Dla tego pokolenia to koniec strefy komfortu
Pandemia COVID-19 może nauczyć najmłodsze, beztroskie pokolenia mieszkańców Zachodu odpowiedzialności. Niestety, w brutalny sposób – pisze Jakub WIECH
„To jest najgorszy kryzys zdrowotny tego pokolenia (…). Zaraza będzie się rozprzestrzeniać i trzeba stwierdzić wprost: wiele rodzin straci przedwcześnie swoich najbliższych” – powiedział o szalejącej pandemii chińskiego koronawirusa brytyjski premier Boris Johnson, sygnalizując swym rodakom, że czekają ich trudne chwile, pełne wyrzeczeń i cierpienia. Wystąpienie tego polityka (któremu przyszło wkrótce osobiście stawić czoła chorobie), brutalnie dosadne i pozbawione resorów retorycznych, które amortyzowałyby jego wydźwięk, dobrze oddaje atmosferę pierwszych miesięcy 2020 roku, gdy świat ogarnęła zaraza.
Pandemia COVID-19 może być szczególnie istotna dla tych pokoleń mieszkańców Zachodu, które przyszły na świat po okresie zimnowojennego napięcia, a więc po roku 1989.
Ci młodzi ludzie, wychowani w świecie rosnącego dobrobytu, powszechnej stabilności i horyzontalnej oraz wertykalnej mobilności, po raz pierwszy zetknęli się z czymś tak drastycznym, nieokiełznanym i przy tym masowym w swej sile rażenia.
Nawet ostatnie fale terroryzmu, te spod znaku „Charlie Hebdo”, Bataclan i Christchurch, nie spowodowały takiego uderzenia w poczucie bezpieczeństwa młodych – zawsze można było uspokoić się statystykami o jednostkowej wyjątkowości ataków terrorystycznych, zrzucić ciężar odpowiedzialności na rządy i służby, znaleźć odskocznię w niezaburzonym na dłuższą metę rytmie codzienności. Jednak podczas pandemii COVID-19 media przez całe tygodnie dosłownie zasypywały swych odbiorców statystykami i prognozami zachorowań (idącymi w setki tysięcy, a nawet miliony), politycy dawali jasno do zrozumienia, że jest źle i będzie jeszcze gorzej (najlepszym przykładem jest tu wspomniany już Boris Johnson), a kojący w swej powtarzalności rytm światowego życia dosłownie wypadł z formy pod naporem obostrzeń, kryzysów i recesji (mającej przybrać postać znacznie dotkliwszą niż ta sprzed dekady).
A wszystko to stało się na przestrzeni zaledwie kilkunastu tygodni, w czasie między Bożym Narodzeniem 2019 a Wielkanocą 2020 roku. I – niestety – nie wiadomo, ani kiedy, ani czy świat wróci do swojego kształtu sprzed pandemii. Wiele głosów sugeruje, że ludzkość będzie musiała nauczyć się żyć z koronawirusem, a sama choroba wywołała nieodwracalne zmiany polityczne, społeczne i gospodarcze.
Co widzi w tym wszystkim rzucony na głębokie wody tych wydarzeń członek pokolenia Y (milenials)? Widzi, jak otaczający go ludzie zaczynają drżeć w obawie o swoje zdrowie i życie, dostosowując się do rygorystycznych nakazów i rezygnując przy tym ze swej prywatności, przyjemności i wolności. Widzi galopujący kryzys gospodarczy, pochłaniający setki tysięcy etatów, burzący kariery, wystawiający każdego pracownika na próbę kreatywności i adaptacji. Widzi zamknięte bary, kluby i lotniska, będące symbolami kurczącego się świata, który w ciągu kilku dni został ograniczony do przestrzeni mieszkania, świata nagle wypełnionego innymi ludźmi, którzy znikali niezauważani w normalnymi rytmie codzienności.
Widzi, jak jego strefa komfortu okazała się jedynie mirażem, złudzeniem pryskającym w sytuacji realnego zagrożenia.
Pandemia pozbawiła młodych obywateli Zachodu prawie wszystkich sposobów, którymi dotychczas radzili sobie z problemami codzienności. Nie mogą skwitować sytuacji głośnymi oskarżeniami pod adresem rządów, bo w skali globu widać dobrze, że żadne państwo nie było przygotowane na rozprzestrzenianie się choroby; domaganie się natychmiastowych działań ze strony władzy może zaś sprowadzać się jedynie do nowych restrykcji, gdyż dopóki nie powstanie szczepionka, to wszystkie środki zaradcze są jedynie ograniczaniem strat, a nie skuteczną walką z zarazą. Trudno będzie też przeczekiwać zamęt wywołany koronawirusem, gdyż nie sposób obecnie przewidzieć, jak długo utrzymają się wzrost zachorowań oraz ograniczenia nałożone na społeczności dotknięte chorobą. Ucieczka w zbuntowany indywidualizm również odpada, gdyż pandemia wymusza zachowanie zbiorowej solidarności i świadomości skutków swoich – nawet najbardziej prozaicznych – zachowań dla ogółu.
Młodzi muszą się zatem nauczyć żyć niejako w cieniu pandemii, która w międzyczasie przewartościowała tematy społecznych dyskusji, usuwając w kąt wszystko to, co nie jest choćby pośrednio związane z koronawirusem i jego skutkami.
Ale czas zarazy nie musi być dla tych pokoleń stracony. Może on nauczyć młodych obywateli świata Zachodu czegoś, co stało się towarem deficytowym tego pokolenia – odpowiedzialności.
Poczucie nieskrępowanych możliwości, coraz mniejsza społeczna presja na podejmowanie długoterminowych zobowiązań oraz rozmaitość sposobów na cedowanie konsekwencji swych decyzji, ucieczka w bezterminowość, wypełnioną stwierdzeniami „mam jeszcze czas” – wszystkie te atrybuty wiążą się ze stylem życia, który obrały najmłodsze zachodnie generacje, kontestujące świat i postawy swoich przodków słowami „OK, boomer”. Teraz jednak model ten okazał się kruchy w starciu z koronawirusem.
Bezbrzeżna swoboda marzeń i aspiracji może zostać ograniczona do chęci utrzymania się jak najdłużej na tym samym poziomie, co z kolei będzie wymagało opanowania sztuki adaptacji, improwizacji i wytrwałości.
Kluczowym mechanizmem wsparcia okaże się rodzina, której więzy będzie trzeba zacieśnić, by nauczyć się funkcjonować tak, by z jednej strony zaspokajać swoje potrzeby, a z drugiej: pozwalać realizować się innym, nie narażając przy tym ogółu na niebezpieczeństwo.
Łatwość w pozbywaniu się rzeczy oraz materialna rozrzutność zakończy się wraz z pogorszeniem się kondycji gospodarki, co pozwoli szkolić oszczędność, rozwinąć planowanie i docenić spolegliwość ludzi oraz rzeczy. Problemy z nawiązywaniem przelotnych relacji towarzyskich pozwolą skupić się na budowaniu i pielęgnowaniu więzi długoterminowych.
Popularne memy z Schopenhauerem, wyrażające brak przywiązania czy wręcz pogardę dla swojego życia, mogą przestać bawić, gdy w oczy zajrzy prawdziwe widmo śmierci, zbierającej dzień w dzień swoje żniwo, dobrze ujęte na zdjęciu włoskiego „konwoju grozy”, czyli kolumny wojskowych ciężarówek wiozących zwłoki do krematoriów.
Czy zatem koronawirus będzie globalną lekcją dla najmłodszych pokoleń świata Zachodu? To pytanie – jak wiele innych dotyczących skutków zarazy – pozostaje na razie bez odpowiedzi.
.Można z dużą dozą pewności orzec, że COVID-19 zburzył fundamenty strefy komfortu, w jaką często oblekały się te generacje. Trudno jednak zawyrokować, czy młodzi zechcą wyciągnąć lekcję z tych wydarzeń, czy też po pierwszych oznakach końca pandemii rzucą się, by odbudowywać status quo.
Jakub Wiech