Jan ŚLIWA: Elon Musk – nowy mózg Twittera

Elon Musk – nowy mózg Twittera

Photo of Jan ŚLIWA

Jan ŚLIWA

Pasjonat języków i kultury. Informatyk. Publikuje na tematy związane z ochroną danych, badaniami medycznymi, etyką i społecznymi aspektami technologii. Mieszka i pracuje w Szwajcarii.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Elon Musk kupił Twittera. Pan A kupił firmę X. Kapitał nie ma narodowości ani osobowości. Niemniej w kręgach polityczno-medialnych zawrzało, jak gdyby właśnie wybuchła kontrrewolucja październikowa, dziesięć dni, które wstrząsnęły światem – pisze Jan ŚLIWA

Reakcja ta sugeruje, że dla wielu ta pozornie neutralna platforma wymiany opinii stała się ważnym narzędziem wpływania na społeczeństwo. Spektakularnym wydarzeniem było w styczniu roku 2021 dożywotnie (!) wykluczenie Donalda Trumpa, urzędującego prezydenta. Wydawało się to ostatecznym triumfem sił postępu; obecnie przywrócenie konta @realDonaldTrump może być sygnałem do odwrotu. Przy czym jeszcze zobaczymy, czy to nastąpi. Elon Musk oświadcza: „Wolność słowa jest fundamentem funkcjonującej demokracji, a Twitter jest cyfrową agorą, gdzie dyskutowane są sprawy żywotne dla przyszłości ludzkości”. Zapowiada też upublicznienie algorytmów selekcji informacji i walkę z trollingiem.

Elon Musk to w tej chwili najbogatszy człowiek świata, wart 273 mld dolarów, założyciel firmy Tesla (samochody elektryczne) i SpaceX (transport kosmiczny). Wartość transakcji to 44 mld dolarów, Musk osłodził ją opornym, płacąc powyżej aktualnej wartości platformy. To mniej więcej wartość Hondy albo połowa Boeinga. Tyle jest dziś warta informacja.

Podający się za liberałów w komentarzach zrównują często wolność słowa z sianiem nienawiści. Wypominają Muskowi proces, w którym pracownik Tesli otrzymał 137 mln dolarów odszkodowania za rasistowskie zachowania wobec niego przełożonych. Obawy i nadzieje dotyczą traktowania poprawności politycznej, krytycznej teorii ras, walki z rasizmem i białą supremacją, ideologii woke, gender i cancel culture. Dla wielu sprawy zaszły w tym kierunku zdecydowanie zbyt daleko. W amerykańskich firmach zatrudniony jest „chief diversity oficer”, czuwający nad wiernością ideom równości jak niegdyś oficer polityczny. Każda forma konserwatyzmu jest tępiona, nawet w przypadku tak wybitnych myślicieli jak Roger Scruton. Twórczyni Harry Pottera, J.K. Rowling, nie została zaproszona na party z okazji 20-lecia książki, mimo że bez niej nie byłoby czego świętować.

Powodem było jej zdanie, że transkobieta to nie kobieta. Opinia ta, zbliżona do ruchu TERF (Trans-Exclusionary Radical Feminists), uważana jest dziś za niekonwencjonalną. Zwolennicy radykalnego postępu uważali, że proponowany przez Gramsciego marsz przez instytucje zakończy się wkrótce całkowitym sukcesem. Tymczasem firmy promujące gender, jak Netflix czy zwłaszcza Disney, zwracające się do rodzin i dzieci, przez wielu odrzucane są za nachalną propagandę. Ich akcje spadają, ludzie głosują w klasyczny kapitalistyczny sposób – portfelem.

Problemem może też być sama osoba Elona Muska. W społeczeństwie, w którym dominują urzędnicy, wynajęci managerowie i inteligencja („klerkowie”), niezależny biznesmen budzi zrozumiały dystans. Może tych ludzi sprzedać i kupić, to nieprzyjemne. Niegdyś tacy właśnie self-made men zbudowali wielkość Ameryki. Otwartość na nowe pomysły, a zwłaszcza swoboda we wprowadzaniu ich w życie w celu bogacenia się (tak!) dała Ameryce koleje Vanderbilta, stalownie Carnegiego, samochody Forda, ropę naftową Rockefellera, elektryczność Westinghouse’a. Pieniądze pozwalają na kolejne projekty, również dobroczynne, jak 1687 publicznych bibliotek sponsorowanych przez Andrew Carnegiego. Ale też na wyznaczenie kolejnego prezydenta w gronie kilku panów przy szklaneczce whisky.

Połączenie przodujących firm technologicznych z dominującą platformą informacyjną daje Muskowi potężną moc. Może on wykorzystać ich potencjalne synergie, w ekstremalnym przypadku nie dopuszczać na Twitterze reklam konkurentów na rynku samochodowym. Twitter jest firmą prywatną, czyli decyduje szef. Podobnie jest w Dubaju, gdzie mądry szejk jest błogosławieństwem dla kraju, ale jego następcą może być hulaka. W starożytnych Atenach mogło to być podstawą do ostracyzmu – wypędzano z miasta nie tego, który próbował zdobyć władzę absolutną, lecz tego, kto według obywateli mógł to zrobić. Tak jest jednak z wybitnymi jednostkami. Można sprowadzić je do parteru, wciągnąć za nogi z powrotem do kotła (jak w polskim piekle), lecz można też wykorzystać ich talent, z wiadomymi niebezpieczeństwami. Na pewno jednak osobników myślących schematycznie będą mocno irytować.

Jordan Peterson, mający swoje problemy z polityczną poprawnością, tak mówi o tej taktyce dopasowywania się: „Pracownik naukowy przyzwyczaja się do niemówienia tego, co myśli, spodziewając się, że gdy zostanie samodzielnym profesorem, będzie mógł się wreszcie swobodnie wypowiadać. Niestety wtedy nie wie już, jakie są jego własne poglądy”.

Zakładając, że przejęcie Twittera rzeczywiście spowoduje wyrównanie szans dla rozmaitych poglądów, zastanówmy się, czego właściwie oczekujemy od wymiany myśli. Konfrontacja z różnymi formami cenzury (ban, shadowban – szczególnie złośliwy, bo niewidoczny), skłania do zaangażowania na rzecz wolności słowa. Tu muszę jednak wystąpić jako własny advocatus diaboli. By udowodnić, że wolność nie powinna być absolutna, wystarczy jeden kontrprzykład – dobrym kontrprzykładem jest pornografia dziecięca. Można tu też wymienić bezpośrednie nawoływanie do przemocy fizycznej. Natomiast stwierdzenie „X jest idiotą” jest dopuszczalne, dla każdego X. A respekt dla najwyższych funkcji państwowych i duchownych? Temat otwarty. Ustalając reguły, musimy pamiętać, że muszą stosować się do wszystkich. Sędzia powinien odgwizdywać nie karnego dla Legii, ale karnego po faulu. To bolesne, bo przecież to my mamy rację.

Można też myśleć o szczególnej sytuacji podczas wojny, klęsk żywiołowych lub (powiedzmy) epidemii. To są delikatne tematy, bo z jednej strony dobra jest otwarta dyskusja, np. czy zagrożenie klimatyczne jest autentyczne, z drugiej jednak takie sytuacje to raj dla manipulatorów, zwłaszcza zewnętrznych. Odfiltrowanie obcych jest trudne, bo często mają lokalne tuby. Sytuacja też nie jest uczciwa, jeżeli jedna strona ma przewagę liczebną i finansową. Przykład: w mediach światowych występuje obecnie zalew informacji typu „Polacy przyjęli 3 miliony uchodźców, ALE byli nieuprzejmi dla kolorowych, LGBT, a zwłaszcza dla przekradających się przez las z Białorusi”. Jak wiadomo, ważniejsza część zdania zaczyna się od ALE. To mutacje tego samego motywu, tema con variazioni. Pochodzą z polskich źródeł, nobilitowane przez markowe media, rozprzestrzeniają się na cały świat. Inspiracji można się domyślić, trudniej ją udowodnić.

Co do nieprzyjemnych wpisów, jestem zdecydowanie przeciwny dalszym konsekwencjom, jak wciąganie w spór pracodawców czy rodziny. Niektórzy w zapalczywości chcieliby wyrzucania z pracy i uniemożliwiania kolejnego zatrudnienia, a ekstremalnie szykanowania rodziny. To jest dokładnie to postępowanie, które należy zwalczać. Dyskusja powinna się zamykać w ramach agory.

.Ze względu na znaczenie Twittera mamy potencjalnie do czynienia z przewrotem na rynku opinii. Do czego to jednak doprowadzi – zobaczymy.

Jan Śliwa

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 26 kwietnia 2022
Fot. Mike BLAKE / Reuters / Forum