
Co by dzisiaj powiedział Wincenty Witos?
Wincenty Witos zawsze szukał rozwiązań parlamentarnych, szukał rozwiązań dyplomatycznych, szukał rozwiązań prawnych, szukał pola do negocjacji. Czy to oznaczało słabość? Nie – to oznaczało prawość i uczciwość. To oznaczało przestrzeganie reguł – twierdzi Andrzej DUDA
.Jako Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej – najwyższy urzędnik i głowa państwa polskiego – mam zaszczyt podzielić się refleksjami na temat życia i działalności Wincentego Witosa – jednego z największych Polaków w dziejach. Nie ma wątpliwości, że polska wieś w całej swej historii nie miała większego przywódcy niż Wincenty Witos.
Urodził się w 1874 roku w Wierzchosławicach, w niezamożnej chłopskiej rodzinie. Jego rodzice byli rolnikami posiadającymi niewielkie, dwumorgowe gospodarstwo. Niejednokrotnie z trudem wiązali koniec z końcem. Z wielką troską, ale i wielkim wahaniem zgodzili się na to, by sfinansować edukację swojego syna, który pragnął się uczyć i rozwijać. Za namową lokalnych księży wysłali go do szkoły publicznej, gdzie Wincenty podjął naukę. Z czasem, ponieważ rodziców nie było stać na jego dalszą edukację, rozwijał się przy wsparciu życzliwych, mądrych i światłych mieszkańców regionu, którzy wsparli rozwój utalentowanego chłopskiego dziecka.
Wincenty Witos od lat młodzieńczych żył w głębokim przeświadczeniu, że najważniejsze są Polska, ziemia i wiara. Na wsi nie było to wówczas powszechne przekonanie. Stało się takim dopiero dzięki działalności samego Witosa, jednego z największych budowniczych etosu Rzeczypospolitej Polskiej i polskiego patriotyzmu wśród polskich chłopów. Nie bez przyczyny określamy go także mianem jednego z ojców polskiej niepodległości. Polska prawdopodobnie nie odzyskałaby jej w 1918 r., a niemal na pewno nie zdołałaby jej utrzymać, gdyby nie Wincenty Witos.
Przyszły premier przez większość życia prowadził działalność społeczną i polityczną w strukturach organizacji chłopskich. Jeszcze w okresie zaborów był deputowanym do galicyjskiego Sejmu Krajowego z siedzibą we Lwowie, a następnie do parlamentu w Wiedniu. Po wybuchu I wojny światowej walnie przyczynił się do odzyskania przez Polskę niepodległości, a po 1918 r. do jej umocnienia.
Złotymi zgłoskami na kartach dziejów Polski zapisał się m.in. w 1920 r., kiedy stanął na czele Rządu Obrony Narodowej. Właśnie wtedy po raz pierwszy dowiódł, że potrafi odłożyć na bok wszelkie spory i polityczne animozje. Jak stwierdził: „Dzisiaj wszyscy musimy stanąć w jednym szeregu, żeby bronić Polski wobec sowieckiej nawały, wobec zagrożenia egzystencjalnego; bezpieczeństwo Polski jest sprawą najważniejszą, fundamentalną, ponad wszelkimi podziałami i wezmę na siebie za to odpowiedzialność”. Historia pokazała, że nie były to słowa rzucone na wiatr.
Wincenty Witos wziął na siebie przede wszystkim odpowiedzialność cywilną – wojskowa spoczywała w innych rękach. To właśnie on wezwał polskich włościan do tego, by chwycili za broń i stanęli w obronie Rzeczypospolitej. Ci ostatni stali się absolutnym fundamentem i trzonem milionowej armii, która pokonała bolszewików. Polska wieś zapłaciła wysoką cenę za obronę wolnej Polski. Dzięki bohaterstwu, oddaniu, determinacji i przelanej krwi także polskich chłopów tę wolną Polskę udało się przed nawałą bolszewicką uratować.
Potem nastał czas budowania Rzeczypospolitej. Było to zadanie jeszcze trudniejsze, bo – jak to nieraz, niestety, w naszych dziejach bywa – kiedy już się udało wydobyć z najgorszej opresji, wszystkie swary, spory, kłótnie ideowe przybrały na sile i doprowadziły do tragicznego dla Rzeczypospolitej końca w 1939 r. Tej tragedii nie dożył już marszałek Józef Piłsudski, jeden z bohaterów naszej niepodległości – zdaniem wielu największy spośród nich – który wcześniej, w 1930 r., popełnił tragiczny błąd polityczny – poszedł o jeden krok za daleko.
Ci, którzy w opracowaniach historycznych analizują spór polityczny toczący się wówczas w Rzeczypospolitej i kwestie dramatycznego, tragicznego w skutkach procesu brzeskiego, mówią: „Piłsudski stanął przed wyborem – albo demokracja, albo niepodległość”. Nie wiem, czy dziś, kiedy minęło ponad 90 lat od tamtych wydarzeń, możemy utrzymywać z całą stanowczością, że był to tak jednoznaczny wybór. Sądzę, że nie, skoro i tak Polska w 1939 roku – na skutek kłótni, bezhołowia i arogancji politycznej, którą wtedy okazano – straciła swoją niepodległość. A ci, którzy sprawowali władzę po procesie brzeskim i osadzeniu w więzieniu członków opozycji Centrolewu, między innymi Wincentego Witosa – niestety – wobec napaści przeciwników zwyczajnie uciekli. Nie zostali do samego końca.
Zwłaszcza dzisiaj możemy to oceniać w bardzo surowy sposób. Osobiście znam człowieka, który w analogicznej sytuacji nie uciekł. Myślę tutaj o prezydencie Ukrainy. Spotkałem się z nim dzień przed wybuchem wojny, dzień przed rosyjską agresją – 23 lutego 2022 r. Miał pełną świadomość, że Ukraina zostanie napadnięta. Wiedział, że to nieuchronne. My też wiedzieliśmy. Choć cały czas w głębi duszy wierzyliśmy, że to nie nastąpi. Wołodymyr Zełenski, żegnając się ze mną, powiedział: „Andrzej, ja tutaj zostaję. Nie wiem, czy się jeszcze kiedykolwiek zobaczymy”. I został. Jest tam do dzisiaj i jak dotąd pod jego wodzą udaje się Ukrainę obronić, choć cały czas jest w dramatycznie trudnej sytuacji. Gdyby uciekł w pierwszych dniach wojny, jestem pewien, że odebrałby ducha narodowi, odebrałby ducha obrońcom, odebrałby ducha żołnierzom. Nie zrobił tego. Postąpił jak Prezydent, który wziął na siebie odpowiedzialność, przyjmując ten zaszczytny urząd.
Również Wincenty Witos pozostał w kraju pomimo wybuchu wojny. Wiosną 1939 r. wrócił do Polski z emigracji. Kiedy kraj został napadnięty, on – niemłody już człowiek – został. Nękany przez Niemców, później przez Sowietów, ustawicznie namawiany do kolaboracji, nigdy się nie ugiął. Ze spokojem czynił wszystko, aby zachować honor i Rzeczpospolitą w sercu i duchu nie tylko swoim, ale również całego narodu. Wiedział, że jest autorytetem i że ów autorytet dla mieszkańców polskiej wsi – stanowiących większość społeczeństwa Rzeczypospolitej – ma kolosalne znaczenie. Wincenty Witos stawiał sobie pytanie, co będzie z Polską, jeżeli również on się ugnie. Nie ugiął się nigdy. Do śmierci nigdy nie kolaborował. Namawiany później przez komunistów na różne sposoby – ku wściekłości Bieruta – nie zgodził się na choćby jedno słowo poparcia, na absolutnie żaden czynny udział w Radzie Narodowej w 1945 roku. Wkrótce potem zmarł.
Historycy uważają, że 71-letni wówczas Witos dożył sędziwego wieku. Współcześnie taki wiek nie uchodzi za sędziwy, ale w kontekście Wincentego Witosa należy pamiętać, że był to człowiek, który przeżył bardzo wiele i poświęcił życie dla Polski. Dlatego właśnie z całą pewnością jego nazwisko – póki Polska istnieje i na mapie, i w sercach – będzie wypisane złotymi zgłoskami w zbiorowej pamięci. Albowiem należy on do panteonu największych Polaków. „Witos” to nazwisko absolutnie największego lidera i przywódcy polskiej wsi.
Ale dzisiaj spotykamy się w okolicznościach specyficznych. To nie tylko 150. rocznica urodzin tego wielkiego Polaka, przywódcy ruchu ludowego, współtwórcy Polskiego Stronnictwa Ludowego i Polskiego Stronnictwa Ludowego „Piast”, a później Centrolewu, ale także moment, kiedy stawiamy pytanie, jakie Wincenty Witos pewnie by zadał, gdyby fizycznie mógł być między nami – o dzisiejszą Polskę. O to, co się w Polsce dzisiaj dzieje. Że oto posłowie zostają zamknięci w więzieniu. Jakżeż to przypomina tamten 1920, 1930 rok! W tamtej sytuacji chociaż poszukano „wytrychu” i wcześniej rozwiązano parlament. To była zasłona dymna. Kiedy posłowie nie mieli immunitetu, zamknięto ich w twierdzy brzeskiej. Teraz już się nie patyczkowano.
Ktoś mógłby zakrzyknąć: „Ale to wymiar sprawiedliwości!”. Wtedy też był to wymiar sprawiedliwości. Przecież procesu brzeskiego nie rozstrzygał formalnie żaden polityk, tylko sędziowie skazali ówczesnych polityków, patriotów na kary więzienia pod różnymi pretekstami. Po to, żeby ich osadzić, po to, żeby dać przykład grozy, po to, żeby zrealizować wolę polityczną. Bo nikt chyba co do tego nie ma wątpliwości.
Co by dzisiaj powiedział Wincenty Witos, wtedy także aresztowany, którego działalność wówczas przerwano więzieniem, który potem musiał wyjechać z Polski, a który nigdy nie dał żadnego poważnego pretekstu, by go oskarżyć o działalność antypaństwową czy antypolską, bo zawsze służył Rzeczypospolitej i narodowi, wolnej Polsce. Chciał Polski wolnej, suwerennej, niepodległej, demokratycznej, bez żrących ją chorób – między innymi takich jak korupcja. Właśnie dlatego odszedł z PSL-u i założył PSL „Piast” – ponieważ sprzeciwiał się słabości i skorumpowaniu władz ówczesnej partii. Bo wiedział, jak tego typu zjawiska żrą i niszczą państwo. I że trzeba je piętnować z całą mocą. Gdzie jest dzisiaj PSL? Uczestniczy w rządzącej koalicji, która zamyka posłów w więzieniu.
To wszystko, co miało miejsce między 1930 a 1933 rokiem, kiedy ostatecznie zakończyły się procesy, doprowadziło do upadku polskiego państwa. Piłsudski umarł w 1935 roku z piętnem procesu brzeskiego, które – niestety – nosi do dzisiaj. Niestety, bo sam jestem też wielbicielem Marszałka i to, co wtedy uczynił, ogromnie mnie boli.
Jeszcze jako młody chłopiec, przed 1989 rokiem, uświadomiłem sobie, że coś się kiedyś w Polsce stało. Bo brat mojego dziadka był – jak się okazało – działaczem i wielkim zwolennikiem przedwojennego Polskiego Stronnictwa Ludowego, o czym ja wtedy nie wiedziałem. Ja, wtedy należąc do drużyny harcerskiej imienia Legionistów 1914 roku, czyli legionistów marszałka Józefa Piłsudskiego, kiedyś będąc u dziadka w Zabrzeży, zacząłem z nim dyskusję na tematy polityczne. Stałem na stanowisku, że Piłsudski był wspaniałym, świetnym przywódcą. Pamiętam reakcję dziadka – zaczął drżeć i się zdenerwował. Nie wiedziałem, o co mu chodzi. Odpowiedział: „Ty nic nie wiesz o tamtej Polsce, ty nie wiesz, co to w tamtej Polsce było, ty nie wiesz, kim był Piłsudski!”. Dzisiaj wiem, o czym mówił.
Wtedy przerwał rozmowę, był starszym człowiekiem. Straszliwie się zdenerwował i praktycznie wyrzucił mnie z pokoju. Nie rozumiałem, o co mu chodzi. Zrozumiałem to dopiero później, kiedy zapoznając się szczegółowo z historią Polski, zobaczyłem to, co stało się na początku lat 30. XX w. Wtedy zrozumiałem ten dramatyczny błąd, którego mój bohater, marszałek Józef Piłsudski – niestety – nie umiał uniknąć. Może dlatego, że był już schorowanym człowiekiem. Nie wiem, nie umiem na to pytanie odpowiedzieć. Z całą pewnością zdecydował się wtedy na coś absolutnie tragicznego; coś, co – powtarzam jeszcze raz – jestem przekonany, że doprowadziło do upadku Polski w 1939 roku.
Z uwagi na brak jedności w społeczeństwie, na nieprawdopodobnie głęboką wyrwę, jaką spowodowało zamknięcie w więzieniu ludzi, których duża część narodu uważała za swoich liderów i przywódców, z których ideami i drogą życiową całkowicie się utożsamiała i zgadzała, wielu nigdy nie umiało pogodzić się z Józefem Piłsudskim, sanacją i jej decyzjami. Niech to będzie wielkim znakiem ostrzeżenia dla wszystkich polityków dzisiejszej Rzeczypospolitej, zwłaszcza dla tych, którzy obecnie rządzą; symbolem tego, do czego prowadzą arogancja władzy i poczucie bezkarności czy też – jak wolę to nazwać – terror praworządności. Bo dzisiaj mamy do czynienia z terrorem tak zwanej praworządności.
Wincenty Witos nigdy by się na to nie zgodził. Zawsze – jak wiemy z kart historii – szukał rozwiązań parlamentarnych, szukał rozwiązań dyplomatycznych, szukał rozwiązań prawnych, szukał pola do negocjacji. Czy to oznaczało słabość? Nie – to oznaczało prawość i uczciwość. To oznaczało przestrzeganie reguł. I to oznaczało niezłomność w realizacji przyjętych dążeń. Działał tak od początku swojej świadomej aktywności społecznej, politycznej aż do jej samego końca, aż do swojego odejścia w 1945 roku.
Witos miał rację. Nie znam żadnej osoby, która twierdziłaby: „W tym momencie Wincenty Witos popełnił tragiczny błąd w dziejach Rzeczypospolitej”. Nie w dziejach jego partii, nie w dziejach relacji pomiędzy liderami partyjnymi, ale w dziejach Rzeczypospolitej – albo doprowadzając do jej załamania, albo doprowadzając do jej tragicznego końca. Było wręcz przeciwnie: w 1920 roku wziął odpowiedzialność za ojczyznę, mimo że widział, jak tragiczna jest sytuacja. Zdawał sobie sprawę, że może się okazać, iż zostanie premierem i Polska upadnie, a on zapisze się w historii jako premier upadającej Rzeczypospolitej. Mimo to wziął na siebie odpowiedzialność. Zrobił wszystko, co możliwe, by obronić Polskę, by uratować państwo i naród.
.Chwała Wincentemu Witosowi! Wieczna pamięć! Niech żyje wolna, suwerenna, niepodległa, sprawiedliwa Rzeczpospolita, którą kochał!
Andrzej Duda
Wystąpienie z okazji 150. rocznicy urodzin Wincentego Witosa, 2024 r. Tekst ukazał się w nr 61 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>]. Miesięcznik dostępny także w ebooku „Wszystko co Najważniejsze” [e-booki Wszystko co Najważniejsze w Legimi.pl LINK >>>].