Wrześniowe triumfy
Od przeszło trzech stuleci wspomnienie odsieczy wiedeńskiej daje nam poczucie dumy. Ale we wrześniu – tak tragicznym w 1939 r. – miały miejsce również inne arcyważne zwycięstwa, jak te pod Orszą (1514), Chocimiem (1621) i nad Niemnem (1920). Ukazują je fascynujące dzieła sztuki, ciągle zbyt mało znane, jak obraz Jana Henryka Rosena w ambasadzie RP w Waszyngtonie – pisze prof. Jerzy MIZIOŁEK
„Wielkie opiewam triumfy
I zwycięskie zielone laury
Pod twymi oczyma i skrzydłami
I za Twym przewodem, [Janie] Łaski,
Tłum podnosi polskie zaszczyty
W różnych pochwałach aż po same gwiazdy,
Oklaskami i delikatnym śpiewem
Napełniając [Wieczne] Miasto”
.Taki między innymi wiersz krążył po Rzymie, gdzie na początku stycznia 1515 r. świętowano wielkie polsko-litewskie zwycięstwo pod Orszą, odniesione w dniu 8 września 1514 r. nad 60 tys. zbrojnych Wasyla III, wielkiego księcia moskiewskiego. Zwycięstwo armii polsko-litewskiej dowodzonej przez hetmana Konstantego Ostrogskiego, której przeglądu dokonał sam król Zygmunt I, tak opisał Marcin Bielski, kronikarz tamtych czasów: „Swoich ucieczką strwożony, a od naszych ręką i strzelbą tem mężniej poparty, za drugimi rozprószywszy się, jął w swą stronę przez góry, doły, lasy bieżeć i uciekać, już jako z przegranej bitwy; nasze uciekające bili, siekli, bodli, przez kilka mil, pola, błota, lasy ciał pobitych pełne były, koni też wielka moc leżało”. W bitwie dużą rolę odegrało też uderzenie hufca dowodzonego przez samego Ostrogskiego. Zwycięski hetman zyskał miano „Scipio Ruthenus” – Scypion Ruteński – a sama bitwa doczekała się wspaniałego upamiętnienia słynnym obrazem, przechowywanym w Muzeum Narodowym w Warszawie.
Orsza i Obertyn – wojna i propaganda
W tym znakomitym dziele malarskim w aż trzech epizodach widzimy hetmana Ostrogskiego z buławą w prawej ręce pośród wielkiego ferworu bitewnego. Zwycięstwo to na długo powstrzymało zakusy Moskwy na zajęcie Inflant i Rusi, ale nie zostało w pełni wykorzystane, gdyż nie odzyskano Smoleńska, utraconego kilka miesięcy wcześniej; twierdza ta wróciła do Rzeczypospolitej dopiero w czerwcu 1611 r. Zygmunt I zadbał jednak o druk gazetek ulotnych informujących dwory obce o pokonaniu Moskwy, aby w ten sposób rozbić sojusz Wasyla III z Habsburgami. Był też wspomniany już, dobrze wyreżyserowany triumf w Wiecznym Mieście.
Uroczystości rzymskie – o klarownym propagandowym akcencie – zorganizowali, na polecenie króla, prymas Jan Łaski (stąd w wierszu przywołanie jego nazwiska) i Bernard Wapowski. Nasuwa się pytanie, czy w kolejną, 102. rocznicę Bitwy Warszawskiej, bitwy pod Komarowem (31 sierpnia) i nad Niemnem (20-26 września) wystarczająco zadbaliśmy o to, by pójść wzorem Polski zygmuntowskiej i głosić w świecie chwałę polskiego oręża i jednocześnie triumfu intelektu, jakim był polski radio-wywiad, kierowany przez płk. Jana Kowalewskiego, wspieranego przez wybitnych matematyków, profesorów Uniwersytetu Warszawskiego: Stanisława Leśniewskiego, Stefana Mazurkiewicza i Wacława Sierpińskiego. To, czego dokonali nasi przodkowie, jest w dziejach wojen tak ważne jak dla Brytyjczyków Enigma i radar w czasie II wojny światowej, a dla Amerykanów złamanie szyfrów japońskich przed kluczową bitwą o Midway.
Czasy króla Zygmunta I przyniosły jeszcze jedno wielkie zwycięstwo militarne, tym razem nad wojskami hospodara mołdawskiego Petryły, wspieranego przez Portę Otomańską; miało to miejsce 22 sierpnia 1531 roku pod Obertynem. Zwycięski hetman – Jan Tarnowski (zasłużony też w bitwie pod Orszą) – dostąpił 7 listopada tegoż roku zaszczytu triumfalnego wjazdu do Krakowa. Ten pierwszy prawdziwy triumf hetmański all’antica w Polsce przybrał znaną od czasów antycznych formę ovatio, a więc pochodu triumfalnego, kiedy to triumfator (ovans) jechał konno, nie w rydwanie. Przed nim toczono działa, niesiono sztandary i prowadzono jeńców wojennych, w tym samego Petryłę. Zamykającemu pochód hetmanowi towarzyszyli biskup Piotr Tomicki i kanclerz Krzysztof Szydłowiecki. Stanisław Orzechowski, świadek triumfu i biograf hetmana, pisze: „Więźnie też zacne, wołoską radę przed nim [Tarnowskim] wieziono. Lud pospolity krakowski palcem sobie na działa i więźnie pokazywał, mówiąc, ten jest logofet, kanclerz ziemi mołdawskiej, ten hetman mołdawski […], i tryumfując, na zamek wjechał”. Taka właśnie rozbudowana scena ovatio – inspirowana jednym z antycznych traktatów – zdobi ogromny nagrobek hetmana w katedrze w Tarnowie.
Bitwa pod Wiedniem w kaplicy w Loreto i Waszyngtonie ukazana
Ciągle mało znane w Polsce przedstawienie triumfu wiedeńskiego A.D. 1683 stanowi pendant do sceny Cudu nad Wisłą we włoskim Loreto. Słynna bazylika w Loreto za sprawą znajdujących się w niej Domku Matki Boskiej i licznych dzieł sztuki jest od wieków celem pielgrzymek z całego świata. W jej ogromnym wnętrzu mieści się także kilka kaplic narodowych, pośród nich jest również Kaplica Polska. Pomysł na jej powstanie narodził się już w 1907 r., a więc na przeszło dekadę przed ponownym pojawieniem się Polski na mapie świata. Na wykonawcę dekoracji, której program był kilka razy modyfikowany, wybrano włoskiego artystę, urodzonego w Loreto, Arturo Gattiego, absolwenta rzymskiego Regio Istituto di Belle Arti. Dekoracja malarska Kaplicy Polskiej jest jego największym dziełem, choć ciągle nie w pełni docenionym. Praca nad jej ozdobieniem i wyposażeniem – także w barwne witraże i ołtarz w postaci tryptyku – trwała niezwykle długo, aż do czasu po II wojnie światowej. Pomimo bez mała 40-letniego okresu pracy powstało niezwykle interesujące dzieło, bogate w treści religijne i patriotyczne. Obok scen o tematyce chrystologicznej i maryjnej tematami głównymi są Odsiecz wiedeńska i Bitwa Warszawska.
Nie ulega wątpliwości, że malując scenę Odsieczy wiedeńskiej, Gatti inspirował się w znacznym stopniu wielkim płótnem Jana Matejki, ofiarowanym w 1883 r. papieżowi Leonowi XIII i do dziś podziwianym przez miliony zwiedzających Muzea Watykańskie. Bitwa już została wygrana, nadszedł moment triumfu; ukazany na białym rumaku Jan III przykłada prawicę zbrojną w szablę do serca, podczas gdy w lewej władczo dzierży buławę. Pomimo studiów nad ikonografią polskiego króla malarz nie do końca uchwycił wyraźne cechy podobieństwa, ale postać zwycięzcy emanuje niemal magiczną siłą. Oto oblicze wielkiego stratega, heroicznego władcy, świadomego rangi triumfu o uniwersalnym znaczeniu. Jan III przedstawiony jest pośród chorążych ze sztandarami, doboszy, husarzy i żołnierzy innych formacji wojskowych. Pod kopytami królewskiego wierzchowca widzimy jedną ze zdobytych chorągwi tureckich, która trafiła po bitwie właśnie do bazyliki w Loreto.
Jeszcze jedno, ciągle zbyt mało znane, przedstawienie Bitwy pod Wiedniem zdobi gmach ambasady Rzeczypospolitej Polskiej w Waszyngtonie. Jest dziełem Jana Henryka Rosena, wykonanym w 1937 r. Na pierwszym planie widzimy zwycięskiego Jana III Sobieskiego na pięknym białym wierzchowcu i doboszy uderzających w werble, ogłaszających wielki triumf militarny. Polski monarcha, niczym rzymski cesarz, ubrany jest w antykizującą zbroję, czerwony płaszcz (paludamentum), a jego głowę wieńczy wieniec zwycięzcy. Na drugim planie malarz ukazał Józefa Piłsudskiego jadącego na swej słynnej kasztance; za nim postępuje konny zastęp kawalerii, która tak bardzo wsławiła się w bitwie pod Komarowem, niemal unicestwiając Konarmię Budionnego. To iście symboliczne zestawienie dwóch wodzów było częste w ikonografii II Rzeczypospolitej. Przez cały okres PRL malowidło było zasłonięte, ale przetrwało w doskonałym stanie i dziś ponownie przypomina o wielkich triumfach polskiego oręża.
.Pokonane na przedpolach Warszawy i Lwowa, rozbite pod Komarowem armie Tuchaczewskiego, Budionnego, Jegorowa i innych sowieckich dowódców, szybko przegrupowane i uzupełnione, raz jeszcze próbowały odmienić losy wojny, ponaglane przez Lenina, Stalina i Trockiego, ale zostały zdruzgotane impetem polskiego heroizmu i taktyki bojowej mocno wspartej wiedzą operacyjną pozyskaną od radio-wywiadu. Wrześniowa bitwa nad Niemnem otworzyła drogę do pokojowego traktatu w Rydze i – mimo że jak bitwa pod Orszą nie spełniła wszystkich oczekiwań – stała się istotnym elementem mitu założycielskiego odrodzonej Polski.
Jerzy Miziołek