
Paradoks Schumana. Z dala od prostych schematów
Robert Schuman mówi dzisiejszej Europie: Wartości, durnie! Wygląda na to, że 55 lat temu przenikliwie rozpoznał podstawowe źródła zagrożeń dzisiejszej Unii, mogących ją zabić. Gdyby żył, zapewne byłby mocno zdziwiony, w jaką stronę ona dziś zmierza. I nie wydaje się, by radośnie maszerował w paradach swojego imienia – pisze Dariusz LIPIŃSKI
4 września 2018 r. minęło 55 lat od śmierci Roberta Schumana, najważniejszego, wspólnie z Jeanem Monnetem, z „ojców-założycieli zjednoczonej Europy”, guru euroentuzjastów, powołujących się na niego wciąż choćby w Dniu Europy, obchodzonym w Unii Europejskiej 9 maja w rocznicę ogłoszenia Deklaracji Schumana czy podczas organizowanej w Warszawie dorocznej parady jego imienia.
Ciekawe, czy uczestnicy wiedzą to, co – zdaje się – w oczach wielu z nich byłoby czymś dyskwalifikującym, śmiesznym lub w najlepszym razie anachronicznym: że Robert Schuman jest Sługą Bożym Kościoła katolickiego, że całe życie spędził w wybranym dobrowolnie celibacie, a jego poglądów politycznych, także na integrację europejską, nie sposób zrozumieć bez uwzględnienia jego głębokiego katolicyzmu. Z drugiej strony, o poglądach Schumana niewiele wiedzą konserwatywni eurosceptycy przypisujący mu – jako przeciwieństwo europejskiego federalizmu – koncepcję „Europy ojczyzn”, opartej wyłącznie na współpracy międzyrządowej, bez elementu ponadnarodowego. Szczególny paradoks polega na tym, że jest to raczej wizja de Gaulle’a, który Schumana podobno nie znosił. Jaka więc naprawdę była Europa Schumana?
Istotnie wyobrażał ją sobie jako Europę narodów, państw, ojczyzn, ale z jednoczesną, wyraźną obecnością wspólnotowości, ponadnarodowości. Sukces integracji europejskiej był przecież możliwy wyłącznie dzięki odejściu od czystej międzyrządowości cechującej inne organizacje międzynarodowe, wprowadzeniu równowagi między nią a elementami ponadnarodowości. Le supranational reposera sur des assises nationales (str. 20 wydania francuskiego) (To co ponadnarodowe, będzie opierać się na podstawach narodowych) – nie wiadomo dlaczego to akurat zdanie wypadło z polskiego przekładu książki „Dla Europy”. Jednak także kolejne uwagi nie pozostawiają wątpliwości co do poglądów Autora. Nie nastąpi w ten sposób żadne wyparcie się chwalebnej przeszłości, lecz nowy rozwój narodowych sił dzięki ich wprzęgnięciu w służbę ponadnarodowej wspólnoty. (…) Nie chodzi o połączenie państw, o stworzenie jednego superpaństwa. Nasze europejskie kraje są rzeczywistością historyczną; byłoby psychologicznie niemożliwe sprawić, aby przestały istnieć.
Ponadnarodowa europejskość Schumana nie polega na zakwestionowaniu narodowości, tylko na jej uogólnieniu, tak jak, historycznie, plemię było uogólnieniem rodziny, a naród plemienia. Polityka europejska, w naszym przekonaniu, absolutnie nie jest sprzeczna z ideałami patriotycznymi każdego z nas. Tysiące lat temu rozwinęły się pierwsze ludzkie wspólnoty. Opierając się na rodzinie, przybrały formę pierwotnych plemion. Później powstały pierwsze gminy, coraz bardziej rozwinięte osady i miasta – i nikt przecież nie zamierza posądzać tej ewolucji o przeciwstawianie się roli rodziny. To samo dotyczy wszystkich organizacji ponadpaństwowych, które wykraczają poza naród, nie aby go osłabić i wchłonąć, ale by dać mu szersze i bardziej wzniosłe pole działania. Naród ma do spełnienia misję nie tylko wobec samego siebie, ale także i w tej samej mierze, wobec innych narodów. Nie może zatem zamknąć się w pierwszej z tych ról.
„Ponadnarodowa Europa” Schumana byłaby więc strukturą ponad narodami, zbudowaną przez narody i dla nich. Jak jednak miałaby ona funkcjonować bez popadania w sprzeczności z tworzącymi ją narodami i w konflikty między nimi? Zabezpieczeniem przed tym miałaby być demokracja. Wspólnota europejska (…) opierać się będzie na demokratycznej równości podniesionej do stosunków między narodami. Prawo weta jest niezgodne z ustrojem, który zakłada zasadę decyzji większościowych i wyklucza dyktatorskie wykorzystywanie przewagi materialnej. Taki jest sens ponadpaństwowości, w której wciąż zbyt skłonni jesteśmy widzieć tylko utracone swobody, nie dostrzegając jej znaczenia i uzyskanych gwarancji. Nie może ona zresztą odnosić się do dziedziny kultury, respektującej wszystkie odrębności.
Lecz demokracja według Schumana nie jest jakimś ustrojem (z całą pewnością nie jest tym, co nazywa się demokracją liberalną), nie jest jakimś sposobem sprawowania władzy czy mechanizmem podejmowania decyzji. Tym, co charakteryzuje państwo demokratyczne, są cele, które sobie stawia, i środki, za pomocą których stara się je osiągnąć. Służy narodowi i działa w zgodzie z nim. Demokracja zawdzięcza swe istnienie chrześcijaństwu. Narodziła się wówczas, gdy człowiek został wezwany do zrealizowania w swoim życiu doczesnym zasady godności osoby ludzkiej, w ramach wolności osobistej, poszanowania praw każdego i przez praktykowanie wobec wszystkich bratniej miłości. Nigdy w czasach przed Jezusem Chrystusem podobne idee nie zostały sformułowane. Demokracja jest zatem związana z chrześcijaństwem doktrynalnie i chronologicznie. Ukształtowała się wraz z nim, etapami, w długim poszukiwaniu po omacku, niekiedy za cenę pomyłek i powrotów do barbarzyństwa. Jacques Maritain (…) wykazał ten paralelizm w rozwoju idei chrześcijańskiej i demokracji. Chrześcijaństwo uczyło równości z natury wszystkich ludzi, dzieci tego samego Boga, odkupionych przez tego samego Chrystusa, bez różnicy rasy, koloru skóry, klasy i zawodu. Doprowadziło to do powszechnego obowiązku uznania godności pracy. Przyznało pierwszeństwo wartościom wewnętrznym, jedynym wartościom uszlachetniającym człowieka. Właśnie na tym prawie opierają się odtąd stosunki społeczne w świecie chrześcijańskim. Całość tego nauczania i następstwa praktyczne, które z niego wynikają, wstrząsnęły światem.
Schuman, oczywiście, wie, że: W rzeczywistości postęp cywilizacji chrześcijańskiej ani nie był automatyczny, ani nie zmierzał w jednym kierunku: reminiscencje z przeszłości i złe instynkty skażonej ludzkiej natury zaciążyły na tej ewolucji i nadal stanowią przeszkodę. Podkreśla, że chrześcijaństwo nie jest i nie może być podporządkowane jakiemuś ustrojowi politycznemu, utożsamiane z jakąkolwiek formą rządzenia oraz fakt, że trzeba oddzielić to, co należy do cezara, od tego, co należy do Boga (bowiem te dwie władze mają własne zakresy odpowiedzialności). Lecz jednocześnie podkreśla z naciskiem: Demokracja będzie chrześcijańska albo nie będzie jej wcale. Demokracja antychrześcijańska byłaby karykaturą) (…) Stanowisko demokraty może być określone w ten sposób: nie może on zaakceptować tego, że państwo systematycznie ignoruje rzeczywistość religijną, że przeciwstawia jej stronniczość graniczącą z wrogością lub pogardą. (podkreślenie moje – DL). Państwo nie może nie uznawać, bez krzywdy i szkody wyrządzonej sobie, niezwykłej skuteczności natchnienia religijnego w praktykowaniu cnót obywatelskich, w tak koniecznej obronie przeciw siłom rozkładu społecznego, które wszędzie działają. I dalej: Rzeczą niesłychaną jest niedocenianie posłannictwa chrześcijaństwa, ograniczanie i pozostawianie mu wyłącznie praktykowanie kultu i dobrych uczynków. Chrześcijaństwo jest bowiem doktryną, która wymaga dokładnego zdefiniowania obowiązku moralnego we wszystkich dziedzinach, przynajmniej w zakresie ogólnych zasad.
.Jak widać, dzisiejsza, mocno zdechrystianizowana, lewicowo-liberalna i politycznie poprawna Unia Europejska w niczym nie przypomina ideałów swojego ojca-założyciela. I nie chodzi o kwestie przeregulowania i przebiurokratyzowania, których – być może – z uwagi na złożoność problemów politycznych i instytucjonalnych nie dałoby się zupełnie uniknąć. Lecz trudno wyobrazić sobie akceptację Schumana dla niemal otwartej walki z religią (niezależnie od tego, że przyczyny kryzysu chrześcijaństwa na Zachodzie są bardziej złożone niż sama tylko zinstytucjonalizowana sekularyzacja), podważania chrześcijańskiego systemu wartości, podkopywania roli rodziny. Jak gdyby trawestując znacznie późniejszego polityka, Robert Schuman mówi dzisiejszej Europie: Wartości, durnie! Wygląda na to, że 55 lat temu przenikliwie rozpoznał podstawowe źródła zagrożeń dzisiejszej Unii, mogących ją zabić. Gdyby żył, zapewne byłby mocno zdziwiony, w jaką stronę ona dziś zmierza. Nie wydaje się, by radośnie maszerował w paradach swojego imienia.
Dariusz Lipiński
Wszystkie cytaty pochodzą z książki: Robert Schuman, Dla Europy, przekład Magdalena Krzeptowska, Wydawnictwo Znak, Kraków 2009. Inspirację do niniejszych uwag zawdzięczam też tekstowi: Charles Vaugirard, L’Europe selon Robert Schuman [LINK].