
Opowieść idioty czy ład naturalny
Odrzuciliśmy ład świata, a więc życie stało się powieścią idioty, która nic nie znaczy. Jesteśmy wolni i nieograniczeni, wszystko stało się więc możliwe, ale nowy wspaniały świat zmienił się w koszmar, z którego nie potrafimy się obudzić – pisze Bronisław WILDSTEIN w swojej książce „Opowieść idioty czy ład naturalny”
.W epilogu swojej ostatniej sztuki, „Burzy”, Szekspir każe złamać czarnoksięską pałeczkę jej bohaterowi Prosperowi, który jest chyba najbliższy alter ego autora z wszystkich zaludniających jego dzieła postaci, a akt ten wskazuje czym jest odrzucenie pióra przez pisarza. To pożegnanie szczególnej, zasadniczo innej niż wszystkie pozostałe możliwości poznawczej, którą ofiarowuje sztuka. Magia „Snu nocy letniej”, „Makbeta” czy „Burzy” to nie tylko symboliczne obrazy. Świat Szekspira jest gęsty od znaczeń i to nie tylko takich, które nadaje mu człowiek. Język natury jest bogatszy od ludzkiego, tak jak ten ostatni przekracza osobnicze wypowiedzi. Sztuka mówi nie tylko bezpośrednio, ale obrazami, symbolami, sugestiami, otwiera na szersze niż konwencjonalne rozumienie.
Można zaakceptować formułę Webera, że nowoczesność stanowi odczarowanie świata pod warunkiem, iż rozumieć ją będziemy jako redukcję ludzkiego doświadczenia. Rzeczywistość dla człowieka coraz bardziej staje się wyłącznie materią pierwotną, służącą li tylko do produkcji przedmiotów, które życie czynić mają bardziej wygodnym. Staje się czasowym lokum, które meblujemy dla doraźnego pożytku z tym, że miejsce owo ma być równocześnie naszym jedynym schronieniem. Podejście takie ma zaiste groteskowy charakter.
Groteska, która staje się współcześnie dominującym światopoglądem, musi rozgrywać się wyłącznie w sztucznej rzeczywistości ludzkich artefaktów. Cywilizacja wypełnia ludzki świat i coraz bardziej odgradza nas od przyrody, która stanowi bezgranicznie przerastający nas wymiar. Nie sposób zredukować jej do groteskowego ujęcia. Dla ludzi funkcjonujących w bardziej naturalnych warunkach, którym sztuczna cywilizacja nie zamyka perspektyw, ład świata się narzuca. Ci, którzy żyją wpisani w rytm przyrody: rolnicy, pasterze, dawni kupcy i żeglarze nie mają co do tego wątpliwości. Równocześnie z porządkiem objawia się jego nieskończoność. Kosmiczna harmonia stanowi dla nas nigdy niezgłębioną tajemnicę. Świadomość tego otwiera uniwersalne przeżycie ludzkości. Doświadczenie kultur starszych wpisuje człowieka w górującą nad nim rzeczywistość. Ba, przypadki współczesnego mieszczucha, który choćby na moment pragnie wyrwać się ze sztucznego świata stworzonego dla jego wygody potwierdza tę prawdę. Człowiek obdarzony elementarną wrażliwością zdystansowany do zabudowanej przez siebie domeny czuje, że świat mówi do niego i pozwala się kontemplować, odkrywa wymiary, które zapoznaje doraźna egzystencja. To uniwersalne doświadczenie człowieka i ludzkości. Nasze możliwości tworzenia, choć z jednej strony imponujące są tak znikome w porównaniu ze światem, w którym żyjemy, że uznać je można za nieznaczące. Z jednej strony stworzyliśmy tak złożony kosmos ludzkiej cywilizacji, że nie panujemy nad nim do końca i to zarówno poznawczo jak i organizacyjnie, co powoduje, że coraz bardziej jawi się on nam jako chaos, z drugiej – nieskończenie przerastające go uniwersum, którego mikroskopijną cząstkę zasiedlamy demonstruje nam swój nigdy do końca nie rozpoznawalny ład.
Nie jesteśmy w stanie odsłonić tajemnicy świata. Magia, która obiecuje zwielokrotnienie ludzkich sił i posługiwanie się duchowymi mocami, poza marginalnymi pretendującymi do tego przypadkami – można uznać je za prekursorskie dla naszych czasów – nie czyni człowieka ich panem. Religia wskazuje, że wpisany jest on w porządek, który jest od niego nieskończenie większy. Jest to napięcie między zadomowieniem a obcością. Przynależymy do świata a więc jesteśmy w nim u siebie, nie jesteśmy jednak jego panami, jego niewyobrażalnie przewyższający nas wymiar domaga się od nas pokory. Również w chrześcijaństwie, które poprzez akt Chrystusowego wcielenia wydaje się stosunkowo łagodzić napięcie między ograniczonością człowieka a nieograniczonością Stwórcy, mamy do czynienia z zasadniczym kontrastem między ludzkim i Boskim istnieniem. To nie tylko Stary Testament jednoznacznie głosi, że człowiek nie może bezpośrednio zobaczyć Boga i nie wolno tworzyć mu wizerunków ani Jego, ani Jego stworzeń, również Chrystus przemieniający się na Taborze wywołuje grozę u swoich najbliższych uczniów. To w tym kontekście należy rozpatrywać problem zła w przednowoczesnym świecie.
Tradycyjnie człowiek był z nim pogodzony, co nie znaczy, że nie usiłował się mu na różne sposoby przeciwstawić. Wyobrażenie, że potrafi je na stałe wyeliminować było mu jednak nie tylko obce, ale brzmiało jak świętokradztwo. Cierpienie było nieusuwalnym elementem naszego doświadczenia. Tragedia grecka jest tego szczególnym wyrazem, gdyż można traktować ją jako pierwszą systematyczną próbę tak całościowego ujęcia losu ludzkiego.
Podstawowy jej przekaz da się sprowadzić do uznania, że człowiek skazany jest na cierpienie, więcej, jest ono dla niego najgłębszą lekcją życia, bez którego nie byłby w pełni sobą. Świat grecki w swojej genezie jest tajemniczy, straszny i nigdy do końca nie pozbywa się tych cech. Opis jego narodzin Zygmunt Kubiak nazywa „grozą pierwotną”. Realna mitologia stanowi przeciwieństwo oleodrukowego kiczu, który oferował nam Jan Parandowski. Ten obraz był konsekwencją postrzegania kultury helleńskiej wyłącznie jako domeny racjonalności, apolińskiej przestrzeni miary i symetrii. Nietzsche wskazywał, że ta oświeceniowa mistyfikacja jeśli uznajemy ją za całościowy obraz cywilizacji Greków, zderza się z ekstatycznym żywiołem dionizyjskim i dopiero to nieustanne napięcie budowało jej wielkość. Nie trzeba być nietzscheanistą, aby dostrzec, że czysta racjonalność w nowoczesnym, kartezjańskim wydaniu była obca Grekom. Nawet Arystoteles wskazuje granice rozumu ludzkiego, podobnie Platon uznający go za boski pierwiastek równocześnie dostrzega jego paradoksy i aporie. W „Liście VII” powszechnie traktowanym jako autentyczne pismo Platona autor pisze, że ostatecznej prawdy nie da się wyrazić w piśmie, tzn. w dyskursywnym języku. Jest ona efektem objawienia, które wprawdzie trzeba racjonalnie przygotowywać, ale sama intelektualna praca nie wystarczy. To zresztą istotny wątek myśli greckiej traktującej filozofię jako drogę do osiągnięcia mądrości, która nie wyczerpuje się w racjonalnym poznaniu. Pitagoras, który zgodnie z tradycją wprowadził pojęcie filozofii czyli miłości mądrości podkreślał, że mądry może być tylko bóg, człowiek potrafi wyłącznie mądrość kochać. Podobnie deklarował Sokrates.
Dla Greków los indywiduum wpisany był w dzieje zbiorowości. Oczywiście nie tylko dla Greków, dopiero współcześnie widzimy wszystko oddzielnie.
Na tytułowe pytanie mojej książki nowoczesny człowiek odpowiada tak jak Makbet. Odrzuca ład świata. Wprawdzie nie wyciąga z tego konsekwencji bo musiałyby być one samobójcze, ale uznaje, że doświadczenia szkockiego zbrodniarza odsłaniają prawdę o świecie. Do pewnego stopnia więc je akceptuje i przyjmuje wartość jego życiowej drogi. Swoje wyobrażenia usiłuje przypisać Szekspirowi i w ten sposób zinterpretować jego dzieło. Dokonuje odwrócenia wpisanych w nie znaczeń i czyni go prorokiem świata zaprzeczonego. W ten sam sposób jak sens świata, deformuje znaczenie tekstów elżbietańskiego geniusza.
Współczesny człowiek wybrał interpretację Makbeta, która staje się zaprzeczeniem Szekspira. Utożsamił się z mentalnością mordercy, którego nieprawości zmieniły świat w koszmar. Człowiek nowoczesny po to, aby uzyskać panowanie nad rzeczywistością pod pozorem odrzucania iluzji, zakwestionował, a potem ostatecznie zniszczył porządek rzeczy. W takim świecie dominuje wyłącznie siła, to czy przebierze ona maskę postępu, epistokracji, liberalnej demokracji czy czego jeszcze, niczego nie zmieni. Zabiliśmy sen i dlatego nie tylko nie potrafimy śnić, ale nawet na moment odpocząć od świata koszmaru, a więc zdobyć do niego dystans i zobaczyć go w całej jego odstręczającej grozie.
O jakim śnie mówi Makbet? Szekspirowski tyran nie potrafi jeszcze racjonalizować głosu świata i nadać mu wygląd, który zaprzecza znaczeniu. Jego obrońca w nowoczesnym kostiumie tłumaczyłby, że chodzi o sny jako iluzje, a więc o pozbycie się złudzeń, o wyjście z generowanego przez własną słabość dzieciństwa i spojrzeniu w oczy rzeczywistości takiej jaką ona jest: a więc „powieścią idioty, wrzasku i furii pełną”.
Piszę o obrońcy, co na pierwszy rzut oka jawi się jako karygodne nadużycie. Przecież dominująca dziś postawa to zaprzeczenie mentalności brutalnego mordercy. Wydawałoby się, że wręcz przeciwnie, cechuje się ona ufnym sentymentalizmem. Tyle, że sentymentalizm jest zaprzeczeniem racjonalnej, ujętej w karby rozumu uczuciowości. Jest infantylnym poddaniem się emocjom, które oczekują natychmiastowego rozładowania i spełnienia pragnień. Opór rzeczywistości wyzwala dziecinny bunt i rozczulenie się nad sobą. Odwraca bieguny percepcji. Naiwny entuzjasta potrafi przekształcić się w radykalnego nihilistę, który tłumaczył będzie, że to świat uczynił go tym, kim jest, a więc wart jest wyłącznie zniszczenia i usprawiedliwia wszystkie wobec niego, najbardziej cyniczne zabiegi. Odmowa zrozumienia ograniczeń a więc i form realności łatwo stacza się w cynizm. Współczesny człowiek uznaje się za pana świata, a opór, który napotyka wyzwala w nim frustrację i histerię, które mają usprawiedliwiać najbardziej skrajne odruchy.
Usprawiedliwienie metafizycznego buntu sytuuje jego współczesnego rzecznika po stronie szkockiego uzurpatora. Człowiek współczesny, który uznaje, że może nadawać dowolny kształt rzeczywistości jak Makbet jest samozwańcem. „Z własnego prawa bierz nadania i z własnej woli sam się zbaw!” – podśpiewuje „Międzynarodówkę” na zmianę z „Imagine”.
Skoro nie ma żadnego transcendentnego, ani transcendentalnego porządku, jedyną normą pozostaje wola a więc siła, która reguluje stosunki między ludźmi. Ci, którzy panują dzisiaj uznają, że nie naruszyli żadnego ładu z tej prostej przyczyny, że ich zdaniem nie istnieje on. Ale bez jakiegokolwiek ładu ludzie nie mogą funkcjonować, dlatego ci, którzy odrzucają metafizykę, powołują jej doczesny odpowiednik stanowiący uzasadnienie ich pozycji. To szumnie nazwane prawa człowieka, które za każdym razem na nowo, w swoim interesie definiują rządzący. Prawa z zasady winny być trwałą formą, która nadaje pewność ludzkiemu światu i stanowi oparcie dla jego mieszkańców, zmieniając się permanentnie stanowią zaprzeczenie swojej esencjonalnej funkcji i są wyłącznie narzędziem, dla tych, którzy je kontrolują. Są wygodnym środkiem przemocy, który można arbitralnie użytkować.
Współczesny uzurpator nie posługuje się nożem. Żyje w aseptycznej rzeczywistości i brzydzi się krwią. Potrafi jednak usprawiedliwiać najkrwawsze ekscesy swoich rewolucyjnych poprzedników, wskazując, że powodowały nimi dobre intencje, należy rozpatrywać je w szerszym kontekście i zastanowić się: ile dobra w dłuższej perspektywie przyniosły. Osobiście nie jest mordercą. Czy można więc uznać go za stronnika Makbeta? Kieruje nim podobna żądza władzy, która każe likwidować wszystko na drodze do panowania. I prowadzi świat do stanu jakim jawił się on uzurpatorowi na tronie Szkocji. Jak zachowa się w momencie bardziej drastycznej konfrontacji? Na razie odczłowiecza swoich ideowych przeciwników, eliminuje ich z życia publicznego i domaga się dla nich sankcji prawnych.

W którym miejscu Szekspirowskiego dramatu znaleźliśmy się dzisiaj? Pozbawiony dostojeństwa Lear błąka się w nocy obłędu po pogrążonym w burzy świecie? Te patetyczne obrazy wydają się antypodami naszej rzeczywistości. W głębszym jednak sensie?
.Odrzuciliśmy ład świata, a więc życie stało się powieścią idioty, która nic nie znaczy. Jesteśmy wolni i nieograniczeni, wszystko stało się więc możliwe, ale nowy wspaniały świat zmienił się w koszmar, z którego nie potrafimy się obudzić.
Fragment książki „Opowieść idioty czy ład naturalny”, wyd. Państwowy Instytut Wydawniczy, 2025 r. [LINK]







