Jacques ATTALI: Zostaliśmy sami

Zostaliśmy sami

Photo of Jacques ATTALI

Jacques ATTALI

Eseista, ekonomista, doradca polityczny. Pierwszy prezes EBOR. Autor m.in. Krótkiej historii przyszłości. Najnowsza książka: Histoires et avenirs de l'éducation, Ed. Flammarion, 2022

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Stany nie będą dłużej nas bronić, żaden amerykański żołnierz nie przyjedzie do Europy ryzykować życia i to do nas należy sfinansowanie naszego własnego parasola ochronnego – pisze Jacques ATTALI

.Zbliża się moment prawdy. Od siedemdziesięciu lat co najmniej idea wspólnej obrony znajduje się w sercu rozważań o przyszłości Europy. I od dawna wiadomo, że dopóki narody europejskie nie zgodzą się co do wspólnej polityki obronnej, dopóty nie będzie prawdziwej ich jedności. A taka polityka byłaby podważeniem niezależności strategicznej każdego z państw i zmuszałaby ich przemysłowców do współpracy. Jak dotąd nie było to możliwe. Sprzeciwiało się temu zbyt wiele sił.

A to przecież poprzez obronność Europejczycy podjęli pierwsze próby zjednoczenia na początku lat 50., proponując niebywale śmiały projekt Europejskiej Wspólnoty Obronnej, który upadł, gdy zwycięzcy z 1945 roku odmówili zjednoczenia z pokonanymi. Później było tylko odkładanie w czasie tematu wspólnej obrony i skrywanie się pod amerykańskim parasolem ochronnym. Aż do 1984 roku i pierwszych prób utworzenia brygady francusko-niemieckiej, szybko zapomnianych po upadku Muru Berlińskiego, gdy wielu wydawało się, że obronność przestała być istotną sprawą. Co więcej, w tym samym okresie niepowodzenie projektu europejskiego samolotu bojowego pokazało, że przemysłowcy nie byli zdolni do zjednoczenia sił i dostarczania swoim rządom strategicznych racji utrzymywania planowania na poziomie krajowym. Filozofię tę we Francji wzmocnił komercyjny sukces samolotów Rafale, podczas gdy Amerykanie robili co w ich mocy, by wszystkie pozostałe kraje kupowały ich uzbrojenie.

Od czterdziestu lat nic się nie zmieniło, choć sztaby generalne w każdym z państw członkowskich wiedzą, przynajmniej od początku prezydentury Obamy, że cokolwiek będzie się działo, Stany Zjednoczone nie będą już dłużej gwarantem bezpieczeństwa Europejczyków. Ale w dalszym ciągu redukowano wydatki na wojsko, a każdy kraj używał swojego coraz skromniejszego budżetu do podtrzymywania własnego przemysłu zbrojeniowego i zamawiania na potęgę amerykańskiego uzbrojenia, godząc się z warunkiem jego użycia jedynie za jawnie wyrażoną na to zgodą Białego Domu. Dzisiaj całościowe wydatki na obronność Europejczyków (włącznie z Anglikami) spadły poniżej połowy tego, co wydają Amerykanie.

Historia zapamięta więc, że po 1990 roku europejscy przywódcy działali z dużą dozą nieświadomości, woląc wydawać fortunę na utrzymywanie przestarzałych modeli w rolnictwie, niespójnych programów w przemyśle obronnym i kolosalnych deficytów budżetowych, przygotowując w ten sposób grunt pod potrójne zwasalizowanie Europy (przez USA, Rosję i Chiny), utratę suwerenności oraz spadek poziomu życia.

Niedawne deklaracje amerykańskiego prezydenta i jego zastępcy dają nam jeszcze jedną szansę na reakcję i uniknięcie tego wstydu: obaj jasno powtórzyli, że Stany nie będą dłużej nas bronić, że żaden amerykański żołnierz nie przyjedzie do Europy ryzykować życia i że to do nas należy sfinansowanie naszego własnego parasola ochronnego. W swojej pogardzie posunęli się nawet do negocjowania pokoju na Ukrainie z Rosjanami – bez udziału Ukraińców i pozostałych Europejczyków.

Zostaliśmy więc sami wobec tych wszystkich zagrożeń ze Wschodu, z Południa, a być może także z Zachodu. Oto jakie czekają nas wybory:

  • W dalszym ciągu zwlekamy z dofinansowaniem naszej obronności; któregoś dnia zostajemy napadnięci, jak Ukraina, przez Rosję pewną tego, że nie musi się niczego obawiać.

  • Wszystkie kraje na masową skalę zwiększają budżety na obronność, zachowując własne strategie zakupowe i politykę przemysłową oraz zaopatrując się w większość uzbrojenia w firmach amerykańskich bądź krajowych. Jeśli wybierzemy to rozwiązanie, dalej będziemy uzależnieni od Amerykanów, którzy nie tylko nie będą już nas chronić, ale nas zwasalizują i rozbiją jedność Unii Europejskiej.

  • Wszystkie kraje na masową skalę zwiększają budżety na obronność, opracowują wspólne strategie obrony, opuszczają pozbawione sensu NATO, budują prawdziwie wspólny przemysł obronny. To rozwiązanie pociągałoby za sobą radykalne zmiany. Decyzja należałaby do klasy politycznej, gdyż przemysłowcy będą temu przeciwni.

.Gdyby powiodło się to ostatnie, gdyby Unia Europejska i Wielka Brytania przeznaczały 5 proc. PKB na obronność, prześcignęlibyśmy Amerykanów (1110 mld dolarów vs 824 mld dolarów – K. Mahbubani, It’s Time for Europe to do the Unthinkable, „Foreign Policy”, 2025). Europa byłaby wówczas pierwszym wojskowym mocarstwem świata. Nie musiałaby się obawiać Rosji niezdolnej dzisiaj nawet do pokonania Ukrainy. Miałaby świetną pozycję do nawiązania zrównoważonych porozumień z USA, Rosją, Chinami i Indiami. Mogłaby stawić czoło wyzwaniom ekologicznym, wyznaniowym i demograficznym. A zwłaszcza mogłaby pomóc Afryce w rozwoju, unikając w ten sposób napaści z jej strony. Aby to osiągnąć, politycy powinni namówić swoich przemysłowców do współpracy, szukając gdzie indziej niezbędnych oszczędności budżetowych.

Do tego potrzebni są przywódcy roztropni i stanowczy, zdolni oprzeć się nacjonalistycznym pokusom swoich skrajnych prawic, pacyfizmowi swoich skrajnych lewic, konserwatyzmowi swoich przemysłowców i obawom swoich związków zawodowych.

Nasi wrogowie mogą wszak spać spokojnie: tacy przywódcy nie istnieją.

Jacques Attali

Tekst ukazał się w nr 70 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>]. Miesięcznik dostępny także w ebooku „Wszystko co Najważniejsze” [e-booki Wszystko co Najważniejsze w Legimi.pl LINK >>>].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 31 października 2025