Wojciech ENGELKING: "Nieideologiczność. Majdan i Pałac"

"Nieideologiczność. Majdan i Pałac"

Photo of Wojciech ENGELKING

Wojciech ENGELKING

Pisarz, publicysta. Autor powieści „(niepotrzebne skreślić)” [wyd. Świat Książki 2014], stały współpracownik tygodnika „Kultura Liberalna”. Publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Do Rzeczy”, „Newsweeku”, „Kronosie”, „Res Publice”, „Nowych mediach”.

zobacz inne teksty Autora

Kiedy trzy miesiące temu Wiktor Janukowycz pozornie negocjował z Unią Europejską umowę stowarzyszeniową, Bruksela postawiła – twierdzą analitycy – jasny warunek: uwolnienie Julii Tymoszenko. Kiedy Janukowycz podpisał umowę z Rosją i rozpoczął się Majdan, oczekiwano, że kapitał polityczny zbije na nim córka byłej premier, walcząca o dobre imię matki Jewhenija. Dziś, po trzech miesiącach protestów na Majdanie Niepodległości, o Julii Tymoszenko nikt już nie pamięta – nikt nawet nie zauważył, że Wiktor Janukowycz nie wspomniał o niej w wydanym dziś oświadczeniu.

Rewolucja bez lidera

Publicyści, komentatorzy, zaangażowani w sprawę Ukrainy aktywiści i wszyscy, którzy zadawali sobie przez ostatnie tygodnie pytanie, dlaczego Unia Europejska i Stany Zjednoczone nie angażują się w sytuację w Kijowie, przeoczyli jeden, bardzo istotny fakt – fakt, z którym decydenci w Brukseli i Waszyngtonie nie potrafili poradzić sobie inaczej niż przez wydawanie oświadczeń pełnych gładkich komunałów o głębokim zaniepokojeniu sytuacją w stolicy Ukrainy. Otóż: jako rewolucja operująca postulatami w pewnej mierze politycznymi, Majdan stanowi absolutne novum w najnowszej historii Zachodu. Porównywanie go do Pomarańczowej Rewolucji z 2004 r. czy do gruzińskiej Rewolucji Róż, a nawet do anty-putinowskich protestów z placu Bołotnego mija się z celem. Tamte rewolucje miały, bądź co bądź, liderów: Juszczenkę i Tymoszenko, Sakaaszwilego, Nawalnego i Limonowa (nawet, jeśli pozostawali oni ze sobą w wewnętrznym konflikcie).

Jako lidera rewolucji rozumiem osobę stojącą między uczestniczącym w karnawale ludem a władzą, przeciw której lud protestuje. Lider to ktoś, kto będzie negocjował z aktualnymi decydentami warunki ich ustąpienia i polityczne postulaty protestujących – ale i ktoś, kto ma posłuch i mir wśród zgromadzonych na placu, stosujących się do jego poleceń i wskazań. Czy na Majdanie był i jest ktoś taki? Powiedzą niektórzy: owszem, trio Witalija Kliczki, Arsenija Jacyniuka i Ołega Tiahnyboka, mających za sobą Radę Społeczną Majdanu. Wszak to Kliczkę, Tiahnyboka i Jacyniuka zaprosił Janukowycz kilka dni temu, by negocjować warunki rozejmu; po wyjściu z tych negocjacji Kliczko i Janukowycz ogłosili zawieszenie broni. Zawieszenie broni polegało zaś na tym, że Berkut stał z założonymi rękami, podczas gdy lud Majdanu rzucał w niego koktajlami Mołotowa. Lud ukraiński – nikomu bliżej z nazwiska nieznany – zablokował granicę Ukrainy z Polską; lud krymski ogłosił secesję od Ukrainy, a lud ukraiński przekonuje go, iż to zła decyzja. Kto? Lud.

Można zdarzenia te zbyć machnięciem ręki i stwierdzić: cóż, Majdan nie posłuchał swojego lidera. Owo machnięcie ręki byłoby jednak tylko i wyłącznie oznaką tego, że wciąż myślimy o Majdanie jako o rewolucji starego typu: takiej, w której to centrum dowodzenia siedzi Lenin albo Cromwell, wydający swoim oddziałom rozkazy i rozmawiający z Aleksandrem Kiereńskim albo Karolem Stuartem – a oddziały pokornie czekają na wyniki tych rozmów. Taki sposób myślenia przyjął negocjujący rozejm w imieniu Unii Europejskiej Radosław Sikorski. Taki sposób myślenia przyjął również Wiktor Janukowycz, nie zauważając, że Kliczko i Jacyniuk mogą być przywódcami opozycji, ale nie są przywódcami Majdanu.

Majdan nie jest bowiem opozycją: nie będąc od niej całkowicie autonomicznym, nie jest od niej w żadnym wypadku zależnym (co skądinąd niezwykle przenikliwie zauważył Donald Tusk). Wypada w takim wypadku zadać pytanie, które niektórym może wydać się heretyckie i paradoksalne: czy Majdan jest rewolucją polityczną?

Rewolucja bez ideologii

I tak, i nie.

Jeśli już bowiem szukać w najnowszej historii jakiegoś punktu odniesienia, który pomógłby nam ustrukturyzować myślenie o Majdanie, powiedziałbym, iż powinniśmy przywołać ruchy takie, jak Occupy Wall Street. W świeżo w Polsce wydanym Roku niebezpiecznych marzeń Slavoj Žižek w ten sposób wspomina wydarzenia, które rozegrały się w październiku 2011 r.: „pewien człowiek zwrócił się do tłumu z zaproszeniem do uczestnictwa takimi słowami, jakby to był happening w hippisowskim stylu z lat 60.: <<Pytają nas, jaki mamy program. My nie mamy programu. Jesteśmy tu, żeby się dobrze bawić>>”. Podobne wrażenia z protestów Oburzonych w Hiszpanii, latem 2012 r., miał brytyjski dziennikarz Paul Mason, opisując, jak próbował wraz z kilkoma indignaos wypracować kilka wspólnych, politycznych postulatów: sami Oburzeni w końcu przyznali, że nie do końca wiedzą, o co im chodzi. Czy Majdan może być uznany za ruch równoważny co do wyżej wymienionych? Znowu: i tak, i nie. Z jednej strony – sądzę, iż mamy do czynienia z elementem większego, społeczno-historycznego procesu, którego przejawy w zachodnich demokracjach mogliśmy obserwować już kilka lat temu. Z drugiej – byłoby to porównanie obrażające pamięć ofiar Kijowa: na Majdanie giną ludzie.

Dlatego właśnie Majdan jest tak istotny. Nie jest w żadnej mierze moim celem skrytykowanie ideowej pustki, jaką można w relacjach z Kijowa zauważyć: skrytykowanie Majdanu jest bowiem jasnym opowiedzeniem się po stronie mającego na rękach krew Janukowycza. Chcę jedynie powiedzieć, iż jedyne postulaty Majdanu, jakie dało się głośno słyszeć, to: odwołanie Janukowycza i uwolnienie więźniów politycznych. Z pewnością: szlachetne. Niemniej jednak: moralizatorskie komunały. Majdan krzyczał o więźniach politycznych, ale nie wymawia nazwiska Julii Tymoszenko; Majdan mówi o odwołaniu Jankowycza (któremu – inaczej niż Kliczce – udało się zostać symbolem), ale nie gardłował zbyt głośno o powrocie do konstytucji z 2004 r.: o ile się nie mylę, nie powstał żaden formalny dokument z postulatami Majdanu.

Co powstało? Robiące furorę na Facebooku wideo I am Ukrainian, w którym młoda, piękna dziewczyna opowiada o tym, że Ukraińcy chcą być wolni i władza Janukowycza jest nielegalna; powstał dramatyczny list Jurija Andruchowycza. Obie rzeczy – jak najbardziej chwalebne i godne szacunku. I jak najbardziej potwierdzające to, że jakkolwiek Majdan ma charakter działania politycznego, w rzeczywistości nie jest rewolucją, ale performansem.

Sformułowanie to, które niektórym może wydać się oburzające, zapożyczam od francuskiego socjologa Michela Maffesolego, który już 20. lat temu wieścił, iż dominującą formą polityczności w dziesięcioleciach, w których nam przyszło żyć, będzie politeiczny trybalizm. Zauważywszy, iż kategorie klasycznej teorii polityki są dziś de facto bezużyteczne i „są to tylko słowa, które równie dobrze mogłyby pochodzić z Marsa z punktu widzenia większości młodych ludzi, którzy nie mają innego wyjścia, jak tworzyć politykę i świat społeczny”, Maffesoli przeciwstawia figurze klasycznej Władzy (Janukowycza) figurę Mocy (Majdanu). Podczas gdy Władza opiera się na tradycyjnie rozumianej Organizacji (gospodarce i polityce), Moc bierze się z Masy (interakcji). Podczas gdy sednem logiki Władzy jest Intelekt (kalkulacja), logiką Mocy rządzi Emocja (współodczuwanie). Jak może wyglądać polityka w polu Mocy? Na jej pierwszy plan wysuwa się walka – rozumiana właśnie jako happening, performance: walka dziejąca się tylko po to, by się dziać. Polityka pola Mocy jest w swoim własnym mniemaniu absolutnie nowa i „niczego nie zawdzięcza dawnemu światu polityczno-społecznemu”. Uczestnicy Majdanu nie odwołują się do rewolucjonistów 2004 r.; i trudno, by z ich gardeł wydobywało się wołanie o uwolnienie Julii Tymoszenko.

Polityczność placu, polityczność pałacu

W czwartej księdze Historii florenckich Machiavelli przywołuje historię Niccolò da Uzzano. W 1429 r. po Florencji rozeszła się wieść o niespodziewanym, zaczepnym zdobyciu przez armie Republiki dwóch twierdz miasta Lukki. Na piazza zebrali się mieszkańcy ze wszystkich klas społecznych, gorąco optując za dalszym prowadzeniem wojny. Uzzano, trzykrotny gonfalonier sprawiedliwości, w swej przemowie – mistrzostwie retoryki – stara się przekonać florentczyków, że nie jest to rozsądne: są oni jednak tak rozgorączkowani, że za nic mają jego chłodną, polityczną kalkulację. W efekcie – wojska Florencji ruszają na Lukkę, nie odnosząc zbyt wielkiego, militarnego zwycięstwa; kampania ta doprowadza jednak do wyłomu wśród Gwelfów i osłabia republikę tak mocno, że pięć lat później po władzę sięga Kosma Medyceusz. Machiavelli przywołuje tę historię, by pokazać, że jakkolwiek dyskurs polityczny kształtuje się zarówno na Placu, jak i w Pałacu, to polityczność Pałacu – chłodna i obliczona – ma większe szanse na racjonalność i skuteczność: jest bowiem długoterminowa, stoją za nią określeni ludzie. Polityczność Placu – polityczność Majdanu – to polityczność anonimowa, myślana krótkoterminowo, za którą nikt nie odpowiada – bo nie można do prawnej odpowiedzialności pociągnąć plemienia, masy, ludu. Polityczność Placu – to polityczność, która zasadza się nie na postulacie, ale na samym swoim istnieniu, artykułowaniu dowolnej treści: na karnawale.

Podpisane w piątek przez Janukowycza i Kliczkę pod auspicjami Sikorskiego i Steinmeiera może się więc okazać zwycięstwem pyrrusowym (niezależnie od tego, kto i co nim wygrał). Przedstawione przez TVN24.pl oceny ukraińskiej dziennikarki, Tamary Tarnowskiej, są dość sceptyczne: „Wszyscy mówili rano w ten sposób: czekaliśmy na to trzy miesiące, płaciliśmy krwią za to, żeby była podjęta decyzja, ale nie tak”. Oddając Majdanowi honor i nie deprecjonując jego działań, należy powiedzieć, że to, co nastąpi teraz, będzie sprawdzianem dla wszystkich rewolucji nowego typu: na ile ich karnawałowa nieideologiczność może być przekuta w polityczność, której nie da się rozumieć inaczej, niż zideologizowaną i posiadającą lidera.

Wojciech Engelking

21 lutego 2014 r.

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 21 stycznia 2014