Christopher A.PISSARIDES: Europa potrzebuje szybkich reform

Europa potrzebuje szybkich reform

Photo of Christopher Antoniou PISSARIDES

Christopher Antoniou PISSARIDES

Laureat Nobla w dziedzinie ekonomii (2010). Specjalizuje się w ekonomice pracy, wzrostu gospodarczego i polityki gospodarczej. Wykładowca London School of Economics.

Ryc.Fabien Clairefond

Państwa Europy Południowej i Środkowo-Wschodniej pozostają w tyle pod względem rozwoju technologicznego i transformacji strukturalnej w kierunku odchodzenia od przemysłu ciężkiego i nieefektywnych metod organizacji, wątpliwe jest więc, że uda im się dogonić peleton, działając w pojedynkę – pisze Christopher A. PISSARIDES

Przemysł 4.0, czwarta rewolucja przemysłowa, cyfryzacja – wszystko to pojęcia odnoszące się do jednej zasadniczej zmiany w dzisiejszej gospodarce. Chodzi mianowicie o pojawienie się i wprowadzanie nowych metod produkcji, opartych na technologiach cyfrowych, automatyzacji, robotyce, sztucznej inteligencji (AI), oraz poleganie raczej na kapitale niż na pracy. Chociaż badania nad robotyką i sztuczną inteligencją rozpoczęły się wiele lat temu, to ich komercyjne wykorzystanie trwa od stosunkowo niedawna.

Jak rynki pracy reagują na te zmiany i czego powinniśmy się spodziewać w przyszłości? Podobnie jak w przypadku innych osiągnięć technologicznych, AI i robotyka są wdrażane do gospodarki nierównomiernie. Praktycznie wszystkie roboty funkcjonują w przemyśle wytwórczym, jest ich dużo również w sektorze transportowym. Sztuczna inteligencja znajduje zastosowanie tam, gdzie pracownik przetwarza dane i wykonuje rutynowe zadania, które mogą być zaprogramowane, np. sprawdzanie salda na koncie bankowym czy wyszukiwanie archiwalnych informacji na temat orzecznictwa sądów, aby określić, jakiego rozstrzygnięcia można oczekiwać w toczącej się sprawie.

Nowe technologie nie przejmą zadań takich jak sprawowanie opieki nad dzieckiem czy nauczanie – które wymagają reagowania na nieprzewidywalne zachowania – choć mogą być wsparciem dla osób wykonujących tę pracę.

Problem z przełożeniem powyższych faktów na liczbę zagrożonych miejsc pracy polega na tym, że fakty te odnoszą się do indywidualnych zadań lub czynności pracowniczych, a niekoniecznie do całości zakresu pracy na danym stanowisku. Ryzyko, które technologie cyfrowe niosą dla rynku pracy, oraz identyfikacja poszczególnych zadań i stanowisk zagrożonych automatyzacją to obszar badań, któremu poświęca się obecnie najwięcej uwagi w dziedzinie ekonomii pracy. A to za sprawą alarmujących wyników studium przeprowadzonego przez Freya i Osborne’a (2017), według których w ciągu następnych 50 lat może zniknąć do 50 proc. miejsc pracy. Kolejne raporty, między innymi OECD (Nedelkoska i Quintini, 2018) oraz McKinsey Global Institute (2017), zawęziły tę prognozę do około 15 proc. w ciągu najbliższych 15–20 lat. Ponadto oczekuje się, że najmocniej ucierpią zawody zwykle wykonywane przez pracowników o średnich kwalifikacjach, czyli te związane z przetwarzaniem danych i rutynowymi pracami biurowymi oraz z produkcją.

Już teraz obserwujemy te zmiany. W okresie 1995–2010 w Europie zniknęło około 8 proc. miejsc pracy w zawodach o średnich zarobkach, a pojawiło się 3 proc. miejsc pracy w zawodach niskopłatnych i 5 proc. w wysokopłatnych. Skutki tego stanu rzeczy, zarówno w odniesieniu do ubóstwa osób pracujących, jak i zagrożeń związanych z ekstremizmem politycznym, są na tyle alarmujące, że rządy muszą pilnie podjąć działania zapobiegawcze.

Nowe miejsca pracy potrzebujące pracowników

.Aby wszyscy mogli czerpać korzyści z nowych technologii, wzrost gospodarczy musi być inkluzywny i obejmować więcej dóbr publicznych, a to mogą zapewnić wyłącznie rządy. Nie ma pewniejszego sposobu na osiągnięcie wzrostu sprzyjającego inkluzji społecznej niż polityka zatrudnienia. Transfery rządowe odgrywają ważną rolę w procesie migracji pracowników między poszczególnymi sektorami zatrudnienia, lecz są to środki prowizoryczne, przeznaczone dla pracowników w okresie przejściowym.

Skąd więc pochodzić będą miejsca pracy, które mają zastąpić te utracone na rzecz maszyn? Wprawdzie prognozowanie gospodarcze charakteryzuje się wysoką niepewnością, to jednak można wymienić dwa sektory gospodarki, które stworzą wiele miejsc pracy w dobie automatyzacji: ochrona zdrowia i opieka oraz hotelarstwo i rozrywka. Oba sektory świadczą usługi, które można nazwać luksusowymi – w ekonomicznym znaczeniu tego słowa – co oznacza, że wraz ze wzrostem dochodów wydatki na te usługi rosną nieproporcjonalnie wysoko.

Szacuje się, że w Unii Europejskiej wskaźnik obciążenia demograficznego wzrośnie z 31 proc. w 2015 r. do 54 proc. w 2050 r. Innymi słowy, obecnie liczba osób powyżej 65. roku życia stanowi jedną trzecią osób w wieku produkcyjnym, a w ciągu następnych 30 lat wzrośnie do połowy.

Historycznie nakłady na zdrowie i opiekę rosły o 1–2 proc. ponad poziom wzrostu dochodów. Społeczeństwa zamożnych krajów, takich jak Francja i Niemcy, wydają około 12 proc. PKB na zdrowie i opiekę, podczas gdy te mniej zamożne, jak Grecja czy Bułgaria – tylko 8 proc. Jeśli chodzi o poziom zatrudnienia w tym sektorze, kontrast jest jeszcze większy. Pracuje w nim 15–20 proc. Skandynawów, ok. 12 proc. Francuzów i Niemców i ok. 5 proc. obywateli Grecji i krajów byłego bloku wschodniego. Gospodarki, które mają niską stopę zatrudnienia w omawianym sektorze, cechują się albo niską ogólną stopą zatrudnienia, szczególnie w odniesieniu do kobiet, albo zbyt wysokim zatrudnieniem w przemyśle wytwórczym jak na dzisiejsze standardy technologiczne w obszarze produkcji. Uwzględniwszy ponadto starzenie się społeczeństwa, możemy z pełnym przekonaniem stwierdzić, że jeśli odpływ pracowników z grupy czynnych zawodowo oraz ze zautomatyzowanych zawodów jest prawidłowo zarządzany, to tworzenie miejsc pracy w sektorze ochrony zdrowia i opieki może w znacznym stopniu przyczynić się do konwergencji sektorowych i ogólnych wskaźników zatrudnienia w Unii Europejskiej.

Z czasem będzie powstawało więcej miejsc pracy obejmujących całe spektrum usług. Wspólną cechą większości z nich będzie urynkowienie tzw. produkcji domowej. W mniej zamożnych społeczeństwach członkowie rodzin, zwłaszcza kobiety, wykonują w domu wiele nieodpłatnych prac, takich jak sprzątanie, gotowanie, opieka nad dziećmi i starzejącymi się rodzicami, odwożenie dzieci do szkoły i wiele innych. Czynności te są dobrze udokumentowane w ankietach dotyczących wykorzystania czasu. W miarę podnoszenia się standardu życia i poziomu wykształcenia coraz więcej tego rodzaju usług trafia na rynek, gdzie profesjonalnie przygotowani pracownicy świadczą je jako pracę zarobkową.

Dobre miejsca pracy

.Czy stanowiska tworzone w miejsce tych, które odejdą do lamusa, będą wystarczająco „dobre”? Z podtekstu tego pytania można wywnioskować, że miejsca pracy utracone w wyniku automatyzacji są dobre, podczas gdy nowe będą gorsze. Nie ma jednak dowodów, że tak w istocie będzie, a badania McKinsey Global Institute sugerują wręcz, że nowo utworzone miejsca pracy w sektorze usług będą wymagały wyższych kwalifikacji niż te, które znikną z rynku. Oczywiście nie oznacza to, że możemy zignorować potrzebę poszukiwania postępu. Ponieważ życie społeczne idzie naprzód i od usługodawców oczekuje się wyższych standardów, naturalne jest oczekiwanie poprawy również w środowisku pracy.

Ekonomiści i decydenci od dawna skupiają się na produktywności miejsc pracy i PKB jako mierze dobrobytu, ignorując czynniki związane z jakością życia. To się zmienia, ale w wolnym tempie. Poprawa jakości pracy (i ogólnie życia) często stoi w sprzeczności ze wzrostem produktywności, przynajmniej w krótkiej perspektywie czasowej. Na przykład szybkie zastąpienie pracowników maszynami i wymaganie od nich wielogodzinnej pracy, tak aby maszyny nie stały bezczynnie, owszem, zwiększy produktywność, ale jednocześnie negatywnie wpłynie na poziom stresu i niezadowolenia z pracy. Ostatecznie doprowadzi to do pogorszenia wyników pracy z powodu absencji, złego stanu zdrowia i poczucia bezużyteczności.

Przedsiębiorstwo może też wykorzystać technologię do poprawy warunków pracy poprzez poddanie automatyzacji nieciekawych elementów pracy. Pracodawca, który współpracuje ze swoimi pracownikami w celu poprawy standardów w miejscu pracy, oferuje kursy przekwalifikujące i pokazuje pracownikom, jak nowe wdrożenia technologiczne poprawią warunki w zakresie BHP i motywacji. W krótkiej perspektywie czasowej może to osłabić nieco produktywność, ale za to korzystnie wpłynie na trwałość stosunku pracy oraz wzrost ogólnej miary dobrobytu, której PKB jest tylko jednym z elementów.

Rola rządu

.Każdy z trzech partnerów społecznych – pracownicy, przedsiębiorstwa i rząd – stanowi niezbędne ogniwo w procesie zapewnienia płynnego przejścia do nowej rzeczywistości. Rola rządu jest w tym kontekście szczególnie ważna. Pojawienie się nowych technologii sprawia, że niektóre stanowiska stają się zbędne, a w ich miejsce tworzone są nowe. Jest to proces konieczny, który rząd powinien ułatwiać, a nie utrudniać restrykcyjną polityką przemysłową. Joseph Schumpeter opisał ten proces jako „twórczą destrukcję” starych i utrwalonych metod przez nowo wchodzących do gry – „podstawowy fakt dotyczący kapitalizmu; to, na czym kapitalizm polega i z czym musi żyć każdy kapitalistyczny koncern”. Pomimo marksistowskiego pochodzenia ten pogląd na rotację miejsc pracy cieszy się obecnie szeroką akceptacją ekonomistów.

Kreatywna destrukcja nieuchronnie wiąże się z likwidacją miejsc pracy. Oczekiwany poziom utraty miejsc pracy spowodowanej nowymi technologiami oscyluje między 15–20 proc. zatrudnienia. Liczba ta nie jest duża w porównaniu z danymi na temat rotacji zatrudnienia. Odpowiada ona normalnym wskaźnikom tworzenia i likwidacji miejsc pracy w gospodarkach rozwiniętych w ciągu jednego roku, natomiast szacunki dotyczące nowych technologii obejmują okres od 10 do 15 lat. Istnieje jednak jedna duża różnica. O ile normalny wskaźnik rotacji miejsc pracy występuje między podobnymi firmami, z których jedna rozwija, a druga ogranicza działalność w ramach tego samego sektora, o tyle utrata miejsc pracy wywołana postępem technologicznym oznacza, że maszyny zastępują pracowników, którzy nie mają dokąd pójść w ramach dotychczasowego sektora. Będą zmuszeni przenieść się do innych sektorów, prawdopodobnie niezwiązanych z tym, co robili wcześniej. To właśnie w tym obszarze rządy mają do odegrania ważną rolę, polegającą na ułatwieniu relokacji pracowników z sektorów, w których stopa zatrudnienia spada, do nowych, rozwijających się sektorów usług.

Kompetencje społeczne są obecnie niedoceniane i w ogóle nienauczane w szkole. Dziesięciolecia, jeśli nie wieki edukacji przyzwyczaiły nas do myślenia, że właściwa edukacja to taka, która skupia się na naukach przyrodniczych, matematyce, literaturze, historii i geografii, ale nie na przedmiotach „miękkich”, takich jak socjologia i psychologia społeczna.

To musi się zmienić, jeśli miejsca pracy w tych nowych sektorach mają stać się dobrze płatne, szanowane i „dobre” – z dumą przyjmowane przez młodych ludzi. Status społeczny tych miejsc pracy musi wzrosnąć, a najlepszym, choć nieuchronnie powolnym sposobem na osiągnięcie tego jest nauczanie w szkole wspomnianych dziedzin jako poważnych przedmiotów. Z takim zapleczem standardy pracy wzrosną, owocując również wzrostem płac.

Zawody dostosowują się do okoliczności. Na przykład moda na „dobre jedzenie” w restauracjach jest zjawiskiem stosunkowo nowym, u którego podstaw legło uświadomienie sobie znaczenia żywności dla zdrowia oraz kondycji psychicznej i fizycznej. Skutkiem tego jest dowartościowanie pozycji zawodowej szefa kuchni do tego stopnia, że jest to obecnie zawód poszukiwany przez młodych ludzi i celebrowany w mediach. Tego rodzaju rozwój powinien być wspierany w innych zawodach. Na przykład większa świadomość społeczna w zakresie znaczenia dobrej opieki, opartej na szerokiej wiedzy na temat zdrowia ludzkiego i rozwoju, mogłaby podnieść status zawodowy opiekuna i w ten sposób zwiększyć związane z nim profity finansowe i społeczne.

Badania i studia na poziomie uniwersyteckim są również niezwykle ważne, jeśli się weźmie pod uwagę złożoność nowych technologii. Ktoś kiedyś wymyśli i opracuje sztuczną inteligencję kolejnej generacji, która będzie napędzać maszyny. Temu służą badania i rozwój (B+R) oraz współpraca między przemysłem, rządem i uniwersytetami. B+R potrzebują wsparcia ze strony rządu ze względu na płynące z nich korzyści społeczne, ale też ryzyko kradzieży wyników badań. W dziedzinie B+R w Europie obserwuje się daleko idące zróżnicowanie, przy czym przodujący użytkownicy technologii prowadzą więcej prac badawczo-rozwojowych niż spóźnieni technologicznie. Nie wróży to dobrze, bo grozi pogłębieniem dysproporcji w zakresie recepcji technologii, wzrostu produktywności i dobrobytu. Nakłady na B+R w Unii Europejskiej stanowią przeciętnie zaledwie ok. 2 proc. PKB, z czego nieco ponad połowę asygnują przedsiębiorstwa. Co więcej i co gorsza, istnieje prawie idealny podział na będące poniżej mediany kraje Europy Południowej oraz Europy Środkowo-Wschodniej i kraje Europy Zachodniej i Północnej (z wyjątkiem Wielkiej Brytanii i Irlandii), które wybijają się ponad średnią.

.Biorąc pod uwagę to, że państwa Europy Południowej i Środkowo-Wschodniej pozostają w tyle również pod względem rozwoju technologicznego i transformacji strukturalnej w kierunku odchodzenia od przemysłu ciężkiego i nieefektywnych metod organizacji, wątpliwe jest, że uda im się dogonić peleton, działając w pojedynkę.

Christopher A.Pissarides

Tekst opublikowany w nr 20. miesięcznika opinii „Wszystko Co Najważniejsze” [LINK].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 20 czerwca 2020