
Czy istnieje wojna sprawiedliwa?
Państwo ma prawo, a nawet obowiązek obrony swych obywateli, także za pomocą środków zbrojnych, ale wyłącznie przy spełnieniu jasno sformułowanych warunków – pisze Bp Wiesław LECHOWICZ
.W obliczu inwazji Rosji na Ukrainę znów pojawia się pytanie o moralny aspekt prowadzenia działań wojennych. Z tego rodzaju pytaniami spotykam się również osobiście w związku z nominacją na biskupa polowego Wojska Polskiego. Czy nauczanie Kościoła na temat nazwany jako „wojna sprawiedliwa” jest wciąż aktualne?
Prekursorem teorii „wojny sprawiedliwej” był św. Augustyn z Hippony, żyjący na przełomie IV i V wieku. Choć generalnie wojnę uważał za zło, zaznaczał jednak, że mogą zaistnieć sytuacje, w których wolno chrześcijaninowi chwycić za broń i wziąć udział w walce zbrojnej. Za „wojny sprawiedliwe” uważał wojny prowadzone w obronie ojczyzny (civitas) zagrożonej przez barbarzyńców, a także działania zbrojne, których celem była obrona bliźniego przed niesłuszną i niezasłużoną napaścią. „Wojnę sprawiedliwą” (bellum iustum) uważał za akcję niesprzeciwiającą się moralności chrześcijańskiej – w przeciwieństwie do zasługującej na potępienie „wojny niesprawiedliwej” (bellum iniustum). Biskup Hippony podkreślał przy tym, że „największym tytułem do chwały jest właśnie unicestwienie wojny słowem, zamiast zabijania ludzi mieczem, i poprzez pokój, a nie wojnę, zabiegać o pokój lub jego utrzymanie”.
Ideę wojny sprawiedliwej przyjął św. Tomasz z Akwinu (XIII wiek), do którego nauczania odwoływało się przez kolejne lata Magisterium Kościoła. Akwinata wymienia trzy warunki wojny sprawiedliwej: musi zostać wypowiedziana przez prawowitą władzę publiczną, przyczyna wojny musi być sprawiedliwa, a prowadzeniu wojny musi towarzyszyć uczciwa intencja.
Teoria „wojny sprawiedliwej” była głoszona przez Kościół do II połowy XX wieku, a konkretnie do czasów pontyfikatu Piusa XII (1939–1958). Po dwóch wojnach światowych, w okresie trwającej wówczas „zimnej wojny”, papież ten jako pierwszy zakwestionował zasadność pojęcia „wojny sprawiedliwej”. Pius XII stał na stanowisku, że każda wojna jest zbrodniczym aktem, jeśli nie usprawiedliwia jej absolutna konieczność własnej obrony, której nie można zapewnić w sposób pokojowy. Dlatego wprowadził w miejsce „wojny sprawiedliwej” określenie „uprawnionej obrony koniecznej”. Jednocześnie akceptował pod pewnymi warunkami teorię „odstraszania”, która polegała na nieustannych zbrojeniach, nie wyłączając potencjału atomowego.
Sens powszechnych zbrojeń zakwestionował następca Piusa XII, Jan XXIII (1958–1963), zwany „papieżem pokoju”. W encyklice Pacem in terris (1963) apelował o pokój i potępił doktrynę „odstraszania”. Przekonywał, że doktryna oparta na równowadze zbrojeń ma bardzo niestabilne fundamenty, ponieważ czasem do wybuchu wojny wystarczy zaledwie pretekst. Stąd twierdził, że utrzymywanie „równowagi strachu” w żaden sposób nie zabezpiecza świata przed wybuchem wojny, a nawet stwarza ku temu potężne ryzyko. Zaznaczał również, że związany z ideą odstraszania wyścig zbrojeń hamuje postęp gospodarczy i społeczny, ponieważ wykorzystuje potencjał naukowy i gospodarczy do rozwoju broni, zamiast spożytkować go dla rozwoju dobra wspólnego ludzkości.
Soborowa zmiana
.Sobór Watykański II, zwołany przez Jana XXIII, opowiedział się oczywiście przeciwko pojęciu „wojny sprawiedliwej”. W dokumentach soborowych nigdzie już tego pojęcia nie znajdziemy. Pojawia się wyłącznie kategoria „prawa do obrony koniecznej”, zarówno w wymiarze indywidualnym, jak i państwowym. Równocześnie jednak ojcowie soborowi odrzucali coraz bardziej modny wówczas pacyfizm, mając świadomość, że potępienie wojny obronnej mogłoby być równoznaczne z otwarciem drogi do bezkarnej agresji w stosunkach międzynarodowych. Nie zakwestionowali tym samym prawa do prowadzenia wojny obronnej, ale jej uzasadnienie moralne widzieli tylko w sytuacji, jeśli wszystkie inne środki zmierzające do położenia kresu zbrojnej przemocy okazałyby się nierealne lub nieskuteczne.
Ponadto Sobór Watykański II stanowczo potępił wojnę z zastosowaniem broni nuklearnej, także w celach obronnych, ponieważ użycie broni atomowej, jak podkreślano, w każdym przypadku wywoła wojnę totalną. Pojęcie „wojny totalnej” ojcowie soboru odnosili do działań zbrojnych, w których w podobnej mierze jak siły i obiekty wojskowe narażona jest na zniszczenie ludność cywilna. Zanegowanie prawa do prowadzenia wojny totalnej łączyło się z przeciwstawieniem się samemu posiadaniu broni atomowej.
Katechizm Kościoła Katolickiego z 1992 r. odwołuje się do pojęcia „obrony koniecznej”, wyjaśniając, że „obrona dobra wspólnego wymaga, aby niesprawiedliwy napastnik został pozbawiony możliwości wyrządzania szkody. Z tej racji prawowita władza ma obowiązek uciec się nawet do broni, aby odeprzeć napadających na wspólnotę cywilną powierzoną jej odpowiedzialności” (art. 2265).
Państwo ma zatem prawo, a nawet obowiązek obrony swych obywateli, także za pomocą środków zbrojnych, ale wyłącznie przy spełnieniu jasno sformułowanych warunków. Precyzyjnie definiuje je Katechizm w art. 2309, mówiąc, że decyzja o użyciu siły militarnej może być usprawiedliwiona tylko w przypadkach, gdy: a) szkoda wyrządzana przez napastnika narodowi lub wspólnocie narodów jest długotrwała, poważna i niezaprzeczalna; b) wszystkie pozostałe środki zmierzające do położenia jej kresu okazały się nierealne lub nieskuteczne; c) użycie broni nie pociągnie za sobą jeszcze poważniejszego zła i zamętu niż zło, które należy usunąć.
Jan Paweł II (1978–2005) podtrzymał prawo do obrony koniecznej, a przy tym wielokrotnie podkreślał, że wojna jest „najbardziej barbarzyńskim i najmniej skutecznym środkiem rozwiązywania konfliktów”. Jego zdaniem „wojny nie rozwiązują problemów stanowiących przedmiot sporu i stąd okazują się nie tylko straszliwie niszczące, ale także bezużyteczne”.
Do doktryny o „obronie koniecznej” papież „z dalekiego kraju” wniósł pojęcie „ingerencji humanitarnej”, po raz pierwszy sformułowane w orędziu na Światowy Dzień Pokoju z 1 stycznia 2000 r. Ingerencję humanitarną rozumiał jako rodzaj obrony koniecznej, gdy „powstaje niebezpieczeństwo, że ludność cywilna padnie ofiarą niesprawiedliwego napastnika, oraz kiedy spełzną na niczym próby działania politycznego i obrony bez użycia przemocy”. Wówczas „uprawnione jest, a nawet konieczne podjęcie konkretnych kroków w celu rozbrojenia agresora”. Jednocześnie Jan Paweł II podkreślał, że prawo do takiej reakcji ma wyłącznie wspólnota międzynarodowa, a nie pojedyncze państwo.
Możliwość uprawnionej etycznie „interwencji humanitarnej” Jan Paweł II przewidział szczególnie w przypadku zaistnienia ewidentnej zbrodni przeciwko ludzkości. Wyjaśniał, że jeśli dojdzie do zbrodni przeciwko ludzkości, to zbrodni tej nie można uważać za wewnętrzną sprawę danego kraju. Wskazywał więc, że „w sytuacji gdy wykorzystane zostały wszystkie możliwości negocjacji drogą dyplomatyczną (…), a mimo to narody dotknięte niesprawiedliwą agresją nadal uginają się pod ciosami napastnika, inne państwa nie mają już prawa do obojętności. Wydaje się wręcz, że ich obowiązkiem jest rozbroić agresora”.
Papież zaznaczał, że tego typu działania winny jednak być ograniczone w czasie i winny mieć ściśle określone cele, a należy je prowadzić z pełnym poszanowaniem prawa międzynarodowego i pod nadzorem uznanego organu władzy o charakterze ponadnarodowym. Z tego właśnie powodu Jan Paweł II sprzeciwił się zbrojnej interwencji Stanów Zjednoczonych wraz z ich sojusznikami w Iraku. Nie spełniała ona bowiem wszystkich kryteriów „interwencji humanitarnej”, a groziła rozpętaniem światowego konfliktu z islamem. „W obliczu straszliwych konsekwencji, jakie międzynarodowa operacja zbrojna niosłaby dla ludności Iraku i równowagi całego, i tak już mocno doświadczonego, regionu Bliskiego Wschodu, oraz mając na uwadze niebezpieczeństwo uaktywnienia się ekstremizmów, wołam do wszystkich: wciąż jeszcze jest czas na negocjacje; wciąż jeszcze jest szansa na pokój; nigdy nie jest za późno na to, aby się porozumieć i kontynuować rozmowy pokojowe”. Niestety, jak wiadomo, to wołanie pozostało zlekceważone.
Podobnie jak poprzednicy, Jan Paweł II potępiał ogromne wydatki przeznaczane na wyścig zbrojeń. Wyjaśniał, że utrzymywanie w gotowości do użycia broni powoduje, że światu nieustannie grożą kolejne konflikty, a pokój jest bardzo kruchy.
Znamienne jest, że Jan Paweł II w corocznych orędziach na Światowy Dzień Pokoju, obchodzony w Kościele 1 stycznia, nigdy nie użył pojęcia „wojny sprawiedliwej”.
Nauczanie papieża Franciszka
.Analogiczne stanowisko wobec wojny prezentuje papież Franciszek, ostrzegając przed „trzecią wojną światową w kawałkach”, która – jego zdaniem – toczy się już w wielu punktach świata i z łatwością może się przemienić w konflikt globalny. Naucza, że „nie odstraszające posiadanie potężnych środków masowego rażenia czyni świat bezpieczniejszym, ale cierpliwa praca wszystkich osób dobrej woli, które poświęcają się konkretnie, każda w swojej dziedzinie, budowaniu świata pokoju, solidarności i wzajemnego szacunku”.
Niemało miejsca tematyce wojny poświęca papież Franciszek w wydanej w 2020 roku encyklice Fratelli tutti. Z właściwą mu prostotą, bezpośredniością i praktycznym rozeznaniem pisze: „Tak łatwo wybrać wojnę, posługując się wszelkiego rodzaju wymówkami, pozornie humanitarnymi, obronnymi lub prewencyjnymi, uciekając się także do manipulacji informacją. Faktycznie, w ostatnich dekadach wszystkie wojny były rzekomo »usprawiedliwione«. Katechizm Kościoła Katolickiego mówi o możliwości uprawnionej obrony przy użyciu siły zbrojnej, co oznacza wykazanie, że istnieją pewne ścisłe warunki uprawnienia moralnego. Łatwo jest jednak popaść w zbyt szeroką interpretację tego możliwego prawa. Próbuje się w ten sposób usprawiedliwić także ataki »prewencyjne« lub działania wojenne, które łatwo pociągają za sobą zło i zamęt poważniejsze niż zło, które należy usunąć. Chodzi o to, że od czasu rozwoju broni jądrowej, chemicznej i biologicznej, a także ogromnych i coraz większych możliwości, jakie dają nowe technologie, wojnie dano niemożliwą do skontrolowania moc niszczycielską, która uderza w wielu niewinnych cywilów. Doprawdy, ludzkość nigdy nie miała tyle władzy nad sobą samą i nie ma gwarancji, że dobrze ją wykorzysta. Nie możemy już zatem myśleć o wojnie jako o rozwiązaniu, ponieważ ryzyko prawdopodobnie zawsze przeważy nad przypisywaną jej hipotetyczną użytecznością. W obliczu tej sytuacji bardzo trudno jest dziś utrzymać racjonalne kryteria, które wypracowano w poprzednich wiekach, by mówić o możliwości »wojny sprawiedliwej«” (258).
Jako podsumowanie obecnego nauczania Kościoła na temat wojny mogą posłużyć słowa papieża Franciszka z tej samej encykliki. Brak słów, by wyrazić smutek i ból, że jesteśmy świadkami i uczestnikami tej rzeczywistości, przed którą ostrzega papież. Prawda nauczania Franciszka jawi się przed naszymi oczami z całą jaskrawością i potwierdza się z całą bezwzględnością.
.„Każda wojna pozostawia świat w gorszej sytuacji, niż go zastała. Wojna jest porażką polityki i ludzkości, haniebną kapitulacją, porażką w obliczu sił zła. Nie poprzestawajmy na dyskusjach teoretycznych, pochylajmy się nad ranami, dotykajmy ciała tych, którzy zostali poszkodowani. Przyjrzyjmy się wielu niewinnym cywilom, zamordowanym jako »przypadkowe ofiary«. Zapytajmy poszkodowanych. Zwróćmy uwagę na uchodźców, na tych, którzy ucierpieli na skutek promieniowania atomowego lub ataków chemicznych, na kobiety, które straciły swoje dzieci, na dzieci okaleczone lub pozbawione swego dzieciństwa. Zwróćmy uwagę na prawdę o tych ofiarach przemocy, spójrzmy na rzeczywistość ich oczyma i wysłuchajmy ich historii z otwartym sercem. W ten sposób będziemy mogli dostrzec otchłań zła w samym sercu wojny i nie będzie nam przeszkadzać, że potraktują nas jako naiwnych, bo wybraliśmy pokój” (261).
Bp Wiesław Lechowicz
Tekst ukazał się w nr 39 miesięcznika opiinii „Wszystko co Najważniejsze” [LINK].