Europa Środkowa pod pręgierzem
Nie znamy Europy Środkowej. I dlatego dużą nieostrożnością jest osądzanie tej części Europy przez pryzmat obsesyjnych i często zużytych interpretacji – pisze Max-Erwann GASTINEAU
Gdy patrzy się z Zachodu, wszystko wydaje się jasne. Węgry zeszły na złą drogę. Polska zboczyła z kursu. Werdykt może być tylko jeden: kraje Europy Wschodniej nigdy nie przekroczyły Rubikonu, który oddziela źródła autorytaryzmu od niepokalanego pobrzeża wolności. Werdykt niepodważalny? Chyba wszyscy zauważyli, że Europa Wschodnia, a dokładniej Europa Środkowa, nie jest Europą Zachodnią.
Ta „inna Europa”, jak zwykło się ją określać, jest inna, europejska inaczej, europejska na swój własny sposób. To oczywiste. Stąd rodzi się pytanie: czy wolno nam oceniać tę inność według naszych, dawno już wyświechtanych kryteriów analizy?
Według Leszka Kołakowskiego, filozofa i emblematycznej postaci polskiej opozycji antykomunistycznej, cechą wyróżniającą kultury europejskiej była jej „zdolność do podawania w wątpliwość siebie samej, do wyrwania się z własnego zamknięcia, do patrzenia na samą siebie oczami innych”.
Owi „inni”, odzierając mnie z moich pewników, pozwalają mi zrozumieć, kim naprawdę jestem. Nie potrafię powiedzieć, kiedy w moim życiu pojawiło się przeświadczenie, że – w duchu tego, co Kołakowski postrzegał jako kwintesencję europejskości – brakuje nam jakiejś części nas samych. Aby to uzasadnić, pozwolę sobie na pewną osobistą refleksję.
Powołanie jest pochodną spotkania w naszym życiu tych, a nie innych ludzi. Istnieją dwie szkoły: szkoła przypadku, w której o losie człowieka i jego wartości decyduje suma zbiegów okoliczności, oraz szkoła opatrzności, w której to ona czuwa nad krokami człowieka, wskazując mu drogę, którą ma podążać. Przypadek czy opatrzność? Trudno mi dzisiaj odpowiedzieć na to pytanie. Czy to przypadek, że zostałem świadkiem na ślubie mojego przyjaciela pół-Francuza, pół-Polaka, którego poznałem na studiach w Strasburgu? Ślub odbywał się na Śląsku, w niewielkim kościele w Świętochłowicach. Czy to przypadek, że końcowym przystankiem rejsowego autokaru, którym wtedy przemierzałem Europę z zachodu na wschód, był Kraków? Spacer po urokliwym średniowiecznym Rynku przywiódł mnie na dziedziniec bazyliki, wypełnionej po brzegi wiernymi. Była akurat Wielkanoc. Żarliwa pobożność tych ludzi dawała do myślenia. Uświadomiłem sobie, że to, co czytałem o niegdysiejszej Francji, było w Polsce wciąż żywe.
Czy życie ma jakiś sens? A może jest ono tylko sekwencją niedokończonych przedsięwzięć? Dla tych, którzy wciąż stawiają sobie te pytania, Europa Środkowa będzie cennym sojusznikiem. Jest ona bowiem czymś więcej niż terytorium geograficznym wciśniętym między Niemcy a Rosję. To ziemia obarczona znaczeniem, królestwo ducha, jak pisał Barańczak, duchowe źródło, układanka z wielu różniących się elementów, ale umocniona egzystencjalnym lękiem i kruchością, którą te narody potrafią obracać w dumę.
Europa Środkowa nie jest dla tych, którzy chcą jej prawić kazania lub przemierzać ją tak, jak wertuje się strony pożółkłych notatek z podróży. Jej nie da się przebadać tak, jak bada się pacjenta na izbie przyjęć. Ona otwiera się na tych, którzy potrafią docenić znaczenie mitów i symboli, mających od zarania istnienia pod swą troskliwą pieczą wspólnotę ducha, którą tworzymy wraz z naszymi przodkami. Za światem fizycznym kryje się konstrukcja społeczna, która jak mury tysiącletniej katedry wymaga naszej troski i wdzięczności.
Europa Środkowa to Polska, jej historia, jej literatura, a także Budapeszt, którego monumentalny sztafaż zachwyca nawet laika, wyduszając z niego naiwne pytanie: „Dlaczego?”. Dlaczego tyle pomników, tyle placów, tyle popiersi, tyle pałaców, tyle tablic upamiętniających wydarzenia i postaci w stolicy tak małego kraju, zapomnianego przez świat tych, którzy mają mniej niż sto lat?
To prawda, nie znamy Europy Środkowej. I dlatego dużą nieostrożnością jest osądzanie tej części Europy przez pryzmat obsesyjnych i często zużytych interpretacji. Powiedzmy to wyraźnie: Europa Środkowa nie jest oznaką powrotu lat 30. XX wieku. Ona nie zanurza swego pióra w czarnych latach, ale w tragizmie historii.
Niesprawiedliwość osądów nieopartych na wiedzy jest tym większa, że Europa Środkowa zna i obserwuje Zachód, i wyciąga naukę z tego, co my robimy, z wyborów, których dokonujemy, z narracji, które snujemy, z dziedzictwa, które jest nam drogie… Od zawsze, od pierwszych chrześcijańskich królów po „chrześcijańskich demokratów” bliskich sercu Viktora Orbána, od antyimperialnego dziewiętnastowiecznego nacjonalizmu po dwudziestowieczną Mitteleuropę, przez te wszystkie dziesięciolecia styku, a nieraz i zderzenia najróżniejszych kultur, nadających kształt temu językowi, który przyczyni się, od lat 50. ubiegłego wieku, do umacniania sprzeciwu wobec totalitaryzmu piórem Milana Kundery, Czesława Miłosza, Leszka Kołakowskiego, Istvána Bibó czy Jana Patočki.
.Europa Środkowa wzbogaca nasze wspólnotowe doświadczenie intelektualną żywotnością, której tak często nie potrafimy docenić.
Max-Erwann Gastineau
Fragment książki „Le Nouveau procès de l’Est” (Editions du CERF). [LINK]. Przekład dla „Wszystko Co Najważniejsze” Andrzej Stańczyk.