Kto wygra wybory prezydenckie?
Kto wygra wybory prezydenckie 2025? Jakie cechy zadecydują o tym, że to właśnie ta osoba zbierze najwięcej głosów w wyborach prezydenckich w Polsce AD 2025? W największym skrócie będzie to osoba, która wypełni najwięcej z warunków przedstawionych poniżej – pisze Eryk MISTEWICZ
.Po pierwsze osoba, która kocha Polskę. W przeszłości nie występowała nigdy przeciwko Polsce. Nigdy przeciw Polsce nie głosowała, nie prosiła o interwencję obcych rządów. Dobrze, aby jej przodkowie „zachowywali się przyzwoicie”. Archiwa (i polskie, i zagraniczne) w kampanii będą przeskanowane do piątego pokolenia – przez wszystkich. Osoba dumna z Polski, zarówno z tego, co już osiągnęliśmy mimo przeciwności, jak i z tego, co wspólnie jeszcze osiągniemy. Oczywiście, kandydat zawsze może obwiesić się flagami polskimi i na ich tle zawsze przemawiać, redukując dysonanse poznawcze w tym zakresie – ale wyborcy wyczuwają fałsz. Z drugiej strony: tatuaż orła na plecach, choć wydaje się to co najmniej dziwne i nie z tej epoki, ma w sobie wszakże coś autentycznego.
.Po drugie osoba, która nie da zagnać się w kozi róg. Kandydat na prezydenta obudzony o czwartej rano wie, jakie jest jego stanowisko w sprawie umowy UE-Mercosur, skutków ostatnich zmian w Episkopacie Polski, odejścia od złotówki i przekazania złota NBP do Europejskiego Banku Centralnego w ramach wsparcia mającej problemy gospodarki europejskiej, stosunku do etatyzmu i wolności gospodarczych, nie mówiąc o tak trywialnych, choć dla wielu wyborców ważnych kwestiach, jak aborcja, eutanazja. Oczywiste jest też, że zna ceny chleba, mleka, jajek i owoców pitaja w sklepiku osiedlowym. Wiedza o aktualnych cenach miedzi, kakao, molibdenu i wolframu na rynkach światowych jest dodatkowym atutem – szczególnie do pełnienia funkcji premiera, minimalnie mniej przydaje się, ale także, aspirując na urząd prezydenta.
.Po trzecie osoba, która łączy, a nie dzieli. Która nie obraża ludzi, albo która potrafi zrobić to z takim wdziękiem, że osoba skrytykowana będzie cieszyła się na zapowiedź rozpoczynającej się długiej podróży. Osoba, która ma szacunek do każdego. Także dla kłamców i wszeteczników. Wyborcy, choćby kibicowali najbardziej skrajnym zachowaniom i postawom, na koniec dnia (a więc przy wyborczej urnie) nie lubią zachowań antagonizujących. Skrajności, postponowanie mniejszości, ideologiczne zacietrzewienia, zachowania atakujące grupy społeczne – niezależnie, czy z jednej, czy z drugiej strony – nie przystoją temu, kto ma budować wspólnotę nas wszystkich. Szczególnie przy tak ostrych, tak wyrazistych i podgrzewanych przez media sporach partyjnych. W najlepszej sytuacji w kampanii będzie kandydat potrafiący setkę razy powtórzyć, że jest „kandydatem niezależnym”, choćby był liderem partii. Skrajność i agresja słowna – nigdy nie wygrywają. Jeśli już, uruchamiają przeciwników, zwielokrotniają ich szeregi.
.Po czwarte osoba, która rozumie, gdzie leży Polska i co z tego wynika. Ważna jest historia, ale ważniejsze od historii są teraźniejszość i przyszłość. Kandydat w wyborach prezydenckich mający więc jak najlepsze relacje z naszym najważniejszym sojusznikiem – Stanami Zjednoczonymi Ameryki Północnej. Kandydat na prezydenta rozumiejący powiązania polityczne, gospodarcze i militarne. Rozumiejący, kto rządzi światem i jak należy w związku z tym, bez kwestionowania tego przywództwa nad światem, umiejętnie i efektywnie wygrać jak najwięcej dla Polski i Polaków. Kandydat stawiający na rozwój, na jak najlepszą ochronę polskich granic, niezależność energetyczną (elektrownie atomowe), wsparcie dla polskiej obronności (CPK), wydatki na polską naukę, wzmacnianie polskiej gospodarki – choćby było to nie w smak innym krajom. Wygra polityk rozumiejący, co dzieje się dziś w Europie i co wydarzyło się w Stanach Zjednoczonych.
.Po piąte osoba, której nie będziemy się wstydzić. Postawna, zgrabna, dostojna, godna. Znająca języki obce, ale co ważniejsze, potrafiąca w tych językach skutecznie bronić polskich spraw. Nie egotyczna i nie egoistyczna. Z ułożonym życiem rodzinnym – z jedną rodziną, bez drugiej czy trzeciej „rodziny” na boku. Z nerwami na wodzy. Kandydat bez zarzutów o mobbing czy molestowanie w przeszłości (choć takie zarzuty mogą się, rzecz jasna, pojawić, bez związku z rzeczywistością), nie mówiąc już o gorszej natury uchybieniach (jeśli mogą się pojawić – w wyborach pojawią się na pewno). Co oczywiste, z czystą kartą, jeśli chodzi o izbę wytrzeźwień i eksperymentowanie z psychotropami. Bez najmniejszej wątpliwości co do celu jego wypraw do Tajlandii. Wypastowane buty, zrobione białe, odbijające światło reflektorów zęby, marynarka jak z żurnala, koszula na miarę, spinki, a może generalskie szlify, godnie. Godnie. Wyborcy to uwielbiają. Uwielbiają ten teatr, te emocje. I tę klasę. Tak, to jest, to będzie ich prezydent.
.Nie mitologizujmy sondaży. Nie mitologizujmy przekonania, że Donald Trump wygrał dlatego, że sięgnął po ultrasów – choćby tak powtarzały wszystkie europejskie i wiodące amerykańskie media.
Wręcz przeciwnie, Donald Trump unikał tematyki nacechowanej ideologicznie, schodził z obszarów ideowych sporów, w które chciała go wtrącić Kamala Harris. Donald Trump wiedział i rozumiał, że najważniejsze w tym, kto wygra wybory prezydenckie, było, jest i będzie wciąż to samo od dziesięcioleci w każdej kampanii pytanie: „Czy lepiej żyje wam się teraz, czy jakiś czas temu, gdy ja rządziłem?”.
Wybory prezydenckie trzeba po prostu przejść. Nie tracąc tego, co najważniejsze.
Eryk Mistewicz