Jan ŚLIWA: Demos i jego wybory

Demos i jego wybory

Photo of Jan ŚLIWA

Jan ŚLIWA

Pasjonat języków i kultury. Informatyk. Publikuje na tematy związane z ochroną danych, badaniami medycznymi, etyką i społecznymi aspektami technologii. Mieszka i pracuje w Szwajcarii.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Polskie wybory parlamentarne 2023 dały liberałom nadzieję na odwrócenie tendencji populistycznych i pokonanie Trumpa, oberpopulisty. Obecne wybory dają „populistom” nadzieję na zatrzymanie autorytarnego liberalizmu i jego demokracji walczącej. Według mnie wygrał demos (populus), zwykły, bezprzymiotnikowy. Można spodziewać się powrotu do zdrowego rozsądku w wielu dziedzinach – pisze Jan ŚLIWA

.W idealizowanych dawnych Atenach, gdy należało rozpatrzyć jakiś problem, wybitni mężowie wstępowali na wzgórze Pnyks, gdzie ludowi ateńskiemu przedstawiali swoje racje, odwołując się do logiki i rozumu obywatelskiego. Mowy ich były tak piękne, że spisywali je Tukidydes i Plutarch. Lud, wysłuchawszy argumentacji, podejmował decyzje. Czy tak było? Może prawie.

Nawet w starożytności krytykowano demokrację. Bo czym jest demos? Rozróżniano laos – cały lud, demos – świadomych obywateli i ochlos – motłoch. Dziś słowa „motłoch” się nie używa, lecz wielu chętnie odmówiłoby praw gorzej wykształconym. Pamiętajmy, że studia (zwłaszcza w pewnych kierunkach) dają dyplom, ale niekoniecznie mądrość, a uczciwość i szlachetność to niepowiązane z tym kwestie.

Faktem jest jednak, że masy ludzkie to nie zbiór świadomych obywateli. Poddane są często manipulacji. Metod jest wiele, odwołują się do emocji. Może to być poczucie wyższości, pogarda dla innych, nienawiść, chęć zemsty, pożądanie celu, strach. Masę łączy często uwielbienie dla lidera, którego słowa są świętością. Polityka tożsamości (identity politics) redukuje człowieka do prostych cech, jak rasa czy orientacja seksualna. Wszystko to powoduje, że motywacje wyborcze są w małym stopniu racjonalne. Jeżeli ludzie dadzą się przekonać, że przywódca strony przeciwnej jest potworem, wcieleniem zła, zagłosują przeciwko niemu, mimo że ich wybór doprowadzi ich samych do katastrofy ekonomicznej. Sprytny potwór może podjąć walkę. I tak Donald Trump, gdy jego wyborcy zostali określeni jako śmieci, wsiadł do lśniącej śmieciarki i paradował przed kamerami. Był to tylko żart, ale pokazał odporność psychiczną kandydata i może kogoś rozśmieszył. Na pewno działa to silniej niż studiowanie kolumn liczb.

Decyzje nie są jednak tylko powierzchowne. Nawet jeżeli są emocjonalne, mają głębsze przyczyny. Przechodzimy tu do amerykańskich wyborów prezydenckich, które zaskakująco wysoko wygrał Donald Trump z Partią Republikańską. Sondażownie poległy na całej linii. Również te amerykańskie, ponieważ odzwierciedlały liberalno-lewicowy sposób myślenia, charakterystyczny dla metropolii na wybrzeżach i Europy. Masywna była kampania demonizowania Trumpa i zawstydzania jego wyborców. W zasadzie chciano to w sondażach skorygować, bo poprzednio wielokrotnie Trump był zaniżony, ale jednak efekt był silniejszy od oczekiwań. W Europie, zwłaszcza w Niemczech, zapanowały rozpacz i strach, atmosfera końca świata. Renomowana niemiecka gazeta „Die Zeit” skomentowała to zwięzłym „Fuck”. Pokazuje to, że rzeczywiście media te były całkowicie zaskoczone. Samooszukiwanie było potężne.

Konstantin Kisin, brytyjski – urodzony jeszcze w Związku Sowieckim – publicysta, podał interesujące wyjaśnienie tej różnicy mentalności:

  1. Amerykanie kochają swój kraj, są narodem zdobywców, kochają siłę i zwycięstwo.
  2. Nie akceptują rozkładu i upadku, chcą produkować własną tanią energię i się rozwijać.
  3. Widzą gwałtownie rosnącą inflację, ceny są dla nich ważne.
  4. Wierzą w merytokrację, akceptują bogactwo, celebrują sukces.
  5. Jako imigranci akceptują imigrację, ale nie nielegalną.
  6. Są czuli na punkcie dyskryminacji rasowej, ale nie chcą korygować starych błędów nowymi.
  7. Są filosemiccy i zwalczają dżihad, bo sami go doświadczyli 11 września.
  8. Są ekstremalnie praktyczni – interesuje ich to, co działa, a nie co dobrze brzmi; ważna jest dla nich polityka Trumpa, a nie jego retoryka.
  9. Są optymistami, nie lubią się grzebać w przeszłości i przepraszać bez końca.
  10. Ameryka została zbudowana na oporze przeciw zbyt silnemu rządowi, rozumieją, że warunkiem wolności jest poleganie na sobie.

Opinie te są trochę idealizowane. Pokazują też „prawdziwą, głęboką amerykańską duszę”, niepoddaną jeszcze obróbce ideologią woke.

Andrew Korybko, amerykański politolog, zwraca z kolei uwagę na następujące punkty:

  1. Ekonomia, głupcze!
  2. Imigracja wymknęła się spod kontroli.
  3. Obawa przed III wojną światową.
  4. Oczernianie Trumpa już nie działa.
  5. Musk przywrócił wolność słowa.
  6. Musk, Robert Kennedy i Tulsi Gabbard pokazali, że porzucenie demokratów jest cool.
  7. Polacy i amisze pomogli zdobyć Pensylwanię.
  8. Walka o każdy głos (get-out-the-vote, GOTV) przyniosła rezultaty – zwycięstwo ma być tak duże, by nie dało się go podważyć.
  9. Aborcja nie jest już ważnym tematem.
  10. Waltz był katastrofalnym kandydatem.

Obaj przytoczeni komentatorzy mają rosyjskie korzenie. Może z pewnego dystansu lepiej widać. Kisin, który widział komunizm, jest na niego skutecznie uodporniony – w przeciwieństwie do amerykańskich studentów.

I jeszcze jedna opinia: „Gazeta Wyborcza” podaje, że Trumpowi zwycięstwo dali: biali, niewykształceni, katolicy i Latynosi. Straszni ludzie, sam spełniam dwa warunki z czterech.

Co wynika z tych wyborów? Polskie wybory 2023 dały liberałom nadzieję na odwrócenie tendencji populistycznych i pokonanie Trumpa, oberpopulisty. Obecne wybory dają „populistom” nadzieję na zatrzymanie autorytarnego liberalizmu i jego demokracji walczącej. Według mnie wygrał demos (populus), zwykły, bezprzymiotnikowy. Można spodziewać się powrotu do zdrowego rozsądku w wielu dziedzinach. Przykłady: ochrona przyrody, ale nie deindustrializacja, zatrzymanie okaleczania dzieci w ramach kultu transpłciowości. I przez ciężkie czasy poprowadzi kraj silny człowiek. Jakby powiedziała Anne Applebaum, skrzyżowanie Stalina z Hitlerem i Mussolinim. Ale serio – czy wyobraża sobie ktoś recytatorkę tekstów z promptera prowadzącą twarde negocjacje z Putinem?

Bo wyglądało to czarno. Unia Europejska pędząca bez trzymanki na betonową ścianę. Myślę o polityce klimatycznej, ale też o migracji. Pojęcie „wymiany ludności” jest herezją, ale we Francji już są miejscowości bez jednego białego. I nie musi to być 100 proc. Już spora mniejszość muzułmańska, pewna swojej wiary, spowoduje, że chodzenie bez chusty albo publiczna konsumpcja kiełbaski z piwem będą niebezpieczne. Kontynent bez ludności, bez przemysłu, bez rolnictwa, bez armii, ale z ambicjami pouczania świata. Aż przyjdą muzułmanie, Afrykanie, Rosjanie, Chińczycy albo wszyscy razem – i nie tyle zrobią porządek, co sprowadzą swoje konflikty. Oczywiście, wybory odbyły się w Ameryce, nie w Europie, ale groziło domknięcie systemu na całym Zachodzie. Ekstaza liberałów byłaby niepomierna, nabraliby przekonania, że (znowu) niesie ich wiatr historii, ich zwycięstwo jest nieuniknione, a wszystkie inne pomysły to bezsensowna reakcja. Zajeździmy kobyłę historii – lewa, lewa, lewa!

Wyjęcie tak wielkiego klocka powoduje, że wali się cała konstrukcja. Ale czy na pewno? Trump ma do Niemców i do ich geopolitycznych planów duży dystans. Z kolei oni go nienawidzą, nienawiścią szczerą i głęboką. Na słowo „Trump” reagują z automatyzmem psa Pawłowa. Podczas poprzedniej jego kadencji widzieli się w roli nowych liderów prawdziwie wolnego świata. Ale decoupling? Można o tym pomyśleć, ale co z tego ma wyjść? Może wymarzona przez Niemcy Eurazja, oparta o masę kontynentalną aż po Szanghaj. Z mentalnością chińską, rosyjską czy bismarckowską? Kto będzie w to chciał grać? Prowadziłoby to do wojny handlowej z Ameryką. Co z wojskiem, co z NATO? Kto miałby kogo chronić, przed kim? Do tego dominacja niemiecka w Unii się chwieje, a wielu by chciało Niemcom utrzeć nosa. Niemcy są same źródłem niestabilności. Po katastrofalnych porażkach we wschodnich landach liberałowie z FDP myślą o wyjściu z koalicji. Firmując zieloną politykę, są bezużyteczni. Z trudem wiązana koalicja może się rozpaść. A co potem? Nawet gdyby dopuścić nowe alternatywy, los Niemiec (Europy, świata) może zależeć od tego, czy Alice Weidel (AfD) potrafi się dogadać z Sahrą Wagenknecht (BSW). Dwie ambitne kobiety…

A co z Polską? W Polsce widziano to jako proxy war Platformy z PiS-em. Zwycięstwo Kamali potwierdziłoby słuszność polityki Tuska i Sikorskiego wraz z ambasadorem Brzezińskim. Ale wyszło inaczej. PiS nawet bez bezpośredniej pomocy nabiera wiatru w żagle. Ale jeżeli Ameryka ma być naszym strategicznym partnerem, to dwaj kandydaci na prezydenta są już spaleni. Poużywali sobie panowie na Trumpie, a on też jest pamiętliwy. Oczywiście, wybór należy do Polaków, ale dokładnie Polakom powinno zależeć na jakości stosunków Polski ze Stanami Zjednoczonymi. Tak po prostu.

.Nie wiemy też, jak się potoczą sprawy w samych Stanach. Wynik jest wyraźny, nie będzie kwestionowany. Ale czy za chwilę deep state nie zorganizuje znów biernego oporu? Chyba jednak ten płomień się wypala. Raz już Ameryka przeżyła cztery lata Trumpa. Gestapo na każdym rogu, obozów koncentracyjnych ani masowych rozstrzeliwań nie było. Propagandzie końca świata chyba brakuje paliwa.

A co z wojną z Rosją i Chinami, handlową i kinetyczną? Owszem, wymaga to dalekosiężnego planowania, ale zostawiam to specjalistom. Ale nawet nie wiemy, kto z kim, przeciw komu, kiedy, jak długo, jak intensywnie i czy w ogóle. Przypomnijmy, że w dzień wyborów niektórzy prognozowali rozniesienie Trumpa na strzępy. Słabo się te wpisy zestarzały.

Jan Śliwa

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 7 listopada 2024
Fot. Jonathan Drake / Reuters / Forum