Co mogłoby obudzić Europę?
Raport Maria Draghiego zwracający uwagę na zastój gospodarki w Europie jest ważnym sygnałem alarmowym. Jednak proponowana przez niego strategia zaradcza zwiększania wydatków rządowych tylko pogorszy problem – pisze Guy SORMAN
.Dnia 17 września 2024 r. Mario Draghi, były prezes Europejskiego Banku Centralnego i były premier Włoch, przedstawił w Brukseli raport na temat fatalnego stanu gospodarczego Europy. W skrócie – Draghi stara się obudzić UE, pokazując, że ta znajduje się obecnie pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Chinami. Tempo rozwoju gospodarczego i militarnego Chin sprawia, że doganiają Europę i mogą ostatecznie zagrozić kontynentowi. Tymczasem Stany Zjednoczone kontynuują wdrażanie innowacji technologicznych, militarnych i finansowych, redukując Europę do statusu turystycznego parku rozrywki. W swoim raporcie Draghi zauważa, że od 2000 roku dochód na mieszkańca w USA wzrósł dwukrotnie szybciej niż w Europie. Ponieważ jednak populacja europejska się kurczy, to względne zubożenie przeszło praktycznie niezauważone. Porcja ekonomicznego tortu przypadająca na osobę jest zatem mniej więcej taka sama, ale sam tort jest coraz mniejszy. Jeśli Europa wkrótce się nie obudzi, dla następnego pokolenia zostaną jedynie okruchy.
Choć przez cztery stulecia Europa stanowiła centrum innowacji, dziś wydaje się, że cała zdolność tworzenia i wprowadzania nowych rozwiązań została roztrwoniona, a państwa kontynentu nie są w stanie iść z duchem czasu. Draghi uważa, że Europejczycy z uporem szaleńca koncentrują się na zajęciach rekreacyjnych i przestarzałych branżach, takich jak transport. Jeśli zaś chodzi o nową gospodarkę, Europa w ogóle nie podejmuje gry. Nie ma znaczących firm z branży IT, produkcji mikroprocesorów czy sztucznej inteligencji – a przynajmniej nie takich, które mogłyby konkurować z ich odpowiednikami z USA, Chin czy nawet Indii.
Europejczycy uprawiają swój piękny ogród ku uciesze turystów i dla własnej względnej, choć tymczasowej wygody. Wydają się nieświadomi bezwzględnej prawdy, że ich codzienna egzystencja – zarówno prywatna, jak i zawodowa – zależy całkowicie od chińskich mikroprocesorów, amerykańskiej sztucznej inteligencji i rozpadającego się handlu międzynarodowego. Do tego Europa nie jest w stanie sama przeciwstawić się zagrożeniu militarnemu ze strony Rosji. Stany Zjednoczone produkują i eksportują tylko jeden rodzaj czołgów, podczas gdy Europa ma ich kilkanaście, a każdy z nich jest niekompatybilny z pozostałymi. Sama UE nie przeraża ani Władimira Putina, ani Xi Jinpinga, a europejska dyplomacja nie robi na nich żadnego wrażenia. Jedyne, co przyciąga Rosjan i Chińczyków do Europy, to wakacyjne kurorty w Costa Brava lub na Lazurowym Wybrzeżu.
Czy Europa ma na co narzekać? W końcu żyje się tu całkiem nieźle. Emerytury są wysokie, a poziom solidarności społecznej jest ogólnie akceptowalny. Jednak pytanie, które stawia Draghi, brzmi: Jak długo to jeszcze potrwa?
.Spostrzeżenia Draghiego nie są nowe, ale mają tę zaletę, że łączą różne aspekty słabości Europy w spójną całość i wyjaśniają, że napędzana brakiem innowacji anemia, na którą cierpi kontynent, jest ewidentnie chorobą zbiorową. Teoretycznie więc Europa powinna udzielić zbiorowej odpowiedzi. Jednak choć diagnoza jest niezaprzeczalnie słuszna, proponowane leczenie jest już mniej przekonujące. Dostrzegając niepewność przyszłości, Draghi wydaje się pozostawać jednak człowiekiem przeszłości, proponującym polityki publiczne, które wcześniej okazały się nieskuteczne. Jego zdaniem powinniśmy masowo inwestować w badania, a zwłaszcza w „dekarbonizację”. Według Draghiego w tym właśnie bowiem tkwi komparatywna przewaga Europy. Naprawdę? Aby to osiągnąć, Draghi wzywa europejskie narody do zaciągania ogromnych pożyczek, które pogrążą je w zbiorowym zadłużeniu, i wydawania zdobytych pieniędzy na budzenie uśpionej kreatywności.
Ale od kiedy finansowanie publiczne pobudza kreatywność? Raport Draghiego ignoruje fakt, że wszystkie państwa europejskie mają deficyty, a niezależnie od poziomu zadłużenia stopy wzrostu są wszędzie porównywalnie niskie. Do tej pory nigdzie nie potwierdzono też związku między wydatkami publicznymi a wzrostem gospodarczym. Owszem, Stany Zjednoczone są bardziej zadłużone niż kraje europejskie, ale nie można wskazać najmniejszej korelacji między ich deficytem budżetowym a innowacyjnością na przykład w Dolinie Krzemowej, gdzie startupy są finansowane przez prywatny kapitał wysokiego ryzyka.
Co więcej, dominujący dolar daje pożyczkodawcom pewność, że zostaną spłaceni. Europejczycy nie mają takiego luksusu; zbyt wysokie zadłużenie zagroziłoby euro. Wydaje się, że rozwiązania Draghiego to staromodne, socjaldemokratyczne zagrywki – keynesizm, który zawsze prowadzi do zmarnowania publicznych pieniędzy, a nawet inflacji. Warto zauważyć, że francuski ekonomista Thomas Piketty, guru myśli starej lewicy, pochwalił raport Draghiego, co jest złym znakiem.
W raporcie zabrakło zbadania przyczyn leżących u podstaw słabego ducha przedsiębiorczości w Europie. Na całym kontynencie przedsiębiorstwa są ograniczane trzema głównymi czynnikami: po pierwsze, masą krajowych i europejskich regulacji; po drugie, kosztami redystrybucji dochodów i bogactwa; a po trzecie, ideologią ekologiczną. Ideologia ta zaślepia firmy i zniechęca do innowacji, podnosząc przy tym ogólne koszty, w szczególności koszty energii. Draghi słusznie zauważa, że cena energii elektrycznej hamuje wzrost gospodarczy, ale jednocześnie opowiada się on za „czystą” energią, która jest przecież jeszcze droższa. Autor raportu nie dostrzega tego paradoksu, stawiając na modną obecnie ścieżkę.
Co więc mogłoby obudzić Europę? Na pewno nie więcej interwencji publicznych – potrzebne jest zwiększenie liberalizmu wolnorynkowego. Potrzebny jest też wzrost imigracji, który zrekompensuje spadający wskaźnik urodzeń. Europa jest uwięziona nie tylko między Chinami a Stanami Zjednoczonymi, ale także między tymczasowym komfortem socjaldemokracji a koniecznością wprowadzenia wolnorynkowego liberalizmu.
.W latach 80. prawdziwi przywódcy polityczni, tacy jak Ronald Reagan, Margaret Thatcher, Helmut Kohl i José Maria Aznar, nieśli sztandar tej szkoły myślenia. Ich pokolenie nie znalazło jeszcze godnych następców. Dziś ani szefowie rządów, ani liderzy opozycji nie potrafią powiedzieć prawdy. Wszyscy się zgadzają, że Europejczycy powinni spać dalej, ponieważ przebudzenie wymagałoby więcej pracy niż kontrolowanie „śladu węglowego”. Ekologia i socjaldemokracja to narkotyki rekreacyjne, które prowadzą do długotrwałego uzależnienia europejskiego umysłu zbiorowego i mediów głównego nurtu. Przebudzenie wymagałoby detoksu – a tego raport Draghiego nie oferuje. Wygląda na to, że odwaga polityczna nie popłaca, a prawda ekonomiczna mało kogo interesuje. To jest prawdziwa choroba Europy.