Tomasz ALEKSANDROWICZ: "Powrót zimnej wojny"

"Powrót zimnej wojny"

Photo of Prof. Tomasz ALEKSANDROWICZ

Prof. Tomasz ALEKSANDROWICZ

Profesor nadzw. Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie. Ekspert zarządzania informacją z Centrum Badań nad Terroryzmem. Współtworzy Instytut Analizy Informacji Collegium Civitas.

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Kiedy w 2008 r. Edward Lukas, dziennikarz The Economist i moskiewski korespondent tego znamienitego tygodnika, wydał książkę „The New Cold War”, reakcją niemal powszechną było kręcenie głowami i wzruszenie ramion. Przesada!

Nie przebrzmiały bowiem jeszcze słowa senatora Edwarda Kennedy’ego, głoszącego: Cold War is over. The West has won! Złudzenia trwały.

Rzeczywiście, rozpad bloku wschodniego, upadek Muru, Wiosna Ludów i wreszcie rozpad Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich można było oceniać jednoznacznie. Zimna wojna została wygrana, a dowodem na to było zniknięcie wroga. Przez całe lata 90. zwolennicy końca historii kruszyli kopie z ostrzegającymi przed zderzeniem cywilizacji. 9/11 miał swoją wymowę: historia wróciła z wakacji, a jej koniec został pogrzebany pod gruzami World Trade Center. Zaczęła się globalna wojna z terroryzmem, w której Moskwa stała się sojusznikiem Zachodu. Miejsce ZSRR jako wroga zajął radykalny islam, na fotelu Stalina i Breżniewa rozsiadł się Osama bin Laden. Do czasu.

Dywidenda pokoju.

Zachód w ostatniej dekadzie XX wieku zaczął pławić się w dobrobycie. Zniknął konkurent i główny przeciwnik, którego teraz, jako nowego w rodzinie, trzeba było nauczyć handlu i finansów. Popijający Borys Jelcyn nie jawił się jako postać złowroga, raczej budził uśmiech niż zmartwienie. Wobec Rosji zaczęto stosować taryfę ulgową, wiadomo, demokracji i państwa prawa nie buduje się w ciągu jednego roku, te procesy muszą trwać. Moskwa stała się członkiem Klubu Dżentelmenów czyli Rady Europy, weszła w skład G7 tworząc G8, uczyła się od starych demokracji, jak traktować własnych obywateli, robić biznes, współpracować na arenie międzynarodowej ku wspólnym korzyściom. Nieliczne głosy wyrażające zaniepokojenie z tego powodu ginęły w zgodnym chórze aprobaty dla nowych czasów.

Zachód się rozbrajał. Co prawda Unia Europejska rozwijała Wspólną Politykę Zagraniczną i Bezpieczeństwa i Wspólną Politykę Bezpieczeństwa i Obrony, ale szkoda było wydawać pieniądze na zbrojenia; były ważniejsze cele i ważniejsze mechanizmy do uzgodnienia. Ta część aktywności zintegrowanej Europy pozostała głównie na papierze. W 2003 r. Przyjęto Europejską Strategię Bezpieczeństwa, która – formalnie – obowiązuje do dziś. Również głównie na papierze.

Podobne problemy miało NATO. Prezydentowi Trumanowi przypisuje się słowa będące najbardziej lapidarnym określeniem celu postawionego przed Paktem Północnoatlantyckim.  The aim of the NATO Pact – miał powiedzieć Truman – is to keep Germans down, Russians out and Americans in! Wedle innej wersji tezę taką miał postawić pierwszy sekretarz generalny NATO, lord Ismay, to by tłumaczyło nacisk na obecność wojsk USA w Europie. Co jednak zrobić, jeśli zjednoczone Niemcy stanowią najsilniejszą demokrację w Europie? A główny przeciwnik zniknął? Zaś USArmy potrzebna jest w Afganistanie, Iraku… bo przecież tam toczy się wojna (z terroryzmem). A przecież – argumentowano – ze strony demokratyzującej się Rosji zagrożenia nie widać.

Putin marzy o imperium.

Objęcie władzy przez Władimira Władimirowicza Putina zostało na Zachodzie przyjęte wręcz z ulgą, której nie mąciła nawet przeszłość w KGB. Po rządach Jelcyna został bałagan, korupcja, gospodarcze marnotrawstwo, niekonsekwencja. Putin miał to zmienić. I zmienił.

Oligarchowie mogli robić pieniądze pod warunkiem posłuszeństwa, alternatywą była w najlepszym razie emigracja, w gorszym – łagier. Walka z terroryzmem przekształciła się w rzeź. Niewygodni zaczęli umierać, nie tylko w Moskwie, jak Anna Politkowska, ale i w Londynie, jak Aleksander Litwinienko. Aktywnie broniono radzieckiego dziedzictwa w b. krajach ZSRR – cyberatak na Estonię pokazał sprawność Rosji w cyberprzestrzeni. 

Zajęty globalną wojną z terroryzmem i wymykającym się spod kontroli kryzysem Zachód nie zauważył, czy też raczej: nie chciał zauważyć, zmian w Rosji. Powoli, skutecznie, nowy władca zaczął odbudowywać utracone przez swojego poprzednika imperium. Działał dwutorowo, choć początkowo niesymetrycznie: w Rosji zrobił porządki, skupiając w rękach całą władzę, której nie uszczupliła nawet czasowa zamiana miejscami ze stworzonym przez siebie premierem Miedwiediewem. Nie było istotne, kto jest prezydentem, kto premierem, wiadomo było, gdzie leży władza. Oligarchowie mogli robić pieniądze pod warunkiem posłuszeństwa, alternatywą była w najlepszym razie emigracja, w gorszym – łagier. Walka z terroryzmem przekształciła się w rzeź. Niewygodni zaczęli umierać, nie tylko w Moskwie, jak Anna Politkowska, ale i w Londynie, jak Aleksander Litwinienko. Aktywnie broniono radzieckiego dziedzictwa w b. krajach ZSRR – cyberatak na Estonię pokazał sprawność Rosji w cyberprzestrzeni. Wojna z Gruzją, co prawda wygrana, obnażyła słabości armii rosyjskiej – zlikwidowano je w ciągu kilku lat.

Jasny przekaz.

Stopniowo, lecz wyraźnie zmieniała się także polityka Rosji wobec Zachodu. Ropa i gaz stały się pierwszorzędnym straszakiem. Udało się podzielić Unię Europejską: Berlin stał się partnerem handlowym, Londyn – bankierem oligarchów, Paryż – partnerem w obszarze przemysłu zbrojeniowego. Surowce energetyczne drożały – pieniądze płynęły do Moskwy.

Umocniwszy się na Kremlu Putin odkrywał stopniowo karty. Publicznie oświadczył, że rozpad ZSRR był największą tragedią geopolityczną XX wieku. Na 43. Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium w 2007 r. oskarżył USA o chęć panowania nad światem. „Nikt nie czuje się bezpiecznie”. Po Pomarańczowej Rewolucji umacniał wpływy na Ukrainie. Zaczął tworzyć przeciwwagę dla Unii Europejskiej, otwarcie prowadził wojnę gospodarczą. Testował odporność Zachodu?

Zachód milczał albo subtelnie wyrażał swoje zaniepokojenie. Łagodził napięcia, unikał konfrontacji. Próby ostrzejszych reakcji przyjmowane były z niesmakiem i potępieniem. Zachodni przywódcy widzieli to, co chcieli zobaczyć – typowy przykład wishful thinking. Pieniądze stały się ideologią. Stary Talleyrand powiedziałby: to gorzej niż zbrodnia, to błąd.

Nowa epoka.

Przyszedł wreszcie rok 2014. Krym wrócił do Rosji. Zachód obudził się z błogiego snu, nie bardzo wiedząc, co robić. Walka informacyjna, którą zdecydowanie przegrywał, zaczyna powoli przekształcać się w politykę czołgów i pododdziałów Specnazu. Za pomocą realnej groźby użycia siły Putin zmienił w Europie granice państwowe. Zachód wyrażał swoje zaniepokojenie, okazywał troskę, wprowadzał delikatne sankcje. Rosja działa dalej, bardzo sprawnie, bardzo skutecznie, w pełnej osłonie propagandowej podejmuje realne działania; prorosyjscy aktywiści na Ukrainie mają za plecami rosyjskie czołgi, a u boku – rosyjskich żołnierzy poprzebieranych w oddziały samoobrony. Nie wiadomo, gdzie Putin się zatrzyma. W Doniecku? W Kijowie? A może w Rydze, Talinie lub w Wilnie? Pół roku temu byłyby to pytania rodem ze współczesnego thrillera politycznego, mógłby je stawiać autor poczytnego political fiction. Dziś stają się coraz bardziej realne.

Wrócił główny przeciwnik Zachodu detronizując Osamę bin Ladena i jego następców. Bin Laden powiedział kiedyś charakteryzując różnice cywilizacyjne: wy lubicie coca – colę, a my nie boimy się śmierci. Putin zaś powiada: wy lubicie opowiadać o demokracji, a ja chcę odbudować imperium. Jak dotąd wszystko wskazuje na to, że ma rację i odbudowa postępuje naprzód konsekwentnie.

Nie wiadomo, gdzie Putin się zatrzyma. W Doniecku? W Kijowie? A może w Rydze, Talinie lub w Wilnie? 

Point de reveries, messieurs! 

W 1856 roku car Aleksander II tymi słowami rozwiał nadzieje Polaków na przywrócenie niepodległości Królestwa Polskiego. Putin wypowiedział je w 2007 roku przed audytorium 270 polityków z całego świata. Odpowiadając mu Robert Gates, ówczesny szef Pentagonu, zadeklarował, że Stany Zjednoczone uważają Rosję za ważnego partnera i nie chcą kolejnej zimnej wojny.

Siedem lat później nie można już dalej się oszukiwać: zimna wojna wróciła z całym sztafażem propagandy, walki informacyjnej, czołgów, armat, rakiet balistycznych i broni masowego rażenia. To zimna wojna 2.0., znacznie groźniejsza od swojej poprzedniczki z co najmniej dwóch powodów: nowoczesne technologie stwarzają więcej możliwości zadawania skutecznych ciosów, także w cyberprzestrzeni,  przeciwnik jest zdecydowany i konsekwentny, zaś Zachód podzielony, pełen obaw i wątpliwości, skutecznie podsycanych przez Putina, na dodatek trapiony kryzysem wewnętrznym, podatny na manipulacje i dezinformacje.

Zimna wojna 2.0. już się zaczęła i trwa w najlepsze. Oby tylko spełniła swoją rolę – jej poprzedniczka służyła temu, aby nie wybuchła wojna gorąca. Cel jej następczyni będzie, miejmy nadzieję, taki sam.

Tomasz Aleksandrowicz

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 14 marca 2014