![Grzegorz ŚLIŻEWSKI: Karmazynowy błękit nieba. Działania bojowe I Polskiego Skrzydła Myśliwskiego w 1941 roku](https://wszystkoconajwazniejsze.pl/wp-content/uploads/2022/12/southport-airshow-g093faa693_1920-1600x900.jpg)
Karmazynowy błękit nieba. Działania bojowe I Polskiego Skrzydła Myśliwskiego w 1941 roku
Kiedy Battle of Britain wchodziła w swój schyłkowy etap, myśli dowództwa Royal Air Force przestały zaprzątać wyłącznie sprawy związane z obroną Wysp Brytyjskich przed nawałą Luftwaffe. Zmiana taktyki działania niemieckiego lotnictwa, które zaczęło operować przede wszystkim w nocy, uzmysłowiła Anglikom, że zadania własnego lotnictwa dziennego mogą ewaluować. RAF powoli oswajał się z myślą, że nadszedł czas na rozpoczęcie dziennej ofensywy lotniczej nad okupowaną Europą.
.1 kwietnia 1941 r., w momencie powstania I Polskiego Skrzydła Myśliwskiego, sytuacja na powietrznym froncie nie była dla aliantów ciekawa. Próbę dziennej powietrznej kontrofensywy, którą na początku roku podjął RAF, niemieckie lotnictwo zdusiło w zarodku. Brytyjczycy musieli się cofnąć i, podobnie jak to miało miejsce latem i jesienią 1940 r., skupić na obronie własnego terytorium. Nie były to już tak spektakularne akcje jak przed rokiem, bo bombardowanie przeniosło się na noc, ale wymagało od defensorów dużego zaangażowania własnych sił. Co więcej – zmasowane, przeprowadzane w ciemności ataki, sprawiły, że część dziennych jednostek myśliwskich RAF zaczęto szkolić w lotach nocnych. Wypady nad okupowaną Europę były za dnia niezwykle sporadyczne. I właśnie na ten okres powietrznej wojny przypadło wejście do akcji Polaków z Northolt.
Początkowo „kościuszkowcy” i „toruniacy”, mimo tej samej podległości operacyjnej, rzadko ze sobą współdziałali. Wynikało to z faktu, że skrzydło w Northolt powstało według koncepcji pasującej do obrony własnego terytorium przed atakami z powietrza. Był to zespół, w którym jednostki wyposażone w Hurricane’y miały atakować bombowce, a piloci Spitfire’ów zapewniali im bezpieczeństwo, wiążąc osłonę myśliwską. Ponieważ aktywność bombowców Luftwaffe przeniosła się na noc, założenia te stały się nieaktualne. Obie jednostki (i stacjonujący z nimi przez pierwszy miesiąc 601 Dyon RAF) skupiały się początkowo na patrolach nad południem Anglii i osłonie własnej żeglugi. Dywizjon 303, z racji wyposażenia w Spitfire’y, sporadycznie otrzymywał także zadania ofensywne (głównie wymiatania i ataki na cele naziemne), co sprawiało, że miał większe szanse na kontakt z nieprzyjacielem. To przekładało się na wyższą liczbę zwycięstw, ale także strat. Charakterystyczne jest bowiem, że w pierwszym okresie działalności I PSM, do czasu rozpoczęcia przez RAF ofensywy, Dywizjon 306 swoje jedyne zestrzelenia odniósł w nocy, a więc niejako w dodatkowym zakresie swojej pracy.
14 czerwca 1941 r. sytuacja się zmieniła. RAF, widząc, że siły niemieckiego lotnictwa myśliwskiego osłabły, zdecydował się ponowić próbę dziennej ofensywy na większą niż dotychczas skalę. Stan Luftwaffe uszczuplił się w związku z przesunięciem jednostek nad granice ze Związkiem Sowieckim i planowanym atakiem na ten kraj. RAF zaczął więc intensywnie działać tydzień przed rozpoczęciem operacji Barbarossa. Mimo osłabienia niemieckiego potencjału lotniczego, na przełomie czerwca i lipca starcia nad okupowaną Europą były nadzwyczaj intensywne. Alianci skupili się na odbywających się do tej pory sporadycznie operacjach Circus, w których uczestniczyły lekkie dwusilnikowe bombowce Blenheim i było ich zazwyczaj od 6 do 24. Ładunek bomb przenoszonych przez te maszyny nie mógł stanowić poważnego zagrożenia dla wyznaczonych im celów, tym bardziej, że umiejętności załóg nie zawsze były najwyższe i bomby często chybiały celu. Nie to było jednak najważniejsze – głównym zadaniem Blenheimów było wyciągnięcie w powietrze samolotów myśliwskich Luftwaffe, by piloci Fighter Command mieli szansę je zniszczyć. Bombowce służyły zatem za przynętę, a dostępu do nich broniły liczne dywizjony RAF, np. 24 czerwca w operacji Circus 21 uczestniczyło 18 Blenheimów, które chroniło około 150 Spitfire’ów i Hurricane’ów, a dodatkowych 70 myśliwców wykonywało zadania dywersyjne.
Na początku lipca sytuacja nieco się zmieniła – w operacjach Circus przestały uczestniczyć Blenheimy, a ich miejsce zajęły Stirlingi. Były to ciężkie czterosilnikowe bombowce mogące zabrać na pokład ładunek ponad 6 ton bomb (przy około 450 kg Blenheima). Od tej pory skuteczny nalot potrafił zdemolować cel. Stirlingi przestały jednak być używane już pod koniec lipca – pogoda nie sprzyjała dziennym wyprawom nad Francję, a skupiony na nocnej ofensywie Bomber Command cierpiał na deficyt ciężkich bombowców. W efekcie do łask wróciły Blenheimy.
Od wrześniu aura stała w opozycji do częstego atakowania przeciwnika nad Europą i powoli bombowce zaczęły znikać z dziennych wypraw nad kontynent. Ostatni Circus miał miejsce 8 listopada, ale odbył się w momencie, kiedy skala wyboru celów wahnęła się w zupełnie innym kierunku. Dowództwo RAF uznało bowiem, że czas wrócić do koncepcji z wiosny i atakować cele naziemne myśliwcami. Tym bardziej, że kilka dywizjonów zostało wyposażonych w tzw. Hurribombery, czyli wersję Hurricane’a, która na uzbrojeniu miała działka 20 mm i mogła przenosić dwie bomby. To właśnie one podczas operacji Low Ramrod wzięły na siebie ciężar atakowania przeciwnika z małej wysokości. W tym czasie Spitfire’y miały je osłaniać, ale zazwyczaj kończyło się to bezpośrednim wspomaganiem Hurribomberów nad celem. A tym często były destylarnie alkoholu, który – zdaniem brytyjskich specjalistów – miał być dodatkiem poprawiającym jakość syntetycznej benzyny, produkowanej przez Niemcy. O tym, że nie były to bezpieczne zadania, świadczy chociażby przykład strat poniesionych 23 listopada przez 315 Dywizjon, kiedy z 12 uczestniczących w zadaniu pilotów poległo pięciu, a szósty był ranny. W walkach powietrznych I PSM nie można znaleźć podobnego feralnego przykładu.
W czasie tych zmagań I PSM było jedynym narodowościowym skrzydłem, w skład którego wchodzili lotnicy spoza Wielkiej Brytanii. Początkowo dowodził nim Brytyjczyk W/Cdr Graham Manton i polskie dywizjony były w tym czasie jedynie częścią składową Northolt Wing. W połowie kwietnia organizacją polskiego skrzydła zajął się S/Ldr Witold Urbanowicz, ale oficjalnie, według norm RAF, nigdy nie stanął na jego czele. Dowódcą był bowiem W/Cdr Manton. Podobny status miał początkowo W/Cdr Piotr Łaguna, ale wkrótce obowiązki szefa związku taktycznego z Northolt objął W/Cdr John Kent i powtórzono znaną z 1940 roku zasadę dualizmu dowodzenia (dowódca polski i brytyjski). Kontynuowano ją także po śmierci W/Cdr Łaguny, gdy zastąpił go Tadeusz Rolski. I to właśnie tego pilota należy oficjalnie uznać za pierwszego, samodzielnego dowódcę I PSM, którym został po odejściu z Northolt W/Cdr Kenta.
Od kwietnia do grudnia loty bojowe i operacyjne w składzie I PSM wykonało 222 pilotów. Najwięcej zadań wykonali lotnicy z dywizjonów 303 i 306, którzy w trzech pierwszych miesiącach pracowali intensywniej niż podczas ofensywy RAF. Liczne patrole nad własnym terytorium czy osłona konwojów nie były może efektowne, ale niezbędne w tamtych warunkach. Od połowy czerwca zmieniły się priorytety i wykonywano jeden, góra dwa loty dziennie nad okupowaną Europą. To, a także załamanie się pogody od września, sprawiło, że piloci dywizjonów 308 i 315 mają na swoich kontach mniejszą liczbę wykonanych lotów bojowych i operacyjnych. […]
W 1941 r. piloci I Polskiego Skrzydła Myśliwskiego zgłosili zestrzelenie 152 samolotów Luftwaffe. Oczywiście liczba ta nie jest jednoznaczna z rzeczywistą liczbą straconych przez niemieckie lotnictwo maszyn. W każdej powietrznej armii świata istnieje podczas wojny tzw. overclaiming, czyli zawyżona liczba zgłoszonych zwycięstw do rzeczywistego uszczerbku stanu samolotów wroga. Trzeba jednocześnie jednoznacznie powiedzieć, że nie jest to efekt celowego zakłamywania historii i zgłaszania przez pilotów zwycięstw, o których wiedzieli, że w rzeczywistości nie miały miejsca. W grę wchodziła całkiem inna sytuacja – podczas powietrznej walki lotnicy byli bardziej zaaferowani tym, aby podejmować właściwe z punktu widzenia starcia i własnego bezpieczeństwa decyzje, niż oglądaniem skutków swoich strzałów. Dodatkowo na taką obserwację było po prostu mało czasu: samoloty poruszały się z prędkością rzędu 500-600 km/h (w przypadku ataku czołowego prędkości kumulowały się), a piloci wykonywali podczas walki gwałtowne manewry, by wziąć na celownik przeciwnika lub – w mniej optymistycznej wersji wydarzeń – mu uciec. Nie było zatem zbytnio okazji, by sprawdzić, czy ostrzelany samolot rozbił się o ziemię. Obserwacja spadającej z kilku tysięcy metrów maszyny zajmowała zbyt wiele czasu i stanowiła potencjalne zagrożenie dla skupionego na tym widoku zwycięzcy – pilot, który choć na krótko stracił kontakt z otaczającą go rzeczywistością powietrznego starcia, mógł wówczas łatwo paść ofiarą innego, bardziej zaangażowanego w walkę przeciwnika. Pod uwagę należy też brać fakt, że alianci mieli ograniczony czas pobytu nad okupowanym kontynentem. Wysokooktanowe paliwo zużywało się szybko, pozostawiając niewielki margines błędu pozwalającego na bezpieczny powrót do bazy. Tym samym często ważniejsze okazywało się osiągnięcie znajdującego się na Wyspach lotniska, niż lot w głąb Francji lub Belgii, by zyskać pewność, że ostrzelany samolot wroga rozbił się o ziemię. Pamiętać bowiem należy, że spektakularne zwycięstwa kończące się eksplozją maszyny w powietrzu lub widok ratującego się skokiem ze spadochronem przeciwnika były niezwykle rzadkie.
Wymuszona krótka obserwacja szybko zmieniającego się wycinka nieba sprawiała, że lotnicy często nie byli w stanie zarejestrować, że ostrzelali ten sam samolot co lecący w pobliżu kolega. Po powrocie do bazy trzech pilotów zgłaszało zatem zniszczenie np. trzech samolotów, podczas gdy cała trójka otworzyła ogień do tej samej maszyny. Tym samym nieświadomie przypisywano lotnikom powietrzne zwycięstwa, których w rzeczywistości nie było.
Oczywiście dowództwo RAF dzięki złamaniu niemieckich szyfrów wiedziało, że przeciwnicy odnoszą mniejsze straty, niż zgłaszali piloci wykonujący loty nad okupowanym kontynentem. Nie zamierzało jednak z powodów propagandowych ujawniać tego faktu opinii publicznej, by podtrzymać morale w podległych jednostkach. Z drugiej natomiast strony, ogłoszenie rzeczywistej liczby strat Luftwaffe nie miałoby żadnego wpływu na korygowanie składanych meldunków. Posiadane informacje były bowiem szczątkowe i nie pozwalały zweryfikować, który z pilotów faktycznie zestrzelił samolot przeciwnika.
![Karmazynowy błękit nieba. Działania - okładka książki](https://ksiegarniaipn.pl/okladki/537000/karmazynowy-blekit-nieba-dzialania-bojowe-i-polskiego,537743-l.jpg)
.Pamiętać przy tym należy, że fakt zaliczenia zestrzelenia samolotu przeciwnika był przede wszystkim istotny z punktu widzenia zgłaszającego go pilota, podczas gdy dla wyższego szczebla dowódczego był to tylko jeden, niezbyt istotny w swej masie, detal pozwalający na ocenę taktyki nieprzyjaciela i jej ewentualnych nowych elementów, wobec których należało skorygować własne działania.
Grzegorz Śliżewski
Fragment książki, Karmazynowy błękit nieba. Działania bojowe I Polskiego Skrzydła Myśliwskiego w 1941 roku, wyd. Instytutu Pamięci Narodowej. [LINK]