Lipcowe decyzje NATO zamkną wschodnią narrację aliantów
Tymczasem nieoceniony Siergiej Ławrow dopisał był polityczne uzasadnienie do doktryny Gierasimowa (reguły nowej wojny z użyciem miękkiej siły: presja polityczna i strategiczna, sankcje i blokady ekonomiczne, wpływ na elity polityczno-wojskowych oraz opozycję w zaatakowanych krajach, buntowanie mniejszości, wojna informatyczna i informacyjna). Wykwintny dyplomata zapewne pozazdrościł generałowi Walerijemu Gierasimowi i również postanowił łopatą wyłożyć imperialne racje.
W tym celu najłatwiej odwołać się do Katarzyny Wielkiej („Żadna armata nie wystrzeli w Europie bez naszej zgody”) oraz równie nielichego Piotra Wielkiego („Polska to dla Rosji pomost do Europy, a Bałtyk to nasze okno na świat”). Od tych postaci dzielił sługę Włodzimierza Wielkiego już tylko krok do konstatacji: „W ostatnich dwóch stuleciach wszelkie próby zjednoczenia Europy bez udziału Rosji kończyły się ponurymi tragediami”.
Ich wieliczestwa nie opowiadają przecież całej historii. Clausewitzową regułę stosują bowiem przede wszystkim w wojnie wewnętrznej. I nie chodzi tylko o ponowne wysiedlenie Tatarów z Krymu, ani wyłącznie o ukraiński spisek. Nie chodzi nawet o to, że w kolejce do NATO czeka pięć krajów, a pod skrzydłami dwugłowego orła nikt nie chce się chronić.
Najgroźniejszą słabością Kremla jest (stworzony przez KGB) archaiczny aparat analityczny, tłumaczący wszystko spiskiem. Dlatego wprowadzanie gospodarki na tory wojenne oraz odwoływanie się do bojowych emocji, jest tylko metodą ucieczki przed skutkami wewnętrznego kryzysu. Wojna per procura ze Stanami Zjednoczonymi ma jednoczyć Rosjan wokół zagrożenia, a jednocześnie szantażować wolny świat prewencyjnym użyciem broni nuklearnej. A trudno w locie odróżnić Iskandera z konwencjonalnym ładunkiem burzącym od nosiciela głowicy jądrowej.
Dlaczego tak? Bo kluczem do rosyjskiej strategii jest jej niemoc. Anachronizm strukturalny rewizjonistycznego mocarstwa nie pozwala nawet na nieśmiałe próby reformowania systemu. Nic to, że mechanika czarnej dziury, rządząca rosyjskimi umysłami i czołgami, jest strategią szaleńca. Ważne, że algorytm 3N (copyright: Adam Daniel Rotfeld) czyli niepewność, niejasność i nieprzewidywalność, jest skuteczny. Czy rzeczywiście? Skoro alianci przebyli długą drogę od resetu do brygady w Europie Środkowej?
Otóż, kłopot w tym, że wspólna percepcja (zachodnie elity identycznie postrzegają wschodnie zagrożenie strategiczne) nie prowadzi do kumulatywnych wniosków i polityki synergii. Odpowiedź miękka brzmi: właśnie dlatego, iż jest to zagrożenie strategiczne, nie powinniśmy angażować się w walkę. Tym bardziej, zarówno Newport, jak i Warszawę, możemy brać za sukcesy. Nie przydarzyło się bowiem nowe Monachium. A jednak, po Warszawie, będziemy zdziwieni. Nie do razu. Po chwili oddechu.
Mianowicie, lipcowe decyzje NATO zamkną wschodnią narrację aliantów. Punkt ciężkości będzie przeniesiony na południe, bo tamtejsze konflikty niosą codzienne ofiary, a zagrożenia już dotarły do serca Europy. Dlatego najgroźniejszy będzie dla nas triumf. Jeśli dowódcy 7. Regimentu Kawalerii powiemy: „Generale Custer, jeszcze tylko ta ostatnia bitwa!”, przegramy. Rubieżą naszej dalszej walki powinien być fragment preambuły do Traktatu Waszyngtońskiego: „Są zdecydowane ochraniać wolność, wspólne dziedzictwo i cywilizację swych narodów, oparte na zasadach demokracji, wolności jednostki i rządów prawa”. Azymut wyznaczony powyższymi słowy będzie w najbliższych latach nieoceniony; tak w pisaniu strategii, jak i porządkowaniu podwórka.
Marek Sarjusz-Wolski
Tekst pochodzi z wyd.5 (1/2016) Niezależnego Magazynu Strategicznego PARABELLUM. Promocyjne egzemplarze dla Czytelników #KontoPREMIUM[LINK]. Zainteresowanych prosimy o zgłoszenie: redakcja@wszystkoconajwazniejsze.pl z podaniem identyfikatora/loginu #KontoPREMIUM.