Bruno LE MAIRE: Francuska droga

Francuska droga

Photo of Bruno LE MAIRE

Bruno LE MAIRE

Polityk wywodzący się z arystokracji południowo-zachodniej Francji. Rywalizację o przywództwo UMP przegrał z Nicolasem Sarkozym. Od 2017 r. minister gospodarki i finansów, wcześniej minister rolnictwa (2009-2012). Absolwent ENA. Ostatnio wydał „La voie française” (Ed.Flammarion, 2024).

Ryc. Fabien Clairefond

Francja nieustannie waha się między zadowoleniem i gniewem. Buduje swoją chwałę, a potem nagle popada w apatię. Podziwia się, a jednocześnie siebie nienawidzi – pisze Bruno LE MAIRE

.Mówi się, że we Francji panuje klimat umiarkowany. W rzeczywistości nasz naród ma najbardziej niestabilny temperament pośród wszystkich narodów świata. Jest posłuszny kapryśnej pogodzie swojej historii. Z całą mocą daje się ponosić ciepłym i zimnym prądom ruchów planetarnych. Nabrzmiewa, wychodzi z brzegów, rozlewają się rzeki jego gniewu, by równie szybko wrócić do swojego koryta, jakby zmęczone swoim własnym uniesieniem. Na wybrzeżu baskijskim brouillarta jest szczególnym zjawiskiem klimatycznym – opadające gwałtownie na ocean ciepłe masy powietrza wywołują silne wiatry, wzbudzają wielometrowe fale i burze piaskowe na plażach.

Francja przywykła do tych krótkotrwałych burz, które potrafią zaskoczyć nawet najbardziej doświadczonych marynarzy u sterów władzy. Gdy wody są spokojne, a na horyzoncie nie widać najmniejszej chmury, delikatna bryza popycha statek do przodu. A potem nagle dzieje się coś, co sprawia, że ciśnienie atmosferyczne spada, polityczne niebo zasnuwa się ciemnymi chmurami, ludzie wychodzą na ulice, gwałtowność opanowuje wieś – i już nie wiadomo, jak utrzymać kurs pośród tych rozkiełznanych, niedających spokoju żywiołów. Kto przewidział Żółte Kamizelki? Kto przewidział protesty rolników ze stycznia 2024 roku? Ten regularnie nawracający gniew nie może zaciemniać nam długiego marszu naszej historii. Pozostajemy przecież wielkim narodem utrzymującym swoją rangę. Deklasacja anonsowana przez wszystkich obserwatorów jest zaniechaniem, a nie fatalizmem. Zbiorowym lękiem, a nie nieuleczalną chorobą. Można ją przezwyciężyć poprzez pracę, odwagę, wizję.

.Francja nieustannie waha się między zadowoleniem i gniewem. Buduje swoją chwałę, a potem nagle popada w apatię. Podziwia się, a jednocześnie siebie nienawidzi. Gdy wydaje się pokonana, umęczona jak zwierzę leżące na skraju drogi, otwiera oko, porusza członkami, podnosi się, by galopem pokonać strome zbocze. Przeciętność ją pociąga, ale i odpycha. Chwała fascynuje, ale i męczy.

A zatem naród, któremu niemal zawsze brakuje równowagi. Naród nigdy niezadowolony ze swojego przeznaczenia. Przeznaczenia świata także.

Naród, który nie jest jednością, gdyż trwa podzielony od 1789 roku. Przywiązany do swego skrawka ziemi, swoich domów i żywopłotów. Niepogodzony z samym sobą. Jedność zawsze przyjmuje we Francji postać zbawcy, jeśli nie może przyjąć postaci swego ludu. W najlepszym wypadku to Napoleon czy de Gaulle; w najgorszym – Pétain. Istnieje nie tylko 68 milionów Francuzów, ale także 68 milionów Francji. Dla owego chronicznego braku zadowolenia wyjaśnienie znalazł Cezar – terytorium Galów było za małe wobec ich wojowniczego temperamentu.

Czy świat nie stał się czasem zbyt szeroki dla naszego zmęczonego charakteru? Po tylu stuleciach podbojów, wydaniu z siebie Deklaracji Praw Człowieka, skodyfikowaniu praw, zindustrializowaniu naszych terytoriów, przystosowaniu naszych ziem, włącznie ze stromymi zboczami Alp, do prowadzenia na nich upraw, przezwyciężeniu katastrofy spod Sedanu, z Chemin des Dames czy tej z 1940 roku moglibyśmy mieć prawo, 65 lat od proklamowania takiej konstytucji, która nam w końcu odpowiadała, do odrobiny zasłużonego odpoczynku. W sumie – pozwolić opaść całej tej chwale.

Francja, „matka sztuk, wojen i praw”, jak ją określił Joachim du Bellay, daje się uwieść doktrynom zaimportowanym z amerykańskich kampusów, jej armia osamotniała w Europie, a jej prawa nierzadko nie są już stosowane na jej własnym terytorium. Nasze społeczeństwo się rozpada. Krzyki i sarkazm stały się synonimem debaty. Przywilej rozumu sięgnął bruku.

Czy nasz język już zamilkł? Czy nasza cywilizacja już umarła? Czy nasz duch już przygasł? Nie. Język, cywilizacja, duch pozostają kluczami, które otworzą dla nas nową przyszłość i pozwolą, jak pozwalały w każdej przeszłej chwili zagrożenia w naszej historii, zachować wielkość narodu i wytyczyć odrębną drogę, choćby wydawała się dla innych nie do przejścia. Naszą francuską drogę.

Co z naszą gospodarką?

.Przez dziesięciolecia gospodarka była naszym słabym punktem. Niezborne koncepcje ekonomiczne i finansowe, ale też marzenia na wyrost, które wszystkie obróciły się w koszmar, sprawiły, że naród został pozbawiony przemysłu, zamknięto tysiące fabryk, porzucono branżę tekstylną i AGD, niemal na dobre wyzbyto się sektora atomowego, zostawiono na pastwę losu tak wiele naszych terytoriów. W 1965 roku departamentem, w którym wskaźniki dobrobytu i poczucia satysfakcji były najwyższe, był departament Nord; w 2024 roku jest wśród ostatnich w tym rankingu. Brutalne wahnięcie, które przesuwa dobrobyt północy w stronę wybrzeża atlantyckiego czy wielkich metropolii, zostawiając za sobą gorycz, gniew, poczucie opuszczenia. Rok 1981 przyspieszył tę tendencję i na nic zdała się odwaga niektórych przenikliwych socjalistów – Pierre’a Mauroy, Jacques’a Delorsa – którzy próbowali uchronić nas przed upadkiem.

Obecnie gospodarka jest naszym najsolidniejszym filarem. W ciągu ostatnich kilku lat udowodniliśmy wraz z Emmanuelem Macronem, że Francja jest zdolna korygować swoje błędy, poprawić swój wizerunek na świecie, stać się na nowo atrakcyjnym terytorium i odnoszącą sukcesy gospodarką. Czy zrobiono już wszystko? Z pewnością nie. Czy dobiliśmy do bezpiecznego brzegu? Prawdopodobnie nie, widząc, jakie zagrożenia ciążą nad światową ekonomią.

Rozszerzenie się konfliktu na Bliskim Wschodzie pociągnęłoby za sobą znaczny skok cen ropy, co miałoby zgubne skutki dla światowego wzrostu. Wycofanie poparcia USA dla Ukrainy zmusiłoby narody Europy – chcące uniknąć porażki, czyli utraty wartości i sprowadzenia zagrożenia dla swoich granic – do zwiększenia wsparcia finansowego i wojskowego. Najmniejsza iskra u wybrzeży Tajwanu mogłaby rozniecić ogień w całym regionie i zastopować transport połowy wymiany handlowej świata. Za jaką cenę? Powtarzające się ataki rebeliantów Huti na Morzu Czerwonym w grudniu 2023 roku zmusiły armatorów do przekierowania tras swoich kontenerowców z Kanału Sueskiego w stronę Przylądku Dobrej Nadziei. Rezultat: wydłużenie transportu między Szanghajem a Hawrem o 14 dni, wzrost opłaty za kontener z 1500 do 4000 dolarów, zaburzenie łańcuchów dostaw. To jednak na razie tylko incydenty. Konflikt w Cieśninie Tajwańskiej byłby katastrofą. Ostatnie kilkanaście lat to ciąg wyzwań technologicznych, inflacyjnych, epidemiologicznych.

Dzisiejsze ryzyka gospodarcze to tak naprawdę ryzyka geopolityczne. Czy jesteśmy na dobrym kursie? Tak. Kto w 2017 roku pomyślałby, że powiedzie nam się plan uczynienia z Paryża najważniejszego centrum finansowego Europy? Dzięki odważnym decyzjom, zaangażowaniu wszystkich administracji, uproszczeniu reguł Paryż jest dzisiaj liczącą się potęgą finansową świata.

Deindustrializacja wydawała się nieunikniona, jednak została zatrzymana. Tereny poprzemysłowe były twarzą z żelaza i z betonu naszego upadku, teraz wszędzie odżywają. W ciągu siedmiu lat utworzyliśmy 100 tys. miejsc pracy w przemyśle, otworzyliśmy 600 fabryk, wsparliśmy rozwój nowych gałęzi przemysłu w takich dziedzinach jak akumulatory, recycling, półprzewodniki, na nowo postawiliśmy w sercu naszej strategii energetycznej elektrownie atomowe, które niektórzy chcieli zamykać. Czy jest jakiś bardziej dobitny dowód naszej woli politycznej? Jaka mogła być lepsza odpowiedź defetystom, którzy od dziesięcioleci karmią się deindustrializacją, aby rozszerzyć swoje panowanie nad umysłami – nigdy nie mając odwagi podjąć lub zaproponować niezbędnych decyzji i odwrócić tendencję, choćby w dziedzinie fiskalnej?

Droga jest wciąż daleka, ale uczyni ona Francję na powrót wielkim narodem produkcyjnym, wiernym swej historii i swemu geniuszowi. To jedyna możliwa droga, droga woli. Od 40 lat byliśmy narodem masowego bezrobocia. Dziś zbliżamy się do pełnego zatrudnienia – wskaźnik aktywności jest najwyższy od 1975 roku. Wszystkie te sukcesy mierzą się z silnym sceptycyzmem właściwym naszemu narodowemu duchowi. W najlepszym wypadku uznaje się je za podzwonne, w najgorszym udaje się, że się ich nie dostrzega. A wystarczy sięgnąć do prasy niemieckiej albo – cóż za ironia losu – brytyjskiej, aby stonować nieco swój osąd: „Wirtschaftswunder”, „Paris’ rise to the top”.

Jak wszystkie narody, nie uniknęliśmy zgubnych skutków pandemii i kryzysu inflacyjnego. Ale czy muszę przypominać, że jako pierwsi w Europie przywróciliśmy poziom aktywności sprzed kryzysu? Że potrafiliśmy uniknąć pików inflacyjnych typu 15, 20 czy 25 proc., które stały się rzeczywistością innych krajów na kontynencie? Za tarcze ochronne płaciliśmy wysoką cenę. Dziś, gdy tamten gorący czas jest już za nami, mądrość podpowiada, aby zatroszczyć się o finanse publiczne jak w 2017 i 2018 roku. Nasza gospodarka ma wciąż rezerwy i musimy podejmować trudne decyzje, aby je uwolnić, aby osiągnąć pełne zatrudnienie, rozwijać przemysł, zatrzymać w kraju naszych naukowców i inżynierów, poprawić naszą produktywność, jeszcze bardziej docenić pracę. Gdy je uwolnimy, odnajdziemy wspólny dobrobyt, bez którego żaden projekt polityczny nie może się na dłuższą metę ostać.

Co z naszymi obywatelami?

.Francji pochwyconej w szczęki podwójnej rewolucji globalnej – indywidualizacji umysłów i podaniu w wątpliwość porządku zachodniego – z trudem przychodzi dziś obrona swojej wyjątkowości. Naród, którego każdy członek jest zarazem jednostką i obywatelem – jedyny w swoim rodzaju, a zarazem równy z innymi członek pewnej całości, która go przekracza.

Pierwsza z tych rewolucji skłania mechanicznie każdego obywatela do zwrócenia się w stronę samego siebie. Jest to kwestia wyboru lub rezygnacji bądź tak zdecydowały algorytmy. Każdy z nas staje się coraz bardziej indywidualistyczny, coraz mniej przejęty losem zbiorowości. Ta indywidualizacja umysłów jest przełomem w naszej historii, gdyż rozchwiewa podwójną przynależność do naszej pamięci osobistej i naszej pamięci narodowej, ze szkodą dla tej drugiej. Innymi słowy, czujemy, że coraz silniej przynależymy do pochodzenia, a coraz mniej do narodu. Tak rozkwita komunitaryzm. Czy może istnieć radykalniejsze zaprzeczenie naszej odrębności?

W 1835 roku Tocqueville pisał: „Wielka rewolucja demokratyczna dokonuje się wśród nas. Wszyscy ją widzą, lecz nie wszyscy jednakowo oceniają. Jedni, uważając ją za zjawisko nowe, a przy tym przypadkowe, mają nadzieję, że można ją będzie jeszcze powstrzymać, dla innych natomiast jest ona nieodwracalna, ponieważ uważają ją za najbardziej ciągłą, najdawniejszą i najtrwalszą tendencję w historii” (przeł. M. Król ­– przyp. tłum.).

Nie uważam tej indywidualizacji umysłów za przypadek. To silny trend. Czy nie do powstrzymania? Zapewne nie. Czy można zmienić jego kierunek? Oczywiście. Wykorzystując go na rzecz nowej zbiorowej ambicji, możemy z niego uczynić oręż nadający nowy sens naszemu narodowi. Możemy i musimy to zrobić. Inaczej, przez przedziwny podstęp historii, którego skutki widzimy każdego dnia, świadomość ludzi będzie coraz bardziej podatna na manipulację. Tymczasem demokracja bez oświeconych obywateli nie może istnieć. Przecież naszym francuskim geniuszem od XVIII wieku było umiejętne połączenie idei oświeceniowych z rewolucją polityczną, dojrzałości świadomości ludzi ze zmianami instytucjonalnymi.

Trzy wieki później grozi nam ruch odwrotny – ludzie zamykają się w sobie samych, wystawiając swoją świadomość na manipulację narzędziami technologicznymi, ponadto osłabiają się nasze instytucje. Masami rządzi chaos. Libertarianie to wiedzą i dążą do tego. Nic nie niszczy bardziej podstaw demokracji niż więzienie cyfrowe, zwłaszcza gdy przybiera maskę wolności. Uważamy, że jesteśmy wolni, a w rzeczywistości podążamy za naszymi pewnikami, skłonnościami, upodobaniami i przyzwyczajeniami odbijającymi się w naszych ekranach. Cyfrowy narcyzm rozsadza demokrację, która potrzebuje różnic i debaty.

Druga rewolucja – podważenie porządku zachodniego – również uderza w nas z pełną mocą. Czy od dwóch stuleci nie jesteśmy jednym z narodów, który najwyżej poniósł idee wolności, suwerenności obywateli, braterstwa, demokracji, oporu? Gdy reżimy autorytarne podnoszą głowę, Francja zniża swoją; kiedy coraz gwałtowniejsze głosy atakują świat zachodni, Francja ma problem przebić się ze swoim.

Szczęśliwa jednostka, nieszczęśliwy obywatel – oto francuskie rozdarcie. Da się je wyczytać z sondaży. Da się je dostrzec każdego dnia. Wystarczy, że przypomnę sobie wypowiedzi, które słyszę zewsząd, gdy przemierzam Francję: „Nie ma się co dziwić, pozwoliliśmy na zbyt dużo! Teraz jest już za późno”. Albo brutalniej jeszcze: „Wszystko szlag trafił”. Wszystko – co?… I dlaczego ma być za późno? Nigdy nie jest za późno. To rozdarcie nie może być jedynie przedmiotem analizy socjologicznej. Przeciwnie, musi prowadzić do polityki pogodzenia jednostki z narodem, nie poprzez kłamstwa czy łatwe rozwiązania ani tym bardziej poprzez brak decyzji, ale poprzez trudne decyzje, tak materialne, jak duchowe, w służbie jednej ambicji: afirmacji Francji.

.Afirmować Francję, ale z pewnością nie tą pustą arogancją, która sprowadza się do uderzania drewnianą łyżką w garnek naszej dumy (aluzja do jednej z form protestu demonstrujących przeciwko polityce E. Macrona; dochodziło do przypadków prewencyjnego rekwirowania tych przedmiotów przez siły porządkowe – przyp. tłum.) – lecz: odnajdując to, czym jesteśmy i czym chcemy być; czerpiąc z naszej historii, bez której nie można nakreślić żadnej przyszłości; zapewniając przekazywanie naszej pamięci; broniąc naszego języka przed zbyt łatwym uciekaniem w anglicyzmy; dbając o poszanowanie naszym zasad republikańskich, wśród których laickość jest nie tylko największym wyróżnikiem, ale też najpożyteczniejszym zabezpieczeniem przed fundamentalizmami; odbudowując więź z innymi narodami świata, które nas od zawsze wzbogacają i dla których nierzadko byliśmy inspiracją; pozostając wolni wobec wszelkiej maści indoktrynacji, silni wobec reżimów totalitarnych, zjednoczeni, a nie ulegający podziałom, rozsądni, lecz niepozbawieni pasji.

Francja z trudem rozpoznaje się w bezlitosnym lustrze XXI wieku.

Rolą polityki jest proponować silne i godne odbicie.

Bruno Le Maire

Tekst ukazał się w nr 65 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>]. Miesięcznik dostępny także w ebooku „Wszystko co Najważniejsze” [e-booki Wszystko co Najważniejsze w Legimi.pl LINK >>>].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 12 września 2024