Tomasz ALEKSANDROWICZ: "Terroryści, nie separatyści. Nazywajmy rzeczy po imieniu"

"Terroryści, nie separatyści. Nazywajmy rzeczy po imieniu"

Photo of Prof. Tomasz ALEKSANDROWICZ

Prof. Tomasz ALEKSANDROWICZ

Profesor nadzw. Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie. Ekspert zarządzania informacją z Centrum Badań nad Terroryzmem. Współtworzy Instytut Analizy Informacji Collegium Civitas.

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Skutecznie prowadzona walka informacyjna robi swoje. Zwolennicy secesji na Ukrainie nazywani są separatystami, pospolitym ruszeniem; niedługo – w ślad za specjalistami politmarketingu Kremla – będziemy być może słyszeli o bojownikach i walce narodowo-wyzwoleńczej. Tymczasem mamy do czynienia z terroryzmem, a nie separatyzmem. I terrorystami, a nie separatystami. Z prawnego punktu widzenia nie ma tu już miejsca na inną definicję tego, co obserwujemy na ekranach naszych telewizorów. Nazywajmy więc to co widzimy tak, jak na to zasługuje.

25 kwietnia uprowadzono w Słowiańsku obserwatorów wojskowych na Ukrainie z państw Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Grup składała się z siedmiu zachodnich wojskowych – trzech Niemców, Polaka, Czecha, Szweda, Duńczyka – niemieckiego tłumacza oraz pięciu ukraińskich oficerów. Porywacze – przedstawiciele samozwańczych władz Słowiańska – oświadczyli, że porwani są „natowskimi szpiegami”, jednak w niedzielę uwolnili jednego z nich ze względu na stan zdrowia. Był to chory na cukrzycę Szwed. Padły żądania wymiany uwięzionych na „swoich”, aresztowanych przez ukraińską milicję.

To jest akt terroryzmu międzynarodowego. Nie jest to ocena polityczna, lecz prawna. Branie zakładników jest przez prawo międzynarodowe zakazane zarówno w stanie konfliktu zbrojnego, jak i w stanie pokoju. Niezależnie zatem od tego, jak interpretować będziemy sytuację na Ukrainie, sprawcy tego czynu popełnili przestępstwo.

Brania zakładników w trakcie konfliktu zbrojnego zabrania art. 3 wspólny dla wszystkich czterech Konwencji Genewskich z 1949 r., będących podstawowym źródłem prawa regulującym kwestie prowadzenia działań zbrojnych czyli ius in bello. Tym bardziej zabronione jest to w czasie pokoju.

To co stało w się w Słowiańsku to akt terrorystyczny określony w Konwencji o zapobieganiu przestępstwom i karaniu sprawców przestępstw przeciwko osobom korzystającym z ochrony międzynarodowej, w tym przeciwko dyplomatom z 1973 r., jedną z tzw. sektorowych konwencji antyterrorystycznych ONZ, zwaną w skrócie Konwencją Nowojorską z 1973.  W stosunku do Polski konwencja ta weszła w życie w 1982 roku, w stosunku do Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich i Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej (która była – niezależnie od ZSRR – członkiem Organizacji Narodów Zjednoczonych podobnie jak Białoruś) – w 1976 r. Nie ulega więc wątpliwości, że wszystkie trzy państwa są jej stronami. RP jest następcą prawnym PRL, Federacja Rosyjska – ZSRR, a Ukraina – USRR.

Zgodnie z Konwencją Nowojorską uprowadzeni cieszyli się ochroną prawa międzynarodowego jako przedstawiciele organizacji międzynarodowej o charakterze międzyrządowym. Konwencja ta uznaje za przestępstwo umyślne dokonanie zabójstwa, uprowadzenia lub innej napaści na osobę albo wolność osoby korzystającej z ochrony międzynarodowej. I właśnie taki czyn miał miejsce – widzieliśmy to na ekranach telewizorów.

Terroryzm nie ma żadnego usprawiedliwienia. Jak głosi motto Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas w Warszawie: „Nie ma dobrego ani usprawiedliwionego terroryzmu. Może być tylko słuszna sprawa, którą hańbi niewinnie przelana krew”. Na szczęście, krew nie została przelana.

Nazywajmy rzeczy po imieniu. To co stało się w Słowiańsku to akt terrorystyczny. Ci, którzy go dokonali to terroryści. Inaczej staniemy się – wszyscy – ofiarami walki informacyjnej prowadzonej przez Kreml. Nad wyraz skutecznie.

Tomasz Aleksandrowicz

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 28 marca 2014