demograficzna, której w Polsce w zasadzie nie ma i nigdy nie było w sensie strategicznym. W sensie operacyjnym sprowadza się do jednego pomysłu z ostatnich lat: 500+.
.Jak w takiej sytuacji przekazać młodym pałeczkę w sztafecie pokoleń? Jak wskazać działania do kontynuacji, gdy często samemu się ich nie podejmowało? Jest to trudne. Przekazujemy zatem formy (wywieszanie flagi). To też jest ważne, ale niewystarczające. Przed nami wyzwanie: jeśli chcemy mieć państwo silne, musimy nauczyć się przekazywać zdolności i elementy wykonawcze polityk, które budują realną wartość. Wzorce zachowań, powierzchowne, emocjonalne działania są cenne, ale tak naprawdę – niezależnie, czy zostaną wykonane, czy nie – wiele nie zmienią.
Paweł Kurtyka
Tekst ukazał się w nr 54 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>]